[007]
Dni były szare i zwykłe. Julia była typową nastolatką z problemami, ale miała jeden największy — tylko jedną przyjaciółkę. Była wredna dla wszystkich ludzi wokół niej i ani trochę nie myślała o zmianie. Zmiana jednak sama postanowiła nadejść, w postaci Maćka. Od dnia kiedy się poznali, byli niemal nierozłączni. Każdy dzień stał się inny i nabrał barw. Jednak chłopak, kiedy ktoś się pytał, nieustannie powtarzał:
— Jesteśmy tylko przyjaciółmi!
Mówił tak, widząc wyraz twarzy Julii. Wiedział, że może ją to boleć, ale nie miał zamiaru udawać uczuć do kogoś innego niż ta jedna dziewczyna, która bezpowrotnie zniknęła z tego świata wskutek wypadku samochodowego.
Pierwsze spotkanie Julii i Marcina było całkowicie przypadkowe. W wakacje pogoda, zaskakując wszystkich, nie była najlepsza. Myśląc o tym, jak bardzo nienawidzi wszystkich ludzi, oprócz Gosi, wpadła na niego. Z początku dziewczyna kompletnie nie chciała nic mówić, ale po chwili zachwyciły ją te piękne oczy i jasne włosy.
Jednak nic nie trwa wiecznie. Tak, jak słońce zachodzi za chmurami, światło Julii też się schowało, a w dodatku rozpoczęło burzę.
Odszedł. Obiecywał, że wróci, ale nigdy tego nie zrobił. Mówił, że nic mu nie zrobią.
— Spokojnie, Julio, nic się nie stanie. Mam plan. — Uśmiechnął się szczerze.
Ale się stało. „Czemu jeszcze ciebie tu nie ma?", pytała siebie w duchu, a minął już rok. Te wszystkie miesiące w bólu i cierpieniu. „Kiedy wróci?", pomyślała.
— No?! I gdzie ten twój chłopak? — Denerwowała się Ada. — Wiesz, nie zdziwię się, jeśli kiedyś przyjdzie do mnie i okaże się, że uciekł od ciebie!
Nauczyciele mówili o Julii w takim stanie „trzeci człowiek". I rzeczywiście tak było. Pierwszym była przed poznaniem Maćka, drugim po, a wtedy była kolejną osobą — smutną i ciągle lekko wierzącą w to, że kiedyś wróci. Taka została w środku zawsze — do końca swoich dni.
~*~
— Mamy wszystko ustalone, tak? Zabijamy w szkole, a reszty nie chce mi się powtarzać — mówił Igor. — Nasz cel to Maria Piękna. Swoją drogą dwa miesiące temu zamordowano jej siostrę, więc rodzice będą mieli niezłe załamanie. Zostanie im tylko jeden syn...
Wszyscy pokiwali głowami zgodnie, rozumiejąc każde słowo. Rozmawiali jeszcze o miejscu długo, ale na końcu stanęło na sali szkolnej.
~*~
Dzień pięknie błyszczał niczym bursztyny na plaży. W taki piękny dzień dziewczyna użalała się, że to nie ona zabiła Julię i Zosię. Zostały zamordowane jednego dnia, więc większość osób myśli, że to ona je zabiła, ale tak nie było.
„To taka fajna zabawa... Ludzie umierają, boli ich to! Jakie to zabawne!", myślała codziennie z uśmiechem.
~*~
Co noc Pola spacerowała i odrywała płatki kwiatów. Najczęściej były to stokrotki — jej ulubione kwiaty. Niestety nie dawały jej szczęścia w sprawach miłosnych.
Postanowiła jednak spróbować wyznać swoje uczucia do tego jedynego, którego tak bardzo kochała.
— Wiesz... — Wzięła głęboki wdech i na wydechu powiedziała. — Podobasz mi się! — Schowała twarz w dłoniach.
Niestety nie odpowiedział tak, jak to było w jej snach. Nie odpowiedział „Kocham cię" i nie przytulił jej w tamten sposób.
Tak więc był to wymysł wyobraźni. Marzenia się nie spełniają, a jeśli to się stanie — okazuje się, że były tylko celem.
Dziewczyna wybiegła z płaczem, czując się jakby straciła wszystko.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Kolejny rozdziaaaaaliiiiik
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro