1: rozdział 6
Następnego dnia wypadał wtorek, a ja postanowiłem pogrążyć się w pracy, aby nie mieć do czynienia z wspomnieniami o Hailey i mnie. Tak więc siedziałem do późna w biurze, gdzie mogłem zaznać spokoju od własnych myśli. Szperanie w dokumentach na blacie biurka przerwała mi Grace, wchodząc do pomieszczenia w towarzystwie stukotu swoich szpilek.
- Ranve? A co ty tu robisz?-zapytała wyraźnie zdziwiona moim pobytem w pracy o tak późnej godzinie.
- Pracuje?-odparłem podnosząc w górę jeden z dokumentów, aby to udowodnić.
- Ale o tej porze? I znowu...
- A przeszkadzasz mi ponieważ?-uciąłem temat nie chcąc zaczynać z nią pogadanki typu mama i synek.
- Ponieważ potrzebuje kluczy do biura w razie jakbym potrzebowała wejść.-powiedziała podchodząc do mnie, a gdy już za mną stanęła, nachyliła się i sięgnęła ręką do szafki w biurku tuż nad moim kroczem.
Zagryzłem warge usiłując się opanować od tego, co krążyło po moich myślach.
- Panie kierowniku.-zachichotała wyciągając klucze, przy czym otarła dłonią moje krocze.- Co panu chodzi po głowie?-zamruczała obejmując moją szyję ramionami.
Musnęła ustami płatek mojego ucha, przez co oddech zaczął mi się rwać.
- Hej!-pisnęła, gdy wyrwałem kluczyki z dłoni i schowałem w swojej pięści. Odwróciłem się na krześle, żeby być przed nią.- Oddaj! Czemu to robisz?-jęknęła, zakładając ręce na piersi.
- Muszę się jakoś odprężyć po pracy.-wzruszyłem ramionami, próbując zamaskować uśmiech.
- Ah tak? To odprężaj się dalej, a ja pomogę.-powiedziała, po czym klęknęła między moimi nogami.
Otwarłem szeroko oczy patrząc na jej usta, po których przejechała językiem dbając o to, abym dokładnie to widział. Poczęła odpiąć mój pasek, a kiedy już wisiały na moich biodrach, wsunęła w nie dłoń.
- Cholera.-przekląłem odchylając głowę w tył, ponieważ jej dłoń była tak dobrze wyczuwalna na moim penisie.
- Słyszałam, że mają cię wynieść na nowe fronty, no wiesz, szef szefa.-mówiła jednocześnie poruszając dłonią, przez co w ogóle nie mogłem się skupić na słowach jakie do mnie kieruje.
- T-tak? A-a skąd to wie-o Chryste.-urwałem, kiedy wzięła mnie do ust.
Skończyła swoją robotę w momencie, gdy doszedłem w jej gardle.
- Poczytaj sobie swoje opinie od szefostwa. Kochają cię.-stwierdziła, wstając z klęczek, podczas gdy ja doprowadzałem się do porządku zewnętrznego i wewnętrznego.
- Ta? Fajnie.-sapnąłem.
- To mogę te klucze?-zapytała, a ja wręczyłem kobiecie pęk kluczyków.- Nie siedź długo.-poprosiła, po czym pocałowała moje czoło i opuściła pomieszczenie.
Wedle jej prośby wszedłem kilka minut po niej. Pokierowałem się od razu do swojego mieszkania, gdzie wziąłem kąpiel. Siedząc w wannie spojrzałem na umywalke, na której leżał liścik z numerem telefonu. Westchnąłem wstając, ale tylko po swój telefon oraz te karteczke. Spowrotem wszedłem do wanny i wybrałem numer. Kilka sygnałów i usłyszałem krzyk w słuchawce, czego się wystraszyłem.
- Halo?-zapytał głos chłopca, na co zmarszczyłem brwi.- Jest tam ktoś?
- Hej, um, jak masz na imię?
- Eddi.-wyjawił i znowu ten krzyk.- Zaraz cię naucze posłuszeństwa.-warknął jakiś facet w tle.
- Eddie, powiedz mi jak ma na imię tatuś.
- Peter.
- A mamusia?
- Hailey.
Szeroko otwarłem oczy kiedy to powiedział. Przełknąłem ślinę słysząc krzyki.
- Zostaw mnie, proszę...-załkała kobieta.
- Teraz mnie prosisz?!
- Eddie, gdzie jesteś?-zapytałem szybko, wychodząc z kąpieli, aby się ubrać.
- W domku.
- No dobrze, a gdzie ten domek?
- Mama nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi, mówi, że tak nie wolno.
- Ale ja nie jestem nieznajomy, jestem Ranve.-powiedziałem chcąc go do siebie jakoś przekonać.
- Nie znam cię.
- Mama mnie zna.
- Mamusia? Jesteś jej kolegą?
- Tak, właśnie, to gdzie jest twój domek?-zapytałem zbierając klucze z blatu kuchennego.
- Front Ave, jedziesz do mnie?
- Tak, kochanie, nie wychodź z domku okej? Jesteś bezpieczny? Nic ci nie jest?
Zadawałem mnóstwo pytań o niego, ale nie chciałem żeby mu się coś stało. Dziecko nie jest niczemu winne w takich sytuacjach.
- Tak, tatuś tylko uczy mamusie.
- Jak to uczy? Czego uczy?
Nie doczekałem się odpowiedzi, ponieważ rozłączyło nas, gdy wsiadałem do samochodu. Przekląłem pod nosem wiedząc, że muszę się pospieszyć. Tak więc ruszyłem z piskiem opon nadając sobie kierunek na dom Eddiego. Swoją drogą zdziwiło mnie, że Hailey ma syna. No i faceta, nie powiem. Nie wiedziałem dokładnie, który dom należy do chłopca, ale na szczęście nie było ich jakoś dużo, a po zapytaniu się przechodnia o miejsce zamieszkania Hailey, zaparkowałem przed małym, wyniszczonym domkiem z odpadający tynkiem. Wyskoczyłem z samochodu, a jeszcze szybciej wparowałem do domu, gdzie dym papierosowy unosił się w powietrzu.
- A ty tu czego?-warknął brunet, przygważdżający zapłakaną Hailey do ściany.
Coś we mnie pękło, gdy zobaczyłem ten widok. Bez namysłu rzuciłem się na faceta, popychając go w bok, dzięki czemu upadł na ziemie. Jednak szybko się podniósł i zaatakował mnie, uderzając pięścią moją twarz. W odwecie przywaliłem mu kolanem w krocze, a gdy uklęknął wyjąc z bólu, potraktowałem go lewym sierpowym. Upadł zemdlony na podłogę. Sapałem niemiłosiernie, ale to było tego warte. Spojrzałem w bok, gdzie zobaczyłem, że Hailey siedzi skulona na ziemi pod ścianą, a Eddie się do niej przytula.
- Jesteś Ranve?-zapytał mały, na co się do niego lekko uśmiechnąłem.
- Tak, a ty Eddie.-wychrypiałem kucając obok nich.- Chodź, zabiore was do domu.-oznajmiłem, jednak młody uparł się, że nie pójdzie bez mamusi.
- Eddie.-odezwała się blondynka, głaszcząc włoski chłopca.- Idź z Ranve, ja pójdę po Emily.-powiedziała i próbowała wstać, jednak była wyraźnie poturbowana i zmęczona, przez co zachwiała się i osunęła na swoich nogach.
Złapałem ją zanim zdążyła by upaść na ziemię. Wsunąłem dłoń pod kolana blondynki oraz plecy i tak podniosłem kobietę.
- Chodź mały, zaraz wrócimy po Emily. To twoja siostra?-zapytałem wychodząc wraz z nim na zewnątrz.
- Mhm.-przytaknął żywo głową, kiedy układałem ciało Hailey na fotelu pasażera.
- Ile ma lat?
- O tyle!-powiedział pokazując mi trzy paluszki.
- Okej, mistrzu, chodź mi ją pokazać.-mruknąłem uśmiechając się niemrawo.
Wróciliśmy do wnętrza domu, gdzie mały poprowadził mnie do małego pokoju pomalowanego na fioletowo. Znajdowało się tam małe łóżeczko, w którym spała grzecznie blondyneczka o cudownie różowych policzkach oraz malutkich usteczkach. Zagryzłem warge patrząc na tą bezbronną istotke, którą zaraz wziąłem w swoje ramiona tak, aby jej nie obudzić. Eddie usiadł z tyłu samochodu i sam zapiął sobie pasy, podczas gdy jego siostrzyczka znalazła się na moich kolanach nadal śpiąc. Dopiero kiedy zacząłem jechać w kierunku domu, uświadomiłem sobie co robię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro