Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: rozdział 23

Miesiąc później był dokładnie trzynasty maja. Grace została przyjęta do siedziby, gdzie pracował również Ranve. Pełniła tam rolę sekretarki prezesa zarządcy, czyli samego właściciela firmy. Ranve za to był u schyłku pracy, gdyż jego szef już mu zapowiedział, że niebawem czeka go awans na stanowisko następcy właściciela. Kiedy szatyn to usłyszał, omal nie zszedł na zawał. Hailey oraz Peter i dzieciaki mieszkają w nowo kupionym mieszkaniu, gdzie przez pierwsze dni panowała niezręczna atmosfera, aczkolwiek szybko została ona zamieniona na luźne poczucie rodzinnego ciepła.

- Kochanie.-mruknął brunet obejmując swoją żonę w pasie, podczas gdy ona robiła obiad i właśnie mieszała sos na spaghetti.

Peter zaczął całować jej szyję, na co wiedział, że może sobie pozwolić, ponieważ Hailey sama niedawno zrobiła ruch i pocałowała bruneta. Do niczego więcej nie doszło, bo Hailey nie czuła aż tak dużego zaufania względem męża.

- Peter.-zamruczała, kiedy mężczyzna skierował swoją dłoń pod bluzke blondynki.

- Pozwól mi.-wymamrotał w jej skórę, po czym wjechał ustami na ucho kobiety.- Mam na ciebie cholerną chcice i albo coś z tym zrobisz albo będę musiał zgwałcić nam kuchenkę.

Zaśmiała się cicho, chociaż bardzo chciała wybuchnąć śmiechem, ale nie mogła z racji tego, że dzieci spały w swoim pokoju.

- Wiem, że bardzo chcesz.

- Ale...?

- Ale nie mam stuprocentowej pewności, że ci nie odbije i...-urwała zagryzając warge, po czym spojrzała na swojego męża, żeby zobaczyć czy w jego oczach jest złość.

Spotkała tylko rozbawienie i jego uśmiech.

- Nie miałem ataku agresji odkąd powiedziałem, że się zmieniłem i nie planuję go mieć już nigdy.-złapał ją za biodra i delikatnym ruchem odwrócił ją do siebie.- Kochaj się ze mną.-cmoknął jej usta.- Proszę.-oparł ich czoła o siebie.

- Peter... Nie wiem czy to jest...

- Okej.-przerwał jej.- W takim razie...-podniósł ją za uda i posadził na jednym z blatów.- ...pozwól mi sprawić, że poczujesz się dobrze.-wsunął dłoń w figi blondynki, a ona sapnęła i wpiła się w jego usta.

- GRACE!

Szatyn wydarł się, odchylając na krześle. Splotł palce na potylicy i ziewnął będąc znurzonym ciągłym nawałem pracy, jakiej przyspożył mu szef. Ranve nie miał pojęcia czemu tak dużo papierkowej roboty nagle na niego spadło, bo zwykle to szef zajmował się rozporządzeniami finansowymi oraz cennikiem brutto, aczkolwiek teraz to wszystko przeszło na barki młodego prezesa. Zauważył także, że Grace ma więcej pracy i częściej zostaje po godzinach w biurze razem z właścicielem, aby zająć się pracą. I tym razem nic się nie stało nawet po upływie kilku minut.

- Zajebać się idzie.-przetarł oczy palcami, po czym wstał sięgając na biurko po swoje okulary w czarnej oprawce.

Założył je na nos i poprawił, kierując się do drzwi. Zanim jednak zdążył je otworzyć, ktoś zrobił to za niego, przez co szatyn omal nie dostał w nos.

- Och, przepraszam cię.-sapnęła blondynka, przykładając dłoń do ust.- Chciałeś coś?

- No tak, chciałem żebyś przesłała mi kilka dokumentów apropo tych nowych zmian w firmie.-zmarszczył brwi oglądając z uwagą ciało kobiety.

- A twoja sekretarka nie może?

- Virginia jest na zwolnieniu macierzyńskim.-przewrócił oczami, wkładając ręce w kieszenie spodni.

- Huh, kto by pomyślał? No okej, zaraz ci je prześle. Coś jeszcze byś chciał?

- Wiesz... Przydałaby mi się taka blondynka, która umie działać cuda żeby odprężyć człowieka.-mruknął przybliżając się do niej, jednak tym razem Grace nie wyrażała chęci na zabawy.

- Nie, Ranve.-powstrzymała go kładąc dłoń na jego piersi, czym zaskoczyła mężczyznę.

- Czy coś się dzieje?-złapał jej nadgarstek, na co ona się wzdrygnęła.

- Nie, nic. Wszystko okej, serio.-zapewniła uśmiechając się nikle.

- Na pewno?

- Tak, Ranve.-przewróciła oczami wyrywając rękę.- Tylko te dokumenty? Może kawę?-zmieniła temat.

- Ta, kawa może się przydać, dzięki.-wymamrotał nadal nie będąc przkonanym co do zaświadczenia przyjaciółki.

Postanowił jednak dać jej spokój, bo wiedział, że nie tylko on jest dzisiaj od rana na nogach. Grace również ciężko pracowała. Zasiadł z powrotem na swoim miejscu, ale nie miał zamiaru na razie wracać do pracy. Nie długo po tym, jak przymknął oczy, jego telefon zadzwonił, wybudzając szatyna z pół snu.

- Collins.-rzucił przecierając zaspane już oko.

- Przecież wiem do kogo dzwonię.-zadrwił Zack po drugiej stronie połączenia.

- Zack, jestem w pracy.

- Wiem, ale głowę dam, że albo śpisz, pieprzysz się z Grace lub śpisz.

- To ostatnie. Z Grace nie mogę się już kochać w biurze. Jakby nas prezes przyłapał, to nie pożyłbym długo w tej firmie.

- Weź, na bank sam się pieprzy ze swoimi sekretareczkami albo asystentkami.

- Wygląda na takiego, który jest zbyt poważny na seks.-prychnął sprawdzając pocztę, na której już znajdowały się dokumenty przesłane przez Grace.- Z resztą ma ważniejsze rzeczy niż to.

- Seks jest w życiu każdego biznesmena. O ile zakład, że jakaś jego pracownica daje mu dupy za kasę?

- Daj spokój. Żadna by się tak nie poniżała.-zaśmiał się.

- Zobaczymy co powiesz jak sam mu dasz dupy.-wybuchnął śmiechem, akurat kiedy Grace weszła do biura Ranve z filiżanką kawy w ręku.

- Odezwał się prawiczek syjamski.-parsknął śmiechem, a blodnynka rzuciła mu spojrzenie, odkładając kawę na biurko.

- Spierdalaj, Collins.-zaśmiał się i rozłączył.

- Jak tam sekretareczko?-mruknął klepiąc ją w pośladek, ale Grace zamiast się uśmiechnąć, jak to zawsze robiła na takie gesty, syknęła z bólem.- Ej, co jest?-zmarkotniały spojrzał w jej oczy ze zmartwieniem.

- Uh, co ma być?

- Jesteś na mnie zła czy coś?

- Nie, ja tylko... Jestem zmęczona, tyle.-uśmiechnęła się, aczkolwiek był to uśmiechem z kategorii udawanych.

- Jasne.-pokiwał głową i patrzył jak kobieta odchodzi do drzwi.- A i Grace?-zawołał, na co blondynka odwróciła się od niego z pytającym spojrzeniem.-Jeżeli nie będziesz chciała mnie dłużej okłamywać i w końcu powiesz o co chodzi, to jestem pod telefonem.

Zamrugała kilka razy, opuściła wzrok na swoje szpilki i odchrząknęła cicho, a dopiero po tym wyszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro