15. Robię to dla ciebie
Dean skinął głową, przygryzając lekko wargę.
Nie potrafię - Castiel nie był w stanie być z nim szczery. I wiedział, że powinien dać mu odrobinę prywatności. Wiedział, że powinien mu zaufać. Ale...
Pamiętał wszystko. Pamiętał, że anioł miał w zwyczaju robić głupie rzeczy bez konsultacji, często nie słuchając jego rad. Nie słuchając go wcale. A to nigdy nie kończyło się dobrze...
Podróż do Czyśćca?- Lewiatany.
Opętanie przez Lucyfera? - Wieczne problemy i nefilim (który sam w sobie na szczęście nie był problemem).
Zabicie Billie? Ucieczka z Kelly? - Śmierć i trafienie do Pustki, inne wymiary...
Rozmowa z Lucyferem? - Więzienie przez Asmodeusza.
Tego naprawdę można by wymienić całkiem sporo.
A co jeśli znalazł sposób na zabicie wiedźmy, ale postanowił to przed nim ukryć? Co jeśli przy tym zginie, albo wywoła koniec świata? A jeśli wymyślił coś jeszcze głupszego?
- Cas, obiecaj mi tylko, że nie chcesz zrobić nic głupiego.
Anioł nadal nie podniósł na niego wzroku i przygryzł minimalnie wargę. Dean już wiedział co to oznacza.
- Cas! - to był krzyk łączący wściekłość z rozpaczą. Co ten dzieciak znowu wymyślił?
- Przepraszam, Dean - powiedział cicho, niemal bez emocji.
W tym momencie Dean miał szczerą ochotę mu przyłożyć i przemówić do rozumu. Powstrzymał się jednak.
- Co chcesz zrobić?
Nie odpowiedział. Winchester zaczął lekko panikować.
- Zrobiłeś to już?
Nadal nie odpowiadał.
- Cas, patrz na mnie, gdy do ciebie mówię!
Ton jego głosu... Błaganie, desperacja... Bał się, że go straci. Bał się, że anioł zrobi coś, przez co zginie. To ten ton jego głosu sprawił, że Cas pękł.
Podniósł wzrok na Deana, a Dean mógłby przysiąc, że widział łzy w jego oczach.
- Robię to dla ciebie, Dean.
- Dla mnie?! - tego było za wiele... - Jeśli robisz to dla mnie, cokolwiek to jest, po prostu tego nie rób, okej?
Cas nadal wpatrywał się w niego, a oczy mu lekko błyszczały. Tak, jakby naprawdę miał zaraz zacząć płakać.
- Dean...
- Po prostu tego nie rób - powiedział stanowczo, nie pozwalając mu się wysłowić. - Cokolwiek planujesz, nie rób tego.
Anioł pokręcił lekko głową. Jak miał mu to obiecać, skoro cały czas czuł jego tęsknotę za bratem. Skoro wiedział ile Sam znaczył dla Deana. Zawsze. Jak mógł postawić swoje szczęście ponad coś takiego?
- Cas - teraz Dean już niemal błagał. - Straciłem Sama. Straciłem wszystko. Nie chcę stracić też ciebie.
Te słowa przeważyły szalę. Anioł wstał i pocałował go. Po raz ostatni. Ze świadomością, że już nigdy nie wróci do tej chwili. Że żaden z nich nigdy nie będzie pamiętał, że to się wydarzyło.
Dean wyczuł, że w tym pocałunku było coś innego, coś... Spojrzał na niego pytająco.
- Cas?
- To pożegnanie - powiedział i gdy odwrócił się, by zniknąć, bo wiedział, że nie zniesie tu ani chwili dłużej, Dean chwycił go za ramię, chcą go zatrzymać.
I nim którykolwiek z nich zdążył zareagować, byli już w zupełnie innym miejscu. Innego dnia.
Byli pod domem, który obaj pamiętali aż nazbyt dobrze, a którego obaj woleliby nie pamiętać.
- Cas? - ponowił pytanie Dean.
- Nie powinno cię tu ze mną być - powiedział stanowczo anioł.
I nim Dean zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zobaczył ich - trójkę przyjaciół - dwóch braci i anioł, którzy zmierzali w stronę budynku.
Dopiero wtedy zrozumiał.
Był dwudziesty pierwszy maja dwa tysiące dwudziestego roku.
Spojrzał na Castiela nieco przerażony.
- Masz pojęcie, jakie to będzie miało konsekwencje?!
- Nie może być gorzej niż było - odparł stanowczo i ruszył w stronę nadchodzącej trójki.
- Cas - Dean niemal warknął łapiąc go za ramię najmocniej jak potrafił. Anioł znów odwrócił się w jego stronę.
- Myślisz, że apokalipsy, potwory... że to wszystko skończyło się wraz z tym dniem? - w jego głosie brzmiała determinacja. Nie zamierzał już zmieniać decyzji. Nie teraz. - Nie. Było jeszcze gorzej. Walczyliśmy z Jackiem we dwóch, ale bez was? Złamało to nas obu. Jego bardziej niż powinno. Nie mogę pozwolić, by to się stało. To nie powinno było się stać.
Dean puścił ramię przyjaciela i wiedział, że już go nie zatrzyma. Zobaczył to w jego oczach. Postanowił odpuścić.
- Wiesz, że żaden z nas nie będzie pamiętał... tego? - ostatnie słowo powiedział wskazując na przestrzeń między nimi.
- Wiem - odpowiedział anioł, a w jego głosie było słychać smutek.
- I mimo to chcesz to zrobić?
Anioł spojrzał mu w oczy i przez kilka sekund patrzyli się na siebie bez słów. Wiedząc, że robią to, z tymi uczuciami, z wiedzą o tych uczuciach, po raz ostatni.
- Robię to dla ciebie - powtórzył cicho Cas, po czy ostrożnie zdjął dłoń Deana za swojego ramienia i ruszył w stronę zmierzenia się z przeszłością.
Przeszłością, która już nigdy nie będzie taka sama.
A Dean po prostu tam stał, patrząc jak to wszystko się kończy.
Jego usta po raz ostatni wymówiły nieme Kocham cię.
Chwilę później nic już nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro