#4-Kto by mi chciał pomóc?
Pov Shiro
Oparłem się o chłodną ścianę, jedną dłoń położyłem na jego biodro, a drugą rękę przyłożyłem do ciekłego policzka blondyna. Czułem się jak w niebie, nasze wargi nie rozstawały ani na chwilę, a języki opierały się stęsknione.
- Sh-shiro... Kocham cię!
- Ja ciebie też Nagisa. - Pocałowałem go w czoło, na co zachichotał. Wygląda uroczo z rumieńcami na policzkach, taki piękny. Aby troszkę go zawstydzić uszczypnąłem go w pośladek ,przez co cicho syknął.
- Ej! To akurat bolało.
- Pewnie tylko troszeczkę. - Przechyliłem się w jego stronę, po czym zacząłem składać na jego szyi serię pocałunków wymieszanych z malinkami. Każde jego nieśmiałe westchnienie świadczyło o zadowoleniu, jakie czuł.
- Sh-shiro... - Jęknął, oderwałem się od jego szyi, aby zobaczyć przymknięte powieki, spod których wypływają łzy podniecenia.
- Dobrze ci?
- Yhym. - Po omacku odpiąłem każdy guziki pomarańczowej koszulki, przywarłem do mięciutkich ust, a dłońmi muskałem klatkę piersiową chłopaka, do czasu... Poczułem pod palcami coś kleistego, zdziwiony odsunąłem wargi od ust i spojrzałem na plamę krwi na klacie kochanego blondyna. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że Nagisa nie żyje... Wystraszony odepchnąłem go ze swoich nóg, przez co spadł na podłogę. Niebieskooki chichocząc wstał i spojrzał na mnie rozbawiony. To już nie mój kochanek... To koszmar.
- Kochanie co się stało? Czemu przestałeś?
- Nie podchodź!- Podsunąłem kolana do klatki piersiowej i schowałem w nich twarz, boje się... Niech to się skończy.
- Shiro, mój kochany. Spójrz na mnie.
-Nie! Zostaw mnie! Ty nie żyjesz! Zostawiłeś mnie samego...
- Proszę, spójrz na mnie.- Poczułem, jak przed de mną ugina się materac, uniosłem głowę i przed sobą ujrzałem Nagise. Z jego szarawych ust wypływała cienka stróżka krwi, a na klatki piersiowej pojawiła się rana cięta pozioma. Przywarł czołem do mojego czoła, delikatnie się uśmiechając.
- Ja nigdy cię nie zostawię, zawsze będę z tobą.
********************************
Od razu jak uniosłem powieki usiadłem i rozejrzałem się po pokoju. To był sen, wręcz koszmar. Czemu musi mi się śnić? To przerażające... Uspokoiłem oddech i spojrzałem na jasny ekran telefonu, który wyświetlał cztery nieodebrane połączenia od Neru. Po co tyle dzwoniła? Musnąłem palcem ekran i już po chwili czekałem na to aż przyjaciółka odbierze.
- Shiro chłopie gdzie ty jesteś?! Miałeś być już pół godziny temu w pracy!
- Sorry, ale dzisiaj nie mogę przyjść. Nie czuje się za dobrze.
- Cholerka to przez serce? Przyjść do ciebie?
-Nie, to zwykłe zatrucie jutro mi przejdzie. Muszę kończyć, do usłyszenia.
- Niech ci będzie, pa.- Musiałem ją okłamać, ale to tylko dlatego, że dzisiaj na pewno nie skupiłbym się na pracy. Szukanie nowego domu, męczące wspomnienia, dzisiejszy sen... To wszystko mnie przerasta, a te cholerne rany na rękach tylko mi przypominają o głupotach, o których myślę... Aby uciec od złych myśli zjadłem kanapkę z serem, założyłem płaszcz i od razu ruszyłem na miasto. O tej porze najlepszym pomysłem będzie udanie się do jakiegoś dobrego baru, który nie będzie za bardzo zatłoczony, śmierdzący kobiecymi perfumami, które są duszące. Przekroczyłem próg pierwszego lepszego budynku, zamówiłem kilku procentowy alkohol i usiadłem przy oknie. Po jakieś godzinie zacząłem bawić się pustym kieliszkiem cicho do niego wzdychając.
- Dopiero był pełen...
-Oh cześć.- Uniosłem już trochę ciężką głowę, koło siebie zobaczyłem tego jak mu było... Haru? Tak pana Harukę, który ostatnio przyniósł mi okulary. Patrzył na mnie lekko speszony, a ja jedynie burknąłem w jego kierunku ciche " Hej". Mężczyzna usiadł koło mnie i zamówił do siebie cole.
- Nie powinieneś być o tej porze w pracy?- Zapytał.
- Możliwe, a pan?
- Przyszedłem do kolegi po soki do mojej kawiarni, kierowca pomylił się i przywiózł je tutaj, a owego kolegi nie ma, więc muszę poczekać.- Słuchając go nalałem przezroczysty płyn do kieliszka. Zerknąłem na niego, a po krótkiej chwili zapytałem:
-Chcesz kieliszek?
-Nie, dzięki. Ja nie pije.- A szkoda. Myślałem, że będzie moim towarzyszem. Po półtorej godzinie, gadałem o tym co mi ślina na język przyniosła. Muszę przyznać, koleś jest całkiem spoko.
-Jeśli mogę spytać, czemu tyle pijesz?
- To całkiem zabawne, uśmiejesz się jak to usłyszysz. Przez kilka miesięcy nie płaciłem rachunków i innych dupereli. Wiec kochany właściciel dał mi sześć dni abym spakował manatki i spadał! A ja nawet nie mam gdzie! Haha, no naprawdę zabawne...- Po chwili mój pijacki uśmiech zmienił się w opuszczone kąciki ust, koło których pojawiły się łzy.
-Nie wiem co zrobić...- Brunet położył dłoń na moim ramieniu, po czym nabrał powietrze do płuc.
- Pomogę ci.- Nie wiedziałem, czy mi się przesłyszałem czy rzeczywiście dobrze usłyszałem. To nie może być prawda, kto by mi chciał pomóc?
- Nikt mi nie pomoże... - Moja głowa od razu opadła na coś twardego, a ja odpłynąłem w głęboki sen. Może teraz spokojnie pośpię.
Hejka
Od razu informuje, że rozdział jest do połowy sprawdzony i sprawdzę jak będę miała chwilkę :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro