Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13: (Nie) Do końca normalne święta

Dzisiaj w trochę innej formie.

Cosimo

Witajcie moi kochani. Tak, oto kolejna świąteczna historia. Jak zwykle będzie o miłości, rodzinie i przyjaźni na tle Bożego Narodzenia. Innymi słowy nic, o czym nie wiedzielibyście wcześniej. No dobra, jedźmy z tą historią za nim wytoczę pawia na ten piękny, śnieżny kryształ.

Święta, cudowny okres, kiedy wszystko wydaje się prostsze i jakby ciekawsze. Ale nie dla wszystkich.

Na przykład dla tej dziewczyny, która siedzi teraz na murku i patrzy jak jej koledzy rzucają się śnieżkami. W grubej, granatowej kurtce z kapturem morduje Garfielda, który pod groźbą, że nie da jej spokoju, wyciągnął ją z jej miłego, ciepłego pokoju i ciekawej lektury, horroru. "Rudy" Garfield w pomarańczowej kurtce i szaliku rzucał śnieżkami w ukrywającego się za filarem ratusza (tam zbierały się dzieciaki z Szczęśliwego Portu) Marcusa w zielonej puchówce i czapce zasłaniającej uszy. Czarnoskóry Victor Stone wraz z kolegami w ciepłych kurtkach lepił bałwana. Starsi chłopcy grali mecz hokeja, a dziewczęta, które tam były czekały na wolne lodowisko.

_____________________________________________________________

Tymczasem strażniczka ognia i jej czarnowłosy przyjaciel chodzili po sklepie jubilerskim. Agnes miała na sobie materiałową kurtkę i luźno zawiązany szalik, a Conner odrobinę grubszą, niebieską.

- To słodkie - zaczęła. - Po tylu latach kupujesz mi na święta coś, co nie jest narzędziem. Nie trzeba było. Chcę ten z brylantem.

 - To dla Megan - sprostował. - Chciałbym się z nią pogodzić. Liczyłem, że mi pomożesz.

- Wracacie do siebie?

- Chciałbym. Czy mogłabyś coś wymyślić, żebyśmy...

- ...zostali sami. Coś wymyślę. Wybrałeś coś?

- Wszystko jest strasznie drogie.

- Mówisz, jakby to był problem - stwierdziła. Schyliła się nad jednym ze schowków na pierścionki. - Zabezpieczenia można łatwo obejść. Ochrona na bank jest podatna na środki nasenne. Dwa wejścia.

- Co ty kombinujesz?

- Zakup, bez zapłaty - odparła z uśmiechem. Chłopak z ponurą miną wyprowadził ją ze sklepu.

______________________________________________________________________________

Strażniczka powietrza razem ze swoimi przyjaciółkami również chodziły po sklepach w celu sprezentowania sobie samym jakiegoś drobiazgu. Chichocząc i obgadując kogo popadnie rozmawiały o swoich świątecznych planach.

- Matka jak zwykle zorganizuje uroczystą kolację, mając w nosie moją dietę! - narzekała Natasha. 

- A u mnie szykuje się kolejny zlot rodzinny - dodała Valentine. - Nie ma to jak słuchać o łowach wuja Stephena.

- Wy przynajmniej coś robicie - rzuciła Fiona. - U mnie będą nudy.

- A nie miałaś oglądać świątecznych filmów z Billy'm? - zapytała zaskoczona blondynka.

- To była nasza tradycja, ale teraz on chyba nie chce mnie znać.

- Nie martw się po świętach go zniszczymy - powiedziała Natasha, obejmując przyjaciółkę. Valentine wywróciła oczami. Nie popierała tej zasady bycia na szczycie.

_________________________________________________________

Z kolei strażnik elektryczności siedział już w samolocie obok swojej siostry i lecieli do Belgii, do domu. Już czuł w ustach smak domowego piernika mamy i gorącej czekolady babci. Nie mógł się doczekać tradycyjnej parady z okazji Bożego Narodzenia, która przechodziła przez całe miasto porywając do tańca całe rzesze ludzi. Zastanawiał się też czy tata poczekał na niego z zakładaniem gwiazdy na czubek choinki. I czy dziadek dalej narzeka na wszystko? I kim jest ta dziewczyna, którą Jean miał przedstawić swojej rodzinie? I jaką jest idiotką, że na niego poleciała?

_______________________________________________

Strażniczka wody i jej siostra również były na lotnisku, z tym że same nigdzie się nie wybierały. Czekały na babcię i drugą babcię z dziadkiem. 

- Przepraszamy państwa, ale samolot z Polski przybędzie z opóźnieniem ze względu na panujące tam trudne warunki atmosferyczne.

Bliźniaczki westchnęły. Jeszcze długo muszą czekać.

____________________________________________________

W tym samym czasie strażniczka ziemi narzekała pod nosem na swojego brata, który zamiast jej pomóc w ostatnich porządkach poszedł bawić się z Garfieldem. Jeszcze podłogi nie umyte, jeszcze choinka nie zapalona, jeszcze prezenty nie zapakowane i kto nakryje do stołu? Kto pomoże mamie w gotowaniu? Wszystko zostawił na jej głowie!

___________________________________________________________

W innej części miasta, syn bogatego biznesmena, znanego wam jako Billy, w małym dość szerokim pokoju z czerwonymi zasłonami usiadł wygodnie z popcornem na kolanach. Z uśmiechem włączył telewizor, chcąc zacząć świąteczny maraton filmowy. Zazwyczaj oglądał go w towarzystwie Fiony, najlepszej przyjaciółki. Z bólem spojrzał na puste siedzenie obok niego. Wiedział, że jej nie będzie i to z JEJ winy, ale i tak było mu żal tylu lat przyjaźni. Poprosił mamę, żeby nie piekła jej ulubionych ciastek ryżowych z czekoladą. Nie znosił ich, ale zawsze jadł je, żeby zrobić Fionie przyjemność. Po namyśle, poszedł do kuchni poprosić mamę o upieczenie tych ciastek.

___________________________________________________

Skąd wiem to wszystko? Ja, Hektor i Romulus siedzimy sobie wygodnie i obserwujemy. Zaobserwowaliśmy też, że na lotnisku wysiadł jakiś mężczyzna. Średniego wzrostu Chińczyk z krótką bródką. Rysy twarzy miał męskie, ale bardzo podobne do tych Fiony.

_________________________________________________________________

Zespół superbohaterów (przydałaby mu się jakaś nazwa, może Liga Młodych?) zebrał się w Smallville, domu Agnes. Ona, Garfield i Conner byli już na miejscu. Zgodnie z obietnicą dziewczyna dopilnowała, aby Superboy i Marsjanka zostali sam na sam. Bestia, Wonder Girl, czyli Cassie; jej chłopak Robin, Tim; Niebieski Żuk, Jaime; Impuls, Bart, przepraszam teraz Bart został Małym Flashem, mój błąd i Static, Virgil, wybiegli na zewnątrz bawiąc się w śniegu. Artemis, u której brzuch jest już bardzo widoczny siedziała na kanapie i rozmawiała z Karen i Malem. Barbara pomagała Agnes i Annie nakryć do stołu, a Kaldur pomógł Mateuszowi w pakowaniu prezentów.

- Stawia się jeden talerz dla niespodziewanego gościa, a nie dwa - zauważyła Barbara, kiedy Agnes postawiła o dwa talerze za dużo.

- Policzyłam Dicka.

- Ma przyjechać? - zapytała ucieszona Anna.

- Nic mi nie mówił, ale zawsze przyjeżdża.

Z kuchni dobiegały piękne zapachy potraw, gotowanych przez Alfreda.

______________________________________________________________

Kate i Paige w końcu doczekały się oczekiwanych gości. Babcie i dziadek wyszli im na powitanie. Ze śmiechem pomogły im zabrać walizki. W trakcie dość krótkiej drogi rozmawiali o różnych rzeczach.

- Wiem, że ci Amerykańce nie jedzą kiszonej kapusty, więc przywiozłam wam trochę - ogłosiła radosną nowinę babcia Paula. Później dodała: - Ach, ta wasza matka. Dość, że nieślubne dzieci urodziła, dość, że za bambusa wyszła, dość, że się z kraju wyniosła, to jeszcze na kościół nie chce dawać.

- Za bardzo na nią naciskasz - broniła jej babcia Kasia. - Są święta. Nie warto się kłócić.

Babcia Paula mordowała ją wzrokiem. Babcia Kasia, nie przejmując się tym, szepneła do ucha Paige:

- Opowiesz mi co się ostatnio działo. Zwłaszcza o tych dziwnych wydarzeniach. Muszę ci coś opowiedzieć.

Kate patrzyła na to z zazdrością. Wiele by dała, żeby babcia kochała ją tak samo, jak kocha Paige.

________________________________________________________________

Na lotnisku w Belgii Ace i Luna zostali powitani przez ich ojca. Z radosnymi łzami w oczach i nieskończonymi opowieściami o minionym roku zostali zawiezieni do domu. Na miejscu powitała ich cała rodzina i najbliżsi sąsiedzi. Mała Melanie przytuliła się do nogi Ace'a. Po chwili wszyscy udali się na świąteczną paradę. A dziewczyna Jeana była naprawdę ładna. Miała długie, brązowe włosy, urocze piegi na twarzy i błyszczące ciemnoniebieskie oczy. Ale, zgodnie z przewidywaniami, geniuszem to ona nie była.

______________________________________

  Wieczerza wigilijna w domu Smiths'ów trwała w najlepsze. Wszyscy się śmiali, rozmawiali i jedli liczne potrawy, które wspaniale smakowały. Oczywiście Rose była mocno zdenerwowana o to że brat ją zostawił, ale są święta! Czas na wybaczanie. I tak sprezentowała mu plastikowy miecz świetlny, za co był jej ogromnie wdzięczny. Sam dał jej nową książkę. "Dzieci z Bulerbyn"! Jej ulubiona.

____________________________________________________________

Pani Lee, jej tata i córka jedli mało uroczystą kolację (wyznają buddyzm). Bez słów dokończyli posiłek, a ojciec Sue poszedł zmyć naczynia. Do drzwi zadzwonił dzwonek. Fiona poszła otworzyć i stanęła jak wryta. Z ust wydobyła jedno słowo:

- Tata?

- To ja - odpowiedział mężczyzna w garniturze. Stał w ciemnym prochowcu z zaśnieżoną czapką i brodą.

_________________________________________

W ogromnej willi odbywał się świąteczny bankiet. Nie różnił się niczym od innych z wyjątkiem jednego szkopułu. Nie świętowano Bożego Narodzenia, tylko Chanukę. Wysoka dumna Żydówka stała obok swojego eleganckiego męża, który rozmawiał z swoim partnerem biznesowym, który chciał kandydować na prezydenta Stanów Zjednoczonych. To on był właścicielem dobrze działającej firmy, w której pracował ojciec Natashy. Lex Luthor poprosił swojego partnera o to, aby w razie wygranej, to on zajął się Lex-Corp.

Natasha z kolei zapalała Menorę w towarzystwie służby. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że jest Żydówką. Kiedyś nie robiła z tego tajemnicy i dlatego spotkała się z odrzuceniem. Z tego powodu była okrutna dla swoich dawnych prześladowców. I dla wszystkich, którzy upokorzyli ją albo jej przyjaciółki. Już nikt jej nie odrzuci. Przynajmniej tak jej się wydawało. Żeby nikt się nie dowiedział o jej pochodzeniu ufarbowała się na blond.

____________________________________________________

W domu Fiony panowała awantura jakich mało. Jej matka zamknęła się w kuchni z ojcem i robiła mu awanturę za to, co stało się przed laty. Za to, że ją zdradził przed laty, za to, że porzucił ich rodzinę i za to, że nie odzywał się przez cały ten czas. Rzucała w niego przypadkowymi przedmiotami. W pewnym momencie dziadek Fiony wkroczył do gry. Wszedł do kuchni i rozległ się taki trzask, jakby właśnie zerwał z pacyfizmem. Fiona wyszła na klatkę schodową. Po jej policzkach poleciały łzy. Najgorsze, że w tej chwili była całkiem sama. Chciała zadzwonić do Billy'ego, ale on nie odbierał.

_________________________________________________

Valentine siedziała w ciemnym, zatłoczonym salonie udając, że słucha opowieści wuja Stephena o tym jak upolował jelenia i 19 kaczek. Wszyscy mężczyźni słuchali z uznaniem, a ona modliła się w duchu o koniec opowieści. Poszła do kuchni, gdzie jej mama właśnie nalewała odrobiny krwi do każdego kieliszka, żeby wnieść toast za pomyślność ich rodziny. U wampirów to normalne. Valentine wolała jednak nie ujawniać przed Fioną i Natashą swojej prawdziwej natury. Jeszcze nie. Dlatego porozmawiała ze znajomym magiem, aby rzucił na nie zaklęcie, dzięki któremu wydawała im się normalna.

___________________________________

Kiedy awantura dobiegła końca Fiona weszła do domu, był tam... porządek! Jej rodzice się przytulali! A dziadek, zadowolony z siebie sprzątał w kuchni, która wyglądała jakby przeszło tędy tornado. Fiona rzuciła się na szyję ojcu, a mama choć raz nie miała do niej o to pretensji. Razem włączyli telewizję i całą czwórką usiedli przed telewizorem i oglądali świąteczny maraton, zajadając ciastka ryżowe. W zgodzie i miłości. Widać cuda zdarzają się nie tylko u chrześcijan.

____________________________________________________________

Choć świąteczny cud nie nastąpił u Agnes. Całą Wigilię czekała na przyjazd jej brata. Wszyscy się rozeszli. A Dicka nie ma. I nie było. Jedna łza spłynęła po jej policzku. Wally nie żyje, a jej brat ma ją w nosie. Przynajmniej tak jej się wydaje. Anna, Mateusz i Alfred siedzieli, rozmawiając, a ona sama siedziała na strychu i nuciła kolędy.

W pewnym momencie pojawił  się Kaldur. Przytulił ją. Tylko jemu na to pozwalała. A w zaistniałej sytuacji bardzo tego potrzebowała, choć nigdy by się do tego nie przyznała.

__________________________________________________________

U bliźniaczek wszyscy składali sobie życzenia. A Paige zgodnie z obietnicą udała się z babcią Kasią, rozmawiając z nią o magii i ich ojcu. A przede wszystkim o ich rodzinnej tajemnicy.

__________________________________________________________

W sierocińcu na strychu również siedziała jedna dziewczyna. Otworzyła prezent, który dostała dzisiaj przed ratuszem. Była na niej kartka z napisem: "Wesołych Świąt od Garfielda! Nie wściekaj się na swoich przyjaciół". Głupek. Uśmiechnęła się. Sprezentował jej taki horror, o jakim marzyła.

- Wesołych Świąt, Garfield - powiedziała do okna.

__________________________________________________

No, dobra. Ta świąteczna historia jednak nie była aż tak przesłodzona, jak myśleliśmy.

- Nie wierzę! Chłopcy, znowu ich podglądacie?! - krzyknęła obrażona Tamara. Blondynka z włosami związanymi w 3 kucyki i ślicznymi zielonymi oczkami stała w kostiumie córki strażniczki ziemi i patrzyła na nas z wyrzutem. - Istnieje coś takiego jak prywatność, panowie.

- Racja. - Uśmiechnąłem się do niej. Podszedłem do dziewczyny. Urodę i temperament odziedziczyła po matce. Flora też by nam suszyła o to głowy.

Wesołych Świąt, kochani! Życzę wam mnóstwo zdrowia, szczęścia i spełnienia wszystkich marzeń! Żeby wasze konta miały mnóstwo obserwujących. I wszystkiego co najlepsze, życzy Iness531.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #fantasy