"Szpital, igła i pierwszy pocałunek" cz. 1
Po chwili z gąszczu wybiegł...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ogromny czarno-fioletowy potwór. Miał wielkie czarne, cyklopie oko. Tord wstał jak poparzony, zasłonił mnie ciałem, i wyciągnął CROSSMANA C11 z kiszeni od bluzy. Bestia tylko ryknęła i ruszyła w naszą stronę. Z jej oka wydobywały się smugi fioletowego dymu. Tord podniósł broń wyżej i wycelował prosto w czaszkę monstrum. Nagle urwał mi się film, jedyne co usłyszałam to strzał i jakieś niezrozumiałe nawoływania... Potem zrobiło się czarno...
~~~~dwa tygodnie później~~~~
-Otworzyła oczy!-ktoś krzyknął.
-Wołaj lekarza!
-Huh? C-co się...- nie dane było mi dokończyć, bo do sali wszedł lekarz... Chwila, że co?! Lekarz?!
-[T/I], jak się czujesz?-zapytał mężczyzna o karmelowej cerze, czekoladowych włosach niechlujnie spiętych w kucyk. Jego oczy miały kolor szmaragdu. Miał na sobie czerwony sweter z golfem, a na to założył biały jak śnieg fartuch.
-D-dobrze...-mruknęłam, a on posłał Ci promienny uśmiech.
-Nazywam się Patryck, i poprzedzając twoje pytanie, gdy byłaś w lesie z twoim chłopakiem, coś was zaatakowało. Bronił Cię, ale mocno oberwał i upadł na Ciebie. Oboje straciliście przytomność...
-Chwila... Gdzie jest Tord?-w tej chwili zdałam sobie sprawę, że rogacza nie ma przy mnie, zresztą jak pozostałych.
-Spokojnie moja droga, już wyszedł ze szpitala.
-A chłopcy... Znaczy się...-znowu nie dokończyłam, bo do pokoju wparował Tom razem z Tordem, oczywiście nawet kiedy ja jestem poważnie chora, oni muszą się pokłócić o to, kto wchodzi pierwszy. Ich krzyki zakończyły się ta utknięciu w przejściu. Po jakimś czasie wydostali się, i podbiegli w stronę mojego łóżka.
-Witaj, moja gwiazdeczko-powiedział rogacz i dał mi całusa w czoło.
-Cześć, słowiczku-mruknął z uśmiechem na ustach czarnooki. W zamian za te słowa, Tom został obdarzony morderczym spojrzeniem Torda. Zachichotałam cichutko.
-Jak się czujesz, [Z/I]*?-zadał mi pytanie czerwonobluzy.
-Dobrze. Tord, co się stało z tą... tą bestią...?-na te słowa, zauważyłam że Tom się zrobił... taki spięty... Jego oddech przyspieszył. Czarnooki spojżał mi prosto w oczy. Dostrzegłam na jego twarzy ból.
-Postrzeliłem ją, ale jej rana błyskawicznie się zrosła. Walnęła mnie, a ja upadłem na Ciebie... Przepraszam...-gdy chłopak wypowiedział ostatnie słowo, na jego twarzy zauważyłam kilka łez, które spłynęły po jego twarzy i spadły na moje ręce. Chłopcy przytulili mnie mocno, a ja każdemu dałam buziaka w czoło.
~~~~~kolejnego dnia~~~~~
-Witaj [T/I]! Przyszedłem Ci powiedzieć, że dzisiaj już wracasz do domu!-powiedział radośnie Patryck, na co ja zerwałam się z łóżka, i podbiegłam do niego, przytulając go mocno.
-Ale...
-Kurw*, zawsze jest jakiś haczyk!-przeklnęłam pod nosem.
-Musisz dostać zastrzyk, z lekiem przeciwbólowym dożylnie-dokończył Patryck, wyciągając z kieszeni ogromną strzykawkę z płynem, i jeszcze większą igłą. W tym momencie pobladłam...
-Hehe... Nie musimy TERAZ robić mi tego zastrzyku... M-może poczekamy na Torda, albo kogoś... Innego?...
-Nie-odparł krótko Patryck, i zawołał pielęgniarkę, która miała mi podać lek. Ja tylko czekałam, cała zesztywniała. Modliłam się w duszy, żeby ktokolwiek przyszedł, i mi pomógł. Chyba mi się udało, bo do pomieszczenia wszedł Tom, i jak gdyby nigdy nic przysiadł sobie obok mnie. Za nim wkroczył Tord, z ogromnym bukietem czerwonych róż, które zlewały się z jego bluzą.
-Hej królewno-zagadał rogacz, a ja w odpowiedzi się uśmiechnęłam.
-O, nasza pacjentka ma gości!-powiedział Pat, wchodząc z pielęgniarką do sali-Świetnie.
-T-Tom?T-Tord?-szepnęłam pod nosem i przełknęłam ślinę na widok ogromnej igły. Oboje błyskawicznie złapali mnie za ręce, a ja poczułam się lepiej. Reszta poszła, jak po maśle...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej, moi drodzy. Dzisiaj taki krótki rozdział, ale może (na 70%) dzisiaj pojawi się druga część. Ale narazie, hejo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro