Rozdział 19: Chwila relaksu
Agnes
Siedziałyśmy z Megan w skrzydle szpitalnym. Gar odzyskał przytomność i dobry humor. Co chwila ktoś do niego przychodził.
- Jak się czujesz? - pytała już po raz setny Megan.
- W porządku - odpowiedział. Uśmiech gościł na jego bladozielonej twarzy. Nad łóżkiem wisiała jego lewa noga w gipsie, głowę miał obwiązaną bandażem, a na policzku plaster. Prawą rękę miał zabandażowaną. Nieźle go urządziłam.
Podszedł do mnie Superboy.
- Niedługo wyjeżdżacie - powiedział.
- Wolałabym zostać. Pomóc.
- Wiem. Nie przejmuj się. Wiemy, że to nie wasza wina, ale żeby to wszystko na spokojnie wyjaśnić rodzinom pozostałych, musicie zniknąć na jakiś czas.
- Tak wiem. Cieszę się, że to właśnie Leawenworth. Za dzieciaka super się tam bawiliśmy.
- Tak. Mam nadzieję, że wy nie będziecie się tam bawić aż tak dobrze - rzucił. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o tamtych czasach. Ile imprez się tam zorganizowało. Superboy ma rację, lepiej żeby nie było aż tak dobrze. Nie chcemy przecież zdemolować całego domku. I wioski.
Do młodego w tym czasie zajrzał La'gaan. To smutne jak rozpaczliwie ubiega się o względy Megan. Przyniósł małemu grę. Tani chwyt. Mój towarzysz postanowił interweniować. To nie skończy się dobrze, ale musiałam iść, bo odjadą beze mnie. Wypytam Megan o dalszy ciąg tej historii.
Rose
Oni chyba żartują! Wsadzili nas do jakiejś marsjańskiej rakiety i chcą wywieźć na jakieś odludzie, żeby rozmówić się z naszymi rodzicami! Nie ma Marcusa. Boi się mnie, a ja zamiast naprawić swój wizerunek w oczach moich bliskich, mam lecieć na wakacje?! To chyba żarty! I do tego pilnują nas kosmiczny robal, gadatliwy szybcior i Wodnik. Filmy historyczne wyraźnie pokazują, że "wakacje" po tym jak ktoś nawywijał nie kończą się dobrze.
Ze wszystkich dostępnych środków lokomocji, dlaczego musimy akurat lecieć?! Spokojnie. Podobno to najbezpieczniejszy środek transportu. Nie licząc oczywiście faktu, że upadek z takiej odległości kończy się prawie natychmiastowym zgonem. Po zajęciu miejsca pasy bezpieczeństwa same się na mnie zatrzasnęły. To okropne! I upiorne.
Cały lot siedziałam wciśnięta w fotel. Przez olbrzymią szybę było widać wszystko! A jak pęknie?! Wszyscy zginiemy! Chyba ciśnienie uderzyło mi do głowy. Dobrze wiedziałam, że Agnes siedzi najbliżej kierowcy. Wodnika. Gadali swobodnie, jakby nas nie było. Kate kręciła się wesoła, jak zawsze i podziwiała widoki. W kółko zaczepiała Ace'a i pokazywała mu widok gór z tej niebezpiecznej wysokości. Gdybym nie miała lęku wysokości, to pewnie bym się zachwycała, ale że lęk posiadam, to się nie zachwycam. Fiona wisiała na telefonie i co jakiś czas narzekała, że nie ma zasięgu. Dziwne, ale Tamara i Rachel leciały z nami. Rachel z nikim nie rozmawiała, tylko patrzyła przez okno. Tamara zagadywała praktycznie do każdego.
Wylądowaliśmy przed domkiem w górach. Całkiem ładnie. Wstałam i wybiegłam ze statku. Nogi miałam jak z waty. Kiedy zorientowałam się, że wszędzie jest wysoko i pełno śniegu, a do tego w górze w górach... Mój żołądek nie wytrzymał stresu i przyozdobił piękny, śnieżny kryształ swoją zawartością. Ace podszedł do mnie i zapytał:
- Co ci Rose?
- Mam lęk wysokości - odpowiedziałam.
- Jeszcze nie wszystkie słowa rozumiem po angielsku. Co to jest lęk wysokości?
Spojrzałam w dół i znowu wyrzuciłam z siebie, to co jeszcze zostało.
- To jest lęk wysokości - jęknęłam. - Możemy wejść do środka?
-Co tak śmierdzi - zapytała Fiona.
- Lęk wysokości - odpowiedział Ace i zaprowadził mnie do domku.
Kate
Tu jest wspaniale! Piękne widoki, świeże, górskie powietrze, a nasz domek wygląda jak apartamentowiec! Dwupiętrowy, z dala od ludzi, wykonany z pięknego drzewa. Ma taras i mnóstwo okien. W środku prawie umarłam z zachwytu! Wnętrze było przytulne. Kanapa ozdobiona futrem niedźwiedzia, wszędzie wiszą obrazy przedstawiające góry. Do tego kominek! Nad którym wisiał obraz jakiegoś strasznego gostka. Obeszłam cały domek. Pokoje są duże, 4 z 4 łóżkami. Każdy urządzony ze smakiem z kolorowymi zasłonkami. Czuć było zapach sosny i żywicy. Kuchnia była duża w pełni wyposażona. W łazience było jacuzzi! To będą najlepsze ferie w życiu!
Ale trzeba iść na zakupy. Nasze zapasy trzeba uzupełnić. Albo w ogóle je nabyć.
- Tu jest wspaniale!
- Czy ja wiem? - rzuciła Fiona. - Całkiem ładnie, ale jesteśmy z dala od każdego zakątka na ziemi. I jest tylko jedna łazienka, a towarzystwo daje wiele do życzenia.
- Po tylu latach znowu tutaj - westchnęła Agnes i rzuciła się na kanapę.
- Pamiętam, że kiedyś dobrze się tutaj bawiliśmy - powiedział z uśmiechem Wodnik i usiadł obok niej. - Tylko nie szalejcie aż tak.
- Czy jest tutaj zasięg? - zapytała Fiona.
- Nie - odpowiedział Wodnik, najwyraźniej zdając sobie sprawę z faktu, że jest tutaj służbowo. Wstał i dumnie się wyprostował. - Za to jest dostęp do wioski, gdzie telefonia komórkowa działa przez godzinę od 12 do 13 w południe.
- Słucham? Mam być połączona ze światem przez godzinę? A internet?
- Działa od 14 do 15.
- Bez żartów! To co ja mam robić przez cały ten czas. W ogóle są tu jacyś ludzie?
- Owszem w wiosce do której prowadzi kolejka linowa. - Na dźwięk słów "kolejka linowa" Rose wydała z siebie niezadowolony jęk. - Do niej i innych atrakcji turystycznych macie nieograniczony dostęp.
- Totalna masakra! Bez telefonu i internetu! Co za dzicz! Jak można miło to wspominać.
- Nie martw się - wtrąciła Agnes. - Z tobą miłe wspomnienia znikną w ciągu minuty.
- Odezwała się święta.
Pobiegłam na górę. Trzeba wybrać najlepszy pokój! Na ten pomysł wpadły Tamara i Rachel. Blondynka zajęła pokój po prawej, a Rachel po lewej. Weszłam do pokoju po lewej. Ją znam dłużej, będzie nam łatwiej nawiązać kontakt. Stanęłam z uśmiechem w drzwiach.
Dziewczyna wieszała koc nad łóżkiem na dole (były piętrowe). Spojrzała na mnie z takim wyrzutem, że odwróciłam się w stronę drugiego pokoju, zajmowanego przez Tamarę. Przywitała mnie szerokim uśmiechem, odwzajemniłam go i wybrałam ten pokój.
Ace
Kłótnia pomiędzy Agnes a Fioną rozkręcała się coraz bardziej. Luna i mama też często się kłócą. Doświadczenie nauczyło mnie nie mieszać się do kłótni dziewczyn i wycofać się na bezpieczną odległość, możliwie jak najszybciej. Wtrącenie się grozi uszkodzeniem na zdrowiu psychicznym bądź fizycznym. Do zestawu kar dołączony jest foch z przytupem.
Postanowiłem wybrać sobie pokój. Na piętrze 2 pokoje były już zajęte przez dziewczyny, więc wybrałem trzeci po prawej. Tam rozkładali się chłopcy. Młodzi superbohaterowie, którzy z nami przylecieli. Mały Flash zajmował łóżko na górze na przeciwko Niebieskiego Żuka. Nie chcąc się kłócić, a jednocześnie ciesząc się męskim towarzystwem zająłem łóżko na dole pod Mały Flashem.
- Widzisz, jestem fajniejszy. Pode mną będzie spać. Źle to zabrzmiało. Jak myślicie, kiedy kolacja? Dlaczego nie dostaliśmy żadnego sensownego zadania, tylko musimy ich pilnować? W ogóle ładnie tutaj, co nie? A w przyszłości to będzie baza rebeliantów. Głodny jestem.
- Nie ciesz się tą ciszą. On potrafi tak gadać non stop - zwrócił się do mnie Niebieski. Uśmiechnąłem się do niego. Właśnie poznałem męską wersję Kate.
Noc upłynęła nam dosyć przyjemnie. No powiedzmy. Okazało się, że Mały Flash chrapie. I to głośno. Wodnik, który miał dzielić z nami pokój spał sobie spokojnie na dole. Chrapanie było nieznośne. Jak u niedźwiedzia. Niebieskiego też drażnił. Wstaliśmy i wpadliśmy na pomysł. Jest jeden nie używany namiot.
Chichocząc jak spiskowcy rozłożyliśmy przy pomocy latarki (Niebieski trochę gadał do siebie, co było trochę dziwne) namiot. Bart, tak miał na imię Mały, spał jak zabity. Nawet nie poczuł jak znalazł się w namiocie. Na tarasie. Poszliśmy spać spokojnie, uprzednio zamykając się na klucz. Reszta nocy minęła spokojnie.
Fiona
Dzieliłam pokój z Tamarą, Rose i Kate. Zajęłam swoimi rzeczami jedyną szafę. Dziewczyny mają do mnie o to pretensje zupełnie nie potrzebnie. Moja wina, że jest tu tylko jedna szafa? Ich ubrania musiały zostać w walizkach. A walizki na wierzchu. Niech mają za swoje. Było mnie tu nie wyciągać. Do tego nie ma internetu, ani telefonu. Beznadziejne miejsce!
Noc minęła spokojnie, chociaż na korytarzu słychać było czyjeś kroki i śmiechy. W pewnym momencie coś, co brzmiało jak przesuwanie czyjegoś ciała. Zaspana wyjrzałam na zewnątrz. Chłopcy taszczyli czyjeś ciało. Ace przyłożył tylko palec do ust, na znak żebym była cicho. Nie zamierzałam tego komentować. Dom wariatów! A ja mam tu spędzić 2 tygodnie!
Rano udałam się do łazienki. Spokojnie, nie spieszyłam się. W pewnym momencie do drzwi dobijała się reszta hałastry z Agnes na czele. Akurat kiedy brałam prysznic!
Agnes
- Wyłaź! Siedzisz tam pół godziny!
- Gdyby był internet musiałabym się spieszyć, ale skoro go nie ma, nie muszę.
- Wyłaź, albo cię wypędzę siłą!
- Ani myślę.
Czerwona ze złości uśmiechnęłam się pod nosem. Tak chce pogrywać? Ok. Przyłożyłam rękę do drzwi i podgrzałam wodę w kranie.
- Rany, podgrzewasz wodę? Aż tak nisko upadłaś? Parzy. Parzy! AUŁA!!!!!
Zgodnie z przewidywaniami wybiegła z łazienki w samym ręczniku, jeszcze ociekając wodą. Usatysfakcjonowana, sama weszłam do środka.
Rose
Siedziałam spokojnie za stołem w przestronnej kuchni. Nie zamierzałam nigdzie wychodzić. Odkryłam w domku cały pokój wypełniony książkami! Chyba wiadomo, gdzie zamierzam spędzić całe dnie.
Nie cierpię śniegu i boję się wysokości, a wszędzie jest pełno tych dwóch przekleństw. Najrozsądniej będzie spędzić czas właśnie w bibliotece.
Kate tymczasem radośnie podrygiwała do dźwięków dobiegających z przenośnego radia. Było to "Shake it off" Taylor Swift. Chyba tylko Kate dobrze się tu bawiła. Radośnie tańcząc piekła coś. Cała kuchnia była brudna, wszędzie było pełno brudnych misek i półmisków. Na talerzach przede mną, Tamarą i Niebieskim Żukiem stały talerze z parującymi naleśnikami, które upiekła dla nas Kate. Na szczęście gotowała znacznie lepiej niż tańczyła. Do kuchni weszła Rachel, która zalała sobie herbatę. Zaszczyciła nas spojrzeniem. Poklepałam siedzenie na przeciwko siebie, żeby usiadła, ale odeszła na górę bez słowa.
- Wracaj, śniadanie gotowe! - zawołała za nią Kate.
- Nie jestem głodna - odpowiedziała jej.
Do kuchni wparował Mały Flash, cały blady i wyraźnie zmarznięty. Miał na sobie tylko podkoszulek i bokserki, a we włosach lśniły mu grudki śniegu.
- To nie było zabawne - rzucił wskazując na Latynosa. Ten z uśmiechem niewiniątka wrócił do śniadania.
Szybki postanowił mu się odwdzięczyć i wykorzystując swoją moc, błyskawicznie zabrał mu posiłek i zjadł go w ciągu kilku sekund, oddając pusty talerz. Chłopcy zaczęli ganiać się po pokoju, a następnie uciekli na górę.
Kate zagadnęła do mnie:
- Ulepimy dziś bałwana? No chyba, że wolisz coś innego.
- Nie dzięki. Nie znoszę śniegu.
- Oj, no chodź zrobimy.
- Przedawkowałaś w "Krainie Lodu"?
- Może trochę. Ferie przeważnie spędzamy w Polsce. A ostatnimi czasy śnieg w Polsce to tylko legendy.
To będą bardzo ciekawe 2 tygodnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro