11 I 2020
Największą ironią wczorajszego dnia jest to, że nikt by mi nie uwierzył, jakbym opowiedział to, co faktycznie się wydarzyło. Osoby, które to widziały, nie potrafią potwierdzić, że faktycznie tak się stało. A na mnie już nawet to wrażenia nie robi. Mówiłem, że nie jestem normalny.
Chyba właśnie założyłem, że każdy będzie wiedział, o co mi chodzi. Wątpię, żeby tak było. Muszę opisać całą sytuację.
Więc wczoraj mieliśmy lekcje z Alchemikiem. Szedłem na nią lekko niepewny, wiedząc, co będziemy się starać zrobić. Felix właściwie miał podobnie. Na każdym stanowisku leżało po zwłokach żaby, nieprzewodzącego prąd pojemnika, niewielkiego urządzenia przewodzącego prąd... I inne rzeczy, których nie chcę mi się wymieniać.
Alchemik zaczął lekcję od krótkiej mowy o tym, że podczas przerwy świątecznej ktoś w rodzinie zaczął temat o nieśmiertelności i co by się stało, gdyby ludzie nie umierali. Wywołało to podobno dyskusję, która ciągnęła się przez parę dni. On sam jednak stwierdził, że to ciekawy temat na poprowadzenie zajęć. Sprawdź, czy da się poruszyć pracę serca po śmieci, żeby dana istota żyła (mam wrażenie, że parę osób zapomniało o istnieniu defibrylatora albo to był tylko skrót myślowy). A naszym zadaniem było potwierdzenie lub zaprzeczenie tej tezy. Uznałem, że skoro powstało już tyle popkulturowych tworów o wskrzeszeniu, a jeszcze żadna nie miała naukowego potwierdzenie w kontekście, o jakim rozmawiamy, to jest to mało prawdopodobne. I chyba pomijamy te przypadki, gdzie ktoś umarł na parę sekund, ale udało się go uratować. Albo ją. Jenu.
Co jakiś czas wymieniałem wzrok z Felixem. Pamiętam do dziś jego żart o nekromancji, którym mnie uraczył. Dziś nie było mu do śmiechu.
Pierwszy raz na tych lekcjach, czas zaczął mi się dłużyć. Pozostałe osoby, starały się realnie osiągnąć jakiś rezultat. Niektórzy czasem nawet podchodzili do mnie i pytali się o jakieś książkowe pierdoły, których nie udało im się wykuć na pamięć.
Ja w tym czasie po prostu siedziałem przy swoim stanowisku, udając, że coś robię. Prawda była taka, że pierwszy raz chciałem stamtąd jak najszybciej wyjść. Jakby moja podświadomość widziała, że nic z tego dobrego nie wyjdzie, ale do tego zaraz dojdę. Na ostatnie pół godziny uznałem, że jednak wypada zrobić cokolwiek, żeby nie wyjść źle w oczach Alchemika, który pokładał we mnie jakieś nadzieje.
Wlałem bez większego zastanowienia jakieś losowe płyny, jakie miałem przed sobą do pojemnika. Nie było tego tam dużo. Podpiąłem następnie klipsy do żaby i włączyłem urządzenie. Ktoś mnie na chwilę zawołał, żebym mu w czymś pomógł, więc odszedłem od swojego stanowiska.
I w tym momencie zaczęły się dziać dziwne rzeczy. A właściwie jedna rzecz. Nagle po całym pomieszczeniu rozległ się rechot. Wszyscy zaczęli się po sobie rozglądać, jakby szukali śmieszka, który włączył ten odgłos na YouTube. Problem leżał w tym, że co się na kogoś nie spojrzałem, wydalał się być bardziej zdziwiony od poprzednika.
– To nie jest zabawne! – wrzasnął na całą salę Felix. Miał rację, niezbyt było.
Wtedy też mój pojemnik zaczął się poruszać. Wszyscy to zauważyli. Jak również nikt się nie odezwał. Rozglądając się niepewnie, podszedłem do swojego stanowiska. Nie wiem, czego się spodziewałem, bo w tamtym momencie, wyłączyło mi zupełnie myślenie, ale na pewno nie tego, co zobaczyłem. Jeszcze kilka minut temu martwa żaba, teraz się ruszała i wydawała dźwięki. Nie potrafiłem się ruszyć. Po prostu stałem wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Przestały do mnie dochodzić bodźce z zewnątrz. To był szok, jakiego jeszcze nigdy nie doznałem.
W końcu nie myśląc nad swoimi działaniami, zrzuciłem pojemnik z blatu na podłogę. Całe szczęście, że urządzenie, że nie spadło razem z nim. Substancja rozlała się po podłodze, a żaba jakby chciała uciec ode mnie wydając to coraz głośniejszy rechot. Zrobiłem krok w tył.
Po chwili cała klasa zobaczyła, co mnie tak przeraziło... I potem było tylko gorzej. Nie potrafiłem się ruszyć, nie potrafiłem nic powiedzieć. Nie mam pojęcia, co się wtedy ze mną stało. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bierny, jak wtedy. Potrafiłem tylko patrzeć. Nawet zacząłem mieć wrażenie, że to nie dzieje się na prawdę, a ja mam urojenia.
Do życia wróciło mnie donośny dźwięk upadającej książki. Felix ją zrzucił na żabę, która nie przetrwała tego zderzenia.
– Stein... Cokolwiek bym do ciebie nie czuł... Miałem rację.
Czy wiem coś o nekromancji? Nie.
Czy właśnie ożywiłem martwe stworzenie? Tak.
Czy umiem to wytłumaczyć? Nie.
Czy jestem tym przerażony? Jak cholera.
Nie wiem, jak do tego doszło. Może i wyolbrzymiam całą sytuację. Nie powiedziałem o tym nikomu, kogo nie było wtedy w sali.
Jakoś nie miałem odwagi. Fakt, że jestem w stanie to zapisać... To było wyzwaniem. Wciąż jestem przerażony, jednocześnie wypieram całe to zdarzenie. To przecież nie mogło się stać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro