Rozdział 7
Katsuki od początku myślał, że Deku i cała reszta bohaterów to tylko kamyki na jego drodze do pokonania All Mighta. To dlatego cały czas traktował go z góry. Ale czy na pewno?
Dzieciństwo
- Kacchan, proszę, przestań! Dlaczego zawsze to robisz?- Deku błagał Katsukiego- Nie rób mu krzywdy tylko dlatego, że jest słabszy!
- Deku! Spadaj stąd, albo cię rozwalę! - Wrzeszczał blondyn.
- Tch. Ten idiota. Dlaczego zawsze tak innych broni? Tak zachowują się bohaterzy. Właściwie, gdyby miał Qurk, może mógłby jakimś zostać...
- Kacchan lekko się zarumienił-
Ale on nie przyjmuje tego braku i przez to wychodzi na jeszcze większego bohatera, a ja wyglądam na złoczyńcę! To nie fair! Gdyby przystanął do mnie, nie miałby takich problemów!
- Ach, ty nigdy się nie słuchasz. Szkoda, że nie masz czym się bronić. - Blondyn podniósł rękę.
Teraźniejszość
Chłopak obudził się, umył zęby, ubrał się, zjadł śniadanie, poszedł do szkoły, wrócił, zjadł obiad, pouczył się (tak, on umie się uczyć), zjadł kolację, umył zęby i poszedł spać. Następnego dnia to samo, kolejnego to samo, znowu to samo i tak w kółko.
Ale to było tylko na zewnątrz. W środku, cały czas płakał. Cały czas krzyczał. Cały czas myślał... O nim.
- Co, gdybym tak go nie gnębił? Co, gdybym był dla niego milszy? Co, gdybym był lepszy? - To były jedyne myśli, które go zaprzątały.
Następnego dnia obudził się. Była sobota. Nie wiedząc za bardzo, co mógłby zrobić, wyszedł na miasto.
W kwaterze złoczyńców
Deku nie wiedział, co robić. Pokonanie All Mighta było dla niego jak dotąd jedynym celem życiowym. Nigdy nie myślał o robieniu czegokolwiek po tym. Po śmierci bohatera numer 1, ten kto chciał go zabić najbardziej, paradoksalnie, stracił część życia.
- Uhh, do diabła z tym wszystkim! Dabi, jeśli Tomura będzie chciał się dowiedzieć, gdzie jestem, powiedz mu, że poszedłem na spacer! - Poprosił.
- Dobra, tylko wróć na obiad, bez ciebie wszyscy tu się pozabijają!
(Tutaj jest coś, o czym zapomniałem napisać we wcześniejszych rozdziałach. Otóż, nasz brat bliźniak brokuła dostał od AFO [All For One] dwa quirk: jedno pozwalające wyczuwać czyjąś aurę i drugie, pozwalające skopiować czyjiś wygląd jeden do jednego.) (Trochę jak u Togi, ale łatwiej, bo trzeba tego kogoś tylko dotknąć a nie zranić.)
Na mieście
Zielonowłosy szedł w ciemnym płaszczu i kapeluszu, aby nikt go nie rozpoznał.
- Ciekawe. Nikt się nie cieszy, wszyscy chodzą w milczeniu i są jacyś podenerwowani. O, a tutaj idzie grupka przyszłych samobójców! - Nagle przystanął, po czym też posmutniał.- No tak, przecież zabiliśmy All Mighta.
W sumie, nigdy nie spodziewałem się, że zostanę złoczyńcą. Jedyne czego chciałem, to zemsta na Bakugou...
Bakugou Katsuki. Deku zawsze był dla niego tylko pyłkiem wywołującym kichnięcie, a w najgorszym wypadku kłodą, którą trzeba ominąć.
Jednym słowem: Nikim.
Nikim. Jesteś nikim, Deku on nigdy cię nie zauważy, zawsze będziesz tylko workiem treningowym.
Takie właśnie myśli zaprzątały mu głowę od dziecka. Jako ośmiolatek przez chwilę myślał nawet o samobójstwie! To było złe. Chłopak w jego wieku nie powinien nawet wiedzieć co to samobójstwo!
Zielonowłosy obrócił się na pięcie i zaczął wracać do bazy. Po drodze spadł mu jednak kapelusz. Podniósł go i miał iść dalej, gdy nagle usłyszał znajomy, męski głos.
- Deku?
Dabi siedział na swoim łóżku, próbując przestać myśleć o swoich ranach. Każdego dnia ból był nie do zniesienia. Drżącą ręką sięgnął do szafki, wyciągnął pudełko, wyjął pigułkę, po czym szybko połknął ją i popił wodą. Tabletka mogła na chwilę uleczyć fizyczny ból, ale psychika chłopaka nadal trwała w agonii.
Potem, już bez drgawek, znowu sięgnął do szafki. Tym razem wyciąganął z niej zdjęcie oprawione w ramkę. Przedstawiało ono uśmiechniętą kobietę z długimi, białymi włosami.
Siema! Jak tam? Wiem, jestem spóźniony, ukamieniujcie mnie, ale naprawdę chciałem to napisać. Zabrakło mi pomysłów na zakończenie rozdziału. Wielkie dzięki za przypomnienie mi o wątku Dabiego i rodziny Todorokich, który też miał się tu pojawić.
Byo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro