5. Przepraszam, chociaż wiem, że to już nic nie znaczy
Tym razem drobna autopromocja w mediach. Enjoy 😘
Kiedy upewnili się, że wiedźma, której imię rzekomo brzmiało Rexana, nie rzuciła na Deana żadnych zaklęć namierzających, ani innych, które mogłyby w jakikolwiek sposób skrzywdzić, zgodnie postanowili, że opuszczą miasteczko jeszcze dzisiaj.
Dean poszedł do Steve'a i powiedział mu, że dziękuje mu za wszystko, ale musi wyjechać na trochę, żeby sobie wszystko poukładać. Mężczyzna był nieco zawiedziony, ale zrozumiał.
Potem udali się pod hostel, w którym zatrzymał się Cas, a gdy Dean zobaczył Impalę zaparkowaną na parkingu... czuł, że część wspomnień znowu do niego wraca.
Pamiętał ten samochód ze swojego ostatniego snu, ale wiedział, że wiąże się z nim dużo więcej niż to jedno wspomnienie. Był tego pewien. Dlatego przejeżdżał dłońmi po karoserii auta, jakby próbując sobie to wszystko przypomnieć.
- Dbałem o nią, bo wiedziałem ile dla ciebie znaczy - powiedział Castiel, oddając Deanowi kluczyki.
Blondyn spojrzał na anioła nie do końca rozumiejąc.
- To twoje auto - powiedział nieco niepewnym tonem Cas. - Wcześniej należało do twojego ojca. Twojego prawdziwego ojca.
Chłopak przytaknął i zamyślił się na moment, jakby próbując sobie coś przypomnieć. I faktycznie tak było - ze wszystkich sił starał sobie przypomnieć imiona swoich prawdziwych rodziców, ale nie potrafił. A to bolało. Bardzo.
- Cas? - spytał niepewnie, mając nadzieję, że anioł udzieli mu odpowiedzi na to pytanie. Kiedy anioł spojrzał na niego pytająco, po prostu go o to zapytał. - Jak mieli na imię moi rodzice?
- John i Mary - powiedział z widoczną troską. - John i Mary Winchester.
Dean skinął głową. John i Mary - musiał zapamiętać te dwa imiona.
- A mój brat to Sam?
Anioł przytaknął.
- Miałem inne rodzeństwo?
- Był jeszcze Adam. Twój przyrodni brat.
- Co się z nim stało? - spytał, jakby bojąc się odpowiedzi. A jeśli zginął w podobny sposób jak Sam? Albo gorszy?
- Zginął w walce między Michałem i Lucyferem w dwa tysiące dziesiątym roku.
Nic na to nie odpowiedział. Potrzebował chwili, aby to przetrawić. W końcu jednak skinął głową i zmienił temat.
- Dokąd jedziemy?
- Lebanon, Kansas - odparł anioł. - Wracamy do domu.
Znowu skinął głową, po czym chciał wsiadać na siedzenie pasażera, ale Castiel go zatrzymał.
- Nie prowadzisz? - spytał nieco zdezorientowany.
- Nie znam drogi - odparł szybko Dean.
- Będę ci mówił jak jechać - obiecał mu, a on ponownie skinął głową, po czym wsiadł za kierownicę i przez moment znów się zamyślił.
Myślał o tym jakim kłamstwem było jego życie jeszcze tydzień temu. W zasadzie to jeszcze wczoraj - wiedźma, która zabiła jego i jego brata, udawała jego matkę. Miał ochotę się porzygać - jak można być tak...? Zastanawiał się co by było, gdyby tydzień temu Castiel się tu nie pojawił. Czy dalej żyłby w kłamstwie? Najprawdopodobniej tak.
- Cas, mogę cię o coś spytać? - jego głos wciąż brzmiał niepewnie.
Wiedział, że może ufać Castielowi. Zdawał sobie sprawę z tego, że wiele razem przeszli, jednak ta sytuacja była dla niego po prostu zbyt dziwna.
- Oczywiście - odpowiedział też nieco niepewnie, jakby bojąc się tego, jakie pytanie padnie z ust Winchestera.
- Dlaczego tu przyjechałeś? - wypalił.
Anioł zmarszczył brwi.
- Znalazłem tu kolejną sprawę.
- Ale czemu akurat tutaj? - dopytywał. - Chodzi mi o to, że na pewno znalazłeś więcej spraw niż ta jedna, więc dlaczego akurat tutaj?
- Nie wiem - odparł anioł zgodnie z prawdą. - Po prostu zobaczyłem, że jedna ze spraw dotyczy wiedźmy, więc wybrałem wiedźmy. Po tym co stało się prawie dwadzieścia jeden lat temu... - nie dokończył. Może dlatego, że wciąż nie potrafił, a może dlatego, że po prostu nie musiał.
Dean przytaknął i na chwilę zapadła cisza.
- Cas, tak bardzo cię przepraszam - wypalił nagle.
Anioł po raz kolejny zmarszczył brwi i spojrzał na łowcę zdezorientowany.
- Za co?
- Za to co powiedziałem w garażu - zaczął. - Wiem, że cię wtedy zraniłem.
- Nie przepraszaj za to.
Pokręcił smutno głową.
- I przepraszam za to co wtedy zrobiłem - wypalił, a Castiel spojrzał na niego nic nie rozumiejąc. - Próbowałeś jakoś odwrócić jej uwagę, żebyśmy mogli ją załatwić. Żebyśmy mogli przeżyć... Gdybym wtedy siedział cicho... albo sięgnął po tą pieprzoną broń...
- To nie była twoja wina, Dean - powiedział stanowczo i skarcił się za użycie tego imienia, ale odetchnął z drobną ulgą, kiedy tym razem chłopak go nie poprawił. - Gdyby wcześniej powiedział o tym co zrobiła ze mną Pustka, to potoczyłoby się inaczej.
- Nie wiesz tego - powiedział, patrząc teraz aniołowi w oczy. - A ja wiem, że gdybym strzelił zamiast zadawać pytanie, na które wiedziałem, że nie uzyskam odpowiedzi... To była moja wina, Cas. Musiałeś żyć te wszystkie lata ze świadomością, że nie dałeś rady nas uratować. Przepraszam, Cas - głos mu się lekko łamał. - Przepraszam, chociaż wiem, że to już nic nie znaczy.
- To nie była twoja wina - powtórzył anioł.
- Twoja też nie - powiedział stanowczo, zanim Castiel zdążył dodać "tylko moja". Bo wiedział, że to doda. Widział jego poczucie winy.
Znowu zapadła cisza.
Żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć. Co zrobić. W końcu Dean przerwał ciszę.
- Możesz mi coś obiecać, Cas? - spytał, a anioł znów spojrzał na niego tym swoim troskliwym spojrzeniem, przez które łamało mu się serce.
Jak on dał radę przez te wszystkie lata? Jak dawał radę żyć z tym poczuciem winy, które biło od niego tak, że wyczuwał je cały czas mimo tego, że anioł nie mówił o nim ciągle na głos.
- Obiecaj mi - zaczął spokojnie. - Że kiedy już wszystko będę pamiętał. Kiedy zakończymy tą chorą amnezję... Obiecaj mi, że wrócimy tu i ją zabijemy. Za to co nam zrobiła. Za to co zrobiła mojemu bratu.
Anioł przez chwilę wpatrywał się w niego, po czym przytaknął nieznacznie.
- Obiecuję.
Dean spojrzał na niego z wdzięcznością, po czym odpalił silnik.
Wsłuchał się w rytm silnika sprzed niemal wieku, po czym ruszył.
Co jakiś czas zerkał na siedzącego cicho i patrzącego na drogę Castiela. Tylko on mu teraz został. On i ten samochód - to wszystko co miał. Tydzień temu wydawało mu się, że ma prawie wszystko, ale tak naprawdę nie miał nic. Teraz czuł, że zaczyna żyć na nowo. Mimo tego, że wciąż niewiele pamiętał o swojej przeszłości i w głębi duszy był przerażony najbliższą przyszłością.
Zerkał na anioła, który po raz kolejny go ocalił (nie pamiętał poprzednich razów, ale był pewien, że były) i uśmiechnął się nieznacznie. Był jego przyjacielem. Przyjacielem, któremu mógł zaufać. Którego mógł spytać, wydawać by się mogło, o wszystko. Przyjacielem, który chciał mu pomóc. Który poświęcił dla niego wiele i któremu na nim zależało.
Miał przyjaciela, dzięki któremu znów czuł, że zaczyna żyć. Dzięki któremu znów stanie na nogi i będzie gotowy dokonać zemsty.
Czy mógłby prosić wtedy o więcej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro