1: rozdział 21
Jęknęła mu w usta, gdy zawisł nad nią, gdy ona leżała na materacu łóżka, omacywana z każdej możliwej strony. Nie przejmowali się, że ich szef ma pokój obok nich. Nawet fakt, iż była druga rano nie przeszkadzał Ranve w ściągnięciu sukienki z ciała blondynki. Gorące pocałunki przeniósł na szyję kobiety, gdzie miała swój wrażliwy punkt; tuż pod uchem. Ranve lizał i całował tamto miejsce, przez co Grace wypchnęła biodra ku górze. Ich krocza spotkały się o oboje jęknęli.
- Zdejmij.-polecił szatyn ciągnąc w dół jej stanik.
Zrobiła, co kazał, podczas gdy sam pozbywał się butów, skarpetek oraz marynarki, rzucając je w nieokreślone części pokoju.
- Jutro musimy wstać o ósmej.-wydyszała przyciągając go za krawat, który owinęła sobie wokół dłoni.
- Wstaniemy.-stwierdził, a potem już nie rozmawiali, tylko skończyli rozbierać się z ciuchów.
Prezerwatywa, jaką Grace nosiła zawsze w portfelu okazała się być przydatna, gdyż sama kobieta zapomniała tabletek antykoncepcyjnych z domu, a Ranve nie miał przy sobie nic do zabezpieczenia. Założył ochronę na swoją męskość, po czym przykrył swoim ciałem ciało blondynki, podpierając się na łokciach po bokach jej głowy. Wbił się w nią gwałtownie i po samą nasadę, przez co ta głośno sapnęła. Objęła nogami jego pas i wbiła paznokcie w plecy mężczyzny, gdy zaczął się w niej poruszać. Czuł się jak tłok, kiedy tak się w nią wbijał i z niej wychodził. Zaplątał palce jednej dłoni we włosy kobiety, po czym zacisnął w nich pięść, coraz mocniej wykonując pchnięcia. Oboje jęczeli, a pot zmieszał się i spływał na białe prześcieradło, które w mgnieniu oka zostało pogniecione przez wyginanie się ciała Grace w różne strony i na rozmaite sposoby. To wznosiła biodra, a to je opuszczała. Zaciskała pięści na prześcieradłach i odginała się w łuk od materaca. Ranve za to pozostawał stabilny niczym marmur. Nic nie było wstanie go zatrzymać, nawet stękania i wbijanie paznokci blondynki w jego skórę. Syknął, gdy zatopiła swoje szpony w jego karku. Był pewien, że krew się polała, ale miał to gdzieś tak długo, jak oboje głośno nie jęknęli i doszli, opadając; Grace na materac, a Ranve na jej wymęczone ciało. Dyszli i sapali sobie nawzajem w szyję, aczkolwiek żaden nie miało siły się ruszyć, więc gdy tylko Ranve z niej wyszedł i wyrzucił prezerwatywę do kosza, zasnęli. Następnego dnia Ranve został obudzony przez dźwięk smsa z jego telefonu. Sięgnął ręką w bok; nad ciałem Grace i wziął urządzenie w dłoń.
Szatyn uśmiechnął się pod nosem, odkładając telefon na swoje miejsce. Blondynka wtulona była w jego pierś i nadal spała. Ostatnia noc była dla nich wyczerpująca, ale tego oboje potrzebowali do rozluźnienia się po tak dużym stresie, jaki przeżyli na panelu. Jeszcze czekał ich pokaz mody VS, ale w tym nie brali większego udziału jak tylko siedzenie na widowni i podziwianie najnowszej serii ubrań tej marki. Poczuł ruch na swojej piersi, a kiedy spojrzał w dół, dostrzegł parę zielonych oczu wpatrujących się w jego twarz.
- Ktoś tu się obudził.-zamruczał z cwaniackim uśmiechem, kiedy zaspana i nie ogarnięta Grace wodziła zdezorientowanym wzrokiem po jego twarzy.- Halo, ocknij się.-powiedział rozbawiony, kładąc dłoń na dole jej pleców.
Mruknęła przecierając pięścią oko, z czego szatyn parsknął śmiechem.
- Mamy dzisiaj wolne.-poinformował, jednak ona nadal wydawała się być nieobecna, dlatego przewrócił oczami i zrzucił z siebie blondynkę, zwieszając nogi na podłogę, aby móc usiąść na skraju łóżka.
Przeciągnął się ziewając, po czym wstał i ubrał bokserki znalezione obok łóżka. Niedługo miał w planach je zamienić na świeże, ale to po prysznicu, pod który zmierzał. Nie zamykał się w łazience na klucz, bo nie widział takiej potrzeby. W głowie miał poprzednią noc. To było dziwne. Nigdy nie myślał za długo o nocach spędzonych w towarzystwie Grace. To było dla niego normą, aczkolwiek teraz było inaczej, dziwniej. Myślał o tym. Nie wiedział czemu tak jest. Miał nadzieję, że strumień zimnej wody spod prysznica ukoi jego umysł i pozwoli na zdrowe myśli, nie związane z Grace ani seksem. Postanowił sobie dogodzić, używając miękkiej gąbki oraz pachnącego żelu pod prysznic, gdy obmywał swoje ciało spłukane letnimi kroplami wody. Nie zauważył kiedy Grace weszła do toalety, żeby umyć zęby. Nie przeszkadzała jej nagość mężczyzny, gdyż już nie raz widzieli się obnażeni. Nie było to dla nich kwestią tabu. Szatyn wyszedł spod prysznica i sięgnął po biały, puchowy ręcznik, którym osuszył swoje włosy i potem owinął go sobie wokół bioder. Przeczesał włosy patrząc na blondynkę, która myła zęby nad umywalką.
- Obudzona?-uniósł brew, a chwilę potem ich spojrzenia spotkały się w lustrzanym odbiciu.
- Tak, a co?-wypluła pianę z pasty do zlewu, po czym przemyła usta oraz twarz wodą.
- Bo jeszcze przed chwilą nie kontaktowałaś.-rzucił rozbawiony, podchodząc do kobiety, ale tylko po to, aby wziąć swoją szczoteczkę do zębów i wycisnąć na nią pastę.
- Ja?-spojrzała na niego zdziwiona.
- No ty.-zaśmiał się, czyszcząc zęby.
Pokręciła głową rozbawiona, po czym przystąpiła do nakładania makijażu. Ranve postanowił nie patrzeć na to ani nie był blisko tego, jak kobieta nakłada sobie puder. Nienawidził jego zapachu. Był dla niego zbyt intensywny i zawsze, ale to zawsze pyłek z pudru blondynki dostawał się mu do nosa. Kichnął przy ubieraniu na siebie koszulki.
- Zaczyna się.-fuknął i przewrócił oczami, kontynuując nakładanie na siebie koszulki oraz jeansów i skarpetek.
Dzisiejsze plany wiązały się z Grace oraz winiarnią. Wiedział jak bardzo kobieta ubóstwia wino, a za tym francuskim to już po prostu szaleje. Jednak w swoim życiu miała tylko jedna okazję się napić prawdziwego wina pochodzącego prosto z Francji. Ranve o tym wszystkim wiedział. Dlatego właśnie zaraz po zjedzeniu z blondynka śniadania i zakomunikowaniu szefowi, że wrócą wieczorem, zabrał ją na spacer.
- Chcesz mnie zgwałcić, prawda?-spojrzała na niego udając powagę, ale tak naprawdę była rozbawiona tajemniczym zachowaniem mężczyzny, który nie zdradził jej gdzie i po co ja wyciąga.
- Zrobiłem to wczoraj w nocy.-spojrzał na nią z kpiną.
- Właśnie, a po co ci była prezerwatywa? No wiesz, nie potrzebujesz jej, tak?-zagryzła wargę robiąc się czerwona na policzkach.
Wzruszył ramionami.
- Niby nie, ale ty lubisz mieć pewność i gwarancję, racja?
- Nic nie daje gwarancji.-potrząsnęła głową.
- Właśnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro