2: rozdział 4
Ed's P.O.V
- Nie mów mamie.-powiedziałem jeszcze zanim on zdążył się odezwać.
Bałem się mu to powiedzieć, bo to jest jednak delikatna sprawa. Zwłaszcza dla mnie. Wiedziałem, że nigdy by mnie nie odrzucili z powodu orientacji ani w ogóle żadnego powodu, ale gdzieś z tyłu głowy miałem strach i to, że będą na mnie inaczej patrzeć.
Kto o tym wie?
Rick.
I tylko on.
No i teraz ojciec, który nadal patrzył na mnie z niedowierzaniem, przerażeniem, zrozumieniem i jeszcze paroma innymi emocjami.
- Ed...-westchnął, ale mu przerwałem własnym monologiem.
- Wiem, wiem. Możesz mnie już wydziedziczyć. Właściwe to sam się wyprowadzę. Tak będzie najlepiej...
- Dzieciaku.-złapał mnie za ramiona i mną potrząsnął, przez co się zamknąłem.- O czym ty do mnie mówisz? Jakie wydziedzenie? Za co? Że jesteś homoseksualny?
Patrzyłem na niego z nadzieją, ale byłem też jakby przerażony. Co by było, gdyby ktoś ze szkoły się o tym dowiedział? Zjedliby mnie żywcem.
- Jesteś moim synem, Ed. Poza tym mamy XXI wiek. Geje są wszędzie i są akceptowani przez większość ludzi.
- Przez większość. A ta reszta nimi gardzi.-powiedziałem trochę z wyrzutem do tych ludzi.
- Ta reszta to dupki.-stwierdził, a ja spojrzałem na niego spod rzęs.- Skąd wiesz, że jesteś gejem?
- Bo... Byłem miesiąc temu w kinie z Kyle. I pocałowała mnie, ale ja nie czułem, że to coś specjalnego. Czułem się dziwnie. Potem spotkałem się z Rickiem, żeby mu o tym powiedzieć.-mówiłem spokojnie i jak najwyraźniej, aczkolwiek z trudem mi to przyszło.- Zaproponował, że jestem homo.-przeniosłem wzrok na ziemię.- Pocałował mnie, żeby to sprawdzić i... Spodobało mi się.
Uniosłem wzrok na ojca. Stał i patrzył. Tym razem w oczach miał niepokój. Tylko niepokój.
- Ed, ja muszę o tym powiedzieć mamie.-powiedział, a ja jęknąłem.
- Musisz?
- Nie mam przed nią tajemnic i nie zamierzam jej okłamywać. Nie masz się czego bać. Wiesz, że mama jest tolerancyjna.
- Ale to kobieta!
Zmarszczył czoło na mój argument.
- I co z tego?
- Nie zrozumie.
- Uwierz mi, że zrozumie, a teraz idź spać i jutro do szkoły.-klepnął mój bark i pokierował się do drzwi, które otwarł.
- Mogę jutro nie iść do szkoły?-zagryzłem wargę mając nadzieję, że może mi dopuści. No niestety.
- Idziesz do szkoły.-zadecydował, a ja wiedziałem, że nic nie da się zrobić, żeby go przekonać. Mogłem tylko zaakceptować jego decyzję.
Tak jak kazał poszedłem się położyć, a rano pojechałem do szkoły na deskorolce. Wpakowałem ją do swojej szafki, którą zamknąłem.
- Yo, Pallins!
Uśmiechnąłem się słysząc głos Ricka, który zawsze mnie tak przezywał.
Parker i Collins. Pallins.
Przybiłem z nim piątkę, ale nie taką zwykłą. Wyćwiczyliśmy specjalną kombinację, która składała się z normalnego żółwika, piątki, potem przybicia kciuków i na koniec braterski uścisk.
Robiliśmy wrażenie.
- Siemasz?-rzuciłem idąc z nim ramię w ramię na szkolne boisko, gdzie mieliśmy mieć za chwilę wychowanie fizyczne.
Wzruszył ramionami, chowając ręce w kieszenie koszykarskich spodenek.
- Nic nowego. A ty?-spojrzał na mnie, a ja wiedziałem jaki temat poruszy.- Mówiłeś ojcu?
Skinąłem głową, siadając na trawniku. W miejscu, gdzie miałem dogodny widok na rozgrzewkę starszych.
- I co mówił?-spytał siadając obok mnie. Patrzył na mnie cały czas, a gdy ja chciałem to samo zrobić z nim, mój wzrok zjechał na jego usta.
Szybko odwróciłem wzrok na trawnik i udawałem, że nic się nie stało. Miałem nadzieję, że nie zauważył.
Kurwa. Ten pocałunek "sprawdzający" zadziałał na mnie mocniej niż myślałem. A to przecież mój przyjaciel!
- Uh, że to jest okej i w ogóle, żebym się nie martwił, bo mama na bank mnie zaakceptuje i tak.
- No widzisz?-rozkraczył i zgiął nogi w kolanach, opierając się rękami o trawnik za sobą.- A ty tak świrujesz.-przewrócił oczami.
- A... Ty nie masz ze mną problemu?
- Żartujesz?-spojrzał na mnie jak na idiotę.- Mógłbyś nawet w sukienkach mamusi chodzić, a ja bym nadal widział w tobie mojego Eda.
Twojego Eda...
Co?
O czym ja myślę?!
- Ej.-rzucił nagle.- A jak to jest? W sensie zamiast patrzeć na tyłki dziewczyna patrzysz na tyłki chłopaków?-spytał.
- Um, ja jeszcze nie... Znaczy... Raczej na...-jąkałem się nie wiedząc nagle jak się zachowywać przy kumplu, którego znam przecież od tak dawna.
- Ed, to jest dla mnie normalne, więc nie masz się co wstydzić.-powiedział.- Tak samo mój temat. Widziałem jak patrzysz mi na usta i nie mam problemu, żebyś mnie całował.
- Serio?-spojrzałem na niego z niedowierzaniem i zadowoleniem, ponieważ zdecydowanie chciałem się z nim całować.
- Czemu nie? Tylko się we mnie nie zakochaj.-rzucił z rozbawieniem, a ja spojrzałem na niego z kpiną.
Nigdy bym się w nim nie zabujał.
Lekcja rozpoczęła się rozgrzewką w postaci dziesięcio minutowego biegu okrążając boisko. Nie powiem, miałem dobrą kondycję, aczkolwiek ten dzień był jednym z tych upalnych, a my byliśmy na pełnym słońcu. W pewnym momencie jeden z chłopaków, Damon, zajął koszulkę. Nie mogłem od niego odciągnąć wzroku. Miał wyrobione mięśnie brzucha, piersi i rąk. Ogólnie był dość przystojny. Spojrzał na mnie i dokładnie w tym momencie poczułem uderzenie w ramię.
- Au.-spojrzałem morderczo na Ricka, a on na mnie jakbym coś zrobił i to było niezgodne z prawem.- Co?-spytałem.
- Nie gap się tak na niego. Wiesz co ci zrobi, gdy się dowie o twojej orientacji?
- No co?
- Będzie się z ciebie śmiał.-powiedział, na co ja przejrzałem na oczy i spojrzałem w ziemię.
- Dzięki.-mruknąłem.
- Będę musiał cię przypilnować z tymi paczałami.-pociągnął mnie na zbiórkę.
Dzisiaj mieliśmy grać w piłkę nożną. Trafiłem do drużyny z Ramonem-latynosem z wymiany i paroma innymi chłopakami. Rick był przeciwko nam, a naszej drużynie przewodził-o mój Boże-Damon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro