Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8: Halloweenowy zapach w nadmiarze

Agnes

Właśnie miałam wychodzić. Rzuciłam tylko okiem na zawartość torby.

Peleryna, maska, pas z bronią, sztylety atame (dostałam je na urodziny od Zatanny), kij bo, chęć do skopania komuś tyłka i moje moce. Wszystko jest. Mój czerwony kombinezon z charakterystycznym symbolem płomienia miałam już na sobie. Przejechałam czarną szminką po ustach i mogłam ruszać. O i jeszcze skórzana kurtka i gogle, bez nich ani rusz.

Gogle. Przypomniały mi o Wally'm. Co roku w Halloween razem ruszaliśmy na cukierkowe psikusowanie. Ustaliliśmy rekord 9 kilo przed szczytem. Wszystko dzięki moich lepkich łapkach i jego szybkości. A ze zdobyciem tych gogli wiąże się zabawna historia.

Byliśmy w jaskini. Jak zwykle było głośno i wesoło. Megan piekła ciasteczka w kuchni, Artemis i Zatanna oglądały jakieś romansidło, jednocześnie narzekając na swoich chłopaków, którzy zamiast oglądać tą sztampę z nimi, woleli grać w gry w sali treningowej. Akurat Kaldur i Conner tłukli się nawzajem ile wlezie. Rocky z usatysfakcjonowaną miną śliniła się na ten widok.

- Ha! - krzyknęłam z satysfakcją, kiedy po raz kolejny ograłam Małego w pokera. - No dobrze, teraz oddawaj portfel.

- Mieliśmy nie grać na pieniądze

- Tak jest ciekawiej, bardziej emocjonująco i w ogóle.

- Przecież wiadomo, że kantujesz - rzucił Dick zza swoich kart.

- Ja?! Kantuje?! Od kiedy ty mnie znasz? Własną siostrę oskarżasz o coś takiego! Wstydź się! - obruszyłam się. Nicpoń w tym czasie podebrał im najlepsze karty i podrzucił je mnie. Niestety Dick się zorientował.

- Mówiłem, że kantuje - zaśmiał się mój parszywy brat.

- To jest nasze należne - rzucił Wally z nadludzką szybkością zabierając mi czapkę z daszkiem z głowy.

- Hej! Oddawaj! - krzyknęłam.

- Proś - powiedział, wykorzystując fakt, że jest ode mnie znacznie wyższy. Wyczekałam odpowiedni moment i jak był tuż przy mnie z całej siły nadepnęłam mu na stopę. Łzy niemal stanęły mu w oczach.

- Proszę - powiedziałam z niewinną minką, a kiedy skulił się z bólu odebrałam swoją własność i jego gogle. Wypadło z nich szkiełko. Po tym zdarzeniu naprawiłam mu te gogle, ale zapomniałam oddać.

I tak dotrwały do dziś. Miałam wtedy trzynaście lat. Nie ma już Nicponia. Ani Wally'ego. 

Odsunęłam suwak w torbie i wrzuciłam do niej gogle.

- Anno, wychodzę! - krzyknęłam. Barbara nieźle się wkurzy, jak znowu się spóźnię.

- Idziesz na szkolną zabawę? - zapytała wychodząc z łazienki. Właśnie brała prysznic i była w samym szlafroku z mokrymi włosami.

- Nie, idę się zabawić, w bardziej interesujący sposób - powiedziałam i wymownie uderzyłam płonącą pięścią w drugą rękę.

- Baw się dobrze.

- Nie zamierzasz mnie powstrzymywać?

- Obawiam się, że nie pójdziesz już na cukierkowe psikusowanie z młodszym zespołem, co?

- Jestem na to za stara.

- Dzieci dorastają - burknął zza gazety Mateusz. - Należy się cieszyć każdą chwilą, bo nie wiadomo kiedy wyfruną z gniazdka, albo gorzej... Wyjdą za mąż.

- Na to musicie jeszcze dłuuuuugo poczekać - rzuciłam ze śmiechem, chwytając za kask od motocyklu i wychodząc z kuchni do wyjścia. Będzie cudna noc!

Fiona

Właśnie dokonywałam  ostatnich poprawek w moim kostiumie. Była to krótka, czarna sukienka z fioletowymi, trójkątnymi zakończeniami na cienkich ramiączkach. Do kompletu zrobiłam kapelusz wiedźmy. Cały czarny, z eleganckim fioletowym paskiem, zakończonym złotą klamerką. będę wyglądać pięknie! 

Po zakończeniu pracy, ubrałam się w niego i pokazałam Dziadkowi.

- I jak?

- Wyglądasz prześlicznie, księżniczko! Ale nie podoba mi się idea obchodzenia Halloween. To święto ku czci demonów!

- Dziadku, nie zamierzam iść tam, by czcić demony, tylko dobrze się bawić.

- Niech będzie. Baw się dobrze księżniczko - powiedział i ucałował mnie w czoło.

Do kompletu założyłam kozaki do kolan. Z dziewczynami będziemy trzema wiedźmami! Ale będzie zabawa!

Już wychodziłam, kiedy o mały włos nie zabiłabym się o Cosima!

- Co ty wyprawiasz?!

- Chciałem was ostrzec. Dziś przeddzień święta zmarłych! Demony mają dziś potężną moc! I co gorsza, dziś jest jedyny dzień w którym nie obowiązuje was opieka Hektora!

- Czyli?

- Czyli prawo magii dało Hektorowi wolne, a wy jesteście na celowniku łowcy głów.

- Po co wymyślać prawo, które szkodzi?

- Demony też muszą mieć swoje prawa, od tego zależy równowaga we wszechświecie.

- Dobra, chodź. Dziewczyny i Ace się tym zajmą - mówiąc to rozwarłam swoją torebkę, gdzie miałam kosmetyki i ciuchy na zmianę. Kot wskoczył tam bez większych problemów. Przekonałam się, że jest cięższy niż mogłoby się wydawać.

Agnes

- Myślisz, że dasz radę uciec?! - krzyczała Batgirl za ściganym przestępcą. 

Chciał nam uciec, więc wspiął się na bramę z siatki, ale w porę zastąpiłam mu drogę, przelatując nad nim. Nagrzałam metal do tego stopnia, że ten zleciał z niej z głośnym krzykiem bólu. Batgirl podbiegła do niego i jednym ciosem znokautowała.

Usłyszałyśmy za sobą czyjeś powolne i głośne oklaski. Jednej osoby. Odwróciłyśmy się. Naszym oczom ukazał się wysoki, barczysty mężczyzna. Ubrany był w długie spodnie moro z oficerkami, czerwoną bluzę zasłoniętą czarną skórzaną kurtką. Czerwony kaptur zasłaniał twarz. Kiedy wyszedł z cienia powoli ściągnął kaptur, odsłaniając czerwony kask zamiast twarzy.

- Red Hood - prawie warknęła Batgirl.

- Imponujące przedstawienie, moje panie. Wydaje mi się, że stać was na więcej - rzucił dumnie podnosząc głowę. Popatrzyłyśmy na siebie porozumiewawczo i rzuciłyśmy się na kryminalistę.

Ace

Właśnie tańczyłem z przypadkowo spotkaną dziewczyną, przebraną za kota.

Rose podpierała ściany. Miała na sobie kostium wróżki. Duża, bufiasta, zielona sukienka, tandetny, błyszczący makijaż i włosy związane w dwa kucyki. Do tego skrzydła i różdżka, oczywiście.

Sam przebrałem się za pirata. Mało oryginalne, ale nie miałem pomysłu i hasałem po sali w jasnych, materiałowych spodniach, białej koszuli i  długim do ziemi, fioletowym płaszczu. Luna namalowała mi wąsy i bródkę. W ręce trzymałem hak, a na ramieniu miałem sztuczną papugę.

Paige  rozmawiała z flecistą ze szkolnej orkiestry. Nie miała żadnego kostiumu, tylko zwykłą pomarańczową sukienkę z białym kołnierzykiem.

Kate miała najbardziej oryginalny strój. Przebrała się za Agnes! Szalała na parkiecie ze swoim chłopakiem w typowej dla Agnes skórzanej kurtce, poobdzieranych spodniach z łatami, czerwonej koszuli i włosach pofarbowanych na rudo-czerwono.

Fajnie się bawiliśmy, aż do sali weszły, elegancko spóźnione tapety. Wszystkie trzy były przebrane za czarownice. Miały na sobie krótkie, czarne sukienki i spiczaste kapelusze oraz buty na obcasach do kolan. Valentine wyglądała najlepiej. Pod sukienką miała jeszcze białą koronkową koszulę. Natasha, ich liderka, miała kostium żywcem ściągnięty z wystawy sklepowej. Wyróżniała się brakiem jakiejkolwiek oryginalności. Agnes powiedziałaby, że kostiumy wiedźm uzewnętrzniają ich wewnętrzne "ja". Swoją drogą, ciekawe, gdzie ona jest? Chyba, nie przegapiłaby imprezy?

Agnes

W pościgu za Red Hoodem, wylądowałyśmy na dachu.

- Dziewczynki, bardzo mi schlebiacie, tym uganianiem się za mną, ale muszę was rozczarować - mówiąc to rzucił w nas kunai (takimi a'la nożami). 

Odskoczyłyśmy, każda w swoją stronę. Po chwili ja rzuciłam w niego kulą ognia, a Babs batarangiem. Spryciarz uniknął naszych ciosów i skoczył z naszego dachu na  ten niższy. Batgirl chciała związać mu nogi, jednym ze swoich bat gadżetów, ale ten w ostatniej chwili go przeciął i pobiegł dalej. On się z nami bawi w kotka i myszkę!

Swoją drogą... skądś kojarzę tę taktykę.

Rose

Strasznie się nudziłam. Nie mogłam przecież iść zatańczyć, bo nie miałam z kim, a po za tym nie umiałam. W pewnym momencie zauważyłam jak podchodzi do mnie Fiona.

- Mamy problem natury strażniczej - bąknęła i podała mi Cosima. W zasadzie, to wyciągnęła go z torby. - Całkiem fajny strój. Którą pięciolatkę okradłaś?

- Dlaczego jesteś taka złośliwa? - nie doczekałam się odpowiedzi, bo zniknęła jeszcze szybciej niż się pojawiła. 

Wyszłam z Cosimem na zewnątrz, gdzie wyjaśnił mi na czym polega problem. Udało mi się wyciągnąć Ace'a i Kate na zewnątrz i ponownie wyjaśnić całą tą sytuację. Mój brat też się zainteresował. Przebrał się za Luke'a Skywalkera i biegał w białej piżamie z czarnym paskiem i przyczepionym, plastikowym, niebieskim mieczem Jedi.  

- Fiona nam nie pomoże, więc może zadzwonimy po Agnes - zaproponowałam. Kate wyciągnęła telefon i wybrała jej numer. Ustawiła na głośno mówiący. Po chwili usłyszeliśmy jej zdyszany głos.

- Co jest? Jestem zajęta.

- Co tobie jest? Gdzie jesteś?

- Na imprezie z przyjaciółką - odpowiedziała. W tle dało się słyszeć jakieś wybuchy. Co oni tam robią?

- Słuchaj mamy problem natury strażniczej - powiedziałam nie co spanikowana.

- Przyjadę jak będę mogła, ale teraz nie mam czasu. Muszę kończyć, bo jakiś frajer dobiera się do mojej przyjaciółki! Zostaw ją! - po chwili sygnał zniknął, jakby się rozłączyła, albo rzuciła w niego telefonem. Z nią wszystko jest możliwe. Swoją drogą, gdzie ona się poniewiera?

Agnes

Aktualnie udało nam się go dorwać. A przynajmniej zatrzymać w jednym miejscu. 

Barbara zaatakowała go, a do mnie zadzwonił telefon. Normalnie wściec się można. W moją stronę poleciało kilka wybuchowych pocisków, więc zrobiłam szybki unik. Barbara chciała mu przywalić pięścią w twarz, ale ten zrobił szybki unik i kopnął ją w brzuch. Kiedy się schyliła z wrażenia, ten wyciągnął nóż. Musiałam interweniować. Rozłączyłam się i rzuciłam w niego płonącym atame. Zostawił ją w spokoju. Odciął tylko kosmyk jej długich, rudych włosów i uciekł.

- Na razie Bystrzacho, cześć Lepkie Łapki!

 Ta zabawa zaczyna mnie drażnić, a do tego muszę pomóc strażnikom. Westchnęłyśmy zmęczone. Choć obie wymieniłyśmy znaczące spojrzenia. Jest tylko jedna osoba, która nazywa nas w ten sposób.

Kate

- I co my teraz zrobimy? Fiona nie chce nam pomóc, mamy kłopoty, a Agnes pewnie też! Nic nie możemy zrobić! - panikowała Rose.

- Spokojnie, na pewno jest coś, co możemy zrobić. Cosimo? - powiedział Marcus. Przynajmniej jej brat potrafi zachować zimną krew.

Właśnie! Paige! W całym tym zamieszaniu o niej zapomniałam! Musimy wrócić do domu przed północą, dochodziła dwudziesta pierwsza. James na pewno zaopiekuje się moją siostrą. On jest taki cudowny!

- W zasadzie to możemy się gdzieś schować.

- Super! Gdzie? - zapytał Ace.

- Jestem otwarty na sugestie.

Nagle w krzakach coś zaszeleściło. Poruszyliśmy się niespokojnie. I zupełnie niepotrzebnie, bo z krzaków wykicał sobie mały, biały króliczek. Był taki uroczy. Ale co królik robi pod szkołą o tej porze? Oczy stworzonka zabłyszczały na czerwono. Urósł do nienaturalnych rozmiarów, wydał z siebie głośny ryk i rzucił się na nas. W ostatniej chwili Ace poraził go błyskawicą. 

Cała nasza czwórka i kot uciekła. Królik olbrzymich rozmiarów, dalej kicał za nami. Normalnie śmiałabym się z samego pomysłu ucieczki przed krwiożerczym królikiem, ale na żywo to wcale nie jest takie śmieszne.

-Królikozaury nigdy nie atakują same! Ktoś musiał je nasłać albo ich pilnuje z ukrycia.

 - W Soplicowie polowali na królika, nie królik na nich! - krzyknęłam.

 - Może coś mu się pomyliło?! - zaproponowała Rose. 

Ostatecznie dobiegliśmy do ślepego zaułku. Królikozaur Rex zasłonił nam drogę ucieczki. Próbowałam użyć moich mocy, ale nie miałam pod ręką żadnej wody. Ace ponownie rzucił w niego piorunem, ale tym razem nie zadziałało. Byliśmy w pułapce!

- Trap htrae eht tel! - usłyszeliśmy jakiś kobiecy głos, a po chwili Rexa już nie było. Ziemia się pod nim rozstąpiła! Dosłownie! Później wróciła do normy, ale potwornego gryzonia już nie było.

- Brawo Rose! - krzyknęłam i uścisnęłam przyjaciółkę.

- Ale to nie ja - powiedziała.

- To prawda - znowu usłyszeliśmy ten miły, łagodny, kobiecy głos. Jego właścicielką okazała się atrakcyjną brunetką w dość wyzywającym stroju. Chłopcy wybałuszyli oczy na jej widok. - To ja to zrobiłam. Nazywam się Zatanna Zatara. Jestem w zastępstwie za Agnes.

Na powitanie wyciągnęła w naszą stronę drobną dłoń w białej rękawiczce. Wszyscy się przedstawiliśmy. Nie było czasu na dłuższą pogawędkę, ponieważ po chwili pojawił się nowy demon. Tym razem umięśniony, pozbawiony koszuli, wytatuowany, czerwony demon w czarnych spodniach z toporem przerzuconym przez ramię. 

Agnes

Co za noc! Rzeczywiście pełna wrażeń. Kate przysłała mi SMS z ochrzanem za to, że się nie pojawiłam, a Red Hood zniknął bez śladu! Nawet nie zdążyłam do nikogo zadzwonić, żeby im pomógł.

Właśnie wstawał ranek. Wschód słońca. Zawsze lubiłam go obserwować z dachu jakiegoś budynku. Siedziałam obok Barbary i jadłam nasze śniadanie złożone z maślanych bułeczek i kawy kupionych w sklepie.

- Chyba rozgryzłam Red Hooda - bąknęła Barbara.

- To Jason Todd. Prawda?

- Nie rozumiem tylko... jak to możliwe, że przeżył?

- Sama nie wiem. Ale... może Wally'ego też dałoby się wskrzesić?

- Tak nie wolno. Musimy pogodzić się z jego śmiercią. Wiem, że to brutalne, ale tak jest i nic nie można z tym zrobić.

- Mam jego gogle. Myślisz, że mogłabym je zatrzymać? Wiem, że to egoistyczne, ale...

- Jasne, że możesz. Był dla ciebie jak brat. Ze śmiercią bliskiej osoby trzeba się pogodzić, ale nie można o niej zapomnieć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #fantasy