Rozdział 34: Ofiara Zabójczego Żartu
Agnes
W końcu wróciliśmy do domu. Byłam wykończona tym całym snem i w ogóle wszystkim. Najchętniej zamknęłabym się u siebie w pokoju i przespała resztę życia, ale nie mogłam, bo zauważyłam motor Tima. Cholera, czyżbym zapomniała o treningu z nim i Barbarą?
Z domu wyszedł nastolatek i Anna. Nie wyglądali najlepiej. Byli bladzi i mieli wory pod oczami. Anna wyglądała jakby płakała. Czarne włosy Tima były rozczochrane a niebieskie oczy zazwyczaj pałające chęcią działania były jakby zasłonięte mgłą.
- Co się stało? - zapytałam zaskoczona niecodziennym widokiem. W odpowiedzi Anna rzuciła mi się na szyję i zaczęła szlochać.
Po chwili Romulus, bliźniaczki i Garfield też stali na podwórku. Zielony widząc co się dzieje, podszedł do Tima.
- Co się stało? - zadał to samo pytanie, co ja przed chwilą, tyle że Tim się nie rozpłakał, rzucając mu się w objęcia (swoją drogą byłoby to jeszcze dziwniejsze), choć wyglądał jakby serio miał się poryczeć.
- My już pójdziemy - powiedział Billy, a reszta, z wyjątkiem Kate, również się wycofała. - To cześć! - I wsiedli do samochodu.
Swoją drogą co Kate zrobiła z włosami? Były obcięte do ramion i gdzieniegdzie widać niebieskie pasemka. My się męczymy, a ona do fryzjera poszła?
- Barbara -wydusił Tim. - Ona... jest w szpitalu. - Teraz to ja miałam ochotę się rozpłakać.
- Jjak to w szpitalu?! Co jej się stało?!
- Nie wiadomo - z trudem mówił. - W-walczy o o życie. Zos-stała po-postrzelona. W brzuch. Nie wiadomo czy przeżyje - dolna warga zaczęła mu drżeć. Garfield postawił mu dłoń na ramieniu.
- Przykro mi stary.
- Kto to zrobił? - teraz sama mówiłam drżącym głosem. Tim nie reagował. - Kto to zrobił?!
- Nie jestem pewny. Najprawdopodobniej Red Hood. Tak wynika z zeznań komisarza Gordona. Zastał go nad jej na wpół nagim, wykrwawiającym się ciele.
- Nie. Nie wierzę. On... nie mógłby... przecież... Nie. To zwyrodnialcze.
- Takie są fakty - wymruczał piętnastolatek.
- Zamiast go wypytywać, lepiej nas przeniosę - zaproponowała Zatanna. Za nim zdążyliśmy zareagować już nas zaklęciem przebrała nas w normalne ubrania i przeniosła do szpitala w Gotham. Tim poinformował w którym.
Na miejscu zastaliśmy Mateusza i Cassie. Wysoka blondynka w jeansach i białej koszulce podeszła do nas się przywitać i przytuliła się do swojego chłopaka.
- Jeszcze się nie obudziła - powiedziała słabym głosem. Wszyscy spuściliśmy wzrok.
Mateusz podszedł do mnie i postawił mi rękę na ramieniu. Kochany Mateusz. Zawsze wie czego mi trzeba. Uśmiechnęłam się do niego słabo, choć w zaistniałej sytuacji bardziej przypominał grymas. On odwzajemnił go spod wąsa.
Zza rogu wyskoczyła Megan i rzuciła się Garfieldowi na szyję. Uśmiechnęła się do nas serdecznie i zagadnęła nas:
- Jak było? Jesteście cali? Misja wykonana?
- Nie. Straciliśmy artefakt - powiedział chłopak i spuścił głowę. - Pierwsza większa akcja solo i dałem plamę.
- Nie byłeś solo. Prawda? - przy ostatnim pytaniu ruda popatrzyła na mnie morderczo.
- Nie był - odezwała się Kate. Dopiero teraz zauważyłam, że była z nami. - A artefakt straciliśmy tylko i wyłącznie z mojej winy - przyznała się, uśmiechając przepraszająco. - Przepraszam - wyszeptała nieco płaczliwym tonem.
- Raz się wygrywa, raz się przegrywa - rzuciła pocieszająco w stronę blondynki. - Najważniejsze, że nic się nikomu nie stało. Sama też nie spisałam się najlepiej na mojej pierwszej misji.
Kate nie zamierzała ukrywać zaskoczenia.
- Ty też jesteś bohaterką? - krzyknęła tak głośno, że wszyscy lekarze, pacjenci i odwiedzający spojrzeli na nas zdziwieni. Zarumieniła się i zakryła oczy dłonią. Walnęłam facepalma.
- Tak, każdy może być bohaterem. Wystarczy, żeby pomógł komuś bezinteresownie i oddał krew - sprostowała Megan, wskazując na wiszący na ścianie plakat reklamujący bank krwi. Ludzie odwrócili od nas wzrok i wrócili do swoich zajęć. - Musisz zapamiętać, że ukryta tożsamość jest nie bez powodu.
- Słyszę cię w mojej głowie! Ale czad!
- To się nazywa telepatia. A teraz mi powiedz jak wycieczka do innego wymiaru?
- Misja zakończona sukcesem. Pierścień zabezpieczony. Co z Barbarą?
- Ciebie też słyszę w swojej głowie! Ale dziwnie.
- Przyzwyczaisz się - stwierdził Gar.
- Niestety lekarze zdradzają takie rzeczy tylko członkom rodziny.
- Nie mogłaś wyczytać mu tego w myślach? Przecież nie jest tepato-odporny, czy coś.
- Nie mogę nadużywać mocy. Zwłaszcza, że mam prowadzić normalne życie.
Spojrzałam wymownie na Kate. Tylko kiwnęła głową. Popatrzyłam na nią błagalnie. Westchnęła i zaczęła działać. Oczy dziewczyny zaświeciły na zielono, jak zawsze kiedy używa telepatii do jakichś grubszych spraw. Z jej twarzy zniknął uśmiech. Potrząsnęła głową.
- Przykro mi. Lekarze nie wróżą jej długiego życia. Będzie dobrze, jeżeli dociągnie do końca dnia.
Ja, Tim i Cassie załamaliśmy ręce. Kate mnie przytuliła, ale ją odepchnęłam.
- Muszę pobyć sama - warknęłam i wyszłam ze szpitala. Dlaczego zawsze dzieje się to samo?
Rose
Siedzieliśmy w jednej z sal świątyni. Była gigantyczna! Po środku był okrągły stół z kamienia a dookoła krzesła z wyżłobionymi symbolami. Na pięciu z nich zauważyłam symbole naszych żywiołów, ale reszty nie kojarzyłam. Była też imponująca biblioteka, a kiedy Romulus wyciągnął jedną z książek, regał się rozsunął jak w filmach! Odsłonił dzwoneczki,których ten powoli dotykał, tak że utworzyły melodię-kod, odsłaniający sejf. Kiedy włożył do środka pierścień, cały mechanizm się zamknął.
Super. Ale i tak zerknęłam na symbol płomienia i fali. Martwiłam się o dziewczyny, a do tego nie mogłam się z nimi skontaktować, bo w międzywymiarach nie ma zasięgu. Westchnęłam zrezygnowana. Hektor, Cosimo, Fiona, Ace, Tamara, Rachel i Billy próbowali ustalić plan działania. Kompletnie nie mogłam się skupić.
- A ty co o tym sądzisz, Rose? - zapytał Ace.
- Tak to świetny pomysł - rzuciłam bez namysłu, patrząc w wyświetlacz.
- Telefony. Plaga dzisiejszych czasów - bąknął Romulus. Jak zwykle niezadowolony. Nic dziwnego, że pozostali nazywają go Zrzędulusem.
- Przepraszam, nie mogę się skupić, bo martwię się o Kate i Agnes.
- Kate nawaliła po całości. Przez nią nie mamy teraz różdżki - stwierdziła dotychczas milcząca Paige. Jak widać była na nią wściekła. Może to i dobrze, że teraz są rozłączone?
- Ale Agnes oberwała psychicznie na ostatniej misji, a teraz też pewnie dostała nie za wesołe wieści. Widzieliście jej rodzinę - dodał Ace. - Z resztą nie tylko ona oberwała. Może powinniśmy zrobić sobie przerwę od ratowania świata? Niedługo jest bal maturalny. Ostatnia szkolna impreza.
- Sama nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z Ace'm - rzuciła Fiona.
- Nie możemy zrobić przerwy - wtrąciła się Rachel, a wszyscy skierowali na nią pytające spojrzenia. - Trygon się zbliża. Czuję to. Planu też nie powinniście ustalać przy mnie. Jestem klejnotem. Nie wiadomo czy nie podsłuchuje za moim pośrednictwem.
Wszyscy zaczęli się kłócić. Jedni chcieli urlopu, inni kontynuowania działań, a jeszcze inni po prostu odreagowywali stres. Westchnęłam zrezygnowana i pociągnęłam Ace'a w stronę wyjścia.
- Na prawdę martwię się o dziewczyny. Myślę, że stało się coś bardzo złego, a nie nogę się skontaktować z Kate.
- Nie ma zasięgu? - zgadł.
- Niestety.
- Jestem strażnikiem elektryczności - uśmiechnął się szeroko i strzelił palcami, tak że z jego palów poleciały iskry. - Może coś mi się uda zaradzić. Podaj - wyciągnął do mnie rękę, a ja posłusznie oddałam swój telefon.
Obejrzał go dokładnie z każdej strony, a kiedy znalazł wejście USB, uśmiechnął się zwycięsko i przyłożył tam palec, z którego sypały się iskry. Bateria w przedmiocie natychmiast się naładowała a zasięg był lepszy niż kiedykolwiek wcześniej, ale kiedy tylko odłożył palec, wszystko wróciło do normy. Nie miałam wyjścia. Zadzwoniłam do Kate i dałam na głośno mówiący. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie blondynki, pożerającej pizzę, apo chwili rozległ się jej głos:
- Halo?
- Kate, co się stało?
- Straciłam różdżkę, tak wiem jestem okropna, ale jakoś tak wyszło, że spotkałam taką jedną staruszkę, a później okazało się, że to nie jest...
- Nie o to pytam. O różdżce już wiemy. Pytamy co się stało Agnes.
- A, no tak. Nie jest dobrze. Jest bardzo NIE dobrze. Barbara, jej przyjaciółka została postrzelona i chyba zgwałcona przez jakiegoś gościa. Wszyscy są załamani, czekamy w poczekalni na cud. Próbuje nas jakoś pocieszyć siostra Garfielda. Megan, bardzo sympatyczna dziewczyna.
- Masakra. Jakie są szanse, że zrobi oś głupiego?
- Ona na pewno zrobi coś bardzo głupiego. Ale martwi mnie stan Barbary. Udało nam się dowiedzieć, że lekarze nie wróżą niczego dobrego. Kula przeszła przez nią na wylot, ciągle jest w śpiączce.
- A może ona wcale nie musi umrzeć? - wtrącił się Ace. Spojrzałam na niego pytająco.
- Ace też tam jesteś?
- Tak. Słuchajcie, przecież Romulus ma moce leczenia, co nie? Nie może ich użyć?
- W sumie racja! Jeszcze jest nadzieja! - usłyszeliśmy radosny głos dziewczyny.
- Idziemy z nim pogadać, później zamienimy się miejscami, co ty na to? - zaproponowałam jej. Wolałam się nie udzielać w magiczne działania. Byłam słaba w walce i nawet nie potrafiłam do końca kontrolować moich mocy, więc i tak nie ma tu ze mnie pożytku.
- Dobry pomysł. Mnie i tak nie posłucha, a ciebie lubi.
- Fajnie, a teraz błagam rozłączcie się, bo mi palec cierpnie - jęknął Ace.
- Co?
- Długa historia. Pa!
- Na razie!
Biegiem ruszyliśmy w kierunku Romulusa i jeden przez drugiego informowaliśmy o zaistniałej sytuacji. Romulus tylko machnął ręką.
- Nic z tego - uciszył nas. Zaniemówiliśmy. - Nie mogę używać mojego daru przy każdym draśnięciu.
- Kula od spluwy przeszła przez nią na wylot! To nie jest drobne draśnięcie - bronił naszych racji Ace.
- W takim razie powinna być w szpitalu.
- Zwykli lekarze nic nie mogą zdziałać - teraz ja powiedziałam swoje.
- A to oznacza, że umrze - skwitował Romulus beznamiętnym głosem. Szczęki nam opadły. - Nie mogę narażać świata magii na zdemaskowanie, a gdybym ją uzdrowił magicznym sposobem, niewątpliwie zdemaskowanie byłoby nieuniknione.
- Ale mówimy o Batgirl! - próbowałam interweniować. - To superbohaterka!
- Zwykła śmiertelniczka. Śmiertelnicy mają to do siebie, że są... śmiertelni.
- Koleś! Ty nie masz serca! - wybuchnął Ace.
- Powinieneś spełnić tę prośbę - wyraził swoją opinię Cosimo. - Batgirl może być potężnym sojusznikiem w walce z siłami ciemności, a za nią idzie masa korzyści związanych z jej pracą. - Puścił do nas oczko. Odwzajemniliśmy gest.
- Absolutnie nie ma mowy!
- A co byś zrobił, gdyby na jej miejscu była moja mama? Ona też była śmiertelniczką - dorzuciła swoje 3 grosze Tara.
- Ona była strażniczką ziemi, to zupełnie inna sytuacja.
- A jak uleczyłeś tamtego żołnierza na placu boju w trakcie II wojny światowej? - podał przykład Cosimo. - To był zwykły śmiertelnik.
- Ale nie był w szpitalu. Poza tym i tak nikt mu nie uwierzył. Zdania nie zmienię!
- Ja to zrobię - oświadczyła Rachel. Zwrócili ku niej zaskoczone spojrzenia. - Nie powinnam być przy ustalania planu działania, a poza tym mam taką możliwość.
- Nie zgadzam się! - krzyknął Romulus. - Świat magii musi pozostać tajemnicą!
- Nie chcę, żeby umarło więcej ludzi niż to konieczne.
Podeszłam do niej. Rachel zamknęła oczy wymruczała coś pod nosem i zanim się obejrzałam, byłyśmy w szpitalu. Chyba nigdy nie przywyknę do teleportacji. Wszystko mi się przewróciło w żołądku.
Wyszłyśmy ze schowka i rozglądałyśmy, poszukując odpowiedniej sali. Kate rzuciła się nam na powitanie. Garfield spojrzał zaskoczony na Rachel.
- Chcę pomóc waszej przyjaciółce - bąknęła, nie patrząc na niego. Tylko kiwnął głową i zaprowadził ją do odpowiedniej sali. Przybiłyśmy żółwika. Chyba robimy dobry uczynek.
Agnes
Szukałam Red Hooda cały czas odkąd wyszłam ze szpitala. Nie wierzę, żeby to on skrzywdził Barbarę. Przecież byli razem. Z tego co wiem i udało mi się znaleźć w mieszkaniu Barbs, rozpracowywali Czarną Maskę. Z przesłuchania komisarza Gordona, które udostępnił mi Tim jasno wynika, że to był Jason. Ale to nie trzyma się kupy.
Skoro od początku chciał pozbyć się Barbary, to po co się do niej zbliżał? A może zrobił to specjalnie, żeby zabić ją w samotności? I skłócić nas ze sobą? Nie. To zbyt przemyślane jak na niego. Poza tym nie sądzę, żeby zrobił się z niego taki potwór. I zwyrodnialec.
Jama Łazarza zmienia człowieka. Staje się bardziej brutalny, a on nigdy nie był typem intelektualisty. Ale nie był potworem. Nie wierzę, żeby to była prawda. Ale moje uczucia nie mają tu znaczenia.
Czy to zrobił, czy tego nie zrobił, był tam obecny. A to oznacza, że mógł wiedzieć kim był sprawca. Musiał wiedzieć kim był sprawca. Ale żeby wycisnąć z niego co wie, najpierw muszę go znaleźć. Inaczej nie pomogę Barbarze. To nie przywróci jej życia, ale przynajmniej ją pomszczę. To dla ciebie Barbs.
Kate
To była dłuuuga chwila niepewności. Agnes nie odbierała ani ode mnie, ani od Rose, ani od nikogo. W sumie chyba nikogo to nie dziwi.
Tim chodził po korytarzu w tę i wewtę, Cassie siedziała z założonymi rękami i tupała nogą, Megan też siedziała z dłońmi zaciśniętymi na swoich przedramionach, tata Barbary awanturował się z lekarzem o to że robi za mało, a Gar z Rachel siedzieli nad łóżkiem dziewczyny.
W pewnym momencie na korytarzu pojawił się średniego wzrostu, barczysty brunet. Przejechał wzrokiem po zebranych. Zauważyłam, że miał niebieskie oczy. Wręcz błękitne. I był bardzo przystojny. Mimo że jego czarne włosy były zdecydowanie za długie. Nie były tak długie jak moje, ani te Ace'a, ale jak na chłopaka, zbyt długie. No i opadały mu na oczy. Nie odejmowało mu uroku nawet to, że był rozczochrany. Do tego miał jasną cerę.
Megan zerwała się z krzesła i przytuliła go.
- Nareszcie jesteś - wyszeptała.
- I już nigdzie się nie wybieram. Co z nią?
- Nie najlepiej, ale nowi przyjaciele Agnes się nią zajęli. Myślę, że Barbara, wyjdzie z tego cała i zdrowa.
- To dobrze. Gigantyczna ulga. Ale ten kto to zrobił, nie może wyjść bezkarnie. Tim, dorwiemy drania, co nie? - Chłopak podniósł na niego wzrok. Był zaskoczony. W odpowiedzi tylko kiwnął głową. - Tak też myślałem. Gdzie Agnes?
- Wyszła. Była bardzo... poruszona.
- W takim razie musimy ją szybko znaleźć, bo albo już ma kłopoty, albo będzie je miała.
Mówiąc to ruszył w kierunku wyjścia. Głos też ma bardzo przyjemny. Tim poszedł za nim. Cassie wolała zostać z przyjaciółką.
Ja i Rose doszłyśmy do wniosku, że my też powinnyśmy poszukać naszej przyjaciółki. Podreptałyśmy za przystojniakiem i Timem.
Agnes
Znalazłam go. Odbierał kasę od jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy. Nasz stary kumpel, Larry. Często nam pomagał jak byliśmy ścigani. Jay, to działa tylko na twoją niekorzyść.
Zeskoczyłam z dachu budynku, ale on, widząc mnie zaczął uciekać. Westchnęłam zrezygnowana. Tyle się za nim nabiegałam, a teraz jeszcze pościg? Nie miałam na to najmniejszej ochoty.
Ale jak chciałam się czegokolwiek od niego dowiedzieć, musiałam się dostosować. Biegłam co sił w nogach, aż wydarzyło się coś bardzo, ale to bardzo dziwnego.
Chłopak zawrócił i krzyknął tylko:
- Wiej!
Zanim załapałam o co mu może chodzić, oboje zostaliśmy złapani przez grupę demonów, dowodzonych przez kobietę w złotej masce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro