Kocham ❤️💞👶🏻👩🏻
[23.04. 1994]
- Raisa -
Obudziłam się przytulona do Michaela. Siedzieliśmy pod ścianą.
- Michael... A czy taki romans nie jest zbyt ryzykowny? - zapytałam widząc, że nie śpi
- Może sobie być... Ja za ciebie mogę nawet zginąć
- Niepodrywaj mnie
- Nie muszę. Dziękuję - pocałował mnie w policzek
- Za co?
- Za to, co zrobiłaś, broniąc mnie przed Tatianą. Dziękuję kochanie
- Czemu nazwałeś mnie "kochanie"?
- Bo cię kocham, skarbie. - nagle usiadł mi na nogach i wpił mi się w usta - kocham ponad wszystko... - znów wpił mi się w usta. Zaczął mi rozpinać koszulę...
- Michael... Przestań...
- Nie przestanę
- Michael... Ja niechcę. – zła spłynęła mi po policzku
- Michael -
- Tylko nie płacz... - usiadłem obok i ją przytuliłem - Już dobrze... Ja cię nie chcę skrzywdzić.
- Michael... Ja... Ja Ci wierzę, ale... To co mnie łączy z Lisą... Ja się boję ciąży. Adnan chciał syna... Ale za każdym razem mieliśmy córkę... - zozpłakała się do reszty
- Co z nimi?
- Dwie nie żyją...trzecią oddał do domu dziecka...
- Nie żyją? Czemu?
- Adnan... On je zabił... Kazał mi... Usunąć ciąże... - skuliła się i wcisnęła twarz w moje ramię
- Odzyskamy tą, która żyje... Obiecuję, kochanie... - próbowałem ją uspokoić - weźmiemy ślub... A twoją córkę wychowam jak swoją...
- Nie obiecuj mi czegoś, czego niedokonasz
- Choćbym miał odwiedzić każdy dom dziecka, znajdę ją. Znajdę i odzyskam. Dla ciebie.
- To było rok temu... Ona jest malutka... Napewno już ktoś ją przygarnął.
- Zapłacę za proces. Odzyskamy ją razem i wychowamy.
- Michael, ja wiem, do którego domu dziecka ona trafiła
- Chodź - wstałem pomagając jej wstać - Idziemy po nią. Poczekaj tu. Ja pójdę po twoją walizkę. Mnie nie zabiją. Ciebie szybciej. Masz klucz - wcisnąłem jej klucz do ręki - Zamknij się tutaj i czekaj na mnie.
Wyszedłem z pokoju i pobiegłem po jej walizkę. Kiedy wróciłem i się ogarnęliśmy, pojechaliśmy do domu dziecka, gdzie rok temu trafiła córeczka Raisy.
- Znajdziemy ją. Spokojnie... - usiłowałem pocieszyć Raisę.
Gdy dojechaliśmy pod Dom Dziecka, odrazu wydał mi się dziwny... Domy i hospicja jakie odwiedzałem, zawsze były zadbane. Ten był zabiedzony. Gdy weszliśmy, tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu... Dzieci też były zabiedzone... Byłem w szoku. Dziewczyna w wieku koło 15 lat, o brązowych włosach, podeszła do mnie
- Pani dyrektor zaraz przyjdzie - powiedziała ze smutkiem i strachem w oczach
- Czemu masz taką minę? Boisz się mnie?
- Nie pana. Dyrektorki - wzięła na ręce roczną dziewczynkę, która przyraczkowała do niej - Ona jest zła
- FAITH ZOSTAW AGNES! - usłyszałem pełen nienawiści ton głosu dyrektorki. Spojrzała na mnie z wyrzutem - Czego Pan tu szuka? - zapytała
- Około rok temu były partner mojej dziewczyny oddał do was ich dziecko, córeczkę, ale wbrew woli mojej dziewczyny. Chcemy odzyskać to dziecko.
Dyrektorka zabrała nas do gabinetu
- Dane osoby oddającej dziecko do nas - buknęła
- Adnan (nazwisko) - odparła Raisa - błagam Panią... To co przeżyłam przy Adnanie to koszmar. Chcę odzyskać moje dziecko... Proszę...
- Pani dane? - dyrektorka zdawała się być rozwścieczona naszą obecnością
- Raisa (nazwisko) - odparła Raisa
- Agnes, to pani dziecko
- Przepraszam, a może mi pani powiedzieć kilka rzeczy?
- Jakie?
- Agnes, to to dziecko, które ta nastolatka wzięła na ręce?
- Tak
- Ta nastolatka to Faith?
- Tak.
- Czy ktoś tu przychodzi, żeby adoptować dziecko?
- Nie.
- Faith ma rodzeństwo?
- Nie
- Musimy mieć ślub, żeby adoptować dziecko?
- Tak.
- Mogę zapytać, czy ten Dom Dziecka ma problemy finansowe?
- Nie. Skąd takie pomysły?!
- Pytałem. Miałem tylko takie wrażenie.
Mieliśmy wychodzić, gdy Faith złapała mnie z nadgarstek
- Niech pan mnie tu nie zostawia. Ona jest straszna
- Sugar, kiedy tylko wezmę ślub z Raisą, zabierzemy stąd ciebie i Agnes
- Ja się jej boję! Ona nas bije i nam grozi! Ona nas głodzi! - krzyknęła z łzami w oczach i przytuliła się do mnie - Ona się nad nami znęca!
Nagle za Faith wyrosła z nikąd dyrektorka. Szarpnęła ją odciągając ją odemnie i dała jej w twarz
- MIAŁAŚ MILCZEĆ, SZMATO!!! - ryknęła
- Niech pani ją zostawi! - rozdzieliłem je.
Faith schowała się za moimi plecami
- Niech pan mnie stąd zabierze! - krzyknęła i się rozpłakała
- Zabiorę cię. Obiecuję. Tylko załatwię papiery adopcyjne. Słowo. Zabiorę ciebie i Agnes.
[25.04.1994]
Wróciłem z Raisą i papierami adopcyjnymi do Domu Dziecka. Okazało się, że możemy zrobić tak, że ja je adoptuję tylko na siebie, a potem wezmę ślub z Raisą. Sala, gdzie dwa dni temu bawiły się dzieci była pusta. Dom wydawał się opuszczony.
- ON CIĘ NIE ADOPTUJE! NIGDY!! NIE WRÓCI!!! ON CIĘ OKŁAMAŁ, ŻEBYŚ SIĘ ODCZEPIŁA! - wrzasnęła nagle dyrektorka.
Kilka sekund po tym zapłakana Faith wybiegła z pokoju na piętrze z Agnes na rękach. Wpadła na mnie.
- Wrócił Pan? - wcisnęła się we mnie
- Wróciłem, po was, Faith
- Nie zostawi nas Pan już?
- Mam papiery adopcyjne. Jeszcze chwila i będziecie mogły wrócić ze mną do domu
Dyrektorka zbiegła z piętra i zaczęła szarpać Faith.
- MARSZ DO POKOJU SZMATO! I NIEDOSTANIESZ NIC DO JEDZENIA, AŻ DO JUTRZEJSZEJ KOLACJI! A PAN NIECH SIĘ WYNOSI!
- Nie. Pani mi podpisze papiery adopcyjne Faith i Agnes. Tylko o tyle proszę.
- No chyba nie za darmo - odburknęła i ciągnąc za sobą Faith trzymającą na rękach Agnes gestem nakazała mi iść za sobą.
W gabinecie zamknęła je w szafie, a na mnie spojrzała z mordem w oczach
- Ile dasz za podpis?!
- A ile chcesz?
- 200$ od jednej
- Podpisz. Ty mi dajesz podpisane dokumenty, ja tobie kasę
- Dobra.
Kiedy nereszcie mogliśmy zabrać Faith i Agnes do naszego domu, byłem szczęśliwy, że mam tą babę z głowy.
- Jak się Pan nazywa? - zapytała nagle Faith
- Niewiesz? - zdziwiłem się, bo zwykle nim zdążę się odezwać, ktoś wykrzyczy moje imię.
- Nie. Niby skąd?
- Faith... Jestem Michael.
- Panie Michael, dziękuję, że pan mnie z tamtąd zabrał
- Zdajesz sobie sprawę, że masz teraz jedno z najbardziej znanych nazwisk?
- Czemu? - Faith zdawała się niekojarzyć mnie wcale.
- Faith, czy ta dyrektorka pozwalała wam słuchać muzyki?
- Nie. A jeśli już jakiejś, to klasycznej... Czemu Pan pyta?
- Niemów do mnie Pan. Adoptowałem cię. Jesteś moją córką. Możesz mi mówić tato. A co do muzyki, pytałem, bo zdziwiło mnie, że mnie nie kojarzysz
- Czemu?
- Los mnie przeklnął. Jestem Michael Jackson.
- Czyli?
- Ty się zgrywasz?
- Nie. Absolutnie nic mi to nie mówi i tyle.
- Faith. Michael jest królem popu - wyprzedziła mnie Raisa
- Kim?
- Dobra inaczej. Na którym etapie muzyki się zatrzymałaś?
- Chopin
- O boże... Przecież on umrał w pierwszej połowie XIX wieku
- No wiem
- No nic. Dostaniesz zaraz szybki kurs muzyki z dzisiejszych czasów, Sugar
***
Gdy dojechaliśmy do Neverland, Faith opadła szczęka.
- Tu będziemy mieszkać?
- Tak. Tylko wywalę dwie psycholki
- Dziękuję jeszcze raz - pocałowała mnie w policzek
***
Wieczorem w domu niebyło już Lisy ani Tatiany. Miałem szczęście. Lisa wróciła do matki, a w Tatianie zakochał się jeden z moich ochroniarzy i zamieszkała u niego.
Gdy jedliśmy kolację Faith spojrzała na mnie wbijając we mnie swoje niemal białe tęczówki
- Musimy pomóc dzieciom z tego domu dziecka - powiedziała - zgłośmy tą dyrektorkę
- Możemy... Tylko kto się wtedy zajmie domem?
- Ja mogę - powiedziała Raisa, która do tej pory zdawała się nie wracać uwagi na naszą rozmowę
- Nie masz wykształcenia pedagogicznego, kochanie - odparłem
- Ja nie, ale... Faith, ile ich jeszcze jest?
- Dwanaścioro. Tylko szybko trzeba coś wymyślić. Ona ich zagłodzi
- Chyba znam kogoś, kto może prowadzić Dom Dziecka... - stwierdziłem modląc się, by to się udało.
***
Po kolacji wziąłem Faith i Raisę do sali tanecznej. Raisę żeby przećwiczyła swój układ, a Faith postanowiłem nauczyć swoich układów. Szybko ogarnęła Beat It, Thriller i Smooth Criminal. Moonwalk chwilę jej zajął, ale przyznam, że po 10 minutach niebyłbym w stanie odrużnić jej Moonwalku od mojego.
Faith przytuliła się do mnie
- Dziękuję. Jesteś cudowny - pocałowała mnie w policzek
/Chociaż ukrywałem to od lat, to przyznam się teraz, że moja miłość do dzieci wzięła się od poronienia mojej byłej dziewczyny. Cieszyłem się... Miałem zostać ojcem, ale Ola poroniła, krótko po tym zaginęła... Znaleźli ją martwą. Niemal w jednej chwili straciłem miłość życia i nasze dziecko... /
- Faith, niemusisz mi dziękować. Lata temu moja była dziewczyna straciła dziecko... Załamałem się wtedy, bo niedługo po tym sama zginęła... Bardzo mi przypominasz to, jak wyobrażałem dziecko moje i Oli...
- Nie płacz... - przytuliła się do mnie - miałam 5 lat gdy moja babcia umarła. Wtedy trafiłam do ojca, potem do Domu Dziecka... - sama zaczęła płakać
- Faith, ty sama płaczesz... Nie płacz... - objąłem ją - nie płacz, Sugar... Chodź. Pokażę Ci twój pokój.
Zaprowadziłam Faith do pokoju, gdzie wcześniej mieszkała Raisa. Wyjaśniłem jej też, gdzie co jest.
- A co jest tam i tam? - wskazała drzwi do pokoju, gdzie trzymałem nagrody i inne takie i drugie do pokoju, gdzie trzymałem listy i inne rzeczy od fanów
- Gdzie najpierw?
- Tu
Otworzyłem drzwi i zapaliłem światło.
- Siadaj - wskazałem jej kanapę. Wziąłem kilka listów i usiadłem obok niej
- To wszystko, co tu jest... Od kogo to?
- Od fanów, Sugar
- Ilu ty ich masz?
- Nie mam pojęcia, tak szczerze mówiąc. Ale na koncertach zawsze są pełne stadiony.
- A co jest obok?
- Chodź. Pokażę Ci.
Zaprowadziłam ją do pokoju z nagrodami i innymi takimi
- Skąd ty tyle tego masz?
- Też się zastanawiam. Kiedy masz urodziny?
- Niewiem. Miałam 5 lat gdy świętowałam ostatnie...
- Coś się wymyśli... Co powiesz na najbliższą sobotę? 30 kwietnia?
- Może być... W sumie, I tak niewiem kiedy mam urodziny...
- Jakie jest twoje największe marzenie, Sugar?
- Niemam marzeń. Chciałam się tylko wyrwać z Domu Dziecka... Ja tylko chcę, żeby te dzieciaki uwolniły się od dyrektorki
- Mógłbym je wszystkie przygarnąć, ale niewiem co na to Raisa
- Musisz coś zrobić. Nawet nie wiesz, że śpią na sianie i jedzą na podłodze
- Teraz już wiem. Coś wymyślę. Mam nawet jeden pomysł, ale to chwilę zajmie. Faith, spokojnie. Znajdziemy rozwiązanie... Naprawdę nie masz marzeń?
- Mam... Chciałabym mieć psa lub kiedyś pofarbować włosy na biało
- Ja spełnię każde twoje marzenie, Sugar
- A wtłuczesz mojemu ojcu? Dwa lata mieszkałam z nim. On kocha alkochol, nie mnie
- Ja cię kocham, córeczko
- On ci odbierze prawo do mnie. Będzie chciał mnie odzyskać, bo mama nie żyje, a on... Ja mam 15, prawie 16, lat. On będzie mnie chciał zabrać dla... - rozpłakała się
- Ja cię nieoddam, Sugar. Nikomu. Jesteś moją córką
- Ale adaptowaną
- Ale jesteś dla mnie jak rodzona córka
- Znasz mnie trzeci dzień - spojrzała na mnie tymi białymi oczami
- Ty w ogóle widzisz?
- Widzę. Takich oczu nie ma nikt w mojej rodzinie
- To po kim je masz?
- Niewiem.
[26.04.1994]
Koło 4:00 rano obudził mnie płacz dziecka... Po chwili Raisa wstała
- Niepłacz... - wzięła Agnes na ręce
- Kak dela? - zapytałem stając obok Raisy
- Ona golodnaya - odparła Raisa - zrobisz jej mleko?
- Konechno, dorogaya - odparłam i poszedłem zrobić małej mleko.
Gdy wróciłem i dałem Raisie butelkę, żeby nakarmiła małą, Raisa spojrzała na mnie i powiedziała:
- Nakarmmy ją razem.
Kiedy Agnes zasnęła, my też się położyłyśmy. Nie mogłem oderwać oczu od Raisy. Była piękna, a w tej koszuli nocnej wyglądała tak seksownie... Przytuliłem się do jej pleców
- Michael nie - powiedziała - przynajmniej póki Agnes tu mieszka
- O co ci chodzi? - przyznaję. Chciałem poznać ją całą, a sam jej widok i zapach mnie podniecał. Pokochałem ją na zabój
- Chcesz mnie przelecieć. Czuję.
- Moja wina, że jesteś seksowna? Lyublyu tebya
- Jak zajdę w ciążę, to już nie będę
» Raisa «
- Ale ja zawsze będę cię kochał, kochanie - jego słowa bramiały tak prawdziwie, że nigdy nie śmiałabym twierdzić, że kłamał
- Chciałbyś mnie przelecieć, prawda? - czułam jego erekcję. Sama już dawno byłam w nim zakochana... Też chciałam tej nocy być z nim tak blisko
- A jeśli?
- Chcesz, czy nie?
- Chcę
- I na co czekasz?
- Na twoją zgodę, kochanie
Złapałam go za nadgarstek i położyłam jego dłoń na swoim udzie, pod moją koszulą nocną... Czułam jego oddech na karku... Zaczął mnie całować po szyi... Wsunął kciuk pod gumkę moich majtek i zsunął je do moich kolan. Na chwilę zabrał rękę ze mnie i zdjął swoje bokserki... Położył dłoń na moim ramieniu i odwrócił mnie na plecy, poczym zawisł nademną
- Posłuchaj mnie teraz Raisa. Wiem co przeżyłaś z Adnanem. Jeśli coś Ci niebędzie pasować mów. Niechcę cię skrzywdzić
- Jasne - odparłam
Wsunął się we mnie... Poczułam coś, czego nigdy przy Adanie nie czułam... Dreszczyk przyjemności i podniecenia...
- Tak... - jęknęłam gdy zaczął ruszać biodrami
- Ćsiii... Nie chcemy chyba, żeby Faith nas słyszała... - zatkał mi usta pocałunkiem i zaczął szybciej ruszać biodrami... - kim jesteś, że umiesz mnie skłonić do zapomnienia o reszcie świata? - zapytał
- Nie... Niewiem... A... A. Kim... Kim ty jesteś? - wykrzytuliłam między westchnięciami
- Twoim wybawcą, skarbie... - znów zatkał mi usta pocałunkiem... Położył dłoń na mojej piersi i zaczął ją ściskać
- Tak... Boże... Jak Dobrze... Tak... - wyszeptałam, choć chciałam wrzeszczeć - Tak...
- Jesteś najpiękniejsza... - szepnął mi do ucha i przygryzł jego płatek...
***
- Mike...Do...dochodzę! - prawie krzyczałam, ale przytkał mi usta pocałunkiem... Po chwili poczułam w sobie ciepły płyn...
Michael wysunął się ze mnie i położył obok na boku, dysząc
- Jesteś moja. Nikt cię nie ma prawa skrzywdzić - powiedział
***
Rano obudził mnie błądząc dłonią po moim udzie. Leżałam tyłem do niego
- M... Michael... Daj spokój...
- Dzień dobry, kochanie. - pocałował mnie w szyję - podobało, ci się w nocy?
- O, tak... Idę się ogarnąć...
***
Przy śniadaniu, które jedliśmy w towarzystwie Faith i Agnes, poszliśmy na spacer po Neverlandzie.
- Michael -
Spacerowaliśmy już dłuższy czas, gdy znikąd pojawił się przed nami Adnan.
- Hańbisz mnie, dzi*ko! - krzyknął do Raisy i wycelował w Agnes. Zaczęliśmy się szarpać... Przystawił mi lufę pistoletu do gardła - zdechniesz! - wrzasnął... Myślałem, że zginę, gdy nagle Faith pchnęła mnie na ziemię... To był błąd. Adnan wycelował w nią. Znów się szarpaliśmy. Przypchnął mnie do ziemi.
- Raisa! Uciekaj! - krzyknąłem. Posłuchała. Nagle komleptnie z nikąd pojawił się Abbas. Pobili mnie. Kiedy usiłowałem się pozbierać, oni rzucili się na Faith, która jako jedyna została. Nawet niewiem jak znalazłem między nimi, ale pobili mnie jeszcze bardziej.
Gdy nareszcie uciekli, a ja leżałem na ziemi półprzytomny, nagle poczułem jak Faith gładzi mój policzek dłonią
– Dziękuję tato... – szepnęła przez łzy...
– Nie ma za co córeczko. – odparłem
– Nie umieraj...
– Nie umrę. Ktoś was musi chronić.
– Dojdziesz do domu, tato?
– Postaram się
***
Gdy weszliśmy do domu, Raisa przytuliła się do mnie i powiedziała
– Dziękuję Ci Michael... Dziękuję... Uratowałeś Agnes...
– Proszę... Nic mi nie będzie...
— Raisa —
– Teraz to jesteś AppleHead do potęgi x. Jesteś poobijany jak kwaśne jabłko
– Nic mi niezłamali... Chyba... Raisa, zapamiętaj jedną rzecz, gdyby coś mi się stało. Kocham cię nad życie i spełnię każde twoje życzenie. Twoją córeczkę wychowam jak swoją. Ja niejestem typem człowieka, który ma innych gdzieś. Ja chcę pomóc ludziom, których życie skrzywdziło. Chcę się z tobą ożenić
– Michael! – krzyknęłam widząc jak traci przytomność...
Wezwałyśmy karetkę. Zaczęłam się o niego bać. Agnes została pod opieką Grace, gosposi Michaela, a ja i Faith pojechałyśmy do szpitala.
To jego "nic mi nie złamali" spończyło się na prawie załamanych dwóch żebrach i uszkodzonych kościach dłoni. Gdy odzyskał przytomność, pierwsza odezwała się Faith
– Tato, obiecaj mi, że więcej mi tego nie zrobisz... – wychipała
– Jestem głową tej rodziny. Muszę was chronić – pocałował ją w czoło
– Faith ma rację... – stwierdziłam – Nie możesz się narażać aż tak
– Dla was mogę. Dla was mogę...
— Kochają cię miliony. Nie możesz narać swojego życia
– Miliony nic nie znaczą. Mam was. Reszta świata może mnie nienawidzić.
***
Kiedy wróciliśmy do Neverland, kazałam Michaelowi się położyć.
– Po co? Nie mam zapalenia płuc tylko trochę mnie pobili. Nic mi nie jest
– Michael, jest. Jesteś tak posiniaczony, że więcej masz fioletowej skóry niż normalnej i prawie złamane dwa żebra
– Raisa, nic mi nie będzie. Serio. Nic. Nie martw się kochanie – pocałował mnie w usta – Nic mi nie będzie... Nie rozpieszczaj mnie jak ciężarnej.
– Haha. Dobry żart. – powiedziałam monotonnie – Michael, czemu zostawiłeś Lisę dla mnie?
– Ona bardziej pasuje do Adnana lub Abbasa. Jest jak oni. My pasujemy do siebie. A oni do siebie. Ni ya, ni Liza ne vpisyvayutsya v menya. Tak zhe, kak vy s Adnanom, a on s vami. Kak Tat'yana Abbasu i naoborot. Tak jest lepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro