Rozdział 42
Nie bój się komentować ciekawych fragmentów. Ja nie gryzę!
Serkan wcisnął pedał gazu do podłogi, czując narastającą adrenalinę, która mieszała się z niepokojem. Silnik jego samochodu ryczał, a krajobraz za szybą zamieniał się w rozmazane plamy. Na wyświetlaczu GPS pulsował czerwony punkt, do którego zmierzał. Niedawna rozmowa ze zrozpaczoną Sezgin wciąż brzmiała w jego uszach.
— Przepraszam, że dzwonię, panie Serkan. Wiem, że nie powinnam pana niepokoić, ale coś jest nie tak.
— Mercan, weź głęboki oddech. — powiedział stanowczo, ale z wyczuwalną troską. — Musisz mówić wolniej, żebym mógł ci pomóc.
Usłyszał w słuchawce jak próbowała uspokoić szalejące w niej emocje. Po chwili znów odezwała się drżącym głosem.
— Dostałam dziwną wiadomość od pańskiego brata — zaczęła. — Napisał...coś bardzo niepokojącego. W stylu pożegnania. Naprawdę się boję, że coś mogło się stać! Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbiera. Nie wiem, co robić, jestem przerażona!
Serkan rzucił wszystko inne na bok, skupiając się wyłącznie na tym, by zachować zimną krew. Musiał działać szybko, precyzyjnie i bez emocji, które mogłyby go rozproszyć. W tej chwili najważniejsze było bezpieczeństwo Engina, ale równie istotne było uspokojenie Mercan.
— Posłuchaj mnie uważnie — westchnął, starając się nadać swojemu głosowi kojący, ale zdecydowany ton. — Czy w tej wiadomości była jakaś wskazówka? Miejsce, coś, co mogłoby powiedzieć, gdzie jest?
— Nie!
— Gdzie jesteś?
— Cały czas jestem z Naz.
— Wróć do domu i tam czekaj. Jeśli mój brat się do ciebie odezwie, natychmiast mnie poinformuj, dobrze?
— Dobrze. Co, jeśli... — zaczęła, ale głos jej się załamał.
— Znajdę go — obiecał, a w jego głosie była determinacja, która nie pozostawiała wątpliwości. — Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Odpowiedzialność, jaką na siebie wziął, nie przerażała go. Wręcz przeciwnie, tylko wzmacniała jego determinację. Engin gdzieś tam był, a on wiedział, że nie spocznie, dopóki go nie odnajdzie.
Złapał kluczyki od auta, które leżały na blacie w przedpokoju. W pośpiechu wybiegł ze swojego domu. Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem, ale nawet się nie obejrzał. W dłoni trzymał telefon z wybranym numerem brata. Każda sekunda oczekiwania wydawała się wiecznością.
— No dalej... odbierz, proszę... — mówił, wsiadając do samochodu.
Spróbował jeszcze raz. Wtedy, ku jego zaskoczeniu, w słuchawce rozbrzmiał cichy, zniekształcony oddech.
— Engin? — zapytał, wstrzymując powietrze w płucach. — Mój jedyny bracie...
— Co tam, Serko? — On odebrał tylko dlatego, że na jego numer miał ustawiony inny dźwięk, niż do pozostałych kontaktów.
Starszy z nich, od razu wyczuł, że brat próbuje coś przed nim ukryć. Wiedział, że musi działać delikatnie, żeby go nie spłoszyć. Zaproponował, żeby się spotkali. W odpowiedzi usłyszał nieśmiałą prośbę, aby to on do niego przyjechał. Mężczyzna zgodził się bez wahania. Po chwili jego telefon zawibrował, a na ekranie pojawiła się wiadomość z lokalizacją.
Dotarł na miejsce, które mu podał. Okolica była niemal całkowicie opustoszała, otoczona jedynie przez ciche, ciemniejące niebo i gęste drzewa, których korony kołysały się pod wpływem wiatru. Już z daleka zauważył zaparkowany samochód Engina, stojący samotnie na poboczu.
Serce Serkana zabiło mocniej, gdy jego wzrok wyłapał sylwetkę brata. Młody Aslan opierał się o barierkę, nieruchomy jak posąg. Jego wzrok wpatrywał się w krajobraz rozciągający się przed nim.
Zatrzymał auto w bezpiecznej odległości. Każdy krok w stronę mostu był powolny.
— Ben buradayım, kardeşim. (Jestem tutaj, bracie.)
Engin odwrócił się do niego twarzą, a wtedy drugi z nich dostrzegł to, co trzymał w dłoni. Dreszcz przebiegł mu po plecach.
— Przyjechałeś mnie uratować?
— Przyjechałem, bo nigdy cię nie zostawię — odparł Serkan, robiąc krok bliżej.
Engin wziął głęboki wdech, a jego ręka z pistoletem lekko zadrżała. Starszy powoli uniósł dłonie w uspokajającym geście.
— Możesz na mnie liczyć, zawsze — kontynuował. — Obiecałem ci, że będę przy tobie i nie zamierzam złamać tej obietnicy.
Engin spojrzał na niego z oczami pełnymi łez, jakby słowa brata wreszcie zaczynały przebijać się przez mur, który zbudował wokół siebie.
— Jestem tu. Nie pozwolę, żebyś upadł.
Engin zacisnął szczękę, a łzy spłynęły mu po policzkach. Serkan zrobił kolejny krok, teraz dzieliła ich tylko chwila.
— Oddaj mi to, bracie — powiedział cicho, wyciągając rękę w stronę pistoletu.
Engin wpatrywał się w broń, jakby w jej chłodnym metalu widział odbicie wszystkich swoich błędów. Głos mu zadrżał, gdy w końcu przerwał ciszę.
— Nie rozumiesz! Zniszczyłem wszystko! Zasługuję na to, co się ze mną stanie!
— Wszyscy popełniamy błędy. Nikt nie jest nieomylny. Wszystko można naprawić.
— Moich błędów nie da się naprawić! Nie mogę cofnąć się w czasie i zmienić swojej decyzji! Jak mam spojrzeć sobie w twarz, wiedząc, co zrobiłem?
— Spójrz na mnie — powiedział Serkan, robiąc krok bliżej, jego głos zyskał na sile. — Wiesz, ile razy sam myślałem, gdy byłem w szpitalu, że zawiodłem? Że zrujnowałem wszystko? Ale to, co nas definiuje, to nie błędy, które popełniamy, tylko to, co z nimi zrobimy.
— Nie potrafię już dłużej żyć z tym ciężarem!
— Nie musisz tego dźwigać sam. Masz mnie. Niezależnie od tego, co zrobiłeś, jesteśmy rodziną. A ja nigdy się od ciebie nie odwrócę.
Engin spojrzał na niego ze łzami w oczach, a jego ręka zadrżała mocniej.
— Nie wiem, czy zasługuję na drugą szansę — powiedział, głos mu się załamał.
— Drugie szanse nie są czymś, na co się zasługuje. Są czymś, co się daje. I ja daję ją tobie, bracie.
Engin wybuchnął płaczem. Serkan przyciągnął go do siebie, obejmując go mocno.
— Razem poradzimy sobie z wszystkim.
Engin pozwolił się objąć, a pistolet upadł na ziemię. Po raz pierwszy od dawna poczuł, że mimo wszystkich błędów, świat nie jest jeszcze stracony. Szlochał w ramionach brata, jakby przez te wszystkie łzy próbował uwolnić się od ciężaru, który go przytłaczał. On delikatnie klepnął go po plecach, próbując dodać mu otuchy.
— Powiedz mi, co się dzieje? Jakkolwiek źle by nie było, muszę wiedzieć.
— Nie mogę! Znienawidzisz mnie! Nie zniosę tego!
— Nic, co mi powiesz, nie zmieni tego, że jesteś moim bratem. Rozumiesz?
— Wszystkie... te problemy w firmie... — zaczął, pociągając nosem. — Są przeze mnie. Miesiącami... miesiącami okradałem holding. Tworzyłem fałszywe dokumenty, żeby nikt się nie zorientował.
— Co ty mówisz?
— Gdy zachorowałeś... — westchnął, łamiącym się głosem. — Robiłem wszystko, żeby ci pomóc. Nie mogłem patrzeć, jak cierpisz. Wydawałem wszystkie swoje oszczędności, żeby znaleźć rozwiązanie, wygrać z czasem, którego nie miałeś. Wreszcie znalazłem klinikę. Lekarze mówili, że mogą ci pomóc, że mają metody, które zwiększą twoje szanse... — W tym miejscu skończyła się jego szczerość. Zaczął kłamać, bo nie potrafił wyznać dokąd go to tak naprawdę zaprowadziło. — Ale kosztowało to fortunę. Rodzice nie byli przychylni do mojego eksperymentowania. Działałem sam. Chciałem wszystko sprawdzić, żeby mieć argumenty, aby ich przekonać.
— Więc się zapożyczyłeś?
— Tak. Zapożyczyłem się u lichwiarza. Musiałem. Byłem zdesperowany. Oni zgodzili się cię przyjąć, wszystko było przygotowane... tylko wtedy... pojawił się dawca. Nie musiałeś już tam jechać. Ja... ja zostałem z długiem. Musiałem go spłacić, Serko. To było więcej, niż mogłem udźwignąć.
Starszy z nich, przymknął oczy, jakby próbował zebrać myśli.
— Dlatego zacząłeś okradać rodzinny interes — powiedział w końcu, bardziej do siebie niż do brata.
— Tak — wyszeptał, jego głos był pełen wstydu. — Krótko po twoim przeszczepie, tata został aresztowany i przejąłem zarządzanie firmą, więc to była idealna okazja. Nie widziałem innego wyjścia. Musiałem płacić raty, bo oni... oni mi grozili.
Serkan słuchał opowieści brata z mieszanką niedowierzania, bólu i wdzięczności. Jego spojrzenie złagodniało, a w oczach pojawiły się łzy. Nie mógł uwierzyć, że Engin przeszedł przez to wszystko samotnie, dźwigając na barkach ciężar, którego żaden człowiek nie powinien nosić.
— Nie sądziłem, że tak bardzo się poświęciłeś... żeby mnie ocalić. Że zrobiłeś to wszystko...Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie odwdzięczyć się za to wszystko. Teraz to ja wyciągnę cię z tego bagna.
— Zasłużyłem na to, co mnie czeka!
Aslan położył ręce na ramionach brata. Spojrzał mu prosto w oczy, jego głos był pewny, choć pełen emocji.
— Nie obchodzi mnie, co sobie myślisz. Przetrwaliśmy razem wiele ciężkich chwil. Z tym też sobie poradzimy. Uratuję cię, tak jak ty mnie. Uregulujemy długi, naprawimy szkody w firmie.
Niedoszły samobójca zadrżał, a potem przytulił się do niego z niewyobrażalną siłą. Serkan objął go równie mocno.
*
Engin, wciąż oszołomiony reakcją brata, nie mógł przestać myśleć o tym, jak wiele wsparcia u niego znalazł. Choć jego serce było pełne wdzięczności, czuł jednocześnie, że nie zasłużył na taką dobroć. Po emocjonalnym wyznaniu, starszy z nich, zaproponował, by pojechali do jego domu. Obaj zgodnie uznali, że nie chcą martwić matki, która zbyt dobrze odczytywała najmniejsze zmiany w ich nastrojach.
— Zadzwonię do Mercan, żeby ją uspokoić. Powinna wiedzieć, że nic ci nie jest.
Zestaw głośnomówiący nawiązał połączenie. Po kilku chwilach w aucie rozległ się ciepły, lekko zatroskany głos Sezgin.
— Buldun mu? (Znalazł go pan?)
— Nie martw się, wszystko jest w porządku. Mój brat jest ze mną.
Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy, jakby Mercan zbierała myśli.
— Naprawdę?
— Tak — potwierdził Serkan z uśmiechem, choć ona nie mogła go zobaczyć. — Jest cały i zdrowy. Rozmawialiśmy, spędzimy razem wieczór.
— Dziękuję, że się o mnie martwiłaś — odezwał się Engin.
— Nie dałeś mi wyboru. Musiałam w jakiś sposób zareagować. Błagam cię, nie rób więcej takich rzeczy, dobrze?
— To się więcej nie powtórzy, obiecuję. Przepraszam za to, co przeze mnie przeszłaś.
— Nie przepraszaj. Cieszę się, że jesteś bezpieczny. Porozmawiamy później.
Kiedy dotarli do mieszkania Serkana, napięcie powoli zaczęło opadać. Gospodarz szybko przygotował coś do jedzenia i nalał do szklanek gorącą herbatę, starając się stworzyć jak najbardziej swobodną atmosferę. Engin, siedząc przy stole, wciąż analizował rozmowę z dziewczyną i słowa, które usłyszał od brata.
Postanowił podzielić się z nim, co właściwie łączy go z asystentką. Serkan od razu przyznał, że wszystkiego się domyślił, gdyż jej zachowanie, a szczególnie ostatnia prośba o pomoc, było mocno angażujące. To, jak martwiła się o niego, zdradzało, że ich relacja jest głębsza niż można przypuszczać. Zapewnił go, że cieszy się, iż znalazł sobie kogoś, komu na nim zależy. Przyznał, że skoro ona dostrzega w nim coś wartościowego, to on nie powinien tak łatwo z niej rezygnować.
W nocy Engin nie mógł znaleźć spokoju. Leżał w łóżku, przekręcając się z boku na bok, próbując znaleźć wygodną pozycję. Myśli były nieustannie rozbiegane, krążyły wokół znanego tematu. Serkanowi nie powiedział całej prawdy. Znów skłamał, bo nie potrafił przyznać się do znajomości z mafią. To go gryzło. Z drugiej strony, wracał do tego, co zrobił Mercan. Ona tak bardzo się o niego martwiła, dbała o niego od samego początku. A on? Po prostu wysłał jej zimne, emocjonalnie puste pożegnanie przez SMS. Jak mógł się tak zachować wobec kogoś, kto była dla niego tak oddany?
Wszystkie te myśli sprawiały, że poczuł się tak, jakby jego serce ważyło tonę. Co jeśli mu tego nie wybaczy? Tyle razy obiecywał wiele rzeczy, a potem nie dotrzymywał danego słowa. Cofnął się do tych momentów, kiedy była przy nim, gdy on tak bardzo tego potrzebował. Była dla niego oparciem, pomagała mu za każdym razem.
Zrozumiał, że nie może tego tak zostawić. Zwykłe przepraszam, niczego nie załatwi. Merca była pozytywną częścią jego spapranego życia. Nie chciał jej stracić przez swoją głupotę. Serce podpowiadało mu, że musi zacząć działać.
Ostatecznie nie poszedł do biura. Serkan, widząc, jak bardzo jest rozdrażniony i przejęty sytuacją, odradził mu pracę, wiedząc, że brat musi uporządkować swoje sprawy z Mercan. Zamiast tego zaproponował, że zwolni Sezgin wcześniej do domu, dając mu możliwość naprawienia tego, co zepsuł.
Engin czekał na schodach pod jej mieszkaniem, trzymając w dłoniach wielki bukiet kwiatów. Nie wiedział, jak zareaguje, czy będzie zła, czy rozczarowana.
I wtedy, usłyszał jej kroki. Z wrażenia prawie upuścił wiązankę, ale w ostatniej chwili sięgnął po nią, podnosząc rośliny tuż przed jej pojawieniem się na horyzoncie.
Sezgin rzuciła się na niego z całej siły. Bez słowa wtuliła się w jego ramiona, oplatając go mocno. Poczuł jej ciepło, bicie serca przyspieszone emocjami.
— Jesteś idiotą — wyszeptała, nie odsuwając się ani na milimetr.
— Wiem — odpowiedział cicho, przymykając oczy i pozwalając sobie na chwilę zapomnienia w jej objęciach. — Przepraszam.
— Nie masz pojęcia, co przeżyłam — jej głos zadrżał, a dłonie zacisnęły się na materiale jego koszuli. — Najważniejsze, że nic ci nie jest.
On delikatnie przesunął dłonią po jej policzku, jakby chciał się upewnić, że naprawdę tu jest.
Weszli do mieszkania, a ona od razu zsunęła z ramion marynarkę, którą rzuciła niedbale na kanapę. Oparła się dłońmi o blat kuchenny i westchnęła, jakby zbierała myśli. W końcu spojrzała na niego z powagą.
— Wczoraj... tak bardzo chciałam cię zobaczyć — zaczęła. — Niestety nie mogłam, bo nikt nie wie o nas — powiedziała z lekkim żalem w głosie. — Nikt oprócz Naz... Jej powiedziałam, zanim dostałam twój SMS.
— Serkan też już o nas wie. Domyślił się. Twoja prośba o pomoc i to, jak się o mnie martwiłaś... Nie musiałem mu nic mówić, sam wszystko zrozumiał.
— I co powiedział?
— Powiedział... że cieszy się, że mam kogoś takiego jak ty.
Blondynka skinęła głową, ale nie wyglądała na do końca usatysfakcjonowaną. Skrzyżowała ręce na piersi i przez chwilę po prostu patrzyła na niego, jakby ważyła każde słowo, które miała zamiar wypowiedzieć.
— Dlaczego to zrobiłeś, Engin? — zapytała w końcu, a w jej głosie nie było gniewu, tylko smutek i troska. — Dlaczego w ogóle posunąłeś się do takiego kroku?
On poczuł, jak ściska go w gardle. Spodziewał się tego pytania, ale wciąż nie był na nie gotowy. Przełknął ślinę i przez chwilę milczał, jakby liczył, że temat sam się rozpłynie w powietrzu.
— Nie wiem, czy potrafię ci to wytłumaczyć — zaczął, przesuwając dłonią po karku. — To nie była jedna konkretna rzecz, bardziej... cały ciężar, który od lat noszę na plecach. Wszystko się nawarstwiało. Moje błędy. Rzeczy, które zrobiłem, a których się wstydzę. Rzeczy, których nie mogę cofnąć.
Aslan wziął głęboki oddech, zbierając myśli. Był gotów wyznać jej prawdę o tym, jak poznał Mahira, ale wtedy przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę.
— Chcę przypomnieć ci o naszej umowie w kwestii przeszczepu.
— Już o tym rozmawialiśmy. Nie zamierzam nikomu nic mówić.
— I ma tak pozostać. Żadnych wyznań. Żadnych niepotrzebnych rozmów. Rozumiesz mnie?
— Boże, dlaczego wciąż o to pytasz?! Zrozumiałem to dwa lata temu. Ten temat jest dla mnie zamknięty!
Te słowa skutecznie wybiły mu z głowy pomysł na pełną szczerość wobec Sezgin. Nie mógł tego zrobić.
— Poznałem go w najgorszym momencie mojego życia — powiedział zamiast tego, unosząc na nią spojrzenie. — Byłem wtedy... w rozsypce. Nie widziałem żadnej drogi wyjścia. I tylko on mógł rozwiązać mój problem.
— Tak, to do niego pasuje. On potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Jeśli ktoś miał ci skutecznie pomóc, to właśnie on.
— Bardzo się postarał — odparł cicho. — Naprawdę się zaangażował. Jednak na jego działania było już za późno. Przez to... umowa między nami nie doszła do skutku. Denzi się wściekł. Uznał, że zmarnowałem jego czas i ludzi. Kazał mi się z nim spotkać.
— Co się stało na tym spotkaniu? — zapytała, choć bała się odpowiedzi.
— Myślałem, że po prostu mnie pobije, że zrobi coś, co sprawi, że zapamiętam, kogo poprosiłem o pomoc. Tylko wtedy... wtedy pojawił się mój ojciec.
— Twój ojciec?
— Tak. Nie wiem, skąd się tam wziął. Fakt, wiedział, w co się wpakowałem, bo powiedziałem mu o wszystkim. Moje zachowanie zwróciło jego uwagę. A wracając do tamtego dnia...Tata zaczął się wtrącać, próbował mnie wyciągnąć z tej sytuacji, przekonać go, żeby zostawił mnie w spokoju.
Engin zacisnął pięści, wspomnienie tej nocy było jak ogień trawiący jego wnętrze.
— Jeden z jego ludzi się wściekł. Uznał, że to brak szacunku, że ktoś w ogóle śmie się odzywać. Rzucił się na niego.
Sezgin zasłoniła usta dłonią, oczy miała szeroko otwarte.
— Nie myślałem. To stało się tak szybko. Po prostu... zareagowałem. Wyrwałem broń jednemu z nich i... — przerwał na moment, biorąc głęboki oddech. — Strzeliłem.
W pokoju zapadła cisza. Dziewczyna wyglądała na wstrząśniętą, ale nie odsunęła się od niego, nie uciekła.
— Zabiłeś go? — wyszeptała.
— Tak. Zginął na miejscu.
Mercan przez dłuższą chwilę nie była w stanie nic powiedzieć. Czuła, jak jej serce bije mocniej, a w głowie kłębiło się tysiące myśli. Engin miał na sumieniu czyjeś życie. Zrobił to, by chronić własnego ojca.
— Policja nigdy nie dowiedziała się, kto naprawdę pociągnął za spust. Kiedy funkcjonariusze pojawili się na miejscu, mój ojciec wziął całą winę na siebie.
— A Mahir? — zapytała w końcu cicho, niemal bojąc się odpowiedzi. — Tak po prostu się na wszystko zgodził?
— Oczywiście, że nie. Był wściekły. Stracił jednego ze swoich zaufanych ludzi.
— Dlaczego więc pozwolił twojemu ojcu wziąć winę na siebie?
— Bo tak mu się opłacało — powiedział w końcu. — Dobrze wiesz, że on nigdy nie robi niczego bez powodu. Zobaczył w tym okazję. Mój ojciec poszedł siedzieć. Więzienie i tak mu groziło za korzyści majątkowe. A ja zostałem mu coś winien.
— Winien? — powtórzyła z niedowierzaniem.
— Tak. Nie wydał mnie, ale w zamian postawił warunek. Albo będę dla niego pracować, albo wszystko wyjdzie na jaw. Miał nagrania, świadków, ludzi, którzy potwierdzą, że to ja strzeliłem. Od tamtej pory jestem jego człowiekiem. Związał mnie ze sobą na dobre. Wie, że nigdy go nie zdradzę, bo jeśli to zrobię...
— Twój ojciec zapłaci za to cenę — dokończyła za niego cicho.
Dziewczyna przełknęła ślinę, wciąż nie mogąc poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Chciała coś powiedzieć, cokolwiek, ale czuła, że żadne słowa nie są wystarczające.
A jednak, mimo całego strachu, bólu i złości na to, w co się wplątał, nie mogła zostawić go samego.
*
Naz pomagała mamie zamknąć ciastkarnię. Były same, bo Genco zabrał Filiz na randkę. Sevgi miała niepowtarzalną okazję, aby wyznać swój skrywany od lat sekret. Przyglądała się swojej córce przez dłuższą chwilę, zanim w końcu odważyła się odezwać.
— Kochanie, możemy porozmawiać? — zapytała ostrożnie, wycierając dłonie w bawełnianą ściereczkę.
Dziewczyna uniosła wzrok znad pudełka z ciastkami, które właśnie zamykała. Była zmęczona po całym dniu, ale ton głosu matki sprawił, że poczuła niepokój.
— Oczywiście. O co chodzi?
— Jest coś, co powinnam ci powiedzieć już dawno. Dotyczy to ciebie... i mnie.
— Mamo, nie owijaj w bawełnę. Co się dzieje?
Kobieta wskazała ręką na mały, dwuosobowy stolik w kącie ciastkarni. Naz zawahała się przez chwilę, ale widząc powagę w oczach matki, usiadła naprzeciwko niej. Sevgi splotła dłonie na blacie i przez chwilę patrzyła na nie, jakby szukała w nich odpowiednich słów.
— Chodzi o twojego biologicznego ojca. Przez całe życie wierzyłaś w kłamstwo, które stworzyłam, bo sądziłam, że tak będzie dla ciebie najlepiej.
Dziewczyna spojrzała na matkę z rosnącym zdezorientowaniem.
— Mamo, dlaczego właśnie teraz? — zapytała, czując, zaciska jej się gardło. — Spotkałaś go, tak? Przyszedł do naszej kawiarni?
— Nie, to nie o to chodzi. Nie pojawił się, przynajmniej nie w taki sposób, jak myślisz.
Naz wzięła głęboki oddech, próbując opanować wzrastające napięcie. Natomiast pani Kunt wydawała się wciąż walczyć z własnymi słowami.
— W takim razie, co to za historia? — zapytała, w końcu ujawniając najgorszy lęk, który zaczynał ją dręczyć. — Jest chory i liczy na to, że podzielę się z nim swoją wątrobą?
Sevgi poczuła łzy w oczach. Po długiej chwili milczenia w końcu podniosła wzrok na swoje dziecko.
— Nie, córeczko. To zupełnie nie jest nic takiego. Twój ojciec... on po prostu nigdy dotąd nie wiedział o twoim istnieniu.
Te kilka prostych słów nagle wywróciło jej świat do góry nogami. W uszach dudniła jej własna krew, a dłonie zaczęły lekko drżeć.
— Co...? — wykrztusiła, choć jej głos ledwo przebił się przez narastające napięcie.
— Twój prawdziwy ojciec nie wiedział o tobie — powtórzyła Sevgi łagodnie, ale z wyraźnym bólem w oczach. — Nigdy nie miał szansy cię poznać.
— Jak to możliwe? — Trzydziestolatka zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć. — Przez całe życie myślałam, że on... że on po prostu nas zostawił! Że wiedział o mnie i nie chciał mieć ze mną, ani z tobą nic wspólnego!
Jej głos zadrżał, a w piersi narastała fala emocji, której nie umiała zatrzymać. Przez lata żyła w przekonaniu, że była niechciana, że jej ojciec świadomie wybrał życie bez niej. A teraz...okazywało się, że prawda była zupełnie inna.
— Wiem, kochanie. Wiem, co ci mówiłam... Gdy podejmowałam tę decyzję, byłam młoda. Wtedy wydawało mi się, że robię to dla naszego dobra. Wierzyłam, że to najlepsze wyjście dla naszej trójki. Jednak teraz zrozumiałam, że... popełniłam błąd. Ogromny błąd.
— Oszaleję! Zdajesz sobie sprawę, że swoim kłamstwem o tym, że porzucił cię, gdy byłaś w ciąży, wpoiłaś mi nienawiść do niego?
— Tak, kochanie — wyszeptała, a jej głos zadrżał. — Zdaję sobie sprawę, co zrobiłam. Skrzywdziłam tym was oboje. Bardzo cię za to przepraszam.
— Odebrałaś mi go, mamo — powiedziała, a Sevgi poczuła, jak łzy napływają jej do oczu jeszcze mocniej.
— Masz rację. — Jej głos był cichy, niemal błagalny. — I nie mogę cię za to prosić o wybaczenie. Jednak chcę, żebyś wiedziała, że nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Przepraszam. Z całego serca przepraszam.
Naz patrzyła na nią długo, nie mówiąc ani słowa. W głowie miała chaos, a w sercu mieszały się gniew, smutek i coś, czego jeszcze nie potrafiła nazwać.
— Kim o? (Kim on jest?) — spytała, choć bała się usłyszeć odpowiedź. Sevgi otarła łzy i spojrzała na córkę z niepewnością.
— Prawnikiem...Aziz Ekinci to twój ojciec.
— Aziz... Ekinci? — powtórzyła, ledwo łapiąc oddech. — Mówisz o tym Azizie?
Sevgi skinęła głową, zaciskając dłonie na kolanach.
— Tak, kochanie. To on.
— Twój partner? Ten, z którym jesteś od...niedawna?
— Tak.
— Boże... — Naz ścisnęła skronie, czując, że zaraz eksploduje. — Nie wierzę w to. Chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas był obok, a ja... ja nie miałam pojęcia?!
— Nie wiedział. — Sevgi spuściła wzrok. — Tak jak i ty nie wiedziałaś.
— Nie powiedziałaś mu?! Nawet teraz, kiedy jesteście razem?!
— Powiedziałam, ale nie od razu — Sevgi przyznała z bólem. — Bałam się, jak zareaguje. Nie chciałam burzyć jego życia... ani twojego.
Naz ruszyła w stronę drzwi. Sevgi chciała ją zatrzymać, ale wiedziała, że teraz słowa nic nie zmienią. Patrzyła, jak córka wychodzi, zostawiając za sobą ciężar prawdy, który w końcu został ujawniony.
______________
Jak myślicie, co zrobi Naz?
Hasztag na X: #PamięćCiałaPL
Instagram: autorkazwattpada
Dziękuję za 500 gwiazdek i wszystkie komentarze oraz wszelkie inne ciepłe słowa! ❤️ PC ma też ponad 3k wejść.
All the love!❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro