🚪
Nieznośny zapach spalin drażnił nozdrza Doroty, potęgując towarzyszący jej od rana ból głowy. Dziewczyna z ulgą wysiadła z samochodu, prędko przeszła na tył i otworzyła bagażnik, a potem wróciła do drzwi kierowcy i przekręciła kluczyk. Odnotowała w pamięci, że przy najbliższej – tak już pilnej! – wizycie u mechanika należało koniecznie zlecić mu też naprawę centralnego zamka.
Przerzuciła przez ramię długie, splątane przez wiatr, jasne włosy i zmrużyła oczy. Jak na koniec października dzień był wyjątkowo słoneczny. Po drzemce dobrze byłoby zabrać Agatkę na spacer.
Ledwo przyszło jej to do głowy, jęknęła w duchu na myśl o samodzielnym tachaniu ciężkiego wózka z pierwszego piętra. Dlaczego w ich kamienicy nie mogło być wózkowni? O windzie nawet nie marzyła, zdając sobie sprawę z tego, jak absurdalne byłoby jej instalowanie w jednopiętrowym budynku, w którym w dodatku znajdowały się tylko cztery mieszkania (w tym jedno wolne). Inna sprawa, że swego czasu taka winda przydałaby się też babci, dla której przez cztery ostatnie lata życia strome schody były przeszkodą nie do pokonania. Dorota westchnęła cicho i wyjąwszy z bagażnika reklamówkę z zakupami wyciągnęła wolną rękę do klapy. Jej krótka, cienka kurteczka podjechała przy tym do góry, ukazując skrawek pleców dziewczyny.
– No, no, pani Dorotko – usłyszała za sobą, a ból głowy natychmiast przybrał na sile. – Cóż to za gimnastyka z rana?
Odwróciła się niechętnie do sąsiada i posłała mu wymuszony uśmiech.
– Dzień dobry, panie Mirku – powiedziała uprzejmie, choć nie znosiła tego niespełna czterdziestoletniego mężczyzny, który właśnie bez skrępowania patrzył prosto w jej dekolt.
Szybko zasunęła zamek kurtki aż po szyję, żałując, że nie założyła innej bluzki. Jednak nie miała czasu na poranne kompletowanie stroju. Radek musiał wyjechać przed jedenastą, a o tym, że skończył mu się płyn do soczewek kontaktowych przypomniał sobie standardowo dopiero po ósmej rano, kiedy Dorota miotała się pomiędzy odmawiającą jedzenia Agatą a pralką, z której ni z tego, ni z owego zaczęła cieknąć woda. Po krótkiej wymianie zdań uzgodnili, że Dorota pojedzie po płyn, a Radek popilnuje Agatki i zajmie się pralką. Następne trzy dni miał spędzić w Warszawie, więc inaczej sprzęt mógłby cieknąć tak sobie aż do wtorku, zważywszy na zerowe umiejętności Dorki w reperacji czegokolwiek.
Chwyciła pewniej reklamówkę i ruszyła do drzwi, wiedząc już, co będzie dalej.
– Proszę! Proszę! – Pan Mirek otworzył drzwi i stanął w progu wąskiego przejścia tak, by musiała się obok niego przecisnąć.
– Dziękuję – odburknęła, powstrzymując się przed wzdrygnięciem.
Klatka schodowa też była wąska, a do tego ciemna. Dorota nie przepadała za nią już jako dziecko i nie do końca cieszyło ją, że wróciła tu jako dorosła kobieta, a do tego miała wychowywać w tej nieszczęsnej kamienicy własną córkę.
Wspięła się na piętro i chwyciła klamkę swojego mieszkania. Drzwi były całkiem nowe i mocno kontrastowały z odrapaną ścianą klatki schodowej. Dorka i Radek mieli trzy wyjścia: wydać wszystkie oszczędności na ciasną kawalerkę, wziąć potężny kredyt na coś większego i zadłużyć się na długie lata (czego oboje bali się jak ognia) lub przyjąć mieszkanie po zmarłej babci i móc pozwolić sobie na porządny remont za własne, odłożone pieniądze. Sprzedanie mieszkania raczej w ogóle nie wchodziło w grę, bo stan kamienicy oraz bliskie sąsiedztwo ruchliwej drogi i torów kolejowych znacząco zaniżały jego wartość, a i szanse na znalezienie potencjalnego kupca były niewielkie, zważywszy na ogrom lepszych i większych lokali wystawionych na sprzedaż w okolicznych blokach. To nie była niestety zbyt popularna dzielnica i obecnie więcej ludzi się stąd wynosiło niż wprowadzało.
Gdy Dorka weszła do mieszkania owionął ją przyjemny zapach odświeżacza powietrza. Odetchnęła z ulgą, stawiając reklamówkę na jasnych kafelkach i zerkając krótko na swoje odbicie w dużym lustrze, które oprócz swej zwykłej funkcji, miało też za zadanie optyczne powiększenie niewielkiego, pozbawionego okna przedpokoju.
– Mama, mama! – rozległo się radosne wołanie i z łazienki wybiegła Agatka.
Dosłownie „wybiegła", bo odkąd nauczyła się chodzić, poruszała się głównie biegiem, przyprawiając oboje rodziców o mały zawał serca za każdym razem, gdy ledwo wyrabiała na zakręcie lub traciła równowagę w najmniej oczekiwanym momencie. Dorota odruchowo zrobiła dwa duże kroki w stronę córki i chwyciła ją w ramiona, zanim mała zdążyła zaliczyć kolejny upadek.
– I co z tą pralką? – zawołała w kierunku łazienki, w której uchylonych drzwiach tkwiła tymczasowa czerwona klamka przekładana, w zależności od potrzeb, do drzwi sąsiedniej toalety. Remont skończyli ponad miesiąc temu, lecz wciąż brakowało im jeszcze paru elementów wykończenia: między innymi właśnie owych dwóch nieszczęsnych klamek, które firma montująca drzwi miała dowieźć i założyć już dawno. Firma należała jednak do znajomego rodziców Radka i chłopakowi zwyczajnie było głupio co chwila do niego wydzwaniać. Z kolei facet ze względu na tę „znajomość" traktował ich chyba nieco mniej poważnie niż innych klientów, mimo że wcale nie dostali od niego specjalnie dużego rabatu.
– Chyba po prostu zakręcę zawór, a w poniedziałek zadzwonisz z reklamacją, bo to jakaś grubsza awaria i lepiej w tym nie grzebać, jeśli nie chcemy stracić gwarancji.
– To co tam jeszcze robisz? – zirytowała się Dorka, opierając Agatkę na biodrze i wolną ręką sięgając po zakupy.
– Teraz już nic. Najpierw wyjmowałem pranie, a potem sprawdzałem, czy coś po prostu nie utknęło gdzieś w środku. No i skąd dokładnie cieknie.
Dorota zajrzała do łazienki, gdzie Radek przesuwał pralkę z powrotem pod ścianę, i zerknęła na miskę z mokrymi ubraniami. Były w pralce przez jakieś dziesięć minut – musiała więc ręcznie dokończyć pranie. Skrzywiła się, wiedząc już, że podczas drzemki Agatki prawdopodobnie nie znajdzie nawet krótkiej chwili dla siebie.
Tymczasem dziewczynka wychyliła się z jej ramion, złapała skrzydło drzwi i z radosnym uśmiechem je zamknęła. Była to ostatnio jedna z jej ulubionych zabaw, a Dorota jedynie cieszyła się, że nauczyła już małą uważać przy tym na palce. Nacisnęła łokciem klamkę i uwolniwszy męża, ruszyła dalej.
– Poszukaj rachunku i zadzwoń tam w poniedziałek, ok? – Radek wszedł za nią do kuchni i przejął od żony torbę z zakupami. – Dzięki! – powiedział, wyjmując płyn i odkładając reklamówkę na brązowy blat bez choćby przelotnej myśli o wypakowaniu reszty.
Dorota wsadziła Agatkę do krzesełka do karmienia, w którym niezadowolona mała natychmiast zaczęła się wiercić, a sama włączyła gaz pod chłodnymi już parówkami i zaczęła krążyć po kuchni. Posmarowała masłem chleb, doprawiła cytryną herbatę i ogarnęła szybko zakupy, zagadując równocześnie Agatkę, której wcisnęła w rączki gumową książeczkę, by jeszcze przez moment ją czymś zająć.
Odpowiadając co chwila na pytania męża („Gdzie jest mój pasek? A widziałaś gdzieś pastę do butów?"), pomyślała, że choć bardzo go kochała, to mógłby już jechać. Sprzątnęłaby sobie na spokojnie mieszkanie, przygotowała obiad dla siebie oraz małej i położyła dziecko na drzemkę. A potem dokończyłaby to cholerne pranie i może zdążyłaby jeszcze zrobić porządek z prezentami, jakie Agatka dostała na pierwsze urodzinki. Skromne przyjęcie urządzili dzień wcześniej w niewielkiej restauracyjce niedaleko kościoła i choć dzięki temu Dorota musiała tylko upiec tort i dwa ciasta, to i tak była zmęczona po całodziennej gonitwie. No i ciężkiej nocy, bo ząbkująca Agata znowu przespała łącznie może ze cztery godziny.
***
Czterdzieści minut później, po jedynie połowicznie udanej misji nakarmienia grymaszącej córeczki, zrezygnowana Dorota pożegnała męża i zaczęła przygotowywać Agatce szybką kąpiel, licząc na to, że dzięki temu dziewczynka jak zwykle szybciej zaśnie. Chcąc zdążyć, zanim dziewczynka zrobi się na tyle senna, by zacząć marudzić, czym prędzej przyniosła do łazienki plastikową wanienkę i pobiegła zamknąć okno w dużym pokoju. Agatka w tym czasie biegała tam i z powrotem po mieszkaniu, a w końcu dorwała się do prezentów. Dorka – miotając się między łazienką, a dużym pokojem, w którym rozrabiała mała – szybko zabrała kolorowe torebki z zasięgu pulchnych rączek dziewczynki i zostawiła jej tylko jednego grającego misia.
– Sporo tego dostałaś. – Uśmiechnęła się do córeczki i zajrzała do najmniejszej torby.
Znalazła w niej pudełeczko ze złotymi kolczykami – prezent od kuzynki Radka, która jako chrzestna specjalnie przyleciała z Londynu, by uczestniczyć w pierwszych urodzinach Agaty. Dorotę ucieszył ten prezent, bo i tak zamierzała przebić małej uszy niedługo po roczku. Na razie jednak postanowiła schować kolczyki do szkatułki z własną biżuterią, by dziecko się do nich nie dobrało i nie zadławiło. Agatka w ostatnim czasie pakowała do buzi dosłownie wszystko, bezskutecznie usiłując poradzić sobie z bólem dziąseł.
Szkatułka stała na jednej z najwyższych półek białego regału, tuż obok szeregu książek Kinga, który był jednym z ulubionych autorów Doroty. Poniżej ustawione były ukochane kryminały Radka, a powyżej głównie fantastyka przeplatana z Philippą Gregory. Dorka i jej mąż uwielbiali czytać i nawet ich córka miała już własną kolekcję książeczek z bajkami w osobnym koszu w jej małym pokoiku.
W przeciwieństwie do zapchanych do granic możliwości półek szkatułka była niemal pusta. Znajdowały się w niej jedynie kolczyki, w których Dorota dwa lata temu szła do ślubu, cieniutka srebrna bransoletka, jaką dostała od męża z okazji urodzin oraz delikatny złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie gwiazdki. Ta ostatnia ozdoba była dla Doroty najcenniejszą pamiątką po zmarłej babci, która wychowywała ją po wypadku rodziców i która zostawiła jej w spadku to mieszkanie.
Babcia przez całe życie uważała gwiazdę za swój szczęśliwy symbol, a w jej mieszkaniu zawsze znajdowało się wiele przedmiotów z gwiezdnym motywem. Podczas remontu Dorota i Radek pozbyli się większości rzeczy, jednak zachowali między innymi babciną skrzynkę na klucze o wiadomym kształcie oraz kilka bibelotów. Poza tym – kierowani pewnym sentymentem – szyby do wszystkich czterech par wewnętrznych drzwi wybrali głównie ze względu na żłobienia układające się w liczne sześcioramienne figury, a w pokoju córeczki całą jedną ścianę wyłożyli tapetą w gwiazdki, ku pamięci babuni, po której Agatka otrzymała też imię.
Dorota musnęła palcami drobną gwiazdkę i uśmiechnęła się smutno. Wciąż brakowało jej babci. Nie zdążyła jednak na dobre zagłębić się we wspomnieniach, bo w tym momencie w drugim pokoju rozległ się płacz Agaty. Przestraszona Dorota postawiła szkatułkę na parapecie okna i popędziła do dziecka.
Okazało się, że dziewczynka usiłowała sama wspiąć się na tapczanik, co oczywiście skończyło się upadkiem. Uderzyła się chyba niezbyt mocno, ale i tak Dorota była na siebie zła, że spuściła ją z oka.
– Chodź, będziemy się kąpać – powiedziała kojącym tonem, próbując odwrócić uwagę dziecka.
Mała rzeczywiście zaraz przestała płakać i już wskazywała paluszkiem drogę do łazienki. Dorka zaśmiała się, postawiła córeczkę na ziemi i wyjęła z komody nowy pampers, świeże body oraz luźne spodenki.
– Zanieś to do wanienki – powiedziała i poszła za córką, by otworzyć jej drzwi.
Potem skoczyła szybko do kuchni i przygotowała jeszcze mleko, zerkając co chwila na Agatkę, która swoim zwyczajem zaczęła znosić do wanienki liczne gumowe zabawki. Trzymali je w koszyczku w jej pokoju i Dorota wiedziała, że wyjmując stamtąd kolejne kaczuszki i ośmiorniczki, dziecko nie zrobi sobie żadnej krzywdy.
– Idę tylko po ręcznik! – zawołała do Agatki, mijając ją w przedpokoju i po drodze przekładając klamkę do sąsiednich drzwi. Musiała jeszcze pilnie skorzystać z ubikacji.
Wyjęła ręcznik z szafy, postawiła butelkę z mlekiem na oparciu rogówki, by od razu po kąpieli dać małej pić i jak zwykle uśpić ją na rękach w dużym pokoju, a potem popędziła z powrotem.
– Jeszcze momencik! – Uśmiechnęła się do zniecierpliwionej już Agatki i rzuciwszy ręcznik na pralkę, wskoczyła szybko do długiej i wąskiej toalety.
Agatka stanęła w progu, opierając się jedną rączką o drzwi, a drugą o framugę.
– Mama! – powiedziała oskarżycielsko.
– Mama musi tylko szybko siku – wytłumaczyła jej Dorota i w tym momencie uświadomiła sobie, co zaraz nastąpi.
Serce zabiło jej mocno, gdy dziecko cofnęło się i puściło framugę. Nie miała szans zdążyć – zanim wstała i sięgnęła do przodu, Agatka już zatrzasnęła drzwi.
***
Dorocie najpierw zrobiło się gorąco, potem zimno, a na koniec zabrakło jej tchu.
– Boże – zdołała wyjąkać, bez sensu przesuwając dłonią po miejscu, w którym normalnie byłaby klamka. – O Boże, nie!
– Mama, mama, mama, mama! – Za drzwiami rozległo się gniewne wołanie niczego nie świadomej Agatki.
– Spokojnie kochanie, mama zaraz wyjdzie! – Dorota, starając się nie panikować, stanęła na palcach i popatrzyła przez szybę, usiłując dostrzec cokolwiek poprzez wyżłobiony w szkle gwiaździsty wzór. Widziała tylko rozmazany kolor przeciwległej ściany...
Co teraz? – myślała gorączkowo, rozglądając się dookoła. Dostrzegła szczotkę do czyszczenia muszli i w akcie desperacji postanowiła spróbować wypchnąć nią klamkę w nadziei, że jakimś cudem sięgnie potem do niej przez szparę wentylacyjną pod drzwiami.
A co, jak spadnie Agacie na głowę? – zawahała się i jednak cofnęła rękę. – Spróbuję, jak będę miała pewność, że nie stoi pod drzwiami.
Jednak mała nie zamierzała odejść. Teraz wyła już i rozpaczała, nie rozumiejąc, dlaczego matka tak długo nie wychodziła.
Dorota próbowała nakłonić ją do pójścia po którąś z zabawek, lecz to nie skutkowało. Przez chwilę miała maleńką nadzieję, że może Agata naciśnie klamkę, ale szybko uświadomiła sobie, że mała nawet by jej nie dosięgła.
Sytuacja była krytyczna – Radek miał wrócić dopiero we wtorek, w mieszkaniu obok nikt nie mieszkał, natomiast lokal pod nimi zajmowała przygłucha staruszka, więc szanse na to, że ktoś usłyszy wołanie Doroty lub płacz Agaty, były niewielkie. W dodatku przed wejściem do tej cholernej toalety zdążyła zamknąć okno, jeszcze skuteczniej tłumiąc jakiekolwiek dźwięki.
Czy ja zamknęłam za Radkiem drzwi? – zaczęła się nagle zastanawiać.
Nie mogła sobie za nic przypomnieć, czy przekręciła zamek, czy nie. Z jednej strony, gdyby zostawiła otwarte, ewentualna pomoc miałaby łatwiejszy dostęp do mieszkania – z drugiej aż ją zmroziło na myśl, że ktokolwiek mógłby teraz wejść do środka i na przykład porwać Agatkę, a ona nie byłaby w stanie w żaden sposób zareagować. Szybko odepchnęła od siebie te lekko paranoiczne myśli i ponownie skupiła się na szukaniu rozwiązania problemu.
Może Agata mogłaby jej przynieść telefon i wsunąć go przez te nieszczęsną szparę, jaką mieli zamiast tradycyjnej kratki wentylacyjnej? Tylko gdzie on był? Dorota usiłowała zignorować krzyki i płacz dziecka i przypomnieć sobie, gdzie położyła komórkę. W końcu dotarło do niej, że chyba nawet nie wyjęła jej z torebki, którą powiesiła przy kurtce.
– Świetnie – powiedziała na głos.
Nawet gdyby Radka coś tchnęło i postanowił wrócić, by sprawdzić, czemu się nie odzywała, pewnie zrobiłby to najwcześniej następnego dnia. Cała jego rodzina mieszkała w oddalonym o ponad sto pięćdziesiąt kilometrów Krakowie, natomiast Dorota od śmierci babci nie miała już nikogo, nie było więc nawet możliwości, że zadzwoni i poprosi kogoś, by zajrzał do nich i sprawdził, czy wszystko w porządku. Były zdane tylko na siebie, a właściwie na kreatywność Dorki, tymczasem miała ona w tej chwili totalną pustkę w głowie.
Spróbowała krzyknąć, ale jedyne, co osiągnęła, to jeszcze głośniejszy płacz przestraszonej Agatki.
– Myśl, myśl! – nakazała sobie, równocześnie modląc się w duchu, by dziecko się nie zaniosło. Niby dotąd jeszcze jej się to nie zdarzyło, ale czy to dawało gwarancję, że już się nie wydarzy?
Nie mogąc wymyślić niczego mądrego, Dorota zaczęła zastanawiać się nad ich ogólnym położeniem. Mleko, które zdążyła przygotować, stało na takiej wysokości, że Agata powinna bez problemu do niego dosięgnąć – teoretycznie miała więc co pić, choć Dorota nie była pewna, gdzie ostatnio widziała butelkę z wodą. Pampers raczej nadawał się już do przebrania, zatem jeżeli minie dużo czasu, to najprawdopodobniej skończy się to odparzeniem, co akurat zdawało się jednym z najmniejszych problemów w ich sytuacji.
Nagle Dorota zorientowała się, że odgłos łkania dziecka zaczął oddalać się od drzwi.
– Agata! – krzyknęła, przyciskając twarz do szyby i usiłując dojrzeć, dokąd szła córka.
To było w tej chwili największe niebezpieczeństwo – Agatka mogła się przewrócić, uderzyć w głowę, wspiąć się gdzieś i spaść z wysokości, wziąć do buzi jakiś mały przedmiot i się nim zadławić... W myślach Doroty jeden za drugim pojawiały się same najczarniejsze scenariusze, a na jej czoło wystąpił pot.
– Agata! – zawołała jeszcze raz i zaczęła gmerać uchwytem szczotki w pozbawionej klamki dziurze.
Okazało się jednak, że w ten sposób nie miała szans wypchnąć klamki z drugiej strony. Spróbowała więc najpierw palcem, a potem spinką do włosów. Po drugiej stronie zrobiło się podejrzanie cicho, co tylko wzmogło niepokój dziewczyny. Może Agata właśnie pakowała do buzi jakiś mały element którejś z zabawek? Mimowolnie Dorka zaczęła robić w głowie przegląd potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów, które mogłyby teraz wpaść dziecku w ręce. A co jeśli Agatka wpadnie na pomysł otwarcia którejś z niezabezpieczonych dotąd szafek...?
Mijały kolejne minuty, Dorota nadal bezskutecznie usiłowała wypchnąć klamkę, a za drzwiami wciąż trwała cisza. Dziewczyna była już mokra od potu, głównie ze strachu o dziecko, które nadal nie dawało żadnych znaków życia. Krzyknęła jeszcze kilka razy, najgłośniej jak potrafiła, ale nie uzyskała żadnej reakcji ani ze strony sąsiadów, ani córki.
Niespodziewanie jednak ciszę przerwał pisk, który szybko przeszedł w donośny szloch. Przestraszona Dorota mocniej docisnęła spinkę i klamka spadła z brzękiem na kafelki. Agatka płakała rozpaczliwym płaczem typowym dla jakiegoś urazu, a jej matka padła na podłogę i wyjrzała przez szparę, próbując zlokalizować klamkę. Nic nie widząc, zaczęła szukać po omacku, lecz w szparze nie mieściła się nawet cała jej dłoń.
– Noż kurwa mać! – warknęła Dorka i walnęła pięścią w drzwi.
Ku jej uldze jednak Agatka pojawiła się nagle znów tuż za progiem i choć wciąż płakała, wyglądało na to, że chyba nie zrobiła sobie aż tak wielkiej krzywdy.
– Agatka! Co się stało? Uderzyłaś się? – Dorota odezwała się łagodnym tonem i wystawiła palce, by dziecko mogło jej dotknąć.
– Mmaaammaaa...! – Agatka niestety jedynie dalej wyła i nie sięgnęła po rękę matki.
– Podaj mi klamkę, podaj mi to czerwone – poprosiła Dorka, licząc na to, że dziecko pomoże jej się uwolnić. Mała jednak nadal płakała i kompletnie zignorowała prośbę matki. – Błagam, podaj mi to... tu... tutaj to daj! – Poruszyła palcami, by zwrócić uwagę dziewczynki, ta jednak znów zaczęła oddalać się od drzwi.
Po chwili Dorota ze zgrozą usłyszała dźwięk wysuwanej kuchennej szuflady.
– Zostaw to! Zamknij tę szufladę! – wrzasnęła, przeklinając w duchu siebie i Radka za to, że zabezpieczyli tylko część mebli, wychodząc z założenia, że większości mała jak na razie i tak nie otwierała i że przecież mieli ją stale na oku.
Szuflada zasunęła się z cichym szmerem i stuknięciem, ale Dorota nie wiedziała, czy Agata coś z niej wyjęła, czy nie. Jak dotąd jednak nie słyszała, by w kuchni działo się coś złego.
Boże, czy ja wyłączyłam gaz pod tym mlekiem? – uderzyła ja nagle straszna myśl.
Od pewnego czasu dawali Agacie zwykłe krowie mleko z odrobiną kaszy manny. Dorota nie karmiła już piersią, a sztuczna mieszanka ostatnio przestała smakować dziewczynce. Mleko piła zresztą już tylko przed drzemką i wieczorem przed snem.
Dorota zwykle przelewała do butelki część zagęszczonego kaszką mleka i dolewała do niego zimnego z lodówki, by uzyskać odpowiednią temperaturę. Przez to teraz nie była pewna, czy resztka pozostała w garnku, nie stała nadal na ogniu. Szybko jednak zaczęła się uspokajać, że gdyby tak było, na pewno czułaby już swąd spalenizny... Dla pewności pociągnęła jeszcze kilka razy nosem.
Pytanie tylko, która w ogóle była godzina i jak dużo czasu już tu spędziła? Nie miała zegarka, przypuszczała jedynie że mogła dochodzić dwunasta. Usiadła na zimnych kafelkach i oparła się plecami o ścianę. Zaczynało jej się chcieć pić i żałowała teraz, że nie przekonała Radka do zamontowania w ubikacji drugiej umywalki. Było tu wąsko, ale po zlikwidowaniu wnęki i przesunięciu ściany w celu zrównania ją z łazienką, pomieszczenie było na tyle długie, że zmieściłaby się w nim jakaś maleńka umywaleczka. A świeża woda bardzo by się teraz Dorocie przydała... Szkoda, że nie zatrzasnęła się w łazience – tam miałaby i wodę, i więcej narzędzi do kombinowania. Wstała i sięgnęła po stojący na półce koszyk. Zajrzała do środka, lecz znalazła w nim tylko kilka podpasek, zapasową rolkę papieru toaletowego i żelowe odświeżacze do muszli. Nic, co mogłaby teraz wykorzystać.
Agatka znów przeniosła się pod drzwi toalety i na zmianę to uderzała w nie rączką, to krzyczała spłakanym głosikiem, nawołując mamę. Dorota próbowała jakoś ją uspokajać, ale sama była coraz bardziej przerażona.
***
Czas mijał, dziecko zaczynało powoli przysypiać pod drzwiami, a Dorota czuła narastającą panikę. W końcu doszła do wniosku, że jedynym wyjściem było wybicie szyby w drzwiach. Na razie jednak nie mogła tego zrobić, bo całe szkło spadłoby na Agatkę, a poza tym nie była pewna, czy dałaby radę wspiąć się do powstałego okienka i przez nie wyjść. Gdyby pomieszczenie nie było tak długie, mogłaby stanąć na muszli klozetowej, a tak...? Możliwe, że zanim udałoby się jej wydostać, Agata zdążyłaby poranić się leżącym na podłodze szkłem.
Dorota wstała i obejrzała dokładnie szybę, sprawdzając, czy nie dałoby się jej wyjąć w całości, jednak nie znalazła żadnych gwózdków, a klejone listewki nawet nie drgnęły, gdy spróbowała je zerwać. Postanowiła, że gdy dziecko się obudzi i gdzieś oddali, spróbuje wykopać drzwi. Nie wiedziała, czy byłaby w stanie to zrobić – ważyła raptem pięćdziesiąt kilogramów i nigdy nie należała do zbyt silnych, a drzwi były całkiem nowe – ale dało jej to jakąś nadzieję, a w jej położeniu było to już całkiem dużo. Przez chwilę wahała się, czy nie spróbować obudzić małej, ale uznała, że gdyby jednak nie udało jej się wydostać, to może lepiej, by jak największą część tego czasu Agatka przespała. Zwłaszcza że Dorota wciąż trochę liczyła na to, że Radek jednak jakkolwiek zareaguje, kiedy nie będzie mógł się z nią skontaktować.
Radek był dobrym mężem i choć czasami strasznie irytował Dorotę pewnymi wkurzającymi nawykami – kochała go. I wiedziała, że on także ją kochał. Pomyślała, że kiedy uda jej się wreszcie wydostać, natychmiast do niego zadzwoni. Powinni pogadać, bo w ostatnim czasie trochę zaczęło się między nimi psuć. Dorota wiecznie była zmęczona, nie miała na nic siły, a on zamiast więcej jej pomagać, oczekiwał, że będzie o wszystkim pamiętać i o wszystko dbać bez jakiegokolwiek zaangażowania z jego strony. Tymczasem Dorota była coraz bardziej niewyspana i rozkojarzona, bo Agatką zajmowała się prawie wyłącznie sama, a odkąd małej pięć miesięcy temu zaczęły wyrzynać się pierwsze zęby, mało którą noc udało jej się przespać chociaż w połowie. Radek pewnych rzeczy po prostu nie zauważał, a ona dopiero teraz zaczęła sobie uświadamiać, że być może wystarczyło mu o tym wszystkim zwyczajnie powiedzieć...
Parsknęła nagle cichym śmiechem.
Boże, zaczynam myśleć, jakbym miała już stąd nigdy nie wyjść – zganiła samą siebie. – Co to, rachunek sumienia? Przecież nawet jakbyśmy siedziały tu do wtorku...
Aż zadrżała na tę myśl. Nie, na pewno uda jej się wcześniej uwolnić! Spojrzała znów na żłobiony w szybie wzór w drobne gwiazdki i pomyślała o babci. Ona nigdy nie pozwoliłaby jej tak po prostu się poddać. Po śmierci rodziców Doroty dała wnuczce tylko tydzień na ich opłakanie, a potem kazała jej wziąć się w garść i niemal zmusiła do powrotu do normalnego życia. Gdyby nie to, Dorka pewnie już na zawsze zamknęłaby się w tym małym pokoiku, który teraz zajmowała jej śliczna córeczka...
Jak szybko może się odwodnić roczne dziecko? – podła podświadomość wciąż podtykała jej kolejne przerażające wizje.
Popatrzała przez szparę w drzwiach na spodenki śpiącego na podłodze maleństwa.
Przeziębi się! – pomyślała ze łzami w oczach, ledwo powstrzymując się przed dotknięciem córki koniuszkami palców.
Pogrążona w coraz bardziej ponurych myślach, wsłuchując się w równy oddech dziecka, sama zaczęła przysypiać.
***
Obudziło ją niegłośne stuknięcie. Agatka drgnęła i zaczęła popłakiwać na wpół przebudzona, lecz Dorota wytężyła słuch, usiłując wyłapać kolejne dźwięki świadczące o tym, że ktoś właśnie otworzył wejściowe drzwi.
– Radek...? – zawołała niepewnie, podrywając się na nogi i patrząc przez szybę na niewyraźny obraz pustej ściany.
Zdawało jej się, że usłyszała jakieś delikatne poruszenie w przedpokoju, lecz patrząc pod tym kątem, nie byłaby w stanie dojrzeć nawet zarysu kogokolwiek, kto ewentualnie mógł tam być.
– MAMA, MAMA, MAMA, MAAAMA!
Dorka aż podskoczyła, słysząc dobijające się do drzwi, przerażone dziecko.
– Jest tam kto? – zawołała drżącym głosem. – Halo?!
Nie ośmieliła się powiedzieć wprost, że nie mogła wyjść. Czuła, że jeśli rzeczywiście ktoś tam był, to odezwałby się, jeśli nie miałby złych zamiarów. A jeśli miała rację, to może lepiej było spróbować go przepłoszyć...?
– Zaraz wychodzę, Agatko! – powiedziała głośno, cały czas nasłuchując podejrzanych dźwięków.
Przez moment wydawało jej się, że słyszała kroki, ale płacz dziecka zagłuszał wszystkie inne odgłosy. Sam płacz zresztą też był niepokojący, bo Dorce zdawało się, że brzmiał dokładnie tak, jak zwykle w sytuacjach, gdy Agatka przestraszyła się kogoś obcego. Ale może tylko to sobie wmawiała...?
Mijały kolejne sekundy i nadal nikt się nie odzywał, Dorota jednak wciąż miała wrażenie, że ktoś stał zaledwie kilka kroków od jej dziecka. Czuła czyjąś obecność, a wyobraźnia pracowała jej już na pełnych obrotach.
Może zbyt długo tu siedzę i zaczynam wariować? – Sama nie wiedziała, czy próbowała się w ten sposób pocieszyć, czy do reszty podłamać.
– Maaaamaaaaa! – wyła dalej Agatka, uderzając drobnymi piąstkami w drzwi.
A jeśli tam naprawdę ktoś jest? Boże, on może teraz zrobić wszystko...
– Zabierz, co chcesz, tylko zostaw dziecko! – krzyknęła nagle w panice i zaraz zasłoniła usta.
Nie powinna tego mówić, teraz ten ktoś miał już pewność, że z jej strony nic mu nie groziło.
– Pieniądze są w szafce nad telewizorem. To wszystko, co mamy – zaczęła mówić dalej, licząc na to, że nieznajomy nie porwie dziecka, jeśli uzna, że nie będzie ich stać na okup. – Agatko, myszko, spokojnie... – zwróciła się do córki, walcząc ze łzami.
A może tam wcale nikogo nie było, może tylko się przesłyszała i teraz jak kretynka gadała do nieistniejącego włamywacza?
Kolejne stuknięcie. Dorota wstrzymała oddech.
Czy on właśnie wyszedł...?
– Agata! – powiedziała cicho przez drzwi. – Już dobrze, tak?
Nie była pewna, czy próbowała nadal uspokajać dziecko, czy dowiedzieć się od niego, czy tajemniczy ktoś już sobie poszedł. Mała dalej płakała, ale jakby trochę słabiej. Dorota odczekała jeszcze parę minut – a przynajmniej tak się jej zdawało – i nie słysząc już żadnych niepokojących dźwięków, postanowiła działać.
– Myszko, przynieś mamie misia – zaczęła namawiać Agatkę, która zmęczyła się już płaczem i chwilowo umilkła. – Idź do twojego pokoju i przynieś misia!
Chciała, by mała odsunęła się od drzwi – musiała w końcu spróbować je wykopać, a jeśli ten plan nie wypali, rozbić cholerną szybę. Bo co jeśli ten ktoś nie był tylko wytworem jej wyobraźni i zamierzał jeszcze wrócić?
Namawianie Agatki trwało dość długo. Często bawiły się w przynoszenie różnych zabawek lub wspólne szukanie butelki czy smoczka, więc dziewczynka z pewnością rozumiała, o co prosiła ją matka, ale kompletnie nie była w nastroju do bawienia się w cokolwiek. W końcu jednak poszła. Dorota nie wiedziała, czy dojdzie do pokoju i faktycznie będzie szukać misia, ale gdy tylko uznała, ze córeczka oddaliła się na wystarczającą odległość – z całej siły kopnęła w drzwi. Starała się kopać w okolice zamka, ale efekt i tak był żaden. Drzwi nawet nie drgnęły. Kopnęła jeszcze trzykrotnie, za każdym razem upewniając się, że Agatka nie wróciła. A nie wróciła, bo – z tego, co było słychać – stała prawdopodobnie w okolicy wejścia do swojego pokoju i znów szlochała, tym razem przestraszona hałasem.
Dorota oparła czoło o framugę i odetchnęła kilka razy.
To bez sensu – powiedziała sobie i uznając, że lepszego momentu może już nie być, chwyciła ceramiczny pojemnik na szczotkę do mycia muszli i z rozmachem walnęła nim w szybę, która natychmiast pękła z trzaskiem. Nie czekając, uderzyła jeszcze kilka razy, by wykruszyć jak najwięcej szkła z otworu, a potem złapała koszyk z przyborami toaletowymi i podstawiła go pod drzwi.
– Maaama! – W okrzyku Agatki zabrzmiały ulga i radość, Dorota jednak zamachała rękami, odganiając ją dalej.
– Nie podchodź, tu jest szkło, mama zaraz do ciebie przyjdzie!
Dziecko oczywiście nie posłuchało i już zaczęło się zbliżać. Dorota gwałtownie chwyciła krawędzie okienka i odbijając się nogami od koszyka, podciągnęła się wyżej. Tak się spieszyła, by zatrzymać Agatę, zanim ta wejdzie w samych skarpetkach na szkło, że nawet nie zdążyła zastanowić się, jak właściwie powinna przejść przez tak niewielki i wysoko położony otwór. Nie było w nim wystarczająco dużo miejsca, by w jakiś sposób przełożyć najpierw nogi i Dorota, która natychmiast straciła równowagę, po prostu poleciała głową i rękami do przodu, zahaczając po drodze stopą o dolną krawędź okienka. Noga boleśnie jej się wykręciła, ale chociaż trochę ją wyhamowała, dzięki czemu dziewczyna zdołała wyciągnąć dłonie i nie uderzyć twarzą o podłogę.
– Już, już, myszko, już w porządku...! – zaczęła mówić bez ładu i składu, przesuwając się w stronę dziecka, które patrzyło na nią szeroko otwartymi oczami. Noga promieniowała koszmarnym bólem, Dorota była pewna, że ją złamała, musiała jednak jak najprędzej odizolować Agatę od odłamków szkła. – Kochanie, już dobrze... – Starała się nie płakać, nie chcąc straszyć małej jeszcze bardziej, ale czuła tak ogromną ulgę, że udało jej się wydostać!
Pochwyciła córkę w ramiona i mocno ją przytuliła.
– Boże... – wyszeptała, opierając policzek o spoconą od płaczu i krzyku główkę dziecka.
Zamknęła na moment oczy, ale zaraz je otworzyła i poszukała wzrokiem wiszącej przy kurtkach torebki.
Telefon! – Musiała natychmiast zadzwonić po pomoc. Zanim jednak wymyśliła, jak dostać się do torebki, nie puszczając przy tym dziecka i nie ryzykując jeszcze poważniejszego uszkodzenia nogi – usłyszała szmer tuż za wejściowymi drzwiami. Zastygła w bezruchu, przyciskając dziecko do piersi i wpatrując się w klamkę.
Ta jednak nie poruszyła się – zamiast tego ktoś zwyczajnie zapukał, na co Dorka o mało nie dostała zawału.
Jeszcze przez kilka sekund milczała, nie potrafiąc zebrać myśli, aż nagle z jej gardła wyrwał się głośny, niekontrolowany okrzyk:
– Pomocy! Potrzebuję pomocy! – Zaczęła czołgać się w kierunku drzwi, ciągnąc za sobą opierająca się Agatkę. – Proszę! Pomocy!
Przez chwilę po drugiej stronie panowała zupełna cisza, w końcu jednak klamka powoli opadła i drzwi się otworzyły, a w progu stanął pan Mirek w rozwleczonym starym swetrze, brudnych spodniach i z zaskoczeniem wymalowanym nie nieogolonej twarzy.
– A co tu się stało? – zapytał, patrząc z góry na Dorotę.
– Panie Mirku... zatrzasnęłam się... nie mogłam wyjść... chyba mam złamaną nogę... niech pan zadzwoni po Radka... i po lekarza... – Dorka nie wiedziała, od czego zacząć.
Domyślała się, jak to wszystko musiało wyglądać: wokół pełno szkła, wybite okienko w drzwiach, ona sama poraniona i zapłakana, a dziecko zaryczane i w przemoczonych ubrankach.
– To pana Radka nie ma? – powiedział sąsiad i obejrzał się za siebie z dziwnym wyrazem twarzy.
– Pojechał w delegację, ale jak zadzwonimy, to na pewno wróci... – Głos Doroty drżał, była roztrzęsiona.
– I pani została tu sama, pani Dorotko? – Pan Mirek wszedł głębiej do przedpokoju i zamknął za sobą drzwi. – No, no... – dodał, kręcąc głową.
Dorota pobladła. Mężczyzna patrzył na nią tak, że poczuła dreszcze. Przytuliła mocniej Agatkę.
– Niech pan zadzwoni po pomoc – powiedziała cicho.
– Ja pani chętnie pomogę – odparł z obrzydliwym uśmieszkiem. – Może pierw zaniesę małą do łóżeczka? Tyle tu szkła... – dodał sztucznie zatroskanym tonem i wyciągnął ręce w stronę Agatki, która od razu wtuliła buzię w ramię Doroty.
– Niech pan po prostu zadzwoni... – Dziewczyna odruchowo zasłoniła dziecko i rzuciła paniczne spojrzenie w kierunku drzwi.
– Co się pani nerwuje? – rzucił kpiąco sąsiad i przyklęknął przy niej na tyle blisko, że do nozdrzy dziewczyny dotarła przykra woń alkoholu. Dopiero wtedy zauważyła, że oczy pana Mirka błyszczały i miały lekko nieprzytomne spojrzenie.
– Po prostu... Radek... on na pewno już się martwi... – Starała się odsunąć choć trochę, ale nie było to łatwe z tak strasznie bolącą nogą i wczepioną w ramię córeczką.
– Pewno dobrze się bawi na delegacji, no wie pani, pani Dorotko. – Sąsiad mrugnął znacząco, a jej zakręciło się w głowie.
– Agata jest głodna... muszę ją przebrać... ja... niech pan poda mi torebkę, mam tam telefon!
– Po co te nerwy, kociku? – Pan Mirek położył dłoń na jej ramieniu, lecz w tym momencie drzwi za jego placami raptownie się otworzyły.
– Dorota! – Radek stanął w wejściu jak wryty. – Co tu się dzieje?!
– Radek! – Dziewczyna rozpłakała się tak gwałtownie, że nawet ją samą to przeraziło.
– Co jej zrobiłeś, gnoju?! – Radek przyparł sąsiada do ściany.
– Jak przyszłem, to już tak leżała! – wybełkotał facet, unosząc dłonie w obronnym geście.
– Zatrzasnęłam się i nie mogłam wyjść ani zadzwonić! – Dorota ze łzami w oczach wskazała rozbite okienko. – Weź Agatę! – dodała, gdy mąż puścił sąsiada.
– Pan lepij nie zostawia żony samej – mruknął pan Mirek, wycofując się w stronę wyjścia.
– Dziękujemy, może pan już iść, poradzimy sobie – odpowiedział niezbyt uprzejmym tonem Radek, widząc strach w oczach Doroty i chyba domyślając się, jak mogła wyglądać pomoc pijanego sąsiada. – Nic ci nie jest? – zapytał żonę.
Dziewczyna wciąż nie mogła opanować łez.
***
Chwilę później Radek przeniósł Dorotę na rogówkę w pokoju, nalał jej szklankę wody i zajął się Agatką. Gdy przebrał dziecko i włożył je w nosidełko, pomógł nadal roztrzęsionej żonie wstać, wyjść z mieszkania i zejść po schodach, by mogli pojechać do szpitala.
Droga z pierwszego piętra trwała wieki, ale była niczym w porównaniu do tego, ile czasu spędzili później na izbie przyjęć. Ostatecznie okazało się, że Dorka jedynie skręciła kostkę – lekarz założył jej opatrunek i wreszcie udręczona dziewczyna mogła wrócić wraz z rodziną do domu.
– Ja ją wykąpię i położę, a ty odpocznij – powiedział Radek, pomagając Dorocie zdjąć kurtkę. Droga na górę z opatrzoną już nogą okazała się równie ciężka, co w przeciwnym kierunku.
– Dziękuję. – Dorka popatrzyła na męża z wdzięcznością i pocałowała kolejno jego i Agatkę.
Starając się nawet nie patrzeć na drzwi toalety, skierowała się od razu do dużego pokoju, ale zamiast usiąść, pokuśtykała najpierw do szafki nad telewizorem. Gdy z ulgą upewniła się, że wszystkie pieniądze były na swoim miejscu – zawartość torebki sprawdziła już w drodze do szpitala – ruszyła w stronę okna. Otworzyła je i głęboko odetchnęła. Po tylu godzinach w zamknięciu, wciąż miała lekko klaustrofobiczne odczucia. Oparła się o parapet i wyjrzała na zewnątrz, gdzie już dawno zdążyło się ściemnić.
Jak dobrze, że kiedy Radek nie mógł się do niej dodzwonić, postanowił jednak wrócić! I że włamywacz najwyraźniej był jedynie wytworem jej nakręconej strachem wyobraźni... Dorota przetarła oczy palcami i już miała odejść od okna, gdy jej wzrok natknął się na szkatułkę z biżuterią, którą zostawiła na parapecie.
Szkatułka była otwarta, a w środku znajdowały się dwie pary kolczyków i bransoletka.
Po babcinym łańcuszku z wisiorkiem w kształcie gwiazdy nie było ani śladu.
------------------
No i co tu napisać? Chyba przede wszystkim powinnam się przyznać, że nie wszystkie elementy tej historii są zmyślone...
...ja naprawdę świeżo po remoncie miałam czerwoną, roboczą klamkę, której używaliśmy na zmianę do drzwi łazienki i toalety 😂
Jednak choć rzeczywiście bałam się, że mogłabym niechcący zatrzasnąć się w którymś z tych pomieszczeń, to moja córka była wtedy jeszcze w drodze, a prawdziwe klamki zamontowano nam dokładnie w dniu, w którym wróciłam z nią ze szpitala, więc nie mogłaby mnie nigdzie zamknąć.
Przyznaję też, że spora część opisu mieszkania oparta jest na tym, jak wygląda moje własne mieszkanie – jednak pieniędzy w szafce nad telewizorem nigdy nie trzymałam, więc proszę o nie poszukiwanie mojego adresu i nie włamywanie się ;p Mąż w delegacje też nie jeździ, więc jak co, to pogoni! 😂
A tak już całkiem poważnie – mam nadzieję, że choć to moja pierwsza w życiu próba napisania czegoś w rodzaju thrillera, to nie wyszło tak fatalnie jak mi się zdaje w momencie, w którym publikuję tę pracę... Dajcie znać, co sądzicie, bo zamierzam kontynuować "wyzwanie" i pisać kolejne prace w gatunkach, których dotąd jeszcze nie ruszałam, a chciałabym wiedzieć, jak mi to Waszym zdaniem wychodzi ;)
PS Być może następny będzie klasyczny romans, przed którym wzbraniam się już od lat 😱
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro