Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: rozdział 28

Od pół godziny trwała operacja usunięcia nerki z organizmu Ranve, który był pewien co do swojej decyzji i gotów pomóc Eddiemu w potrzebie. Hailey bała się o szatyna, zwłaszcza, że usłyszała jak jeden lekarz mówi coś o komplikacjach jakie nastąpiły w trakcie opracji. Jednak musiała być dobrej myśli, bo on tego zależało życie jej syna oraz Ranve.

- Doktorze, puls się normuje, kontynuacja jest możliwa.-oznajmiła pomocnica operacyjna, patrząc na lekarza, który skupienie miał wypisane na twarzy.

- Kontynuujemy.-skwitował biorąc do ręki kolejne już narzędzie chirurgiczne.

Eddie w tym czasie był przygotowywany do przejścia w narkozę i do ogólnej operacji przeszczepu. Chłopiec nie miał pojęcia co się dzieje, ani że Ranve w tamtej chwili walczył o zdrowie dziecka, któremu chciał oddać cząstkę siebie.

- Proszę pani?-zaczepił pielęgniarkę, która odczepiała go od kroplówki.

- Słucham słoneczko.-uśmiechnęła się do niego promiennie, ściągając woreczek z płynem z wieszaka.

- Czemu wszyscy tutaj są?

- Wiesz kotku, pan doktor kazał ci dotrzymać towarzystwa na czas aż twój kolega śpi.

- Ranve śpi?

- Mhm.

- Czemu?

- Uh.-było jedynym co mogła wykrztusić z siebie. Bo co miała powiedzieć pięcioletniemu chłopczykowi przed operacją przeszczepu? "Twój kolega, na którym ci zależy jest na sali i go operują. W ogóle są komplikacje, ale jest okej."?- Może masz ochotę na soczek? Hm? Kupię ci.-zmieniła temat.

Pokręcił głową, będąc coraz bardziej przestraszonym całą tą sytuacją.

- Chcę do mamy.-rozejrzał się po sali w poszukiwaniu kogoś, kogo by znał, ale nikogo takiego nie było w pomieszczeniu, przez co jeszcze bardziej zaniepokojony zaczął miętosić kocyk, który go okrywał w dłoniach.

- Mamusia teraz nie może...

- Ale ja chcę do mamy.-pociągnął noskiem zaczynając panikować przez brak kontaktu z rodzicielką.

- Słoneczko...

- Chcę do mamy!-krzyknął zalewając się falą łez.

- Doktorze.-jęknęła zrezygnowana pielęgniarka, która nie miała pojęcia co zrobić z dzieckiem w histerii.

- Hej, młody.-kucnął przy nim, jednak ten ani na moment nie myślał się uspokoić. Krzyczał, że chcę do rodzicielki albo Ranvego.- Mały, spójrz na mnie.-i tym razem nic nie pomogło.- Dobra, to nie ma sensu.-wstał wzdychając. Spojrzał na pielęgniarki.- Uśpijcie go, ale uwaga, żeby mu nie zrobić krzywdy.

Z wielkimi oporami i peblemami pielęgniarki zabrały się do zadania. Nie obyło się bez wyrywania oraz krzyków i płaczu przerażonego dziecka. Lekarzowi serce się krajało na ten widok, ale wiedział, że nie można było tego inaczej rozwiązać. Kiedy dziecko już spało, lekarz polecił zabranie małego na blok operacyjny, gdzie nerka od Ranvego już czekała odpowiednio przygotowana. Sam szatyn leżał w swojej sali, odpoczywając po zabiegu. Jeszcze był w narkozie, ale to lepiej dla niego. Nie odczuwał bólu związanego z szwami na podbrzuszu. Hailey została zawiadomiona o stanie zdrowia Ranve i uspokoiła się wiedząc, że wszystko się udało. Jednak jeszcze większy stres nadszedł, gdy oznajmiono jej, że teraz synek blodnynki ma być operowany. To było o tyle bardziej niebezpieczne, że Eddie to pięcioletnie dziecko ze słabą odpornością mające przejść skomplikowany zabieg usunięcia i umieszczenia nerki w ciele.

- Pani Parker.

Kobieta otrząsnęła się z zamyślenia i spojrzała na pielęgniarke.

- Tak?

- Jeżeli pani chce, to może odwiedzić pana Collins w sali.

- Naprawdę?-uśmiechnęła się cała przepełniona nagłą energią do działania.

- Tak, ale proszę zachować ostrożność, lekarz i tak boi się panią spuścić z oka na sekundę.

- Dobrze.-wstała powoli z łóżka uważając, żeby niedokrwione nogi nie odmówiły jej współpracy.- Która sala?

- Ósemka, pomóc pani?

- Nie, nie, dam radę.-zapewniła stawiając coraz pewniejsze kroki, ale i tak musiała podtrzymywać się ścian.

Wyszła na korytarz, gdzie nie było nikogo oprócz czasem przebiegającego personelu. Dość szybko odnalazła salę Ranve i do niej weszła. Zobaczyła go leżącego w narkozie i podpiętego do maszyn wierzących puls i inne takie rzeczy. Usta oraz nos zasłoniła maseczka tlenowa. Blodnynka położyła się obok szatyna uważając na przewody, rurki i kable oraz jego ranę. Patrzyła na spokojną twarz mężczyzny i powoli uświadamiała sobie jak bardzo się bała, gdy Ranve był w niebezpieczeństwie komplikacji. Bała się, że go straci i już nigdy nie zobaczy tego błysku jego oczu. Ani nie usłyszy jego głosu. Nie zobaczy jak się uśmiecha i nie będziesz świadkiem tego, kiedy jest szczęśliwy. Nie mogła nic poradzić na to, że zaczęła pochlipywać pod nosem. Zacisnęła piąstkę na materiale kołdry okrywającej pierś mężczyzny i wtuliła w nią policzek.

- Nawet nie wiesz jaka jestem ci wdzięczna za wszystko, Ranve.-załkała szeptem.- Przepraszam, że cię odrzucałam i nie słuchałam, kiedy miałeś rację. Zawsze ją miałeś, ale ja nie słuchałam. Przepraszam.

Rozpłakała się na dobre, dzięki czemu cały stres ulatniał się wraz z jej łzami. Była szczęśliwa i zdruzgotana jednocześnie. Była pewna, że czuję coś do szatyna. Miała tego stuprocentową jasność, aczkolwiek nie miała pojęcia co czuję. Miłość? To duże słowo. Ale przyjaźń z kolei za małe. Poczuła dotyk na głowie, a kiedy spojrzał swoimi zapłakanymi oczami w górę, zobaczył Ranvego. Patrzył na nią spod pół przymkniętych powiek. Oczy miał zmęczone, wciąż zamglone, ale był świadomy. Przynajmniej w pewnej części. Głaskał opuszkami palców skórę na głowie kobiety, czego nie robił mocno, bo nie mógł. Był krytycznie osłabiony.

- Ranve?-szepnęła, lecz głos i tak się jej załamał, czego nie starała się nawet ukrywać.

- A kto inny?-wymamtorał z lekkim uśmiechem.- A to są łzy.-przetarł jej policzek wierzchem swojej dłoni.

- Jak się czujesz?

- Jakbym był naćpany, ale tak porządnie.-mruknął z rozbawieniem.

- Nawet po operacji się śmiejesz.

- A to już po?-uniósł lekko głowę i się rozglądnął a potem padł spowrotem na poduszke.- Hailey?-przetarł oczy palcami.- Wybacz mi jeżeli coś odwale, ale ja chyba serio jestem na chaju.

Zaśmiała się cicho.

- To dobry znak, żyjesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro