Rozdział 13: (Nie) Do końca normalne święta
Dzisiaj w trochę innej formie.
Cosimo
Witajcie moi kochani. Tak, oto kolejna świąteczna historia. Jak zwykle będzie o miłości, rodzinie i przyjaźni na tle Bożego Narodzenia. Innymi słowy nic, o czym nie wiedzielibyście wcześniej. No dobra, jedźmy z tą historią za nim wytoczę pawia na ten piękny, śnieżny kryształ.
Święta, cudowny okres, kiedy wszystko wydaje się prostsze i jakby ciekawsze. Ale nie dla wszystkich.
Na przykład dla tej dziewczyny, która siedzi teraz na murku i patrzy jak jej koledzy rzucają się śnieżkami. W grubej, granatowej kurtce z kapturem morduje Garfielda, który pod groźbą, że nie da jej spokoju, wyciągnął ją z jej miłego, ciepłego pokoju i ciekawej lektury, horroru. "Rudy" Garfield w pomarańczowej kurtce i szaliku rzucał śnieżkami w ukrywającego się za filarem ratusza (tam zbierały się dzieciaki z Szczęśliwego Portu) Marcusa w zielonej puchówce i czapce zasłaniającej uszy. Czarnoskóry Victor Stone wraz z kolegami w ciepłych kurtkach lepił bałwana. Starsi chłopcy grali mecz hokeja, a dziewczęta, które tam były czekały na wolne lodowisko.
_____________________________________________________________
Tymczasem strażniczka ognia i jej czarnowłosy przyjaciel chodzili po sklepie jubilerskim. Agnes miała na sobie materiałową kurtkę i luźno zawiązany szalik, a Conner odrobinę grubszą, niebieską.
- To słodkie - zaczęła. - Po tylu latach kupujesz mi na święta coś, co nie jest narzędziem. Nie trzeba było. Chcę ten z brylantem.
- To dla Megan - sprostował. - Chciałbym się z nią pogodzić. Liczyłem, że mi pomożesz.
- Wracacie do siebie?
- Chciałbym. Czy mogłabyś coś wymyślić, żebyśmy...
- ...zostali sami. Coś wymyślę. Wybrałeś coś?
- Wszystko jest strasznie drogie.
- Mówisz, jakby to był problem - stwierdziła. Schyliła się nad jednym ze schowków na pierścionki. - Zabezpieczenia można łatwo obejść. Ochrona na bank jest podatna na środki nasenne. Dwa wejścia.
- Co ty kombinujesz?
- Zakup, bez zapłaty - odparła z uśmiechem. Chłopak z ponurą miną wyprowadził ją ze sklepu.
______________________________________________________________________________
Strażniczka powietrza razem ze swoimi przyjaciółkami również chodziły po sklepach w celu sprezentowania sobie samym jakiegoś drobiazgu. Chichocząc i obgadując kogo popadnie rozmawiały o swoich świątecznych planach.
- Matka jak zwykle zorganizuje uroczystą kolację, mając w nosie moją dietę! - narzekała Natasha.
- A u mnie szykuje się kolejny zlot rodzinny - dodała Valentine. - Nie ma to jak słuchać o łowach wuja Stephena.
- Wy przynajmniej coś robicie - rzuciła Fiona. - U mnie będą nudy.
- A nie miałaś oglądać świątecznych filmów z Billy'm? - zapytała zaskoczona blondynka.
- To była nasza tradycja, ale teraz on chyba nie chce mnie znać.
- Nie martw się po świętach go zniszczymy - powiedziała Natasha, obejmując przyjaciółkę. Valentine wywróciła oczami. Nie popierała tej zasady bycia na szczycie.
_________________________________________________________
Z kolei strażnik elektryczności siedział już w samolocie obok swojej siostry i lecieli do Belgii, do domu. Już czuł w ustach smak domowego piernika mamy i gorącej czekolady babci. Nie mógł się doczekać tradycyjnej parady z okazji Bożego Narodzenia, która przechodziła przez całe miasto porywając do tańca całe rzesze ludzi. Zastanawiał się też czy tata poczekał na niego z zakładaniem gwiazdy na czubek choinki. I czy dziadek dalej narzeka na wszystko? I kim jest ta dziewczyna, którą Jean miał przedstawić swojej rodzinie? I jaką jest idiotką, że na niego poleciała?
_______________________________________________
Strażniczka wody i jej siostra również były na lotnisku, z tym że same nigdzie się nie wybierały. Czekały na babcię i drugą babcię z dziadkiem.
- Przepraszamy państwa, ale samolot z Polski przybędzie z opóźnieniem ze względu na panujące tam trudne warunki atmosferyczne.
Bliźniaczki westchnęły. Jeszcze długo muszą czekać.
____________________________________________________
W tym samym czasie strażniczka ziemi narzekała pod nosem na swojego brata, który zamiast jej pomóc w ostatnich porządkach poszedł bawić się z Garfieldem. Jeszcze podłogi nie umyte, jeszcze choinka nie zapalona, jeszcze prezenty nie zapakowane i kto nakryje do stołu? Kto pomoże mamie w gotowaniu? Wszystko zostawił na jej głowie!
___________________________________________________________
W innej części miasta, syn bogatego biznesmena, znanego wam jako Billy, w małym dość szerokim pokoju z czerwonymi zasłonami usiadł wygodnie z popcornem na kolanach. Z uśmiechem włączył telewizor, chcąc zacząć świąteczny maraton filmowy. Zazwyczaj oglądał go w towarzystwie Fiony, najlepszej przyjaciółki. Z bólem spojrzał na puste siedzenie obok niego. Wiedział, że jej nie będzie i to z JEJ winy, ale i tak było mu żal tylu lat przyjaźni. Poprosił mamę, żeby nie piekła jej ulubionych ciastek ryżowych z czekoladą. Nie znosił ich, ale zawsze jadł je, żeby zrobić Fionie przyjemność. Po namyśle, poszedł do kuchni poprosić mamę o upieczenie tych ciastek.
___________________________________________________
Skąd wiem to wszystko? Ja, Hektor i Romulus siedzimy sobie wygodnie i obserwujemy. Zaobserwowaliśmy też, że na lotnisku wysiadł jakiś mężczyzna. Średniego wzrostu Chińczyk z krótką bródką. Rysy twarzy miał męskie, ale bardzo podobne do tych Fiony.
_________________________________________________________________
Zespół superbohaterów (przydałaby mu się jakaś nazwa, może Liga Młodych?) zebrał się w Smallville, domu Agnes. Ona, Garfield i Conner byli już na miejscu. Zgodnie z obietnicą dziewczyna dopilnowała, aby Superboy i Marsjanka zostali sam na sam. Bestia, Wonder Girl, czyli Cassie; jej chłopak Robin, Tim; Niebieski Żuk, Jaime; Impuls, Bart, przepraszam teraz Bart został Małym Flashem, mój błąd i Static, Virgil, wybiegli na zewnątrz bawiąc się w śniegu. Artemis, u której brzuch jest już bardzo widoczny siedziała na kanapie i rozmawiała z Karen i Malem. Barbara pomagała Agnes i Annie nakryć do stołu, a Kaldur pomógł Mateuszowi w pakowaniu prezentów.
- Stawia się jeden talerz dla niespodziewanego gościa, a nie dwa - zauważyła Barbara, kiedy Agnes postawiła o dwa talerze za dużo.
- Policzyłam Dicka.
- Ma przyjechać? - zapytała ucieszona Anna.
- Nic mi nie mówił, ale zawsze przyjeżdża.
Z kuchni dobiegały piękne zapachy potraw, gotowanych przez Alfreda.
______________________________________________________________
Kate i Paige w końcu doczekały się oczekiwanych gości. Babcie i dziadek wyszli im na powitanie. Ze śmiechem pomogły im zabrać walizki. W trakcie dość krótkiej drogi rozmawiali o różnych rzeczach.
- Wiem, że ci Amerykańce nie jedzą kiszonej kapusty, więc przywiozłam wam trochę - ogłosiła radosną nowinę babcia Paula. Później dodała: - Ach, ta wasza matka. Dość, że nieślubne dzieci urodziła, dość, że za bambusa wyszła, dość, że się z kraju wyniosła, to jeszcze na kościół nie chce dawać.
- Za bardzo na nią naciskasz - broniła jej babcia Kasia. - Są święta. Nie warto się kłócić.
Babcia Paula mordowała ją wzrokiem. Babcia Kasia, nie przejmując się tym, szepneła do ucha Paige:
- Opowiesz mi co się ostatnio działo. Zwłaszcza o tych dziwnych wydarzeniach. Muszę ci coś opowiedzieć.
Kate patrzyła na to z zazdrością. Wiele by dała, żeby babcia kochała ją tak samo, jak kocha Paige.
________________________________________________________________
Na lotnisku w Belgii Ace i Luna zostali powitani przez ich ojca. Z radosnymi łzami w oczach i nieskończonymi opowieściami o minionym roku zostali zawiezieni do domu. Na miejscu powitała ich cała rodzina i najbliżsi sąsiedzi. Mała Melanie przytuliła się do nogi Ace'a. Po chwili wszyscy udali się na świąteczną paradę. A dziewczyna Jeana była naprawdę ładna. Miała długie, brązowe włosy, urocze piegi na twarzy i błyszczące ciemnoniebieskie oczy. Ale, zgodnie z przewidywaniami, geniuszem to ona nie była.
______________________________________
Wieczerza wigilijna w domu Smiths'ów trwała w najlepsze. Wszyscy się śmiali, rozmawiali i jedli liczne potrawy, które wspaniale smakowały. Oczywiście Rose była mocno zdenerwowana o to że brat ją zostawił, ale są święta! Czas na wybaczanie. I tak sprezentowała mu plastikowy miecz świetlny, za co był jej ogromnie wdzięczny. Sam dał jej nową książkę. "Dzieci z Bulerbyn"! Jej ulubiona.
____________________________________________________________
Pani Lee, jej tata i córka jedli mało uroczystą kolację (wyznają buddyzm). Bez słów dokończyli posiłek, a ojciec Sue poszedł zmyć naczynia. Do drzwi zadzwonił dzwonek. Fiona poszła otworzyć i stanęła jak wryta. Z ust wydobyła jedno słowo:
- Tata?
- To ja - odpowiedział mężczyzna w garniturze. Stał w ciemnym prochowcu z zaśnieżoną czapką i brodą.
_________________________________________
W ogromnej willi odbywał się świąteczny bankiet. Nie różnił się niczym od innych z wyjątkiem jednego szkopułu. Nie świętowano Bożego Narodzenia, tylko Chanukę. Wysoka dumna Żydówka stała obok swojego eleganckiego męża, który rozmawiał z swoim partnerem biznesowym, który chciał kandydować na prezydenta Stanów Zjednoczonych. To on był właścicielem dobrze działającej firmy, w której pracował ojciec Natashy. Lex Luthor poprosił swojego partnera o to, aby w razie wygranej, to on zajął się Lex-Corp.
Natasha z kolei zapalała Menorę w towarzystwie służby. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że jest Żydówką. Kiedyś nie robiła z tego tajemnicy i dlatego spotkała się z odrzuceniem. Z tego powodu była okrutna dla swoich dawnych prześladowców. I dla wszystkich, którzy upokorzyli ją albo jej przyjaciółki. Już nikt jej nie odrzuci. Przynajmniej tak jej się wydawało. Żeby nikt się nie dowiedział o jej pochodzeniu ufarbowała się na blond.
____________________________________________________
W domu Fiony panowała awantura jakich mało. Jej matka zamknęła się w kuchni z ojcem i robiła mu awanturę za to, co stało się przed laty. Za to, że ją zdradził przed laty, za to, że porzucił ich rodzinę i za to, że nie odzywał się przez cały ten czas. Rzucała w niego przypadkowymi przedmiotami. W pewnym momencie dziadek Fiony wkroczył do gry. Wszedł do kuchni i rozległ się taki trzask, jakby właśnie zerwał z pacyfizmem. Fiona wyszła na klatkę schodową. Po jej policzkach poleciały łzy. Najgorsze, że w tej chwili była całkiem sama. Chciała zadzwonić do Billy'ego, ale on nie odbierał.
_________________________________________________
Valentine siedziała w ciemnym, zatłoczonym salonie udając, że słucha opowieści wuja Stephena o tym jak upolował jelenia i 19 kaczek. Wszyscy mężczyźni słuchali z uznaniem, a ona modliła się w duchu o koniec opowieści. Poszła do kuchni, gdzie jej mama właśnie nalewała odrobiny krwi do każdego kieliszka, żeby wnieść toast za pomyślność ich rodziny. U wampirów to normalne. Valentine wolała jednak nie ujawniać przed Fioną i Natashą swojej prawdziwej natury. Jeszcze nie. Dlatego porozmawiała ze znajomym magiem, aby rzucił na nie zaklęcie, dzięki któremu wydawała im się normalna.
___________________________________
Kiedy awantura dobiegła końca Fiona weszła do domu, był tam... porządek! Jej rodzice się przytulali! A dziadek, zadowolony z siebie sprzątał w kuchni, która wyglądała jakby przeszło tędy tornado. Fiona rzuciła się na szyję ojcu, a mama choć raz nie miała do niej o to pretensji. Razem włączyli telewizję i całą czwórką usiedli przed telewizorem i oglądali świąteczny maraton, zajadając ciastka ryżowe. W zgodzie i miłości. Widać cuda zdarzają się nie tylko u chrześcijan.
____________________________________________________________
Choć świąteczny cud nie nastąpił u Agnes. Całą Wigilię czekała na przyjazd jej brata. Wszyscy się rozeszli. A Dicka nie ma. I nie było. Jedna łza spłynęła po jej policzku. Wally nie żyje, a jej brat ma ją w nosie. Przynajmniej tak jej się wydaje. Anna, Mateusz i Alfred siedzieli, rozmawiając, a ona sama siedziała na strychu i nuciła kolędy.
W pewnym momencie pojawił się Kaldur. Przytulił ją. Tylko jemu na to pozwalała. A w zaistniałej sytuacji bardzo tego potrzebowała, choć nigdy by się do tego nie przyznała.
__________________________________________________________
U bliźniaczek wszyscy składali sobie życzenia. A Paige zgodnie z obietnicą udała się z babcią Kasią, rozmawiając z nią o magii i ich ojcu. A przede wszystkim o ich rodzinnej tajemnicy.
__________________________________________________________
W sierocińcu na strychu również siedziała jedna dziewczyna. Otworzyła prezent, który dostała dzisiaj przed ratuszem. Była na niej kartka z napisem: "Wesołych Świąt od Garfielda! Nie wściekaj się na swoich przyjaciół". Głupek. Uśmiechnęła się. Sprezentował jej taki horror, o jakim marzyła.
- Wesołych Świąt, Garfield - powiedziała do okna.
__________________________________________________
No, dobra. Ta świąteczna historia jednak nie była aż tak przesłodzona, jak myśleliśmy.
- Nie wierzę! Chłopcy, znowu ich podglądacie?! - krzyknęła obrażona Tamara. Blondynka z włosami związanymi w 3 kucyki i ślicznymi zielonymi oczkami stała w kostiumie córki strażniczki ziemi i patrzyła na nas z wyrzutem. - Istnieje coś takiego jak prywatność, panowie.
- Racja. - Uśmiechnąłem się do niej. Podszedłem do dziewczyny. Urodę i temperament odziedziczyła po matce. Flora też by nam suszyła o to głowy.
Wesołych Świąt, kochani! Życzę wam mnóstwo zdrowia, szczęścia i spełnienia wszystkich marzeń! Żeby wasze konta miały mnóstwo obserwujących. I wszystkiego co najlepsze, życzy Iness531.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro