24 XI 2019
Przyznam. Po powrocie z kina i pożegnaniu z Jaimiem (koło pierwszej w nocy), znalazłem się już u siebie. No nie zasnąłem.
Po takim zaczęciu chyba muszę opowiedzieć, jak było. Więc spotkaliśmy się na miejscu. Jaimie przyszedł przede mną i nie widziałem czy to on był za wcześnie, czy ja się spóźniłem. Na szczęście to on był za wcześnie. Film, który oglądaliśmy, był dziwny. To chyba dobre słowo.
Znacie horrory Universala z poprzedniego stulecia? Te czarno-białe historie, które są podstawą dzisiejszych potworów i tak dalej? Tego nie da się oglądać. Przynajmniej ten, na którym byłem. Ale zawsze to nowe doświadczenie. Po filmie spacerowaliśmy po campusie, rozmawiając głównie o filmie i o tym, jak był zły. Nie mogłem się powstrzymać, żeby mu nie powiedzieć, że mój związek z klasykami horrorów jest bliższy, niż może się to wydawać.
– Więc twojej pełne nazwisko to Frankenstein? Victor Frankenstein?
– Wiem, jak to brzmi. Dziękuję swojemu dziadkowi za skrócenie nazwiska. Choć je osobiście uwielbiam, to każdy zna potwora Frankensteina. Nie chciałabym być z tym nadmiernie kojarzony. I tak się już zdarza.
– Rozumiem to – zaśmiał się lekko.
To był bardzo przyjemny śmiech. Miał przy tym te swoje dołeczki.
Właśnie zamieniam się w nastolatkę. Jak ja nie lubię się tak czuć.
– Ja opowiedziałem swoją tajemnicę, której zazwyczaj nie mówię. Czas na ciebie.
– Może to nie tajemnica, ale raczej nikomu o tym nie mówię. Dostałem się tu trochę przypadkiem. Starsza siostra podmieniała mi aplikacje, które wysyłałem i tak jakoś wyszło. Ale to nie ten sekret. Po skończeniu nauki, czyli już za kilka miesięcy mam w planach wykorzystać swoją wiedzę biznesowo-przedsiębiorczą i stworzyć kawiarnię, która z czasem byłaby kolejnym światowym gigantem jak Starbucks czy Costa. Na razie mówiłem o tym tylko profesorowi. I to też tylko dlatego, że musiałem napisać i opowiedzieć o biznesplanie na zaliczenie.
Tak, mam skłonności do przybywania w otoczeniu ambitnych osób. Lily chce być znaną dziennikarką działająca na własną rękę, mój przyjaciel z liceum, Andrew, miał zapędy architektoniczne, teraz się dowiaduję, że Jaimie chce otworzyć własną kawiarnię.
Może dlatego, że sam ich nie mam.
– Jak to już się stanie, wiesz gdzie szukać pierwszego pracownika.
I znowu się zaśmiał.
– A nie masz w planach bycia lekarzem i ratowania ludzi? Wiesz, w końcu studiujesz medycynę – słusznie zauważył. Nawet zbyt słusznie.
– Bardziej interesuje mnie nauka niż ratowanie ludzi. W takim dosłownym znaczeniu. Brzmię jak hipokryta, mówiąc takie rzeczy, będąc jednocześnie jednym z lepszych na roczniku, robiąc to, co robię. Słowa profesorów, jeśli chodzi o bycie najlepszym.
– Może. Zależy. Każdy jest czasem hipokrytą. Znajdź cel w życiu i wszystko się ułoży.
Tę radę wezmę do siebie. Czas znaleźć cel w życiu. Prawdziwy cel, a nie samo ukończenie studiów.
Później zeszliśmy na lżejsze tematy. To był miły wieczór. Pewnie będę o nim myślał przez następnych kilka dni. Oby to się nie odbiło na niczym i nikim. Obym się również nie zaczął dziwnie zachowywać w jego towarzystwie.
Właśnie wspominałem o tym, że na pożegnanie mnie przytulił? Nie tak dosłownie. Tak na pożegnanie, tak jak robią dobrzy znajomi. Co nie zmienia faktu, że nasza znajomość urosła w rankingu i staliśmy się kimś więcej niż znajomymi z pracy. Jakkolwiek to brzmi.
Również poinformowałem o tym wszystkim Lily. Moja wiadomość zapełniła cały ekran. Mam tylko nadzieję, że nikt poza nią tego nie przeczyta. Mogłem poczekać z wysłaniem tego. Tego już nie cofnę. Obym tego nie pożałował. Czemu musi mi na tym tak zależeć?
Głupio trochę przy ludziach to przyznać, ale emocje moim zdaniem przeszkadzają w wielu sprawach. Rozpraszają, nie pozwalają się skupić, irytują.
To nie ma sensu...
Najlepsze jest to, że nie jestem ani pijany, ani na kacu. Wtedy lepiej, żebym się nie tykał pisania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro