Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 lutego 2005, niedziela

Wszystko zepsułam.

Wszystko doszczętnie zniszczyłam.

Nie tylko straciłam szanse na to, żeby kiedykolwiek być sympatią Michała (tak naprawdę nigdy nie miałam na to szans), ale również na to, żeby być jego przyjaciółką, kumpelą... Właściwie chyba nie mam już szans nawet na to, aby być jego koleżanką.

Michał prosił mnie, żeby przysiąc, że nie opiszę wczorajszego dnia w pamiętniku. Złożyłam przysięgę, ale ten dzień i tak opiszę. Przez to, co zrobiłam i tak Michał mnie już nienawidzi, a ja i tak będę już smażyć się w piekle, więc jeden wpis w pamiętniku niczego nie zmieni. Poza tym muszę to opisać. Nikt nie może mi tego zabrać. Jest to jedyna rzecz, dzięki której może będę mogła poczuć się choć odrobinę lepiej.

Bo nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak źle...

***

Na początku było bardzo miło. Nie mogło być inaczej, bo już od wejścia powitał nas malutki, słodki szczeniaczek rasy mops, który skakał na nas i obwąchiwał nas z entuzjazmem.

Pierwszy raz widziałam na własne oczy mopsika! Do tej pory miałam okazję podziwiać go tylko w książkach, czy gazetkach o psach, które zbierałam.

–Boże, jakie cudo! – pisnęłam od razu. –Jak ma na imię?

–Bułka – powiedział. –To jest suczka.

Oboje z Tomkiem byliśmy zachwyceni.

–Oojeeej, jakie super imię! Kto je wymyślił?

Powiedział, że był to pomysł jego siostry, Asi, która jest jeszcze w podstawówce.

Pokazała nam się ona szybko na chwilę i się zmyła. Tak samo jak jego rodzice.

Gdy szliśmy do pokoju Michała, niósł on Bułkę na rękach.

–Jest za malutka, żeby wchodzić po schodach, nie nauczyła się jeszcze – wyjaśnił. Muszę przyznać, że był to uroczy widok. Bułka rozglądała się tymi swoimi wielkimi oczami dookoła i trzymała się łapkami ramienia swojego właściciela. Sama słodycz.

Pierwsze, co zobaczyłam po wejściu do pokoju to... moje własne rysunki na tablicy korkowej nad biurkiem. A więc moje rysunki wiszą u niego w pokoju...! Codziennie je widzi! Poczułam wewnętrzną radość.

Nagle jednak dostrzegłam coś jeszcze.

Tuż obok moich rysunków widniała kartka. Jeden rzut okiem wystarczył, żeby zorientować się, jaka była to kartka i z którego dnia w roku pochodziła.

Przedstawiona była na niej para białych misiów, które trzymają wspólnie serce.

Poczułam bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne ukłucie w sercu i w jednej chwili zrzedła mi mina. Sytuacja była o tyle ciężka, że wiedziałam, że jest to dopiero początek wizyty i, że zostaniemy tam jeszcze jakiś czas, a ja muszę zachowywać się normalnie i uśmiechać jak gdyby nigdy nic.

–Ooo, rysunki od Ady – skomentował Tomek, podchodząc do mnie. –A obok... Ooo, Michał, dostałeś walentynkę? Od kogo?

Michał złapał się za głowę i skrzywił się z zakłopotaniem, szybko podbiegając do tablicy i zrywając z niej kartkę.

–Od dziewczyny – wyjaśnił, śmiejąc się głupkowato.

Kolejne ukłucie w sercu. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie już gdzie nakłuwać, pomyślałam.

–... ale nie mówię, że od MOJEJ dziewczyny! – uniósł palec do góry, próbując się z nami droczyć.

Schował kartkę do szuflady w biurku.

–No weź, nie bądź taki! – zawołał mój brat. –Powiedz nam, od kogo to!

Miałam ochotę go zamordować. No pewnie, ja tu przeżywam katusze, a dla niego to jest zabawne.

W ogóle nie miałam już ochoty tam być. Chciałam zniknąć. A ten głupi kundel skakał na moją nogę i szarpał mnie za nogawkę.

No dobra.

Cofam to.

Nienawidziłam w tamtym momencie całego świata, ale przecież wiedziałam, że to nie żaden głupi kundel, tylko mały, słodki, niewinny pieseczek. Nie zasługuje, żeby wyładowywać na nim swoją złość.

–Już powiedziałem, że od dziewczyny – powiedział Michał, pokazując nam język.

Jak ośmioletnie dziecko, a nie jak nastolatek.

Może Marta i Marcelina mają rację i to jest po prostu gówniarz.

Usiedliśmy i przez jakiś czas Bułka była w centrum naszego zainteresowania. Bawiliśmy się z nią, a ona była wniebowzięta. Z radości podbiegała do każdego z nas po kolei. W końcu zrobiła się już tak zdezorientowana, że zaczęła ganiać własny ogonek.

Taki piesek to ma dobrze, pomyślałam. Skacze, wariuje, wszystko go cieszy. Nie wie co to złamane serce, czy inne życiowe rozterki.

Później poprosiliśmy Michała, żeby zagrał coś na skrzypcach. Pytał nas, czy mamy jakieś pomysły na piosenki.

–Umiesz "Dry your eyes" The Streets? – zapytałam.

No bo czemu nie?

Czemu nie dobić się jeszcze bardziej najsmutniejszą piosenką świata graną przez chłopaka, w którym się nieszczęśliwie zakochałam?

Powiedział, że kiedyś już próbował to grać, ale musi sobie wydrukować nuty.

Gdy był już gotowy, zaczął grać, a ja czułam podziw, żal, smutek, radość. I taką dziwną nostalgię. To było bardzo słodko–gorzkie.

–Dobra, koniec tych smętów- zarządził muzyk. –Teraz coś weselszego. Ciekawe, czy poznacie.

Po czym zaczął grać "Dragostea din tei" O–Zone.

Nienawidzę tej piosenki, ale muszę przyznać, że grana przez Michała przyniosła mi uśmiech.

***

A później wszystko zniszczyłam.

Powiem krótko.

Zajrzałam do szuflady w biurku Michała, żeby zobaczyć, co jest napisane na tej Walentynce.

Kiedy to zrobiłam?

Kiedy Michał wyszedł, żeby wyprowadzić na chwilę Bułkę na dwór, a Tomek poszedł do łazienki.

Co było napisane na kartce?

"Sto buziaczków dla mojego Michałka z okazji naszych pierwszych Walentynek, kofffam Cię mocno :* :* :*"

Najwspanialszemu chłopakowi

Jaśmina"

Myślałam, że dostanę zawału. Było mi strasznie niedobrze. Nie wiedziałam już sama, czy stresuję się bardziej tym, co przeczytałam, czy tym, że zaraz ktoś nakryje mnie na tym, że mam tę kartkę w ręce.

–Ada, co ty robisz?

Michał stał w drzwiach.

Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia. Będzie mnie prześladować w najgorszych koszmarach po wieczność. To już nie były maślane, rozanielone oczka słodkiego chłopaka. To było spojrzenie zawierające w sobie mieszkankę złości, niedowierzania, rozczarowania i obrzydzenia.

Odruchowo odłożyłam kartkę na biurko, uśmiechając się.

–Eeee... – zaczęłam, nie wiedząc, co powiedzieć, ponieważ absolutnie nic nie wydawało się odpowiednie w tej sytuacji. Moje położenie było całkowicie beznadziejne.

–Nie wierzę, że to przeczytałaś – powiedział Michał, kompletnie w szoku. –Po prostu w to nie wierzę. Dlaczego to zrobiłaś?

Zaczęłam się nerwowo śmiać. Było mi gorąco. Czułam się w tamtym momencie najbardziej żałosną i najbardziej idiotyczną istotą na ziemi.

–Sorry Michał, to było głupie – przyznałam. –Zrobiłam to po prostu pod wpływem impulsu – wyjaśniłam, czując, że moje słowa nie mają żadnego sensu. –Byłam ciekawa...

–Po co chciałaś to wiedzieć? – pytał Michał. –Żeby mieć o czym opowiadać Marcie?

Teraz już czułam, że on naprawdę, naprawdę mnie nienawidzi.

–Nigdy bym jej tego nie powiedziała – zaprzeczyłam cicho.

–Czy ja kiedykolwiek czytałem twoje pamiętniki? – pytał, a ja z każdym jego pytaniem czułam się jak coraz gorsze gówno.

–Nie...

–Przecież wiesz, że zawsze tylko żartowałem, ale nigdy, PRZENIGDY bym tego nie zrobił!

–Wiem, przepraszam, to było naprawdę kretyńskie, przyznaję...

–Czemu to przeczytałaś?! To było strasznie, strasznie CHAMSKIE. Nie myślałem, że jesteś do czegoś takiego zdolna!

–Przepraszam...

Po jakimś czasie przyszedł Tomek.

–O co chodzi? – zapytał, widząc nasze miny.

–O nic – rzucił Michał. –Zapomniałem wziąć czapki z pokoju, jeszcze nie wyszedłem z Bułką. Niedługo wracam.

Zniknął, a brat starał się wyciągnąć ze mnie, co się stało.

Ja zaś siedziałam tak przez kolejne kilka minut ze wzrokiem wbitym w podłogę, starając się nie rozpłakać.

***

Jakiś czas byliśmy jeszcze u Michała, atmosfera była jednak co najmniej grobowa.

Tomek starał się z nas wyciągnąć, co się stało, ale oboje odmawialiśmy odpowiedzi.

Wtedy mój brat próbował rozładować atmosferę, rzucając jakieś głupie żarty.

–Zapomnieliście rozesłać łańcuszek na Gadu–Gadu? – pytał teatralnym tonem. –Teraz czeka was 7 lat nieszczęścia? Ooo... Dobrze, że ja wysłałem!

Po czym śmiał się jak debil.

–A ciebie co czeka? – odcięłam się. –Czego się dowiedziałeś od wróżki ostatnio?

–Jakiej wróżki...? – zmarszczył brwi Michał.

Tomek nie dał się zbić z tropu i dalej drążył temat:

–Michał, Ada coś ci zrobiła? Chyba nie próbowała wyrzucić Bułki przez okno? Ooo.. nie znałem tej ciemnej strony Ady...

I znowu rechotał jak nienormalny.

W końcu daliśmy się wciągnąć w te wygłupy. Michał jednak wykorzystywał je po to, żeby wbić mi szpilę.

–Chciała otruć mojego psa czekoladą – mówił.

–Nie wiedziałam, że jest trująca! – odpowiedziałam. –Myślałam, że lubi czekoladę!

Na to on:

–Nie wykręcaj się, wiem, że jesteś okrutnym mordercą bez serca.

I siedzieliśmy tak, patrząc sobie w oczy. Oboje patrzyliśmy jednak w zupełnie inny sposób, niż jeszcze kilka tygodni temu.

***

Gdy wychodziliśmy, Michał powiedział:

–Obiecaj, że nikomu nie powiesz. Przysięgnij.

–Przysięgam – odpowiedziałam.

Złapał mnie za ramię.

–To jeszcze nie wszystko – dodał. –Przysięgnij, że nie opiszesz tego w swoim pamiętniku. Przecież wiem, że o wszystkim piszesz. Nie pisz o tym, proszę.

Czułam straszliwy żal, patrząc na niego. Wiedziałam, że tego dnia przez własną głupotę straciłam coś bezpowrotnie.

–Przysięgam, że nikomu nie powiem i, że nie opiszę tego w swoim pamiętniku.

Ale ja jestem złym człowiekiem.

***

I to by było na tyle.

Ot, cała historia.

Powiem jedno.

Złamane serce bardzo boli.

Ale myśl, że zawiodłam zaufanie Michała i przez to teraz nie będziemy mogli się już nawet przyjaźnić, boli jeszcze bardziej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro