Początki bywają trudne
Godzina 00:55. Jeszcze pięć minut i ucieknę z tego piekła na ziemi. 00:58. Odsuwam okno. Jak to dobrze, że w tym domu dziecka, są pokoje dla dwóch osób, a ja mieszkam z głuchym idiotą. Wyślizguję się przez okno. Upadam na ziemię. Szybko się podnoszę i biegnę. Psy. -Szybciej- przelatuje mi przez myśl. Wspinam się po murku i przeskakuję przez drut kolczasty.
-Edd!- wołam braciszka. Rzucam mu bagaż, po czym skaczę. Ktoś mnie łapie. To Tom. Mój kochany Tom, jedyny i najlepszy przyjaciel z dziecińswa. Odstawia mnie na bok i otwiera drzwi do auta. Wskakuję do czerwonego pojazdu, Tom za mną, a Edd odpala silnik i rusza.
*timeskip*
Godzina 2:25. Nadal jedziemy.
-Braciszku? Mam pytanie...
-Wal śmiało.- mówi Edd, uśmiechając się.
-Z kim będę miała narazie pokój?
-Z T...*odgłos hamulców*.
-Aha, ok.-mówię, mimo to, że nie usłyszałam z kim dokładnie.
Stoimy pod domem, Tom bierze moją torbę z auta. Edd wyłącza silnik, i wychodzi z auta. Ktoś otwiera drzwi. To Matt, mój dobry znajomy.
-[T/I]! Witaj w domu!- mówi i wpuszcza mnie do środka. Tom i Edd podążają za mną.
-Więęęc? Gdzie mam pokój?
-Chodź.-mówi niechętnie Tom, wstępując z moją torbą na schody, nie czekając na mnie. *Puk Puk*- Tom puka do drzwi. Otwiera je chłopak, o karmelowych włosach układających się w rogi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro