20 stycznia 2005, czwartek
O Jezu.
Jaką ja jestem kretynką. Jaka ze mnie idiotka...! Jak ja mogłam chociaż przez chwilę pomyśleć, że on te serduszka wysłał na serio... JAK JA MOGŁAM BYĆ TAKA NAIWNA I GŁUPIA!
Jeeeeeeeeeezuuuuuuuu.
Ale wszystko po kolei...
***
Rano nic nie zwiastowało nieszczęścia, które miało mnie czekać.
Właściwie dzień rozpoczął się dobrze. A nawet BARDZO dobrze.
Gdy tylko zdążyłam wejść do szkoły, od razu spotkałam Michała. Przywitaliśmy się ciepło i pośmialiśmy. Czy może być lepszy początek dnia...?
Zaraz po tym dopadła mnie pani Lisocka – od matematyki.
Myślałam, że może znowu coś zrąbałam, ale zastanawiałam się, co takiego mogłoby to być, skoro oceny na semestr są już wystawione.
Ale nie.
Ona podbiegła do mnie z lśniącymi oczami i powiedziała, że czytała moją pracę na konkurs "Moja szkoła", bo była w komisji.
Ona? Nauczycielka od matematyki? Byłam trochę skołowana, ale słuchałam dalej.
–Adusia – mówiła. –PIĘKNIE. Normalnie CUDO! To dopiero dobra robota. Muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem.
Moje serce się radowało.
Nie mogłam w to uwierzyć!
Pani Lisocka patrzyła na mnie z podziwem.
Pani od MATEMATYKI.
Jestem przecież bardzo średnia z tego przedmiotu, więc zawsze myślałam, że ma mnie za tłumoka... Po raz pierwszy słyszałam coś tak pozytywnego na mój temat z jej ust.
Czułam się prawie tak, jak w czwartej klasie podstawówki, kiedy pani od polskiego przeczytała moje wypracowanie o "Rogasiu z Doliny Roztoki" i przy całej klasie powiedziała:
–Słuchajcie, wasza koleżanka ma naprawdę wielki talent. Bardzo możliwe, że macie w klasie przyszłą sławną pisarkę.
Podziękowałam pani Lisockiej za miłe słowa i powiedziałam, że strasznie się cieszę.
–Czy są już wyniki konkursu? – zapytałam.
–Twój tekst jest jednym z finałowych – zdradziła nauczycielka. –Jutro będzie krótki apel i wtedy ogłosimy wyniki wszystkim. Przygotuj się proszę, że być może będziesz musiała wyjść na środek i przeczytać z tego wybrany przez siebie fragment.
Poczułam ukłucie w żołądku.
Naprawdę mam wyjść przed całą szkołę i czytać swój pamiętnik?
Nawet fikcyjny. Nawet taki, w którym pozmieniałam dużo faktów.
Czym innym jest recytowanie łzawego wiersza na 11 listopada, albo granie aniołka a czym innym odczytywanie na głos swoich myśli przed całą szkołą.
Zacisnęłam zęby. Pozytywne myśli mimo wszystko miały przewagę na strachem.
–W porządku – powiedziałam. –Zrobię to.
***
Byłam tak podekscytowana, że natychmiast musiałam się pochwalić koleżankom!
Wszystkie od razu chciały przeczytać moją pracę.
Akurat tak się złożyło, że miałam przy sobie kopię.
W ciągu dnia dziewczyny wymieniały się kartkami, czytając mój "udawany" pamiętnik jedna po drugiej.
Wszystkie zgodnie stwierdziły, że jest SUPER!
–Ada, ty powinnaś wydać swój pamiętnik! – mówiła Jolka. –Normalnie ZARĄBISTE! To by było jak ten, no... "Pamiętnik księżniczki"!
–Nooo! – przytaknęła Marta. –Ja też czytałam jej prawdziwe pamiętniki i mówię wam, jakie zajebiste!
Czułam, jak wszystko się we mnie raduje a na twarzy mam uśmiech od ucha do ucha.
–Zainspirowałaś mnie – powiedziała Marcela. –Zaczynam sama pisać pamiętnik, bo te Twoje są takie BOMBOWE...!
O jeeejku... Nawet nie wiecie, jak było mi miło.
Zaczęłam o tym naprawdę myśleć.
Wydać mój pamiętnik...?
Na następnej lekcji pogrążyłam się w marzeniach.
Wyobrażałam sobie, jak rozdaję autografy w księgarni swoim fanom... Jak udzielam wywiadów... Jak piszą o mnie artykuły:
"Mała 13–latka zadebiutowała przebojowym pamiętnikiem, którego nie wahała się pokazać światu...!"
Te marzenia były tak fantastyczne, że kompletnie odpłynęłam.
Nie słyszałam już niczego, o czym mówiła nauczycielka.
***
Życie jednak nie składa się z samych dobrych chwil.
I już wkrótce miało nastąpić coś, co brutalnie zburzyło mój dobry nastrój.
Ze szkoły wracałam z Martą.
Szłyśmy sobie tak szkolnym boiskiem w stronę wyjścia, trajkocząc w najlepsze o wszystkim: o Wafelku, o Pizzy, o Frytkach... Gdyby ktoś nas słyszał, pomyślałby, że mamy jakąś obsesję na punkcie jedzenia. Podzieliłam się z nią moimi marzeniami związanymi z wydaniem pamiętnika. Byłyśmy w naprawdę dobrych humorach.
Wtedy nagle zobaczyłyśmy coś, co dosłownie zmroziło mi krew w żyłach.
–Ada – odezwała się nagle Marta z niepokojem w głosie. –Widzisz to, co ja?
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. W jednej chwili zrobiło mi się niedobrze i słabo.
Na tylnej ścianie szkoły, w miejscu, gdzie w ciepłych miesiącach znajduje się palarnia, zobaczyłyśmy wielki, narysowany czarną kredą napis:
MM + JK = BWM
Inicjały się zgadzają.
Michał Modrzew + Jaśmina Król = Bardzo Wielka Miłość
Gdyby zaś ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, pod spodem widniał drugi napis:
KOCHAM MICHAŁKA M.
JAŚMINA K.
–Chodźmy stąd – powiedziałam. –Nie możemy tutaj tak stać i się gapić.
Chwilę szłyśmy w milczeniu, kiedy Marta odezwała się:
–Może coś jej odwaliło i sama to napisała, nie wiadomo, czy to jest odwzajemnione. Podpis jest tylko jej, a on...
–Marta – przerwałam jej. –Nikt nie pisze takich rzeczy publicznie, jeśli nie jest pewien, czy jego uczucia są odwzajemnione. Nikt nie zrobi z siebie takiego błazna. Dla mnie to oznacza tylko jedno – że oni ze sobą chodzą.
–Niekoniecznie...
–Marta... – nie chciałam jej w ogóle słuchać. –Daj już spokój. Najlepiej będzie, jeśli po prostu sobie odpuszczę.
–Na serio...? – zdziwiła się przyjaciółka.
–Tak – przytaknęłam. –Zdecydowanie serio.
***
Na angielski dzisiaj nie poszłam. Powiedziałam mamie, że boli mnie głowa.
Ale to nie głowa mnie boli, tylko serce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro