Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 2

Gdy schodziłam na dół, było już całkiem ciemno. Odgłosy moich kroków niosły się echem po domu, przerywając absolutną ciszę. Skierowałam się do salonu, gdzie zastałam ojca. Siedział na starym, drewnianym bujanym fotelu, przy otwartym oknie tarasowym kwiląc cicho. Podeszłam do niego i objęłam za szyję, mocno się w niego wtulając.

– Będzie lepiej, gdy stąd wyjedziemy... będzie ciut lepiej – pocieszałam go, sama nie wierząc w te słowa, ale czułam, że muszę coś powiedzieć.

– Nie będzie lepiej, w Londynie będzie jeszcze gorzej – westchnął ciężko.

– Tam wszystko będzie nam ją przypominać, w szafie wiszą jej ubrania, w salonie stoją jej zdjęcia, a w łóżku zawsze lewa strona będzie pusta. A co z ogrodem? Kto się zajmie ogrodem? – schował twarz w dłoniach – jak mogła się tak poddać? Dlaczego wcześniej nam nic nie powiedziała? Jak mogłem nic nie zauważyć... – jego głos się załamał.

Usiadłam na oparciu fotela, obserwując ciemność za oknem, którą co chwila przenikała para żółtych oczu. Tkwiłam z nim w ciszy, wsłuchując się w rechot żab i syk węży próbując wyobrazić sobie moją mamę w tym miejscu.

– Zabrała mnie tu tylko raz – ojciec przerwał moje rozważania – kilka lat po naszym ślubie na pogrzeb Elżbiety. Tylko raz... wiem dlaczego. Wiem. Zawsze wracała tu sama, ale wtedy wzięła mnie ze sobą. Ten jeden raz myślałem, miałem nadzieję... – głos mu się załamał.

Nie rozumiałam, o czym on mówił. Zapytałam go, ale on zamknął się w sobie. Siedziałam z nim jeszcze chwilę, jednak cisza między nami stawała się dla mnie nie do zniesienia, a jego pochlipywanie nie pozwalało mi ani na chwilę zaznać spokoju, którego potrzebowałam równie mocno, jak my wszyscy.

Poszłam do kuchni, zastając tam Nate'a i Patrycję popijających herbatę i rozmawiających prawie szeptem. Posłałam cioci lekki uśmiech i zdobyłam się na odwagę, by spojrzeć na mojego narzeczonego, ten czując mój wzrok na sobie, uśmiechnął się czule. Odetchnęłam z ulgą, siadając obok niego.

– Przepraszam – szepnęłam mu na ucho. Nate objął mnie ramieniem i złożył pocałunek na mojej skroni.

– Zrobię ci coś do jedzenia, jajecznica? – Patrycja w mgnieniu oka znalazła się przy lodówce. – Mamy też gołąbki, kilka zapiekanek, ciasta... – Wymieniała kolejno, a ja przyglądałam się jej uważnie, próbując znaleźć w niej, chociaż minimalne podobieństwo do mojej mamy. Ale ta wysoka chuda jak patyk blondynka o niebieskich oczach w niczym jej nie przypominała.

– Dziękuję, ale chyba nie dam rady nic przełknąć – grzecznie odmówiłam, ale Nate posłał mi srogie spojrzenie.

– Nie mogę – bąknęłam na odczepne, ale gdy ani jedno z nich nie odpuszczało, dodałam: – tata siedzi w salonie i płacze, nie wiem, jak on się z tego pozbiera, rozpamiętuje stare dzieje, co w niczym mu nie pomoże, martwię się o niego, nie wiem jak damy sobie radę w Anglii.

Patrycja nie odpuszczając, po chwili podsunęła pod mój nos dziwnie wyglądającą, ale obłędnie pachnącą potrawę.

– Jedz – nakazała, spoglądając władczo i zadowolenie jednocześnie widząc, że biorę widelczyk do ręki, po czym usiadła z powrotem przy stole.

– On bardzo kocha Anastazje, była całym jego światem. To była miłość od pierwszego wejrzenia – wspomniała z nostalgią.

Ciocia doskonale rozumiała ojca, sama straciła wiele bliskich osób w tym męża, który zginął krótko po ich ślubie na budowie. Dobrze pamiętam, jak zamieszkała wtedy u nas i choć na pozór trzymała się świetnie, to długo nocami słyszałam jej łkanie. Choć minęło wiele lat, nie ułożyła sobie życia z nikim innym.

– Masz już kupca na mieszkanie? – zapytał Nate, kierując nasze myśli na inne tory, za co byłam mu wdzięczna. Ta ciężka atmosfera była nie do zniesienia. Poza tym mnie samą zastanawiał ten temat.

– Od roku ani jedna osoba nie odezwała się w sprawie domu – oznajmiła z rezygnacją i desperacją wypisaną na zmęczonej twarzy.

Rozejrzałam się po maleńkiej kuchni, na której środku stał drewniany stoliczek przykryty ceratą, która na rogach stołu była już mocno przetarta.

– Dom wymaga sporego remontu – spostrzegła – a ja nie mam siły inwestować w to miejsce. A wy już wiecie, co zrobicie z kamienicą babci?

Mama po śmierci prababci dostała od niej w spadku duży apartament w centrum Krakowa. Byłam tam kiedyś i dobrze pamiętałam, jak to miejsce zauroczyło mnie już w chwili przekroczenia progów domu. Ta kamienica była nie tylko przepiękna, ale miała w sobie coś... jakby dusze. Szkoda byłoby ją sprzedać, ale z drugiej strony opustoszała tylko marniała.

– Tata zawsze nalegał, żeby sprzedać to miejsce, ale mama upierała się, żeby jednak zostawić. Pamiętam, jak wiele razy się o to sprzeczali, szczególnie w chwili, gdy mieliśmy spory kryzys finansowy i tuż przed moimi studiami, gdy nie było pewne czy dostanę stypendium – zrelacjonowałam im, po czym bezradnie wzruszyłam ramionami, wiedząc, że nie do mnie należy decyzja, a do taty.

– Twoja mama ma dużo wspomnień związanych z tamtym miejscem. Miała dużo wspomnień – dodała ciszej drżącym głosem. Chwyciłam jej dłoń, ściskając mocno.

– Mamy w planie jechać do Krakowa na kilka dni, zanim wyjedziemy do Londynu – zmieniłam temat. – Kiedy ty wracasz?

– Nie wiem, na razie mam parę dni wolnego, może zabiorę się z wami? – zapytała niepewnie – chyba że wolicie zostać sami, zrozumiem to.

– Nie! – gwałtownie zaprzeczyłam. – To cudowny pomysł, znasz Kraków, a my błądzilibyśmy tam tylko.

Nie chciałam jej zostawić samej w tym starym domku na wsi. Zdawałam sobie sprawę, że żałobę każdy musi przejść sam, nikt nie ułatwi nam tej drogi, ale czułam, że ktoś bliski obok, ramię do wsparcia, wyrozumiałe spojrzenia i rozpraszacze mogą trochę złagodzić ból, chociaż w tych pierwszych dniach.

– Wiesz, że mama zostawiła mi kluczyk do skrzyni? – zagaiłam, starając się nadać moim słowom lekki ton. Ciocia nie musiała nic mówić, z jej miny szybko wywnioskowałam, że wie więcej niż ja i nie wydawała się z tego powodu szczególnie zadowolona.

– Ana wspomniała mi o tym. – Patrycja spuściła wzrok na swoje dłonie, nagle z ogromnym zaciekawieniem przyglądając się bransoletce dyndającej na przegubie jej dłoni.

– Wiesz, co tam jest? Mama wspomniała tylko, że to coś bardzo wpłynie na moje życie – dopytywałam, widząc coraz większe zmieszanie cioci. – Okaże się, że mam brata, albo siostrę bliźniaczkę?

Roześmiałam się trochę nerwowo.

– Gdyby twoje żarty okazały się prawdą, to nie byłoby ci tak do śmiechu – zauważył słusznie Nate, szturchając mnie przy tym lekko łokciem. Chciał mnie rozluźnić, ale ja coraz bardziej spinałam się na myśl o tajemnicy mamy.

Wstałam od stołu, kładąc ręce na biodrach i uniosłam brwi.

– Dobra to idziemy? – zapytałam czysto retorycznie, nie dając cioci możliwości wyboru. Czułam, że jeśli nie zrobię tego od razu to już nigdy.

– Dzisiaj? Teraz? – Ciocia nie była zachwycona, wstała szybko, kręcąc się nerwowo po kuchni, próbując wymyślić dość dobrą wymówkę, by zostawić ten temat. – Grace nie wiem, czy to dobry pomysł.

– Wszyscy mamy już dosyć dzisiejszego dnia – zauważył Nate, wstając od stołu. Pocałował mnie lekko w czubek głowy, po czym dodał: – Zostawmy to na jutro, ta skrzynia nie ucieknie, a ty powinnaś odpocząć.

– Ty odpocznij ja i tak nie zasnę i chce mieć to już za sobą. – Całując go lekko w policzek, wysłałam na górę.

– Nie czekaj na mnie – zawołałam za nim.

– Zawsze czekam – odpowiedział z czułością w głosie, spoglądając na mnie z troską.

Tęsknota ścisnęła moje serce. Ostatnie tygodnie spędzaliśmy całe razem, ale jakby osobno. Wszystko to, przez co przeszliśmy, zbliżyło nas jeszcze bardziej, ale fizycznie byliśmy tak wyczerpani, że nasze potrzeby, plany na przyszłość, ślub wszystko to odeszło na dalszy plan.

– No to chodźmy – głos cioci wyrwał mnie z zamyślenia.

Spojrzałam na nią i dostrzegłam na jej twarzy ogromne zmęczenie.
Opuchnięte oczy, szara skóra, wymiętolona jeszcze z pogrzebu sukienka. Poczułam się jak kompletnie nieczuła samolubna kretynka. Zaproponowałam, żebyśmy jednak poczekały z tym do jutra, ale ciocia uśmiechnęła się tylko blado.

– Nie wiem kochana, czy będąc przy zdrowych zmysłach, pozwolę ci otworzyć skrzynię – wymamrotała i łapiąc mnie pod ramię, pociągnęła za sobą na górę.

                                                                                             ***

Strych okazał się na tyle przerażającym miejscem, że śmiało mógłby być planem filmowym horroru. Cały wyłożony ciemnymi drewnianymi deskami, poniekąd zjedzonymi już przez korniki, przystrojony w gigantyczne pajęczyny ciągnące się od sufitu, przez meble, aż po podłogę, na której walały się stare sprzęty, pudełka, worki, kosze i skrzynie pełne nieznanego mi użytku przedmiotów, a wszystko to przyprószone grubą warstwą kurzu.

Odetchnęłam spokojniej, gdy Patrycja zaświeciła lampkę, bo światło księżyca wpadające przez małe okienko dodawało temu miejscu jeszcze więcej mroku.

– Przepraszam za bałagan, ale nikt nie wchodził tutaj od wieków. Muszę ci się przyznać, że sama nie mam odwagi tu zaglądać. Wyglądasz, jakbyś zaraz miała stąd czmychnąć – spojrzała na mnie i kąciki jej ust poszybowały w górę.

– Cóż nie jest to najprzytulniejsze miejsce, jakie widziałam – wytłumaczyłam, krzyżując ramiona na piersi, po czym rozglądając się niepewnie czy zza rogu nie wyskoczy mi jakiś olbrzymi pająk, dodałam: – Trzeba jednak przyznać, że ma w sobie ... to coś.

Patrycja parsknęła cicho śmiechem, znikając za dużą białą szafą, na której wyryty wzór na drzwiach sprawiał wrażenie zwierzęcych oczu. Przełknęłam głośno ślinę, szybko podążając za ciotką i wpadłam w pajęczynę. Nie krzyknęłam tylko dlatego, że z przerażenia odebrało mi głos. Zaczęłam szybko przez chwilę z obrzydzeniem, ale później już śmiejąc się sama z siebie obierać ubranie z pajęczej sieci.
Ciocia patrzyła na mnie zmieszana i rozbawiona jednocześnie. Wskazała na jedną ze skrzyń, dużą dębową z żelaznymi okuciami i wypchnęła ją przede mnie, przez co w sekundę spoważniałam, zapominając o całym świecie. Nawet nie byłam pewna, dlaczego zdenerwowanie ledwie pozwalało mi oddychać, nie zdawałam sobie sprawy, co jest w środku, ale stres cioci i słowa mamy „informacje w niej ukryte zmienią twoje życie" wirujące w mojej głowie zaczynały paraliżować moje ciało. Wzięłam głęboki wdech, próbując okiełznać emocje i drżącą dłonią sięgnęłam do stanika, gdzie przed zejściem na dół schowałam kluczyk.

– Zostawię cię samą. – Ciocia odwróciła się w stronę drzwi, ale ja zaprotestowałam gwałtownie, prosząc, by została. Nie dość, że to miejsce mnie przerażało to jeszcze ta skrzynia. Nie dałabym rady sama. Patrzyła na mnie z powątpiewaniem, ale w końcu niechętnie usiadła na jednym z kilku powalonych pudeł.

Z jednej strony zawsze wydawało mi się, że znam mamę doskonale, miałam ją za moją najlepszą przyjaciółkę, powierzałam jej wszystkie sekrety i sama czułam, że wiem o niej naprawdę wiele. Ale z drugiej strony przez ostatnie kilka tygodni zachowywała się tak dziwnie, mówiła bardzo dwuznacznie, po czym nagle wypaliła z tym sekretem w skrzyni, że sama już nie wiedziałam, w co wierzyć.

– Co tam jest? – zapytałam, spoglądając błagalnie na ciocię, ale ta westchnęła tylko ciężko, opuszczając głowę. – Czy gdybyś była na moim miejscu chciałabyś wiedzieć, co jest w środku?

– Nie – skwitowała, zaciskając wargi w wąską linię i krzyżując ramiona, przybrała prawdopodobnie najbardziej obojętną minę, na jaką było ją stać w tamtej chwili, dodając: – ale ty nie jesteś mną.
Zaczął boleć mnie brzuch, miałam złe przeczucia. Przez głowę zaczęły mi przepływać wszystkie moje ostatnie rozmowy z mamą. Kucnęłam obok skrzyni i wsunęłam kluczyk w zardzewiałą dziurkę. Zamki zadziwiająco lekko puściły jak na tak stary przedmiot. Uniosłam ciężkie wieko i zdjęłam poszarzały papier, a moim oczom ukazała się piękna srebrna suknia. Zdawałam sobie sprawę, że mama była tancerką, kiedyś zajmowała się tym podobno całkiem na poważnie, nawet wygrała coś wielkiego, ale nie mówiła o tym zbyt wiele.

– W tej sukience twoja mama tańczyła na swoim pierwszym poważnym konkursie – skomentowała ciocia, odwróciłam ku niej wzrok, ale ona myślami była gdzieś daleko. Niepewnie wyjęłam suknie i rozłożyłam przed sobą, długa cała wyszywana srebrnymi cekinami robiła ogromne wrażenie. Odłożyłam strój na papier, który wcześniej zdjęłam ze skrzyni, aby nic nie pobrudzić i wyjęłam kolejną króciutką czerwoną prześwitującą sukienkę przyozdobioną malutkimi piórkami. Ostatnia suknia, którą wyjęłam była znacznie bardziej elegancka niż dwie poprzednie. Długa, śnieżnobiała, lejąca się satyna, ozdobiona koronką. Wyglądała niczym suknia ślubna, ale wiedziałam dobrze, że suknia ślubna mamy była w Londynie.

– W tej sukni wygrała mistrzostwa Polski i dostała przepustkę do Akademii Tańca Towarzyskiego w Londynie – wytłumaczyła mi Patrycja, prawdopodobnie widząc moją zdezorientowaną minę.

– Mama nigdy nie opowiadała zbyt wiele o tańcu ani o tym czasie w swoim życiu. Zawsze każde moje pytanie zbywała krótką odpowiedzią, aż w końcu przestałam pytać. Doszłam do wniosku, że to mało ważny dla niej okres w życiu, ale ostatnio – zawahałam się, czując, jakbym zdradzała tajemnice mamy, ale potrzebowałam się komuś zwierzyć, a wiedziałam, że tylko Patrycja może mnie zrozumieć – na kilka tygodni przed śmiercią, powiedziała, że gdyby mogła cofnąć czas, to chciałaby wrócić właśnie do tamtego okresu, że tylko wtedy tak naprawdę była prawdziwie szczęśliwa. Co mam o tym myśleć?

– Ludzie bardzo szybko zapominają złe rzeczy, przez co łatwo im idealizować pewne osoby i wydarzenia z przeszłości. Muszę iść, musisz się z tym zmierzyć sama Grace.

Ciocia, unikając mojego wzroku, szybko wstała i prawie wybiegła ze strychu, nie dając mi czasu na reakcje, choć chyba i tak nic nie mogłabym zrobić, by zdecydowała się zostać ze mną dłużej.

Zaczęłam wyjmować ze skrzyni kolejne skarby, kilka kaset DVD, jakieś plakaty, złote puzderko zamknięte na kłódkę, wycinki z gazet o gwiazdach estrady, kasety z muzyką i kilka brulionów związanych sznurkiem.

– Jej pamiętniki – szepnęłam cicho. Mój oddech przyspieszył, a serce zabiło mocniej. Wiedziałam dobrze, że to właśnie te kilka zeszytów ma zmienić moje życie. Nie wiedziałam tylko, czy się stresuje, czy jestem podekscytowana.
W końcu mama nie mogła mieć przede mną żadnych wielkich sekretów. Znałam jej życie. Znałam ją. Czytanie czyiś pamiętników to
jakby podglądanie czyjegoś życia przez dziurkę od klucza.

Rozwiązałam jeden z brulionów, przewijając przypadkowe kartki, czytałam pojedyncze słowa „zdrada, szkoła, przyjaciółki, Sara, Igor, miłość..." gwałtownie zamknęłam zeszyt.

Wrzuciłam wszystko z powrotem do skrzyni i zamknęłam ją szybko.

                                                                                                ***

Wbiegłam do pokoju, budząc przy tym Nate'a, który zasnął z książką w ręku. Wszyscy byliśmy mocno fizycznie i psychicznie zmęczeni.

– Grace? – jego zaspany półszept dotarł do moich uszu, ale nie mogłam odpowiedzieć, czując, jak duszę się łzami, wpadłam w jego ramiona i zaczęłam głośno szlochać. Nie mogłam tego zatrzymać ani nad tym zapanować trzęsłam się, a łzy ciurkiem spływały po moich policzkach, brakowało mi tchu, ale nie mogłam zatrzymać tego potoku łez.
Nie chciałam płakać, nie płakałam często. Chciałam być jak mama, a ona nie lubiła łez, ale nie potrafiłam nad sobą zapanować. Przepraszałam ją w myślach, ale nie mogłam. Bo tęskniłam za nią, brakowało mi jej, czułam, że nie dam sobie rady bez niej. Przed oczami widziałam jej twarz, widziałam trumnę, widziałam ludzi na cmentarzu, widziałam tatę.
Dlaczego mamo?
Dlaczego teraz?
Ja cię potrzebuję!
Krzyczałam w środku.
Nate nic nie mówił, gładził tylko moje włosy i ramiona.

– Przepraszam – wyburczałam w jego szyję, gdy wreszcie po kilku godzinach trochę się uspokoiłam.

– Nie masz za co przepraszać, kocham cię – zapewnił mnie, cały czas tuląc mocno.

Po chwili wstał, kierując się do łazienki, by wrócić z mokrym ręcznikiem, którym wytarł moją rozpaloną twarz.

– Przynieść ci herbaty? A może potrzebujesz czegoś innego?– zapytał z troską.

– Tylko ciebie – wyznałam prawdę, jeszcze mocniej wtulając się w niego.

Jednak tej nocy ani jego równomierny oddech, ani bicie serca, ani miłość, którą mnie otaczał, nie pozwoliły mi zasnąć. Widziałam tylko trumnę, ludzi, mamę i kwiaty wiele kwiatów głównie kalie i słoneczniki. A w uszach brzęczała mi ta przeklęta trąbka. Wierciłam się, na zmianę wstawałam i siadałam, budząc przy tym, co chwilę Nate'a. Wreszcie podeszłam do okna, usiadłam na parapecie i spojrzałam w niebo.

– Mamo, jesteś tam ? – pytałam ledwie słyszalnie.

Zamknęłam oczy i wyciągając przed siebie dłoń, jakbym chciała jej dotknąć, zobaczyłam ją.

Uśmiechnięta z jej ulubioną czerwoną szminką na ustach, lokami upiętymi w koczek, pachniała perfumami, które tata dał jej na gwiazdkę.

Chłodny letni wietrzyk powiewał wprost na mnie zza uchylonej szyby, gładząc moją skórę. Dreszcze przechodziły przez całe moje ciało. Czułam ją, jej dotyk.

Otworzyłam oczy i spojrzałam w niebo, wypuszczając kolejne łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro