Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 I 2020

Dziś mam urodziny. Dwudzieste czwarte urodziny.

I zamiast chociaż udawać, że się z nich cieszę i jakoś świętuję, siedzę w samochodzie nad oceanem z butelką szampana. Sam. Jestem chodzącą porażką ostatnimi czasy.

Szczególnie że ten dzień nie zapowiadał się tak źle. Wstałem, Klaus był wyjątkowo miły. Poszliśmy razem po kawę i żeby coś zjeść, za co zapłacił. Obejrzałem w końcu trzeci odcinek Draculi, który był taki sobie w porównaniu do całej reszty. Andrew do mnie napisał z życzeniami oraz narzekaniami, że szkoda, że studiuje tak daleko, bo by z chęcią przyjechał. Felix też do mnie napisał, czy wszystko okey po piątku. Miło z jego strony, nie sądziłem, że jest do tego zdolny. Kilka znajomych z liceum też do mnie napisało. Rodzina zadzwoniła. Później przyszła Lily, to porozmawialiśmy chwilę o życiu. Jak co roku.

Następnie na w planach było pójście do baru, gdzie miało się pojawić jeszcze kilka osób, z którymi utrzymywałem jakiś tam kontakt na studiach. I Timothy.

Wszystko było w porządku. Do czasu. Nawet nie wiem, co się stało, ale w pewnym momencie nie mogłem wytrzymać w tamtym miejscu i z tymi ludźmi. Wydało mi się to wszystko sztuczne i ustawiane. Wręcz nierealne. I wciąż miałem traumę po zajęciach. W sumie *mam.

Jaimie dość szybko to zauważył i zaczął wypytywać, czy wszystko w porządku. Zdawkowo mu odpowiadałem, że tak, nie ma się o co martwić. Po prostu tak mam, podczas urodzin. Nie wiem już nawet, w jakim stopniu to była prawda, a jak bardzo chciałem w to po prostu wierzyć.

Kulminacją tego była jednak Lily. Tak jak bardzo ją uwielbiam, tak i potrafię nienawidzić. To był taki moment. Przypadek chciał, że usłyszała jak ironicznie mówiłem coś o Timothym. Akurat wtedy nie miałam nic złego na myśli. No i się zaczęło. Już nawet nie zaciągnęła mnie na stronę. Zaczęła mówić o tym, że jak tak bardzo nie podoba mi się jej nowy chłopak, to powinienem to wprost powiedzieć, a nie szydzić pod nosem, jak to podobno mam w zwyczaju. Że nie doceniam niczego i nikogo, że nie rozumie, czemu wciąż się przyjaźni z takim egoistą jak ja. I tak dalej, i tak dalej. Bardzo dużo się o sobie nasłuchałem.

Słuchałem tego całego monologu, dostając jakby znowu uczucia bierności. W takich sytuacjach prawdopodobnie przerywałbym jej wypowiedzieć, przecząc, że to nie prawda. A dziś? Dziś po prostu stałem i słuchałem.

Kiedy zrozumiała, że nie będę się z nią w taki sposób wykłócał, przestała się odzywać. A ja mogłem trochę przesadzić. Pozwolę sobie zacytować.

– Miło, że to ty wypominasz mi te wszystkie rzeczy. Jako jedyny potrafię wytrzymać twoje humory i bawić się w twoje poronione pomysły. Nigdy nie odmówiłem ci pomocy, zawsze stawałem w twojej obronie, nawet kiedy nie miałaś racji. Pragnę ci tylko przypomnieć, że rzucałaś każdego chłopaka, zanim ten zdążał zrozumieć, jak toksyczna potrafi być znajomość z tobą lub zanim się zorientuje, że tak właściwie kochasz kogoś innego. – Nie powiedziałem, że we mnie, aż tak okrutny nie jestem – Mój egoizm sprawiał, że jesteś na Stanford. A to, że coś mi nie pasuje w Timothym, to aktualnie sprawa pomiędzy mną a nim, bo on też za mną nie przepada ostatnimi czasy. I szczerzę wątpię, żeby ci o tym powiedział.

Nikt nie raczył się odezwać. Widziałem, że mogłem mówić więcej i więcej, ale nie chciałem wywlekać publicznie tego wszystkiego. Uznałem, że mam dość i wyszedłem, zabierając ze sobą pierwszy lepszy napotkany alkohol. Muszę przyznać, że dość dramatycznie wyszło moje wyjście.

I tak jestem tutaj. Ocean mnie uspakaja.

Czasem myślę, że chciałabym móc uciec stąd. I to daleko, żeby zacząć od nowa. W miejscu, gdzie nikt mnie nie będzie znać. Gdzie nikt nie będzie oceniać. Poznać kogoś, kto tak jak ja ma przejebane we własnej głowie.

Niech to będzie moje życzenie na ten rok. Naprawdę mam dość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro