Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Przeszłość się (nie) liczy

Przesuwał palcami po ścianach, próbując sobie przypomnieć cokolwiek, jednak na niewiele to się zdało. 

Przyglądał się uważnie arsenałowi na ścianie. Domyślał się, że kiedyś jej używał, ale teraz prawdopodobnie nie potrafiłby jej nawet przeładować. Żadnego pistoletu, karabinu, ani innej broni palnej, która dumnie wisiała teraz przed nim. Będzie musiał się tego nauczyć, jeśli chce się zemścić. Będzie musiał nauczyć się strzelać. A może po prostu wystarczy, że sobie przypomni? Czy pamięć o tym, jak się strzela wystarczy?

Przeniósł wzrok na szafkę nocną koło łóżka. Lampa, maszyna do pisania, parę innych rzeczy, których nie rozpoznawał - zapewne dlatego, że już się ich nie używa i ludzkość o nich praktycznie zapomniała... W centrum tego wszystkiego było zdjęcie. Niepewnie wziął je do ręki i przyjrzał mu się uważnie.

Zdjęcie przedstawiało małego chłopca o blond włosach i długiej krzywce opadającej niemal po same oczy, którego ramieniem obejmowała kobieta o długich blond włosach i promiennym uśmiechu.

Poczuł lekki ucisk w okolicach serca. 

Nie rozumiał czemu. Nigdy nie widział tej kobiety. A przynajmniej nie w tym życiu. Kim była? I kim był ten chłopiec? Czy możliwym jest żeby to on był na tym zdjęciu? To oznaczałoby, że ta kobieta to Mary Winchester - jego prawdziwa matka.

Chciał iść do Castiela, by go o to zapytać, jednak gdy tylko ruszył w stronę drzwi, te otworzyły się i anioł wszedł do środka z tacką jedzenia.

Dean spojrzał na niego podejrzliwie.

- Pomyślałem, że będziesz głodny przed snem - wyjaśnił anioł.

Spuścił wzrok na tackę, na której dostrzegł cztery średniej wielkości kanapki z szynką i serem. Znowu podniósł wzrok na anioła, tym razem z lekką wdzięcznością - na więcej nie było go w tym momencie stać. Faktycznie był głodny i dopiero teraz to poczuł. Jednak cała ta troska? To było dla niego coś nowego, do czego musiał przywyknąć. Bo wiedział już, że Castiel nie przestanie się martwić od tak po prostu.

- Tak - przyznał to na głos. - Dzięki, Cas.

Wziął od anioła tackę i postawił na komodzie - zje, jak tylko otrzyma odpowiedź na pytanie, które zaczęło go uporczywie męczyć.

Podał lekko zdezorientowanemu aniołowi zdjęcie, które cały czas trzymał w ręce.

- Kto jest na tym zdjęciu? - spytał niepewnie.

Cas uniósł wzrok na przyjaciela.

- Ty i twoja matka.

Dean zagryzł wargę - czyli jednak miał rację.

Nawet nie wiedział, kiedy z jego ust wydobyło się kolejne pytanie.

- Wiesz może, czy jest tego więcej? - w jego głosie słychać było niemal błaganie, które wynikało z tego, iż przez całe obecne wcielenie okłamywano go. Nie znał swojej prawdziwej rodziny i chciał ją znów poznać. Nawet jeśli w obecnej sytuacji miało się to tyczyć jedynie zdjęć i wspomnień, bo przecież wszyscy już dawno nie żyli.

Castiel zamyślił się na chwilę, marszcząc brwi, próbując sobie przypomnieć czy Dean mówił mu cokolwiek o tym, gdzie trzyma zdjęcia. 

- Wydaje mi się, że trzymałeś je w szufladzie w szafce nocnej- powiedział, jakby nie do końca pewnie.

Cóż - takich szczegółów po ponad dwudziestu latach nie mógł być pewien.

Blondyn zignorował wahanie w głosie swojego przyjaciela i niemal rzucił się w stronę wskazanej szuflady. Castiel miał rację - zdjęcia leżały na samym wierzchu.

Jedno zdjęcie przedstawiało cztery postaci przed jakimś domem, o czym świadczyło przede wszystkim drzewo w tle i kawałek budynku. Na zdjęciu był mężczyzna w czapce, on, jego matka trzymająca w dłoniach niemowlę...

- To ja, Sam i rodzice? - musiał się upewnić, więc pokazał zdjęcie Castielowi, który w międzyczasie zbliżył się do niego o kilka kroków.

Anioł na krótki moment przyjrzał się uważnie zdjęciu.

- Tak.

Przełożył zdjęcie, by ujrzeć kolejne. 

To z kolei przedstawiało dwóch praktycznie dorosłych mężczyzn - ciemnego blondyna i szatyna. Jeden niższy, drugi wyższy. Obaj uśmiechnięci na tle jakiejś polany...

Pamiętał te twarze ze zdjęć monitoringu, które znalazł w sieci.

- To ja i Sam? - spytał Castiela.

- Tak - anioł ponownie potwierdził i odetchnął z lekką ulgą widząc, że Dean sobie przypomina.

Kolejne zdjęcie przedstawiało jego i Sama, jednak po środku nich stał starszy, niższy od nich mężczyzna. Przez chwilę przyglądał się zdjęciu w milczeniu.

- Kto to? 

Castiel spojrzał na zdjęcie.

- Bobby Singer - powiedział, a Dean zmarszczył pytająco brwi, więc zaczął wyjaśniać. - Przyjaciel rodziny. Był dla ciebie i Sama jak drugi ojciec.

Skinął głową i wrócił do wpatrywania się w zdjęcie w milczeniu - próbował sobie przypomnieć cokolwiek, jednak to nie było takie proste i jedynie rozbolała go od tego głowa, więc zaczął masować skroń i usiadł na łóżku, nadal nie odrywając przy tym wszystkim wzorku od zdjęcia.

- Peter?

Castiel celowo użył tego imienia. Po pierwsze - wiedział, że prawdopodobnie przy złym samopoczuciu może być ono dla Deana bardziej komfortowe, a po drugie - chciał zobaczyć jego reakcję. Reakcja ta jednak kompletnie go zaskoczyła.

- Nie chcę więcej słyszeć tego imienia, w porządku? - spytał, nie odwracając nawet wzroku w stronę anioła. - Nie jestem Peter Moore. Jestem Dean Winchester.

Cas przez dłuższą chwilę nie wiedział, jak powinien na to zareagować. Cieszył się - tego był pewien. Ale czuł, że powinien był zachować się inaczej. Nie wiedział tylko jak.

- Dobrze, Dean - odezwał się w końcu, a blondyn uraczył go lekkim uśmiechem, na co anioł zareagował tym samym na moment zapadła cisza.

- Przeszłość nie ma już dla mnie znaczenia, Cas - wznowił rozmowę, pewnym siebie tonem. - Znaczy... ta dalsza ma. Ale ta sprzed ostatnich prawie dwudziestu jeden lat nie. Ona się nie liczy. Nie wnosi nic poza tym, że sprawia, iż tym bardziej chcę się zemścić na tej suce, która zabiła mnie i mojego brata, wskrzesiła mnie i zrobiła ze mnie swojego synalka. Chcę ją załatwić i zamknąć ten rozdział.

Castiel przytaknął i spojrzał na przyjaciela z uznaniem i swego rodzaju tęsknotą - przed te wszystkie lata tak bardzo za nim tęsknił. I nawet jeśli miał teraz inne ciało, to nadal był Dean.

- Zemścisz się - zapewnił go. - A ja ci w tym pomogę.

- Wiem, Cas i jestem ci za to wdzięczny. Naprawdę.

Anioł skinął tylko nieznacznie głową i znów zapadła cisza.

- Zjedz jeśli jesteś głodny, jeśli nie, idź spać - zaczął łagodnie. - Jest późno, a ty jesteś zmęczony. Powinieneś odpoczywać.

- Ty nie wydajesz się być zmęczony.

Castiel uśmiechnął się lekko.

- Anioły nie potrzebują snu.

- W ogóle nie śpisz? - spytał zaskoczony Dean. - Nigdy nie spałeś?

- Kiedyś spałem - wyznał. - Ale to długa historia na czas, gdy więcej sobie przypomnisz.

Dean skinął głową.

- Dobranoc, Dean - powiedział, po czym ruszył w stronę drzwi.

Jak bardzo głupio Dean by się nie czuł prosząc go o to, musiał go zatrzymać.

- Cas, zaczekaj - poprosił, niemal krzycząc w desperacji. Anioł zatrzymał się i odwrócił w jego stronę z pytaniem i zaskoczeniem wymalowanymi na twarzy. Dean przełknął ślinę. Zabrzmi jak mięczak. - Skoro nie musisz spać to... - spuścił wzrok na podłogę - mógłbyś zostać?

Castiel spojrzał na niego jeszcze bardziej zaskoczony, ale nie dopytywał - widział ile kosztowała go sama prośba.

- Oczywiście - odpowiedział, po czym zajął miejsce na krześle w rogu pokoju.

- Dziękuję - powiedział niemal niesłyszalnie, ale wystarczyło to, aby anioł zrozumiał przekaz i skinął mu tylko głową w krótkim i jasnym przekazie: zawsze możesz na mnie liczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro