Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 XII 2019

Siedzę znudzony na wykładzie. Nauczyłem się już zabierać ze sobą ten dziennik wszędzie, gdzie nie idę. Oczywiście, jeśli to nie jest impreza i mam go w co schować.

To była długa noc. Jakoś ją przespałem, nic mi się nie śniło, żebym to mógł teraz opisać. Rano oczywiście obudził mnie Klaus, samym wstawaniem z łóżka. Otrzymałem miłą wiadomość od Jaimiego o dobrym dniu, zjadłem coś, wziąłem kawę w termosie i tak sobie egzystuje.

Wciąż mam mieszane myśli, co do tego, co widziałem. Ludzie miewają skomplikowane relacje z innymi ludźmi. Sam coś o tym wiem. Biorąc pod uwagę historię moja i Lily można to stwierdzić. Wciąż jednak pozostaje chyba gdzieś ta granica, której się nie przekracza. Prawda?

Nie wiem już. Mogę zacząć gadać od rzeczy. Kontakty z ludźmi są zbyt skomplikowane jak dla mnie.

później

Jest około siedemnastej i znalazłem się w kawiarni z Lily. Ona musi się pouczyć, ja nie mam nic lepszego na dziś do roboty.

Przed chwilą jednak odbyłem dość specyficzną rozmowę z Timothym. Bo tak, my sobie siedzimy, nie ma w tym niczego podejrzanego. Aż tu nagle przychodzi on, niby przypadkiem, żeby coś zamówić, ale nas zauważa i podchodzi. Wita się z nią, ze mną też, bo wypada, ale wygląda na lekko niepewnego. Odchodzi na chwilę, żeby odebrać zamówienie i do nas wraca. Stoi nad nami, pomimo że wokół są wolne siedzenia i słucha opowieści Lily o jej dniu. Atmosferę staje się coraz dziwniejsza, czego ona nie widzi. Decyduję się jakoś to przerwać pod pretekstem wyjścia do łazienki.

Bardzo proste rozwiązanie.

Wstaję, zrobiłem kilka kroków, a tu nagle przed drzwiami słyszę, żebym poczekał. Zrobiłem to w środku, oparty o ścianę i założonymi rękami na piersi. Chciałbym napisać, że kipiała ode mnie pewność siebie w tym momencie, ale to mogłoby się minąć z prawdą.

– O co chodzi? – spytałem.

Przeżył raz gumę w ustach, po czym ją wyrzucił i na mnie spojrzał.

– Widziałem cię wczoraj. Jak grałeś – opowiedział, nawet nie wiem jakim głosem. Ale w mojej głowie tylko zaczął się pogrążać. Głupi jeszcze nie wie, że dla Lily zrobię wszystko.

– Taa Alchemikowi się nie odmawia, jeśli pytasz, czemu to zrobiłem. Też cię wtedy widziałem. Nie chciałem przeszkadzać – dodałem.

– Przeszkadzać w czym?

– Czymkolwiek to było. Kimkolwiek ona była.

Spojrzał się podejrzanie na mnie.

– Czy ty mnie właśnie o coś oskarżasz?

– A mam o co? Poszedłeś za mną do łazienki, żeby mi coś powiedzieć nie przy Lily, dzień po tym, jak spotkałeś się z jakąś dziewczyną. Nie będę cię oceniać, rób, co chcesz, ale zrozum, jak to wygląda.

Zaśmiał się nerwowo wtedy. Nie spoilerując wydarzeń, czułem, że coś mi w jego tonie wypowiedzi nie pasowało.

– Chciałem się tylko spytać, czy Lily jedzie do domu na święta. Chciałem jej zrobić prezent, a to gdzie je spędzi, jest zależne, w jakiej formie je ode mnie otrzyma.

– Brzmi jakbyście, nie rozmawiali – mruknąłem – Z tego, co wiem wciąż ma w planach wrócenie ze mną do Stone Hill.

– I tak, to jest tylko znajoma. Jeśli chcesz o coś spytać lub masz ze mną jakiś problem, to po prostu powiedz.

Brzmi zbyt przekonująco jak na prawdę.

– Skoro tak mówisz.

Oczywiście nie powiedziałem o tej wymianie słów Lily. Nie chcę wyjść na paranoika, bo tamten rozmawiał z dziewczyną, której nie znam.

Ale nie wiem, czegoś na pewno mi nie mówi. Tylko jeszcze nie wiem czego i jak ważne to może być dla wszystkich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro