rozdział 39
-jak myślisz, co się z niego wykluje? -leżałam na łóżku wpatrując się w znalezione jakieś pięć dni temu, pokemonowe jajo.
-gdzie ty je znalazłaś!?-Booster spojrzał swoim morderczym wzrokiem na mojego brata. Od początku nie darzył go jakimś uwielbieniem, poprostu tolerował i to nie zawsze. Znalazłam to jajo w regionie galar kiedy tych dwóch idiotów zabawiało się z olbrzymim snorlaxem, naszczęście profesor Sakuragi-u którego teraz mieszkamy- pozwolił mi je zabrać. Nie przypomina mi żadnego z wcześniej widzianych jajek.
-znalazłam je na Wild Area.
-znając ciebie, poprostu wyczekujesz kolejnej eevee , co?
- nie mam pojęcia ,co może się z niego wykluć. To raczej napewno nie eevee.
W zasadzie... dawno nie złapałam żadnego pokemona, ostatnio tylko vulpixa i to nie dla mnie...właśnie ciekawe co dzieje się teraz w szkole.
-nie da się jakoś tego przyśpieszyć?-wtrącił się Gou, nowy znajomy , z którym mieszkamy. Łapie wszystko co popadnie, ale przynajmniej jest bardziej ogarnięty psychicznie niż mój brat...da się wytrzymać.
-najlepiej wrzućmy je do wrzątku...
-jesteście okropni, nie da się przyśpieszyć wyklucia!
-nie można pożartować?
-NIE! Nawet Kaminari nie jest takim debilem, żeby sobie z tego żartować!
Brakowało mi ich wszystkich, nie mamy kontaktu od mojego powrotu do Kanto. Dlatego na początku roku bałam się nawiązywać nowych znajomości. Takie małe postanowienie. Czemu muszę mieszkać z takimi debilami? Właśnie z tego co pamiętam szkoła organizuje jakiś festiwal, brzmi zabawnie. Ciekawe kiedy się wykluje...muszę wkońcu wrócić do szkoły tam jest chyba teraz październik...u nas jest środek lata. Dokładniej wakacji.
-wszytko ok?
-taa...uznajmy.
Miałam dosyć ich głupich żartów ,więc poszłam spać. Teraz nie miałabym nawet czasu na myślenie o jakimś festiwalu w zasadzie nie wiem zbytnio jak jest na festiwalach , byłam może na trzech w życiu i nie za wiele z nich pamiętam. Ciekawe co się z niego wykluje...skoro nie eevee to kto? Nie mam doświadczenia z opieką nad młodymi pokemonami.
Jak zwykle wstałam przed chłopakami , to już stało się normą. Leafia wygrzewała się w porannych promieniach letniego słońca, przez co w pokoju unosiła się przyjemna woń letniego powietrza.
To dziwne, ale jajo jakby się poruszało, potem zaczęło świecić budząc wszystkich. Był to malutki pokemon. Wyglądała trochę jak mały duszek, miała tylko przednie króciutkie łapki i duże żółte oczy, wyglądała jednocześnie uroczo jak i przerażająco. Na główce miała jakby dwie ,,lotki" i po dwa piórka z obu stron na tyle główki. Unosiła się nad ziemią.
-Phanta- tak postanowiłam ją nazwać, od słowa phantom taki rodzaj ducha, a ona wygląda trochę jak duch. Phanta podleciała bliżej mojej twarzy...praktycznie stykałyśmy się nosami i wpatrzywała mi się przez chwilę w oczy. Siedziałam w bezruchu żeby jej nie wypłoszyć. Podleciała trochę wyżej i położyła się na mojej głowie.
-wyglądasz teraz jak pokemon!
-serio?
-dreepy kładą się na głowie swojego wyższego stadium...-zacytował Gou z pokedexu
-wygląda na to, że cię lubi
-może...-musiałam zabrzmieć dość niepewnie
-to jest pewne..złap ją. Wkońcu ty najwięcej opiekowałaś się jajem
Przeszukałam kieszenie praktycznie wszystkiego w poszukiwaniu małej kulki.
-weź mojego-chłopak wyciągnął z kieszeni malutką czerwono białą kulkę. Była jeszcze ciepła. Phanta niespokojnie poruszyła się ma mojej głowie. Trochę zajęło mi wyplatanie jej ze swoich włosów i przełożyłam malucha na kolana. Chwyciłam wcześniej położoną kulkę na podłogę i dotknęłam główki stworka, rozbłysło się niebieskie światło i Phanta zniknęła w pokeballu.
Po porannych wydarzeniach Phanta starała się nie opuszczać miejsca jakie znalazła w moich włosach. Może kiedyś nie byłaby w nich tak bardzo widoczna, ale teraz kiedy wszystkie barwy się zmyły bardzo wyróżniała się na białym. Naprawdzę nie mam pojęcia jak to możliwe ,że z natury mam białe włosy kiedy moja mama ma naturalne brązowe, a brat czarne. Dziwna logika. Starałam się nie zwracać na to wszystko uwagi i wróciłam do poeannej rutyny ,którą rozpoczynało mycie zębów. Tym razem byłam sama, napradę trudne jest przebiaranie się i ,,układanie" włosów z czymś na głowie. Po ledwo udanej próbie ogarnięcia się skonczylam z doma warkoczykami i błękitną koszylką na ramiączka wkasaną w krótkie czarne spodenki. Nadal czuje sie dziwnie w związanych włosach. Przynajmniej moja rana nie wygląda już tak źle i nie muszę nakładać tak wielkiej ilości bandażu. W dzieciństwie miałam dość nie miły incydent z Fearow'em, możliwe że to zapoczątkowało to wszystko, mianowicie... moje ciało nie rozwija się odkąd skończyłam jakieś dziewięć lat , co nie wyklucza tego ,że trochę rosnę...kilka centymetrów na cholera wie , ale to zawsze coś. Dla wyjaśnienia, mimo że mam 15 lat wyglądam na jakieś 9-11 lat i nic z tym nie zrobię. Od tamtej pory staram się ich unikać jak najbardziej mogę...można to nazwać taką małą traumą z dzieciństwa. Wracając... po ogarnięciu się dołączyłam do chłopaków przy śniadaniu, mój brat jak zwykle robił z siebie debila, przywykłam do tego. Czasem wydaje mi się bardzo podobny do pewnego chłopaka, oczywiście z zachowania.
Zeszłam na dół gdzie reszta kończyła śniadanie, wzięłam pierwsze lepsze jedzenie i starałam się ich jak najszybciej dogonić. Dziwnie patrzyli.
-oco chodzi?
-masz coś tutaj...-Gou wskazał na klarkę piersiową-takie jasno różowe
-co?
-jakby coś w locie...-dodał mój brat
-chwila co?!- pobiegłam do łazienki... faktycznie miałam niewielki różowy znaczwk nad piersią. Trochę zasłonięty ,,rękawem" koszulki. Ostatnio pokawił mi się na egzaminie w szkole, podobno mój ogień przybierał inną barwę i wytwarzałam go nie tylko rękami , ale i buzią. Nie czuję różnicy, może dlatego ,że trochę się przyzwyczaiłam. Wkońcu można mnie nazwać także magiem. Wróciłam jak gdyby nigdy nic. -żadna tragedia... poprostu znak gildyjny...
-co?-wydawali się zdziwieni
Udałam ,że nic się nie wydarzyło i zostawiłam ich w zdziwieniu. Wracając poprostu do jedzenia.
Po śniadaniu poszliśmy się przywitać z pokemonami. Zostawiłam tam tylko altarię i moją absol , chociaż nie wydawały się tym zadowolone.
-czemu nie zostawisz tu swoich eevee ,albo lycanroc? -zapytał Satoshi patrząc na wszystkie pokemony złapane przez niego i Gou. W zasadzie to tylko jednego swojego pokemona. Dragonite
- nie lubię się od nich oddalać. Pamiętasz co było ostatnio ,gdy chciałam zostawić Boostera na badaniach? Atakował wszystkich ogniem
-i bez tego to robi
-a phanta jest za mała
-już nadałaś jej imię? Szybko
-tia...
-czemu wszyscy chłopcy są dziwni?
-dzięki...
-Gou co tak cicho?
-zawsze się tak kłucicie?
-nom...
-typowe rodzeństwo
Potem wróciliśmy do labolatorium. Było zupełnie ciemno. Postanowiłam podpalić rękę żeby wywołać trochę światła.
-tu jest duch...
-chwila co?
-duch zawsze wyczuje duch ,nawet jeśli nie jestm do końca zwykłym duchem
Miałam rację to był Gengar, bardzo wkurzający Gengar. Nie wiem co by się z nami stało gdyby nami stało ,gdyby nie Koharu, która z przemogła i nam pomogła na swój sposób
~~~~~~~~~~~~~~~☆~~~~~~~~~~~~~~~~~☆~~~~~~~~~~~~~~~~~~☆~~~~~~~~~~~~~~~~~~☆~~
Przeprzaszam za długą nieobecność. Jak widać po takiej przerwie zmienił mi się trochę styl pisania. Staram się nadgonić nową serię anime. Wracając wiecie już w co się wciągnęłam?
Nie obiecuję ,że rozdzialy będą pojawiać się częściej, bo ten miał się pojawić w wakacje, ale ćśiii.... tego nie było.
Do następnego rozdziału 👊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro