Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 42

-czemu musi być zimno? Przecież jest środek lata-mruknęłam zaraz po przebudzeniu. Nawet Leafia zrezygnowała z wygrzewania w słoneczku na parapecie, bo niby na czym jak nie ma słońca. Po nie wiem jak długim czasie leżenia pod ciepłą kołderką postanowiłam wstać. Za oknem było biało. Jakby ktoś wysypał na drzewa, trawę ,budynki i wszytko wokół puszystą mąką. Przytknęłam nos do szyby, była lodowata. A jeszcze wczoraj było tak cieplutko! Jak ten dekiel może jeszcze spać i czemu zawsze  mi każą budzić. Przecież to praktycznie niemożliwe! Ostatnim razem nawet na dziada wesłam i nic nawet nie poczuł. A kiedyś jeszcze mnie zrzucił jak się przrkręcał, bo nie ma to jak przyrżnąć karkiem o podłogę z piętrowego łóżka! Może dlatego nie dorastam. W zasadzie to jemu też się trochę wczoraj oberwało, ale mógł mi już kiedyś powiedzieć,że ten ojciec którego znam jest zwykłą iluzją. To nawet wiele wyjaśnia. Ale ,że Yuki była iluzją? Wsumie,  skoro miała na imię identycznie,  jak ja na drugie... bart ma rację, jestem zbyt ufna do wszystkiego. Wczoraj dostałam wiadomość od Shoto, czy przypadkiem nie idę na festiwal. Jakoś nie mam ochoty świętować. To wszystko jest zbyt dziwne.
Nie pamiętam już nawet kiedy ostatnio było mi zimno, chyba nie powinnam odczuwać zimna...to naprawdę skomplikowane.
Można powiedziec ,że z winy tego o śpiącego dekla mam dwie blizny-jedna przechodząca, przez lewą część biodra. Do tej pory się nie zagoiła i muszę nosić często nie wygodny bandaż i druga- rozcięcie na karku, wtedy jak mnie zrzucił przy spadaniu zaczepiłam o jakąś szawkę, ale to akurat już dawno się zagoiło. Na jego szczęście.
Jakby nie patrzeć, od wczoraj dziwnie się zachowuje...bardziej jak kiedyś,gdy byliśmy jeszcze dziećmi. No zawsze traktował mnie jak jakieś dziecko, kwestia przyzwyczajenia. Przez jakiś czas nawet traktował mnie bardziej na mój wiek. Widzę ,że nie zawsze to odpowiada. Nie żeby coś ,ale zawsze był dość ,,dziwny".
-braciszku wstawaj!-zaczęłam szturchać tego dekla po twarzy, zwykle jak się odsłania zaczynam go łaskotać
-daj mi spać-zamruczał
Właśnie, jezzcze nigdy nie wspominałam o swojej magii... jestem magiem lodu-lodowy smoczy zabójca, ale potrafię również używać magii ognia, wody i transformacji-czyli mogę zmiecić się w różne osoby, lub stworzenia np.mogę zmienić się w Happy'ego i używać jego magi latania, chociaż jeszcze nigdy tego nie robiłam. Napewno nie jestem na tyle silna żeby porównać się do kogokolwiek z gildii. Magia ,której używam już dawno połączyła się z darem ,który mam od zawsze. Jak teraz o tym myślę...to coś co robi mój brat nie zawsze świadomie jest bardzo podobne do magii transformującej, jest podobna do mojej.
-wstawaj! Ile można spać?!-zaczęłam ciągnąć za rękę. Szkoda,że nie jest zbyt silna.
Po może godzinie zwykłego próbowania udało mi sie zrzucić go z łóżka, przynajmniej to go obudziło, i jednego i drugiego. Chłopcy naprawdę są dziwni. Sama do tej pory nie wiem co widzę w Shoto.
-ałć! Za co?
-masz za swoje! Baka ile można spać. Mam coś na twarzy?
-n-nic tylko jesteś strasznie blada...dobrze się czujesz?
-normalnie, co ty odwalasz?-brat dotykał mojego czoła w taki sposób jaki zwykle robi to nasza mama.
-jesteś zimna i może trochę gorąca ,dobrze sie czujesz?
-przypominam ci ,że jestem magiem lodu to normalne.
-bardzo...
-chłopcy są naprawdę dziwni...
-będziesz coś chciała...
-i tak się zgodzisz- zaczęłam klepać go po głowie
-co ty robisz?
-sprawdzam czy coś tam jest
-ty mała!-zaczęłam uciekać przed nim po całym pokoju
 
Po zakończeniu głupawki, poszłam się myć i ubrać. Trochę dziwnie będzie w środku wakacji ubrać coś cieplejszego niż za duża bluza ,w której wyglądałam jakbym chodziła w samej bluzie. Tak to jest jak nosi się ubrania po starszym bracie. Dziwne, normalnie nie powinnam czuć zimna.  Chociaż z tego co pamiętam, byłam strzsznie chorowitym dzieckiem, według brata dalej jestem, ale już mniej. On z kolei zawsze coś sobie zrobił. Może dlatego często chorowałam ,bo zawsze przytulałam się do kogoś nawet gdy był chory. Kiedyś jak ten debil skakał do strumyka i na następny dzień chorował, miałam poprostu gdzieś typowe gadanie ,,jeszcze się zarazisz"  uwielbiałam opiekować się innymi, nadal to lubię. Ludzie nie zawsze  rozumieją.

Przez kilka dni ośrodek będzie zamknięty, dziwnie będzie znowu wrócić do domu po tak długi  czasie. Zwłaszcza praktycznie sama. Leafia i Phanta nie lubią mrozu, wkońcu jedna jest typem trawiastym ,a druga smokiem. Chociaż...ciekawe jakby Phanta zareagowała na swój pierwszy śnieg, Leafia zawsze rzucała się na spadające płatki śniegu, ale wtedy była jeszcze eevee.
-czym wracacie?-zagadał Gou. Musiałam się dziwnie uśmiechać na wspomnienie o bawiącej się śniegiem Leafi
-pociągiem-niedaleko jest stacja,chociaż pewnie przez ten śnieg będą opuźnienia. Pewnie przed zmrokiem  będziemy w domu.- staram się im nie przeszkadzać, wsumie sama nie wiem czemu chyba zwykłe przyzwyczajenie. Może dlatego, że nawet w gildii nie rozmawiałam zbyt dużo, chyba że ktos mnie o coś zapytał, zwykle starałam się nie wtrącać miedzy rodzeństwo ,ale mimo to nie potrafię sobie wyobrazić gdyby brat kiedyś postawił się siostrze. Zawsze go wyzywała czasem zdarzyło się zdzielenie po głowie (oby tylko), dziwne że nigdy o niej nie wspomina.

Po rozłączeniu się z chłopakami dotarłam na stację. Oczywiście mój ,,kochany" braciszek musiał coś zrobić...jak zawsze. Peron mimo dość wczesnej godziny nie był nawet do połowy pełny ludzi, albo poprostu był tak ogromny, że nie wystarczyło by ludzi aby go zapełnić. Gdy tylko dotałam do jakiegoś rozkładu jazdy , zdjęłam kórtkę ,którą barat kazał mi założyć i zawiązałam ją wokół pasa, zostałam ,,praktycznie" w samym szaliku, nie z powodu zimna, ale sentymentu. Wiele lat temu dostałam go od Romeo, może jakiś rok po dołączeniu do gildii. Nadal ma na sobie ich zapachy. Chociaż nawet szalik nie ma praktycznie sensu, skoro moje włosy przykrywają większość moich pleców. Poczułam coś zimnego i mokrego na nosie, było mięciutkie jednak po kilku sekundach została z płatka tylko woda. Śnieg jest zupełnie inny niż tworzony przez magów lód, nie tylko przez wygląd, stan skupienia ,ale i zapach oraz smak. Każdy lód smakuje inaczej,tak samo jak ogień to coś w stylu smaków lodów, wszystkie są lodami ,ale mają rózny kolor i smak. To chyba najłatwiejsze porównanie. Coraz więcej płatów śniegu zaczęło opadać na moją głowę oraz resztę ciała, przyglądałam się jeszcze nie roztopionym płatkom na kurtce, każdy wyglądał inaczej, inna wielkość, kształt, ale smak ten sam.  Próbowałam złapać jakiegoś na palec, ale udało mi się tylko dlatego ,że użyłam mocy. Kiedy usłyszałam głośnie powiadomienie o niedługim przyjeździe pociągu, wystraszyłam się i zamroziłam słupek czego chyba nikt nie widział. Niezwróciłam nawet uwagi ,że jestem tak blisko megafonu. Chciałam jakś wytrzepać piszczący chałas z mojej głowy. To zdecydowanie było za głośne. Pociąg przyjedzie z jeszcze większym opóźnieniem z powodu opadów śniegu, naprawdę chyba nikt niespodziewałby się opodów śniegu w wakacje.
Kiedy nareszcie przyjechał pociąg weszłam pierwszymi lepszymi drzwiami i zajęłam miejsce przy oknie. Świat faktycznie wygląda inaczej jeśli widzisz śnieg pierwszy raz od tak dawna, gdy dobrze wpatrzyłam się w szybę mogłam zobaczyć własne odbicie. Mała dziewczynka o brązowych-karmelowych oczach z dziwnymia znamionami pod nimi oraz długie białe włosy mokre od padającego śniegu opadające na twarz. Był tak długie i gęste ,że gdybym tylko chciała mogłabym się w nich ukryć, wsumie praktykowałam to przez większość swojego życia. I nawet odrobinę wyróżniający się spod włosów jasny ciepło-żółty szalik owinięty wokół szyi i zawiązany delikatnie na przodzie ,aby wiatr go nie zwiał. Nie był zbyt długi , ale nie za krótki aby się nim owinąć zwłaszcza przy moim wzroście.
Przez to patrzenie opadające płatki w połowie trasy oczy same już mi się zamykały. Oparłam delikatnie głowę o szybę i dalej wpatrywałam się w biąłą nicość przed nami. Co jakiś czas moje ciało wzdrygało się, już sama nie wiem ,czy to z zimna ,czy czegoś innego już sama nie wiem czego. Oczy powoli mi się zamykały ,aż wkońcu widziałam tylko ciemność. Czułam na policzku zimno szyby ,a od okna bił nawet przyjemny chłodek.
Kiedy obudziłam się, pociąg był już do połowy pusty i stał na mojej stacji. W porównaniu do tamtego ten peron był raczej malutki. Kilka odaszonych ławeczek i długich czarnych lamp, zawsze ich światło padało tak ,że ławki wyglądały jakby ktoś na nich  siedział. Wieczorami zawsze się ich bałam, ale teraz było na tyle widno ,że światło lamp nie było potrzebne. Pod kupą puchu znajdowały się rośliny ,którym nie udało ochronić się przed powiewem zimy, nigdy nie widziałam aby ktoś zajmował się stacją , mimo to pnącza porastające lampy i malutki budynek stacjo-poczekalni zawsze wyglądały na dość zadbane. Kilka dobrych metrów od stacjii zawsze płynął strumyk ,bo rzeką chyba nie można tego nazwać, wieczorami światło lamp w pobliżu torów odbija się w wodzie i wygląda jakby małe gwiazdki postanowiły się w nim wykompać. Ruszyłam do małego ceglanego budynku pomalowanego na jasno szaro, ten kolor zawsze zgrywał się z zielonymi liśćmi bluszczu, budynek był tak samo porośnięty jak lampy i większość stacji. Roślina porastała nawet drzwi i okna tworząc naturalne zasłony, zawsze uwielbiałam przez nie przechodzić, to uczucie jakby wchodziło się do zupełnie inego świata. Tak było i tym razem. Po przejściu przez liście uderzyłył mnie powiew ciepła i ostrawe światło lamp sufitowych. Budynek był przeciwieństwem świata zewnętrznego. Zwykle w takich budynkach znajdują się jakieś kafejki ,aby czekając na pociąg móc coś zamówić do jedzenia lub czegoś się napić, u nas w poczekalni jest poprostu różnego rodzaju książek, a półki sięgają sufitu. Czasem układane są kolorystycznie ,czasem wielkością tylko zastanawia mnie jak ktoś ma dosięgnąc tych książek na górze. Raczej tyle ,,rozrywki" wystarcza w oczekiwaniu na raczej rzadko jeżdżące pociągi. Budynek również nie jest ogromnych rozmiarów, jest raczej mały w porównaniu do innych miast ,zwłaszcza że jest doś sporo oddalony od pierwszych zamieszkanych domów. Może dlatego ,żeby pociągi ni przeszkadzały w spaniu.   Z tych bliższych kolejne kilka metrów od stacji jest jakiś opuszczony niszczejący od czasu dom z już zielonego od wilgoci drewna. Szyby porośnięte pajęczynami może w niekrórych miejscach pęknięte od kontaktu z latającymi na wietrze gałęziami i skrzypiącymi przy najmniejszym róchu zawsze otwartymi drzwiami. Podobno środek wciąż jest nienaruszony, wygląda jakby kroś musiał go nagle opuścić i nigdy nie wrócił po rzeczy. Kiedyś wydawało mi się ,że ktoś po nim chodzi ,a za którymś razem wydawało mi się ,że w oknie pali się światło. Teraz pewnie jest zamieszkany przez dzikie pokemony. Mimo ,że jest troche po południu dom nadal wydaje się starszny.
Ruszyłam jak najszybszą i okrężną drogą zdala od straszącego domu. Trochę ciężko iść przez taki śnieg, jeśli nie zna się drogi można łatwo zabłądzić, naszczęście bez problemu dotarłam do swojego domu.
Biały dom stał tuż przede mną, zawsze wydawał mi się ogromny, w sumie na górze mieści trzy pokoje ,które do najmniejszych nie należą. Ciekawe czy coś w środku się zminiło? Co za pytanie dom zawsze był taki sam od kiedy pamiętam, może tylko zapach się zmieniał podczas gotowania. W powietrzu zawsze unosił się przyjemny zapach domu. Zanim jeszcze weszłam do środka zajrzałam do ogródka za domem. Zawsze rosło tam ogromne drzewo widoczne jeszcze od przodu domu, uwielbiałam się na nie wspinać ,ale tym razem chciałam sprawdzić coś innego. Może i nie sprawdzę wypalonej trawy ,którą natura postanowiła zacząć naprawiać, ale z jeszcze innego powodu. To było ulubione miejsce Suna. Często wygrzewał się pod nim w ciepłe letnie dni...gdyby tylko mógł dożyć tego wszystkiego. Kilka dni po jego śmierci położyłam tam z siostrą ogromny kamień ,aby nigdy o nim nie zapomnieć. Towarzyszył mi całe dzieciństwo.  Kamień nadal tam stał, może już trochę porośniety i zniszczony przez czas, ale nadal stał w tym miejscu.
-Leafia, Phanta!- podrzuciłam dwie kuleczki w górę. Pierwsze co zrobiła Leafia to małe obeznanie ze śniegiem. Phanta z kolei wydawała się zaskoczona i nie zadowolona panującym zimnem i ponownie jak wpzwykle ukryła się w moich włosach. -resztę wywołam w domu- podeszłam do drzwi i delikatnie sprawdziłam czy są otwarte. Były. W pewnym momęcie poczułam się jak dziecko wracające do domu po długim dniu zabaw na zewnątrz. Może dlatego ,że dalej ledwo przerastam klamkę.  Drzwi otworzyły się pod moim naciskiem klamki i delikatnym pchnięciem do środka. Nic się nie zminiło od środka wyglądal tak samo jak zawsze. W krórkim korytarzu ze zdjęciami ludzi ,których nawet nie znam zdjęłam buty i powiesiłam na wieszaku kurtkę ,którą przez cały czas miałam zawiązaną w pasie. Teraz wydawała się poprostu mokra, jakby płatki ngdy nie istniały.
-mamo już jestem!- krzyknęłam na wyjściu z korytarza. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po wejściu były schody zaraz obok kuchni. Pamiętam ,że odkąd zaczęłam kontrolować lód zamrażałam poręcz i zjeżdżałam nią co często kończyło się upadniek, płaczem i potem siniakami czasem zadrapaniami. Nie zdążyłam się jeszcze rozejrzeć,bo znalazłam się w silnym lekko duszącym uścisku moje mamy. Dość wysoka brązowowłosa kobieta o oczach podobnych do moich i brata. Po podduszeniu mnie wpatrywała się w moją twarz. Naprawdę nie wiem co ludzie mają na myśli mówiąc, że jestwm tak podobna do mamy. Oczywiście musiałam być strasznie czerwona na polikach od zimna na zewnątrz.- Satoshi raczej niedługo będzie , przynajmniej tak mówił.- ale mama wyglądała jakby wpatrywała się to we mnie to w Phante.
-jakiego masz pięknego pokemona- wkońcu się wypowiedziała
-tak, to jest Phanta, moja nowa partnerka.- Phanta na swoje imię otworzyła oczka i zaczęła rozglądać się po otoczeniu
Po krórkiej nie do końca klejącej się rozmowie, ruszyłam schodami na górę, mama zajęła się robieniem czegoś na dole. Miałam dziwną ochotę zajrzeć do pokoju siostry zanim, zajrzę do swojego. Ruszyłam szybkim, cichym krokiem do końca korytarza, zwykle nie mogłam tam wchodzić, dlatego miałam chwilę wachania zanim nacisnęłam klamkę. Pokój wydawał się mały, ale to przez tak poustawiane meble. Przy oknie stało biurko ,a obok niego komoda na ubrania, ściana obok zapełniona szafami pełnymi książek. Po prawej stronie drzwi, przy ścianie stało łóżko. Dopiero w tej przerwie można było zobaczyć białe ściany, w niektórych miesjscach trochę porysowane. W szafce wiszącej po drógiej stronie okna walały się stare podręczniki szkolne, zeszyty i jakieś notatki. Siostra jak widać była większą bałaganiarą niż ja. Gdy weszłam trochę głębiej pod stopami poczułam trochę już stwardniały i pełen futra dywan, lekko drapiący moje stopy. Wydawało się bardzo poważnie. Według mamy jej pokój był kiedyś pełen różnych rysunków, jednak nie widzę żadnego śladu po jakich kolwiek kartkach. Postanowiłam nie wchodzić głębiej i wrócić do swojego pokoju. W przeciwieństwie do pokoju siostry moje ściany były pomalowanie na ciepły biel (bardzo jasny brzoskwiniowy). Po lewej stronie stało niskie łóżko, gotowe do położenia, zawsze tłumaczyli mi brak piętrowego łóżka tym ,że zawsze bardzo się wierciłam i poprostu spadałam z łóżka, a w dodatku niskie łóżko pomagało bratu wmówić mi ,że nie ma tam żadych potworów. Często z powodu mojego starchu musiał ze mną siedzieć do późna inaczej nie zasnęłam. Na łóżku leżało dość sporo pluszaków -pokemonów, mimo posiadania prawdziwej eevee, właśnie pluszak eevee był moim ulubionym. Mały ,pluszowy, brązowy lisek wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczkami, był trochę sponiewierany przez ciągłe noszenie i spanie z kręcącym się dzieckim, ale nie wyglądał aż tak źle. No i może dlatego ,że Leafia na początku trochę go atakowała. Obok łóżka stała niższa szafa niż ta u siostry, w przeciwieństwie do tamtej moja była wypełniona mangami. Pod oknem, naprzeciwko drzwk stała szafka. Nie mieła jakiegoś specjalnego zastosowania po za stołkiem pozwalającym wejść na parapet. W rogu stał fotel, coś na styl pufy , a obok szafa tym razem z ubraniami.  Zawsze mój pokój wydawał mi się bardzo potulny, w nocy z kolei roiło się w nim jak i całym domu od potworów. Zwłaszcza po oglądaniu jakiegoś filmu z bratem. Na moich ścianach było pełno rysunków przedstawiających pokemony, jakieś anime, postacie z bajek i oczywiście gildię. Rzuciłam się na łóżko tak mocno ,że delikatnie się na nim wybiłam. Przez chwilę wpatrywałam się w sufit i rozmyślałam o jakiś bardzo odległych rzeczach. Po nie wiem jak długim czasie oczy zaczęły mi się same zamykać i po chwili poprostu zasnęłam

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę mi się zeszło z tym rozdziałem.  Jak chyba widać trochę zminił się mój styl pisania, mam nadzieję ,że się podoba. Przed rokiem szkolnym postaram się napisać dalszą część (nie obiecuję ,bo zbliża mi się wyjazd i nie wiem czy będę mieć czas na pisanie)

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro