"Tort urodzinowy"
Była już 14:00, zaraz Matt i Edd mieli jechać na zakupy do centrum (znowu), i kupić jakieś przekąski na imprezę.
-[T/I], to my będziemy jechać... Tord, Tom, zero kłótni! I ŻADNYCH ZABAW, NIC W TYM STYLU-podkreślił Edd i wyszedł.
-To co maleńka?-zapytali Tom i Tord w tym samym czasie, i widocznie tej dwójce nie przypadło to do gustu, bo spojżeli na siebie spod byka. Ja tylko sięgnęłam po mąkę, bo muszę upiec ciasto, kiedy przyszedł mi sms. Odblokowałam telefon i popatrzyłam na jego treść. To Edd napisał...
-Co się stało, gwiazdeczko?-zadał pytanie Tord.
-Hehe... wiedzieliście, że mamy upiec tort, tak?
-Ummm... Nie?-doparł Tom, i wziął łyk Smirnoffa. Właśnie wtedy doszło do mnie, że mamy tylko godzinę, żeby upiec tort dla Matta (ma urodziny, i dlatego ta impreza), ogarnąć dom i jeszcze przygotować salon, do zabawy. Oh my God... Dlaczego Edd, dlaczego?
-Chłopaki! Zbierać się!
-Ohoho! [T/I] zrobiła się stanowcza! Właśnie to lubię-powiedział Tom, i zrobił swojego typowego Lenny Face'a.
-Ugh, zamknij się Jehova...warknął rogacz, podszedł do stołu i usiadł na krześle.
-Oke. Więc mamy godzinę, na to żeby upiec tort (Dop. Aut. Autokorekta mówi "upiec Tord" xdd) i posprzątać dom, więc ruszać się! Tom, ty sprzątasz dół, Tord górę, ja piekę. Jak skończycie, to do mnie migiem, i zdobimy ciasto!
-Tak jest, Pani Kapitan!-krzyknął Tord i pobiegł sprzątać nasze pokoje, osiedle bogów (kibelek) i hol. Tom wydał z siebie tylko swoje typowe "Nah" i poszedł czyścić salon. Ja wzięłam potrzebne mi składniki i zaczęłam robić biszkopt. Po około 20 minutach udało mi się to zrobić, i przelałam do formy, w kształcie jajka. Wsadziłam do nagrzanego piekarnika i zaczęłam tworzyć masę do przełożenia. Kiedy dodałam fixy poczułam, że ktoś kładzie ręce na moich ramionach...
-I jak Ci idzie?-mruknął Tom.
-Meh... Bywało lepiej......... Posprzątałeś?
-Tak. Pomóc?
-Jeśli możesz-odparłam i posłałam mu ciepły uśmiech. On go odwzajemnij, i objął mnie łapiąc przy tym mikser, który znajdował się w moich dłoniach. Spaliłam dorodnego pomidorka, ale Tom nie przeszkadzał sobie, i robił co chciał (Dop. Aut. Co ja robię ze swoim życiem, lemme smash). Zaczęłam się wiercić, a Tom coraz mocniej mnie tulił. W końcu dałam za wygraną i poddałam się jego woli (Nie ten kontekst zboczuszki). W pewnym momencie ciasto się upiekło, a piekarnik rozpoczął ofensywę pikającą. "Dziękuję piekarniku..." pomyślałam i wyrwałam się z objęcia czarnookiego. Podbiegłam do mojego wybawcy i wyjęłam biszkopt. Przekroiłam go i razem z Tomem zaczęliśmy go przekładać masą.
-Jestem...-usłyszałam głos rogacza, który zszedł po schodach i skierował się w naszą stronę.
-Coś... nie tak?-zadałam mu pytanie, na które w jego oczach pojawiły się iskierki.
-Wszystko ok, gwiazdeczko. To czym zdobimy to cacko?-zapytał się rogacz, wskazując palcem na tort.
-Eh, ma kształt lustra, trzeba zrobić tylko ramę, bo reszta jest już gotowa-spojrzałam na Toma, a ten się uśmiechnął.
-Gdzieś tutaj były złote barwniki.... Aha! Tu jesteście!-krzyknął radosny Tord, i podał mi małą tubkę, o kolorze złotym.
-Dzięki-odparłam, i dodałam barwnik do masy, która pod jego wpływem przybrała kolor ramy lustra. Kiedy tak się stało, przełożyłam ją do specjalnego woreczka, i zaczęłam zdobić. Wow. Efekt był genialny!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro