Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Szpital, igła i pierwszy pocałunek" cz. 1

Po chwili z gąszczu wybiegł...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ogromny czarno-fioletowy potwór. Miał wielkie czarne, cyklopie oko. Tord wstał jak poparzony, zasłonił mnie ciałem, i wyciągnął CROSSMANA C11 z kiszeni od bluzy. Bestia tylko ryknęła i ruszyła w naszą stronę. Z jej oka wydobywały się smugi fioletowego dymu.  Tord podniósł broń wyżej i wycelował prosto w czaszkę monstrum. Nagle urwał mi się film, jedyne co usłyszałam to strzał i jakieś niezrozumiałe nawoływania... Potem zrobiło się czarno...

~~~~dwa tygodnie później~~~~

-Otworzyła oczy!-ktoś krzyknął.
-Wołaj lekarza!
-Huh? C-co się...- nie dane było mi dokończyć, bo do sali wszedł lekarz... Chwila, że co?! Lekarz?!
-[T/I], jak się czujesz?-zapytał mężczyzna o karmelowej cerze, czekoladowych włosach niechlujnie spiętych w kucyk. Jego oczy miały kolor szmaragdu. Miał na sobie czerwony sweter z golfem, a na to założył biały jak śnieg fartuch.
-D-dobrze...-mruknęłam, a on posłał Ci promienny uśmiech.
-Nazywam się Patryck, i poprzedzając twoje pytanie, gdy byłaś w lesie z twoim chłopakiem, coś was zaatakowało. Bronił Cię, ale mocno oberwał i upadł na Ciebie. Oboje straciliście przytomność...
-Chwila... Gdzie jest Tord?-w tej chwili zdałam sobie sprawę, że rogacza nie ma przy mnie, zresztą jak pozostałych.
-Spokojnie moja droga, już wyszedł ze szpitala.
-A chłopcy... Znaczy się...-znowu nie dokończyłam, bo do pokoju wparował Tom razem z Tordem, oczywiście nawet kiedy ja jestem poważnie chora, oni muszą się pokłócić o to, kto wchodzi pierwszy. Ich krzyki zakończyły się ta utknięciu w przejściu. Po jakimś czasie wydostali się, i podbiegli w stronę mojego łóżka.
-Witaj, moja gwiazdeczko-powiedział rogacz i dał mi całusa w czoło.
-Cześć, słowiczku-mruknął z uśmiechem na ustach czarnooki. W zamian za te słowa, Tom został obdarzony morderczym spojrzeniem Torda. Zachichotałam cichutko.
-Jak się czujesz, [Z/I]*?-zadał mi pytanie czerwonobluzy.
-Dobrze. Tord, co się stało z tą... tą bestią...?-na te słowa, zauważyłam że Tom się zrobił... taki spięty... Jego oddech przyspieszył. Czarnooki spojżał mi prosto w oczy. Dostrzegłam na jego twarzy ból.
-Postrzeliłem ją, ale jej rana błyskawicznie się zrosła. Walnęła mnie, a ja upadłem na Ciebie... Przepraszam...-gdy chłopak wypowiedział ostatnie słowo, na jego twarzy zauważyłam kilka łez, które spłynęły po jego twarzy i spadły na moje ręce. Chłopcy przytulili mnie mocno, a ja każdemu dałam buziaka w czoło.

~~~~~kolejnego dnia~~~~~

-Witaj [T/I]! Przyszedłem Ci powiedzieć, że dzisiaj już wracasz do domu!-powiedział radośnie Patryck, na co ja zerwałam się z łóżka, i podbiegłam do niego, przytulając go mocno.
-Ale...
-Kurw*, zawsze jest jakiś haczyk!-przeklnęłam pod nosem.
-Musisz dostać zastrzyk, z lekiem przeciwbólowym dożylnie-dokończył Patryck, wyciągając z kieszeni ogromną strzykawkę z płynem, i jeszcze większą igłą. W tym momencie pobladłam...

-Hehe... Nie musimy TERAZ robić mi tego zastrzyku... M-może poczekamy na Torda, albo kogoś... Innego?...
-Nie-odparł krótko Patryck, i zawołał pielęgniarkę, która miała mi podać lek. Ja tylko czekałam, cała zesztywniała. Modliłam się w duszy, żeby ktokolwiek przyszedł, i mi pomógł. Chyba mi się udało, bo do pomieszczenia wszedł Tom, i jak gdyby nigdy nic przysiadł sobie obok mnie. Za nim wkroczył Tord, z ogromnym bukietem czerwonych róż, które zlewały się z jego bluzą.
-Hej królewno-zagadał rogacz, a ja w odpowiedzi się uśmiechnęłam.
-O, nasza pacjentka ma gości!-powiedział Pat, wchodząc z pielęgniarką do sali-Świetnie.
-T-Tom?T-Tord?-szepnęłam pod nosem i przełknęłam ślinę na widok ogromnej igły. Oboje błyskawicznie złapali mnie za ręce, a ja poczułam się lepiej. Reszta poszła, jak po maśle...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hej, moi drodzy. Dzisiaj taki krótki rozdział, ale może (na 70%) dzisiaj pojawi się druga część. Ale narazie, hejo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro