12 XII 2019
Siedzę znudzony na wykładzie. Nauczyłem się już zabierać ze sobą ten dziennik wszędzie, gdzie nie idę. Oczywiście, jeśli to nie jest impreza i mam go w co schować.
To była długa noc. Jakoś ją przespałem, nic mi się nie śniło, żebym to mógł teraz opisać. Rano oczywiście obudził mnie Klaus, samym wstawaniem z łóżka. Otrzymałem miłą wiadomość od Jaimiego o dobrym dniu, zjadłem coś, wziąłem kawę w termosie i tak sobie egzystuje.
Wciąż mam mieszane myśli, co do tego, co widziałem. Ludzie miewają skomplikowane relacje z innymi ludźmi. Sam coś o tym wiem. Biorąc pod uwagę historię moja i Lily można to stwierdzić. Wciąż jednak pozostaje chyba gdzieś ta granica, której się nie przekracza. Prawda?
Nie wiem już. Mogę zacząć gadać od rzeczy. Kontakty z ludźmi są zbyt skomplikowane jak dla mnie.
później
Jest około siedemnastej i znalazłem się w kawiarni z Lily. Ona musi się pouczyć, ja nie mam nic lepszego na dziś do roboty.
Przed chwilą jednak odbyłem dość specyficzną rozmowę z Timothym. Bo tak, my sobie siedzimy, nie ma w tym niczego podejrzanego. Aż tu nagle przychodzi on, niby przypadkiem, żeby coś zamówić, ale nas zauważa i podchodzi. Wita się z nią, ze mną też, bo wypada, ale wygląda na lekko niepewnego. Odchodzi na chwilę, żeby odebrać zamówienie i do nas wraca. Stoi nad nami, pomimo że wokół są wolne siedzenia i słucha opowieści Lily o jej dniu. Atmosferę staje się coraz dziwniejsza, czego ona nie widzi. Decyduję się jakoś to przerwać pod pretekstem wyjścia do łazienki.
Bardzo proste rozwiązanie.
Wstaję, zrobiłem kilka kroków, a tu nagle przed drzwiami słyszę, żebym poczekał. Zrobiłem to w środku, oparty o ścianę i założonymi rękami na piersi. Chciałbym napisać, że kipiała ode mnie pewność siebie w tym momencie, ale to mogłoby się minąć z prawdą.
– O co chodzi? – spytałem.
Przeżył raz gumę w ustach, po czym ją wyrzucił i na mnie spojrzał.
– Widziałem cię wczoraj. Jak grałeś – opowiedział, nawet nie wiem jakim głosem. Ale w mojej głowie tylko zaczął się pogrążać. Głupi jeszcze nie wie, że dla Lily zrobię wszystko.
– Taa Alchemikowi się nie odmawia, jeśli pytasz, czemu to zrobiłem. Też cię wtedy widziałem. Nie chciałem przeszkadzać – dodałem.
– Przeszkadzać w czym?
– Czymkolwiek to było. Kimkolwiek ona była.
Spojrzał się podejrzanie na mnie.
– Czy ty mnie właśnie o coś oskarżasz?
– A mam o co? Poszedłeś za mną do łazienki, żeby mi coś powiedzieć nie przy Lily, dzień po tym, jak spotkałeś się z jakąś dziewczyną. Nie będę cię oceniać, rób, co chcesz, ale zrozum, jak to wygląda.
Zaśmiał się nerwowo wtedy. Nie spoilerując wydarzeń, czułem, że coś mi w jego tonie wypowiedzi nie pasowało.
– Chciałem się tylko spytać, czy Lily jedzie do domu na święta. Chciałem jej zrobić prezent, a to gdzie je spędzi, jest zależne, w jakiej formie je ode mnie otrzyma.
– Brzmi jakbyście, nie rozmawiali – mruknąłem – Z tego, co wiem wciąż ma w planach wrócenie ze mną do Stone Hill.
– I tak, to jest tylko znajoma. Jeśli chcesz o coś spytać lub masz ze mną jakiś problem, to po prostu powiedz.
Brzmi zbyt przekonująco jak na prawdę.
– Skoro tak mówisz.
Oczywiście nie powiedziałem o tej wymianie słów Lily. Nie chcę wyjść na paranoika, bo tamten rozmawiał z dziewczyną, której nie znam.
Ale nie wiem, czegoś na pewno mi nie mówi. Tylko jeszcze nie wiem czego i jak ważne to może być dla wszystkich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro