1: rozdział 36
Rozdziały będą teraz pisane z różnych perspektyw, bo tak mi pasuje do dalszych wydarzeń.
Ranve's P.O.V
Zmarszczyłem brwi, a zaraz potem uchyliłem powieki, słysząc coś z łazienki. Spojrzałem na zegarek wiszący nad kominkiem.
Trzecia w nocy.
Rozejrzałem się i zorientowałem, że minionki śpią, ale brakuje jednej płci pięknej.
Myśląc, że poszła załatwić sprawy fizjologiczne, zamknąłem oczy i zrelaksowałem się, podkładając ręce pod głowę.
Czyjeś coś wbijało mi się w wątrobę, ale nie narzekałem...
Nagle do moich uszu dobiegł szloch. Cichy, stłumiony, ale jednak słyszalny. Nie miałem pojęcia o co chodzi, więc wstałem, aby to sprawdzić.
Jednak żeby wstać musiałem zrzucić z siebie dwa minionki uczepione mojej bluzki, jak haczyki.
Przeszedłem do łazienki. Sięgnąłem do klamki i momentalnie poczułem się jak w filmie kryminalnym. Bałem się, że coś mi wyskoczy na twarz.
Za dużo filmów, za mało snu...
Nacisnąłem klamke i zawrzałem do środka. Było ciemno, dlatego nic nie widziałem, ale odnalazłszy włącznik światła, pokój rozjaśnił się momentalnie.
Zobaczyłem mój cud świata siedzący na kafelkach obok wanny. Płakała skulona w kłębek.
Początkowo nie miałem pojęcia co się dzieje. Jakbym ciągle spał. Podszedłem do niej i kucnąłem przed nią.
- Skarbie.-szepnąłem, wyciągając dłoń do jej włosów, które przeczesałem palcami, odsłaniając zakrwawione oblicze kobiety.
Zamarłem, a mój oddech wraz ze mną.
Uniosła na mnie zapłakany i pełen goryczy wzrok, nagle przestając łkać. Patrzyłem na nią, a ona na mnie i nie miałem pojęcia co powinienem zrobić lub powiedzieć.
- Pomóż mi.-zapłakała, na nowo łkając z cierpieniem na twarzy.
Poczułem, że ktoś mną trzęsie, przez co gwałtownie podniosłem się do siadu, nabierając powietrza w płuca, które zdawały się być niedotlenione.
- Jezu, Ranve, nie strasz mnie.-westchnęła blondynka, wpatrzona w moją twarz.
Nie ogarniałem kompletnie tego, że byłem na materacu, a ona siedziała mi na udach.
- Ej, patrz na mnie. Budzimy się.-poklepała mój policzek, a ja opadłem plecami na poduszki.
Nachyliła się nade mną, podtrzymując swoje dłonie na mojej piersi.
- W porządku?-zapytała.
Przetarłem twarz dłonią i dzięki temu wiedziałem, że byłem spocony jakbym spał w saunie.
- Ranve?
- Tak.-odparłem zdyszany.- Jest okej.-dodałem sam nie wierząc w te słowa.
- Zły sen?-ułożyła się na moim torsie, całując moją pierś, co bardziej mnie uspokoiło.
- Tak jakby.
- Co ci się śniło?-zadawała pytania, opierając policzek na moim torsie.
- Ty.-odparłem po chwili zastanowienia.
- Ja?-spojrzała na mnie zaskoczona.- Nie mów, że śniło ci się, że się kochamy.-mruknęła z rozbawieniem.
- Nie.-powiedziałem nie starając się nawet na uśmiech, bo mi do śmiechu zdecydowanie nie było.- Śniło mi się, że obudziłem się w nocy, a ciebie przy mnie nie było.
- I to jest takie straszne?
- Słuchaj dalej.-poleciłem, a moje palce nieświadomie bawiły się jej miękkimi włosami.- Usłyszałem płacz, więc poszedłem do łazienki, bo tam go słyszałem. No i tu ta straszna część. Znalazłem cię zryczaną, zakrwawioną. Siedziałaś na podłodze. Prosiłaś mnie o pomoc, a ja nie wiedziałem co robić.-wyjaśniłem i spojrzałem na nią w dół. Była przerażona. Wręcz w panice.- Kochanie?-przyłożyłem dłoń do policzka kobiety, aczkolwiek ona dalej patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem.- Hailey.-klepnąłem jej polik lekko.
Ocknęła się, potrząsając głową.
- Co?-zapytała.
- Li, czy ja o czymś nie wiem?-uniosłem brew nabierając podejrzeń co do kobiety.
- Co? Nie, wiesz wszystko, znaczy nic, ale-ugh.
Plątała się w słowach, co tylko mnie utwierdziło w przekonianiu, ale postanowiłem na razie dać jej spokój.
- Gdzie dzieci?-nalegałem na zmianę tematu, dzięki czemu widocznie jej ulżyło.
- Wstały wcześniej, więc wyszłam z nimi na pole. Ratownik powiedział, że mogą dołączyć do lekcji pływania dla gupików.
- Ty też powinnaś tam iść.-mruknąłem, smyrając jej nosek swoim własnym.
Uroczy chichot opuścił jej usta.
- Ja się boję wody i dobrze o tym wiesz, że z własnej woli do niej nie wejdę.
- Więc cię wrzucę.-wyszczerzyłem się.
- A potem będziesz jęczał, że cię dziewczyna bije.-wystawiła mi język.
Uniosłem głowę i go ugryzłem, przez co spojrzała na mnie zdumiona. Jednak wszystkie emocje oprócz zadowolenia z niej wyparowały, gdy zassałem jej język, a zaraz potem połączyłem nasze usta w jedność.
I wtedy wpadły dzieci...
- Mamo! Mamo!-krzyknął Eddie, a ja wtedy się śmiałem, bo Hailey sturlikała się ze mnie jak ninja.
- Pacz co umiem!-rozentuzjazmowana Emily wskoczyła mi na brzuch, przez co omal nie wyplułem płuc.
- Mówi się patrz.-wychrypiałem łapiąc ją za bok, bo zsuwała się ze mnie, a gdyby spadła, to raczej by ją bolało.
- To pacz co umiem!
Przewróciłem oczami rozbawiony. Pokazała mi jak umie pływać strzałką. Cóż, wody nie było, ale szło jej świetnie.
- Jesteście głodni?-zapytała blondynka, a po przytaknęciu dzieci, udali się wszyscy do kuchni.
Zostałem sam, więc mogłem się ubrać i zrobić porządek ze swoją twarzą, bo była zmaltretowana ze zmęczenia.
Ale wbrew pozorom byłem wyspany. Ta noc była chyba jedyną od dwóch lat, kiedy rzeczywiście rano chętnie wstałem z łóżka.
Usłyszałem śmiechy, przez co sam się uśmiechnąłem. Kochałem słuchać ich szczęścia, które tak łatwo było wywołać. A ja chciałem, żeby już zawsze się uśmiechali.
Zapach gofrów zaprowadził mnie do kuchni, gdzie na stole stał talerz wypełniony smakowitymi plackami, a w małych miseczkach znajdowały się różne dodatki. W tym słodkości.
- Zabiłbym dla czegoś takiego.-oblizałem usta, a moje oczy powędrowały do kobiety, która właśnie wyciskała bitą śmietanę na swój palec. Potem przeniosła go do ust i oblizała, patrząc mi w oczy.
I już zapragnąłem ją zerżnąć na tym stole...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro