Dorosłość
01.05.2004 Sobota
Dziś jeden z ważniejszych dni w moim życiu.
Niespełna rok pracy, miesiące szalonych treningów, nerwów, sprzeczek, ale też najpiękniejszych chwil w moim życiu. Wszystko to dzisiaj będzie podsumowaniem tego czasu. W nocy spałam nie najlepiej, przewracając się z boku na bok, a nad ranem dopadły mnie mdłości.
Kto wie, czy to nerwy, czy rosnące we mnie nowe życie?
Prawdopodobnie i jedno i drugie miało w tym swój udział.
Nie wiem, czy bardziej ekscytuję się Mistrzostwami, czy tajemnicą, którą zamierzam wyjawić mojemu chłopakowi od razu po odebraniu złotej karty. Jeśli przegramy, czego nie biorę pod uwagę, będzie to dla niego, mam nadzieję na tyle dobra wiadomość, że złagodzi trochę ból porażki.
Dobra szczerze mówiąc, cholernie się też stresuję.
Bo co jeśli przegramy? I co jeśli Igor jednak nie ucieszy się na wieść o dziecku?
Bardzo chcę już to mieć za sobą.
Późny wieczór
Życie jest tak cholernie przewrotne!
W jednej chwili masz wszystko, a w następnej nic.
Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że dzień, który miał być jednym z piękniejszych w moim życiu, okazał się istnym koszmarem.
Nie wiem nawet jak to wszystko opisać, bo nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Siedzę teraz w pokoju Destiny i Adama skulona w fotelu i udaję, że coś intensywnie tu pisze, ale tak naprawdę przez ostatnie pół godziny tępo wpatrywałam się w linijki zeszytu.
Świat po prostu ze mnie drwi!
Adam właśnie wniósł do pokoju walizkę z moimi rzeczami, za nim weszła moja przyjaciółka. Spogląda teraz na mnie, czuję na sobie jej współczujące spojrzenie, ale nawet nie mam siły podnieść głowy, by na nią spojrzeć.
– Ana. – Kucnęła koło mnie, chwytając mnie za dłoń. – Powinnaś się położyć. Jest już naprawdę bardzo późno. Z samego rana wyjeżdżamy.
– Chciałabym zasnąć i już nigdy się nie obudzić – brzmiałam tak dramatycznie, jak wymagała tego sytuacja.
– Nie mów tak, pomyśl o dziecku... – mocniej ścisnęła dłoń. – Pani Rozalia chciała z Tobą porozmawiać, Igor jej o wszystkim powiedział...
– Nie chcę więcej słyszeć jego imienia! – Przerwałam jej. – Nie chcę więcej o nim słyszeć!
02.05.2004 Niedziela
Nasz wczorajszy występ był idealny!
Najpierw grupowo tańczyliśmy walca, fokstrota i quickstep, a następnie mieliśmy tańczyć już pokazowe układy do tanga oraz tańca latynoamerykańskiego, czyli rumby. Całe to wydarzenie było dla mnie ogromnym wyróżnieniem, wokół mnie byli ludzie tańczący całe swoje życie. Żyjący tańcem i dla tańca od urodzenia, ja wśród nich byłam nikim. Mój niewielki epizod taneczny w młodzieńczy latach i teraz kilka miesięcy było niczym w porównaniu do ich lat katorżniczej pracy.
– Nie wierzę! – Prawie piszczałam, schodząc za kulisy. Z każdym kolejnym solowym występem, tabula wyników zmieniała się na naszą korzyść. Obserwowaliśmy uważnie uczestników. W końcu po ostatniej parze nie mogłam uwierzyć temu, co widzę. Tabula pokazywała nas na piątym miejscu. – Na pewno jedziemy do Londynu! Po prostu nie mogę uwierzyć! Ciekawa jestem które miejsce zajmiemy, po głosowaniu?! – Igor przytulił mnie mocno, składając na moich ustach pełen radości pocałunek. Był znacznie bardziej podekscytowany tym wszystkim niż ja, ale jako że lepiej panował nad emocjami, dla kogoś z boku mogłoby się wydawać, że jest mu wszystko obojętne.
– Idę do toalety, czekaj na mnie – niechętnie odsunęłam się od mojego chłopaka, ale wiedziałam, że ceremonia wręczenia nagród będzie dość długo trwała, a mój pełny pęcherz dawał o sobie coraz bardziej znać.
– Zawsze – wyszeptał w moje usta, przyciągając mnie ku sobie i całując.
Chrząknięcie Destiny oderwało nas od siebie.
– Gołąbeczki bardzo cieszę się waszym szczęściem, ale ta gwiazda – wskazała wzrokiem na mnie. – Musi poprawić makijaż. Za chwilę będą wam robić dużo zdjęć!
Radość emanowała z nas wszystkich, przyjaciółka lekko popchnęła mnie w kierunku szatni, szczerząc się przy tym radośnie. Przez dwadzieścia minut zdążyłyśmy opracować nowy plan na nasze życie. Ona w Berlinie ja w Londynie albo w Polsce zależy, co zdecydujemy z Igorem. Ciąża mocno wszystko komplikowała. Mimo to wiedziałam, że mając Igora, Destiny i rodzinę po swojej stronie mogę wszystko.
Wyszłam, rozglądając się za moim chłopakiem. Nie było go wśród wszystkich zebranych. Poprosiłam Destiny, by czekali z Adamem za kulisami, a ja w tym czasie pobiegłam do szatni i łazienek, gdzie też go nie było. Trochę już zdenerwowana, bo za kilka minut mieli ogłaszać wyniki, weszłam w ciemny korytarz, gdzie ukazała mi się jego postać. Siedział na podłodze, oparty o ścianę z głową schowaną między kolanami, nerwowo ściskając w dłoniach telefon.
– Coś się stało? – Długo nie podnosił na mnie wzroku, ale w końcu, gdy po raz trzeci powtórzyłam pytanie, zobaczyłam jego bladozieloną twarz, zaczerwienione oczy i rozpacz wypisaną na twarzy co mnie przeraziło.
–Igor coś się stało? Ktoś dzwonił? – Oboje spojrzeliśmy na telefon. – Tak nie wygląda człowiek, którego marzenia się spełniają – próbowałam brzmieć lekko, nieświadoma tragedii, jaka właśnie odgrywała się w naszym życiu. – Możesz coś powiedzieć?! – Zaczęłam się denerwować. Wstał, unikając mojego spojrzenia, otworzył usta, ale szybko je zamknął.
– Igor przerażasz mnie, to przez telefon? Coś z Twoją rodziną? – Chwyciłam jego dłoń, ale on szybko się odsunął. Zza ściany zaczęli już wyczytywać nazwiska wygranych.
– Musimy iść – odezwał się w końcu, wymijając mnie. Wołałam za nim, ale zatrzymał się dopiero między resztą uczestników. Gdy nas wywołano, Igor złapał moją dłoń i pociągnął mnie na podium. Zajęliśmy trzecie miejsce, ale w tamtej chwili żadne z nas nie wyglądało na zwycięzców. Nie mogłam się skupić na gratulacjach, wiwatach i zdjęciach. Całą sobą pragnęłam dowiedzieć się, co mój chłopak przede mną ukrywa, co takiego się stało, że nie mógł nawet na mnie spojrzeć. Te kilkanaście minut oklasków, pozowania do fotek i fałszywego uśmiechu, ciągnęło się dla mnie w nieskończoność. Miałam ochotę zejść ze sceny. Igor obejmował mnie mocno, ale tym razem jego bliskość wcale mnie nie uspokajała.
– Igor możesz mi powiedzieć co się do cholery dzieje? – Wyszeptałam wściekła, nie mogąc wytrzymać tej męki.
– Nie teraz. Poczekaj, aż zejdziemy – głos mu drżał, ktoś mógłby pomyśleć, że to zwycięskie emocje tak go rozemocjonowały, ale ja czułam, wiedziałam, że wygrana to ostatnie, o czym myślał. Byłam na niego wściekła, że niszczy mi, nam tę cudowną chwilę. Ja czekałam na to kilka miesięcy a on pół życia! Zastanawiałam się, co takiego do cholery się stało, że tak się zachowywał. W głowie miałam tylko jedno: komuś z jego rodziny coś się stało albo dowiedział się o ciąży...
Serce waliło mi jak szalone.
Gdy tylko pozwolono nam zejść ze sceny, nie zważając na nikogo, pociągnęłam go za kurtynę i znajdując tam trochę prywatności, przyszpiliłam go do ściany, oczekując wyjaśnień.
Chwilę mi się przyglądał. Miał maskę na twarzy, ale w jego oczach widziałam ból i strach.
– Igor co się stało? – Spojrzał na mnie z takim żalem, że już czułam, że to coś mnie bardzo zaboli. Jakby podświadomość przygotowywała mnie na to, co ma nadejść. – Mów do mnie do cholery!
– Sara jest w ciąży – wydukał ledwie słyszalnie. W pierwszej chwili pomyślałam, o co to całe zamieszanie, nie dotarło do mnie, co to może znaczyć. Jak mogło to do mnie dotrzeć. Przyjęłam to ze spokojem. Jednak gdy ponownie na niego spojrzałam, uniosłam brwi i już wiedziałam, jak bardzo jestem naiwna.
– Powiedziała, że ja jestem ojcem – ciągnął dalej, chociaż ja o nic już nie pytałam, czując, jak świat wokół mnie wiruje. Łzy napłynęły mi do oczu, w płucach brakowało powietrza, a jego usta się nie zamykały, choć w tamtej chwili tak bardzo pragnęłam, żeby zamilkł już na zawsze. – Ana ja myślałem, że nic się nie stało. Te zdjęcia, które dostałaś, myślałem, że to było wszystko, że do niczego nie doszło. Sara wiedziała, że jestem z tobą, a ja musiałem być naprawdę nieprzytomny, nic nie pamiętam...
Nie słuchałam go już dalej. Nie wiem który raz słyszałam z jego ust słowa, nie pamiętam. Miałam tego dość, dość jego! Nie chciałam na niego patrzeć, słyszeć go ani czuć. Jednak ciało odmawiało mi posłuszeństwa, nie mogłam się ruszyć, moje oczy zamglone od łez, które bez opanowania strumieniem płynęły po policzkach, coraz bardziej zamazywały mi jego obraz. Wypuszczał z siebie słowa, ale do moich uszu dochodziło tylko słabnące bicie mojego serca, a ból w klatce uświadomił mi, że właśnie nie jedno a dwa serca we mnie rozpadają się na miliony kawałków.
– Ana, Igor! – Wesoły głos mojej przyjaciółki i wtórujący jej Adam oraz pani Rozalia zniecierpliwieni znaleźli nas w tej nieoczekiwanej przez nikogo chwili.
– Muszę się stąd wydostać. – Przecisnęłam się między nimi, uciekając przed siebie. Słyszałam wołanie, ale nie miałam siły na nie reagować.
– Ana co się stało? – Destiny dogoniła mnie na korytarzu, zastawiając mi drogę.
– Proszę cię, zabierz mnie stąd – jąkałam, krztusząc się łzami.
– Co się stało? Powiedziałaś mu o ciąży? Nie martw się to dla niego na pewno duży szok, on cię kocha, nie zostawi...
– Ona jest w ciąży – wydusiłam z siebie, przerywając jej.
– Kto? – Złapała moją twarz w dłonie, zmuszając mnie tym samym, abym na nią spojrzała. – Ana uspokój się i powiedz...
– Sara z nim! – Wyszlochałam. – Rozumiesz? Zdradził mnie, a teraz ona jest w ciąży. Nienawidzę go Destiny, rozumiesz, chciałabym, żeby zniknął! Chciałabym go nigdy nie poznać!
Rzuciłam się w jej ramiona, zanosząc płaczem.
Leżę już w swoim łóżku w Krakowie. Babka i Patrycja, które czekały na mnie z transparentem powitalnym, ku mojej wielkiej uldze dały się dość szybko zbyć. Wiem, że to niegrzeczne, ale nie miałam siły siedzieć tam z nimi i grać szczęśliwą, gdy tak naprawdę ledwie udaje mi się oddychać.
03.05.2024 Poniedziałek
Dzisiaj Święto Konstytucji i mamy dzień wolny. Miałam cichą nadzieję, że będzie mi dane w spokoju przeleżeć cały dzień w łóżku, ale jak to mówią nadzieja matką głupich. A że moją głupotę i naiwność w przeciągu ostatniego roku udowodniłam wielokrotnie i tym razem wyszło, jak wyszło.
Babka przyszła do mnie z samego rana, informując mnie, że zabiera nas na zwycięski obiad. Mówiąc nas, miała na myśli mnie i Igora. Dość długo trwały moje próby wytłumaczenia jej, że nie będzie mógł z nami zjeść, w końcu jednak jego praca okazała się dość dobrą wymówką. W miejsce Igora wskoczyła niestety Patrycja i Szymon. To nie tak, że nie chciałam konkretnie ich widzieć czy coś, ja po prostu obecnie nie chcę widzieć nikogo!
W czwórkę siedzieliśmy w restauracji, a ja próbowałam wyglądać na, chociaż troszkę zadowoloną z tej sytuacji, choć tak naprawdę wydawało mi się, że działam jak automat. Oczywiście nie zabrakło pytań o Igora, nasze plany, wyjazd do Londynu, ale z zadziwiającym spokojem i niepoznaką odpowiadałam na wszystko, kłamiąc jak z nut. Nie wiem, czy to oni znają mnie tak słabo, czy może powinnam zdecydować się na aktorstwo, bo tak dobrze gram.
Po południu odwiedziła mnie Destiny, sprawdzić jak się czuję, ale nie miałam ochoty rozmawiać, a już na pewno nie na tematy, jakie ona próbowała poruszać (Igor, Londyn, dziecko...) ja wiem, że ona się martwi i bardzo się cieszę, że mam jej wsparcie, tylko że teraz czuję, że potrzebuję tylko łóżka i kołdry.
Dzwonił też Igor dokładnie pięćdziesiąt siedem razy i napisał sto dwadzieścia trzy SMS-y, blokując mi tym kompletnie skrzynkę. Co za pech więcej jego wiadomości do mnie nie trafi.
Nie chcę go widzieć! Nie wiem, po co próbuje się kontaktować. W Londynie po wyznaniu swoich grzechów zostawił mnie w spokoju i miałam nadzieję, że tak zostanie. Bo tylko tego teraz pragnę. By zostawił mnie w spokoju!
Właśnie do pokoju weszła pani Dorota, która oznajmiła mi, że Igor pojawił się w kamienicy, ale odesłała go z kwitkiem. Przechytrzyłam go i poinformowałam wcześniej gosposię, by nie wpuszczała go do środka (musiałam ją też prosić, by nie wspominała o tym babce). Na szczęście uszanowała moją prośbę.
Za dwanaście godzin zaczynają się matury! Ale wydaje mi się, jakby w ogóle mnie to nie dotyczyło. Okropnie się czuję, boli mnie brzuch, głowa...chyba całe ciało. Staram się nie płakać, nie denerwować, nie myśleć za dużo, bo wiem, że ta mała istotka we mnie to wszystko czuje. Mimo to łzy bezsilności lecą co chwila po moich policzkach.
04.05.2004 Wtorek
Matury czas start!
Destiny przyszła do mnie przed szkołą, poprawiając mi makijaż i fryzurę. Wciskała we mnie suchą bułkę i sok pomarańczowy (to jedyne co przechodzi mi przez gardło) obecnością starając się dodać mi otuchy.
Babka i Patrycja (która niespodziewanie pojawiła się wczesnym rankiem w kamienicy) kopnęły nas w tyłek na szczęście i wysłały na pastwę losu. Nie wiem, czy to się przydało, czy nie.
Nawet nie wiem, jak mi poszło. Starałam się skupić na papierze, ale złe samopoczucie nie odpuszczało i ledwie wysiedziałam tam, nie wymiotując.
07.05.2004 Piątek
Widziałam się dzisiaj z Igorem. Czekał na mnie na parkingu szkolnym, z resztą jak każdego dnia w tym tygodniu. Nawet przeganianie go przez Destiny nie pomogło. Postanowiłam się z nim skonfrontować i zamknąć ten rozdział raz na zawsze.
Gdy wsiadłam do auta, jego zdziwienie było chyba większe niż moje, jednak żadne z nas się nie odezwało. W ciszy podjechaliśmy pod kamienicę babki. Droga nie była długa, ale dla mnie każda sekunda tak blisko niego to męczarnia. Kotłowało się we mnie tyle emocji złość, nienawiść, smutek, pragnienie, miłość...
– Ana – zaczął, odwracając się ku mnie po zaparkowaniu auta. – Ja nie wiem, co mam ci powiedzieć.
– To po co chciałeś się spotkać? – Uparcie spoglądałam przez przednią szybę.
– Tak cholernie mi przykro, tak strasznie Cię skrzywdziłem, zniszczyłem nasze marzenia, plany, przyszłość. Wiem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
– Masz rację, nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego – przyznałam, najspokojniej jak tylko mogłam. – Udało Ci się zniszczyć wszystko!
– Ana, ja Cię kocham – jego rozpaczliwy ton głosu drażnił każdą komórkę w moim ciele. Czułam, jak mokną mi oczy, a bicie serca niebezpiecznie przyspieszyło.
Powoli zwróciłam ku niemu głowę. Był rozbity, skołowany, bezradny...
Prawie było mi go żal. Prawie chciałam go przytulić i pocieszyć. Prawie mogłabym go pocałować i zapomnieć o wszystkim.
Tylko co to wszystko by zmieniło?
– Już ci nie wierzę – oznajmiłam, nie próbując ukryć bólu, chciałam, żeby widział, jak mnie zniszczył. – Zatraciłam się w twoich kłamstwach i nie rozróżniam ich. Ale ty możesz mi wierzyć, że ja cię kocham. Kocham Cię równie bardzo, jak i nienawidzę!
– Ana... – złapał mnie za łokieć, gdy próbowałam wyjść z auta. Ale wyrwałam się.
– Zostaw mnie w spokoju!
Kilka sekund spoglądaliśmy na siebie oboje przepełnieni żalem i miłością, ale w tamtej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Zatrzasnęłam drzwi, przełykając gorzko ślinę i wycierając mokre policzki, ruszyłam do domu.
09.05.2004 Niedziela
Tydzień matur za nami. Ostatnie kilka dni zdawało się toczyć koło mnie. Czułam się, jakbym całe moje życie obserwowała z boku. Muszę przyznać, nie jest to najprzyjemniejszy obrazek.
Babcia myśli, że moje nerwy i nieobecność są spowodowane maturami i na razie staram się utrzymywać ją w tym przekonaniu, ale nie wiem, ile jeszcze jej pytań o Igora zniosę.
Na szczęście moje samopoczucie trochę się poprawiło. Fizycznie, bo psychicznie czuję się, jakbym powoli spadała w nieznaną mi otchłań i co gorsze wcale się nie boję, czekam tylko, aż tam dotrę. Jestem senna i czuję się, jakbym miała grypę, ale możliwe, że jest to spowodowane brakiem snu. W nocy zazwyczaj tępo wpatruję się w sufit, starając się znaleźć rozwiązanie.
Ale na chwilę obecną nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Wiem tylko, że urodzę dziecko i wychowam je bez Igora!
14.05.2004 Piątek
Matury za nami.
Hurra!
W ogóle mnie to nie cieszy, jest mi to totalnie obojętne. Wszystko jest mi obojętne. Chcę zniknąć. Tak bardzo chciałabym zniknąć i zacząć gdzieś wszystko na nowo!
Alex już dowiedział się prawdy o moim rozstaniu z jego bratem i nowinie, że zostanie wujkiem. To nie tak, że Igor się mu pochwalił, tylko jego mama najwyraźniej zadowolona z takiego obrotu spraw zaczęła rozpowiadać radosną nowinę. To kwestia czasu nim babka i Patrycja się dowiedzą. Muszę im powiedzieć w weekend.
– Chciałbym powiedzieć, że nie wierzę, jak mógł Ci to zrobić, ale to cały Igor, wiem, że nie jestem idealny. Sam Cię skrzywdziłem, ale to wszystko... – przestałam go słuchać. Siedzieliśmy w trójkę na ogródkach, na Krakowskim rynku „opijając" koniec matur. Ja popijałam oranżadę, wymigując się strasznym bólem głowy, żałując w duchu, że dałam się namówić na ten cyrk. Alex nie mógł przestać gadać o swoim bracie, a ja siedziałam, wpatrując się w tłumy maturzystów przewijających się przed moimi oczami. Wszyscy uśmiechnięci, wyluzowani, szczęśliwi... zastanawiałam się, czy tylko w moim życiu rozgrywa się osobisty dramat, czy może ja z boku też wyglądam tak lekko, jak oni. Może to nasz młodzieńczy dar. Ukrywanie rozpadu życia z uśmiechem na twarzy?
– Wiesz, że wieczne gadanie o nim jej nie pomaga – Destiny w końcu go upomniała, uśmiechając się słodko na widok Adama, który właśnie do nas dołączył. Alex przeprosił mnie, chwytając moją dłoń. Moja przyjaciółka i jej chłopak bardzo jednoznacznie na to spojrzeli, ale ja miałam to gdzieś. Widziałam to, co oni, ale kompletnie nic mnie to nie obchodziło.
– Może wyjdziemy wieczorem na miasto i zabawimy się porządnie, zapominając o całym syfie. – Propozycja Adama brzmiała kusząco, ale jedynym znanym mi sposobem na zapomnienie było zalanie się alkoholem lub porządne zjaranie (choć to drugie mogłoby tylko pogorszyć moją depresję, bo trawka zazwyczaj tylko potęguje stan, w jakim się znajduje) a jako że jestem w ciąży, obydwie te rzeczy mam zakazane, nie widziałam najmniejszego sensu wychodzić z nimi.
– Ja zostanę w domu, muszę odespać ostatni miesiąc – nawet nie starałam się brzmieć przekonująco. – Ale wy bawcie się dobrze. Powinnam już iść, babka na mnie czeka – uśmiechnęłam się krzywo, zbierając swoje rzeczy. Destiny spoglądała na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedziała, Alex nadgorliwie chciał mnie odprowadzić, ale czułam, że jeśli jeszcze raz wypadnie z jego ust imię jego brata, to wybuchnę, więc nie siląc się na grzeczności, kategorycznie odmówiłam.
W domu nikt na mnie nie czekał. Babka chciała ze mną świętować, ale kilka dni wcześniej powiedziałam jej, że przełożymy to na weekend, bo piątek spędzę z przyjaciółmi i Igorem.
Hurra!
W końcu mogę leżeć i dalej wpatrywać się w sufit!
15.05.2004 Sobota
Udało mi się dzisiaj uniknąć wszystkich.
Babci powiedziałam, że dzień spędzę z Igorem i Destiny, Destiny skłamałam, że będę z babką i tak oto prawie cały dzień przesiedziałam na bulwarach wiślanych, wpatrując się w rzekę.
Uporządkowałam trochę głowę, choć nadal nie wiem, co zrobić, żeby Igor nie dowiedział się o dziecku, naszykowałam sobie monolog, który wygłoszę na jutrzejszym obiedzie i zrobiłam listę rozwiązań na przyszłość.
Można by powiedzieć, całkiem produktywny dzień.
16.05.2004 Niedziela
Babcia wie!
I żyjemy i ja i ona!
Można by powiedzieć sukces!
Choć całą sobą chciałam wymigać się z dzisiejszego obiadu, wiedziałam, że idąc tokiem myślenia Scarlett Ohary, daleko nie zajdę. Nie mogłam wiecznie przesuwać problemu na kolejny dzień. Nadszedł czas by zmierzyć się z rzeczywistością.
Gdy tylko w trójkę usiadłyśmy przy stole, nie czekając na rosół, wypaliłam.
– Muszę wam, o czymś powiedzieć – zrobiłam dramatyczną pauzę, która patrząc po minach moich towarzyszek, spełniła swoje zadanie. – Igor i ja nie jesteśmy już razem.
– Ależ mnie wystraszyłaś – babcia głośno wypuściła powietrze. – Już myślałam, że coś złego się stało, a to dobra nowina!
Moja siostra zmierzyła ją ostro spojrzeniem, ale mnie jej słowa nie zdenerwowały wprost przeciwnie, nagle to wszystko wydawało się bardzo zabawne, bo przecież prawdziwa bomba dopiero miała spaść.
– To nie wszystko. Sara jego była już prawdopodobnie znowu obecna dziewczyna, jest z nim w ciąży i postanowił się nimi zaopiekować – wyrzuciłam z siebie połowę prawdy, obie spoglądały na mnie zszokowane, a ja prawdziwą bombę miałam dopiero zrzucić. – Ja też jestem w ciąży, ale Igor nic o tym nie wie i się nie dowie nigdy!
Patrycji oczy prawie wypadły za orbitę, a babcia złapała się za głowę. Zapadła dość długa, przynajmniej dla mnie długa w rzeczywistości trwająca może kilka minut cisza. Spoglądałam raz na jedną raz na drugą, a one obydwie na mnie jakby zastanawiały się, czy moje słowa to prawda, czy jednak przeoczyły dni w kalendarzu i dopiero dziś jest prima aprilis. Babka w końcu ze łzami w oczach schowała twarz w dłoniach, biorąc długie oddechy, podczas gdy moja siostra wpatrywała się we mnie jak w największą idiotkę.
Gdyby nie pani Dorota, która weszła do salonu z zupą, chyba wyszłabym z siebie. Babka uniosła głowę, zawód wypisany na jej twarzy bolał bardzo, ale w tamtej chwili spodziewałam się dużo gorszych scen.
– Nie zamierzasz powiedzieć Igorowi? – Zapytała mnie, gdy gosposia wyszła. – Nie uważasz, że ma prawo wiedzieć?
– Miał prawo, ale później dowiedziałam się, że mnie okłamał i zdradził – przełknęłam ślinę, próbując odgonić łzy cisnące mi się do oczu. – Ma wiele na sumieniu i wiem, że nie chcę go w życiu moim i dziecka.
– Ale jak chcesz to przed nim ukryć, skoro oboje żyjecie w Krakowie, wrócisz do Wysokiej? – Babce głos się załamał. – Rozumiem, że jesteś silna i chcesz zostawić to dziecko, ale są różne sposoby...
– Nie zrobię aborcji – kategorycznie zaprzeczyłam. – Nie zamierzam też oddawać dziecka w ręce kogoś innego.
– Ale Ana przemyśl to, dziecko całkiem zmieni Twoje życie – Patrycja ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu poparła babkę. – Co ze studiami? Londynem? Chcesz wychować sama dziecko? Jaką przyszłość mu zapewnisz? Co z Igorem?
– Wychowam maleństwo sama! – Wstałam wściekła. – Nie próbujcie mnie przekonywać do czegoś innego.
– Ana teraz to wszystko wydaje ci się do przejścia, ale dziecko jest na całe życie to opieka dwadzieścia cztery godziny codziennie, to wielkie poświęcenie i wiele wyrzeczeń. Nigdy nie ułożysz sobie normalnie życia jako panna z dzieckiem...
– Nie usunę ciąży. Wychowam to dziecko z waszą pomocą albo bez! – Wstałam wściekła z kanapy, kierując się do swojego pokoju, ale babka zagrodziła mi drogę. Już wyobrażałam sobie, jak pakuję walizki i wynoszę się z tego domu. Byłam zawiedziona ich postawą, ale poniekąd się tego spodziewałam, a wtedy właśnie babcia zaskoczyła mnie, rozczulając całkowicie. Objęła mnie mocno i zaczęła płakać.
– Pomogę ci, wymyślimy coś i razem damy radę! – Wydusiła w moje ramię. – Powiedz, jak się czujesz? Byłaś już u lekarza? Znajdziemy ci kogoś dobrego do prowadzenia ciąży...
Usiadłyśmy na kanapie. Wszystkie byłyśmy zdenerwowane. Babka z łzami w oczach spoglądała w okno, Patrycja aż nazbyt ciekawie przyglądała się swoim paznokciom, a ja odpowiadałam na pytania babki.
W końcu i moja siostra się odezwała.
– Kompletnie nie pochwalam tajenia tego przed Igorem – zaczęła. – Rozumiem, że się rozstaliście, że cię zdradził i ja rozumiem, że to dla ciebie okropne, ale czy to powód, aby mu nie mówić, tym bardziej, jeśli chce się zająć dzieckiem Sary to czemu...
– Długo już nie rozmawiałyśmy...
– To opowiedz nam, jak do tego doszło, nie do ciąży – wywróciła oczami, widząc moją rozbawioną minę. – Wiem, jak się robi dzieci ...
– Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę – babka znowu schowała twarz w dłoniach, ale tym razem kryjąc zażenowanie i może lekkie zawstydzenie moją wymianą zdań z siostrą.
Opowiedziałam im wszystko, no wszystko, co istotne pomijając intymne szczegóły i chwile, które pragnę, by zostały tylko moimi do końca mych dni. Obie słuchały mnie, nie wtrącając słowa, nawet nie oddychały zbyt głośno by mi nie przerywać, po wszystkim długo siedziałyśmy, kombinując nad najlepszym rozwiązaniem tej nieoczekiwanej sytuacji.
– A Londyn? – Moja siostra wypaliła ze wspaniałym pomysłem.
Wspaniały to za dużo powiedziane, w tej sytuacji nie ma wspaniałych rozwiązań, ale w trójkę całkiem sprawnie go udoskonaliłyśmy. Babcia co prawda na początku była całkowicie przeciwna, ale w końcu zdecydowała, że może polecieć ze mną. Wiem, że to dla niej trudne i nie chcę jej do tego zmuszać, ale nie mogę zostać w tym mieście, tutaj nie udałoby mi się ukryć prawdy przed Igorem. Poza tym tutaj, gdzie każde miejsce zostawiło jakieś wspomnienia, ciężko byłoby mi zapomnieć i zacząć od nowa.
A Londyn? Jest daleko, nikt mnie tam nie zna, będzie wystarczająco dobrym pretekstem, bo jakby nie patrzeć mogę skłamać, że wyjeżdżam do szkoły...
Staram się nie myśleć, że wyjadę sama, w ciąży, do obcego kraju, z nijaką znajomością jego kultury i języka. To mnie przeraża.
Nie mogę o tym myśleć!
17.05.2004 Poniedziałek
Odwiedziłam dziś panią Rozalię. W nocy nie mogłam znowu spać, zmieniłam troszkę nasz wczorajszy plan. A mój nowy pomysł wiązał się z kontaktami pani Rozalii w Londynie. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, nie oczekując zbyt wiele zrozumienia i wyrozumiałości. W końcu Igor zawsze był jej pupilem, ale zaskoczyła mnie ogromnie swoim zachowaniem.
– Ana oczywiście, że Ci pomogę, w Londynie mam mieszkanie. Stoi puste, mogłabyś tam zamieszkać, jeśli mogę prosić, chciałabym polecieć z Tobą. Twoja babka się tam nie odnajdzie, a mnie dobrze zrobią dłuższe wakacje. Mogę zostać tam z Tobą tak długo, jak pragniesz.
– To za wiele – wydusiłam, czując jak łzy, napływają mi do oczu. Ostatnio zrobiłam się straszną płaczką. – Nie mogę pani prosić o tak wiele, nigdy nie będę mogła się pani odwdzięczyć.
– Nie prosisz – poprawiła mnie. – Poza tym mówiąc szczerze, czuję się winna temu wszystkiemu, bezgranicznie kocham Igora, jest dla mnie jak syn i zaślepiona tym wprost pchałam was w swoje ramiona, nie zważając na to, jaki jest naprawdę...
– To nie pani wina – odparłam, gdy kobieta chwyciła mnie w ramiona, przytulając ciepło. – A Igor nie jest złym człowiekiem.
– Wiem.
Uzgodniłyśmy szczegóły wyjazdu, decydując, o co najszybszym zabukowaniu biletów. Może jeśli wszystko uda się pozałatwiać na czas, w przyszłym miesiącu będę już zwiedzać Londyn. Czas nas goni, w końcu musimy zdążyć, nim brzuszek stanie się widoczny.
19.05.2004 Środa
Alex już w piątek wylatuje do Chicago. Nie znamy jeszcze wyników matur, ale on mimo to zdecydował się nie czekać i spędzić lato w Ameryce. Z tej okazji postanowiłyśmy zrobić mu malutkie przyjęcie pożegnalne, bardzo malutkie, bo byliśmy tylko w trójkę. Było mi bardzo smutno, że nasze drogi się rozchodzą, ale jednocześnie widząc jego błyszczące podekscytowaniem oczy, bardzo cieszyłam się jego szczęściem.
– Nasza paczka się rozpada – stwierdziła Destiny, obejmując nas mocno.
– Nie rozpada się, tylko rozjeżdża – poprawiłam ją, choć sama czułam podobnie jak ona.
– Proszę Cię. – Destiny wywróciła oczami. – Alex w Chicago, Ty w Londynie, a ja może w Berlinie...to nie może się udać.
– Wiesz, jak to mówią, nie kilometry dzielą ludzi, a obojętność – zacytowałam, ściskając ich jeszcze mocniej. – Bardzo się cieszę, że was poznałam. Ten rok był mega pokręcony i emocjonujący, ale mimo wszystko był to najwspanialszy rok w moim życiu. W dużej mierze dzięki wam
– Ej, bo się popłaczę. – Alex roześmiał się, ale oczy zaszkliły mu się ze wzruszenia.
– Ja już płaczę. – Destiny otarła pojedynczą łezkę z policzka, podczas gdy ja sama walczyłam z gulą w gardle. – Kocham was!
Odprowadziliśmy Destiny, a później skierowaliśmy się ku mnie. Szliśmy z Alexem, opowiadając sobie o planach na życie, nie mogłam nie cieszyć się jego szczęściem i wolnością. Trochę mu tego zazdroszczę. Wyboru. Ja nie mam prawie żadnego. Alex myśli, że lecę do Londynu, by uczyć się tańca i zacząć studia. Bo taka jest oficjalna wersja. Jak bardzo się myli. Bardzo chciałam mu powiedzieć prawdę, ale Igor to jego brat, nie mogę ryzykować, nie mogę wyprowadzać go z błędu. Im mniej osób wie o mojej ciąży tym lepiej i łatwiej będzie mi ją ukryć przed Igorem.
– Wiesz, że Cię kocham. – Alex złapał mnie za dłoń przed kamienicą babki.
– Alex ja też Cię kocham...
– Nie Ana, ja kocham Cię naprawdę, to jest szalone, ale jestem w Tobie zakochany na zabój od zeszłorocznych wakacji – paplał zmieszany, wydawało się jakby, wykorzystywał ostatnią swoją okazję. Poniekąd tak było, tylko że nie miał najmniejszych szans. – Dla Ciebie mógłbym zrezygnować z Ameryki, polecieć do Londynu, zostać tutaj, co tylko chcesz.
Długo szukałam odpowiednich słów, a jego pełne nadziei spojrzenie nie pomagało mi w ich odnalezieniu.
– Alex wiesz, jak bardzo cenię sobie Twoją przyjaźń, ale w miłości zasługujesz na kogoś lepszego. Ja nadal kocham Igora i tak jak ty dla mnie, byłam gotowa poświęcić dla niego wiele, ale teraz już wiem, że to nie tak ma wyglądać miłość. – Po policzkach popłynęły mi znowu łzy, które ostatnio stały się moimi wiernymi towarzyszkami. – Kocham cię bardzo i wiem, że uważam cię za najlepszego faceta, jakiego znam. Naprawdę. Tylko że ja wciąż kocham twojego brata i czuję, że jeszcze długo się od niego nie uwolnię.
– Wiem, jedyne czego pragnąłem cały ostatni rok, to żebyś w końcu spojrzała na mnie tak jak na niego. On naprawdę nie zasługuje na twoje uczucia i mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie ci do głowy mu wybaczyć, bo szczerze pragnę twojego szczęścia. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie powiedział tego, co leży mi na sercu, nie przejmuj się tym, kiedyś mi z tobą przejdzie. Przecież nie mogę być nieszczęśliwie zakochany do końca życia – dodał już weselej, choć jego oczy zdradzały prawdę. – Poza tym mówi się, że jeśli dwoje ludzi ma być razem, to niebo z piekłem się połączy, żeby im pomóc.
– Alex...
– Cii... – przyłożył mi palec do ust, zamykając moją buzię. Był tak cholernie smutny, a mnie było tak strasznie źle, bo wiedziałam jak wielki mam w tym udział.
Pocałowałam go w policzek, prosząc, by uważał na siebie.
Pisząc to, zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś dane będzie nam się spotkać. Dużo razem przeszliśmy w ciągu tych kilku miesięcy naszej znajomości. Wzajemnie się skrzywdziliśmy, ale i uszczęśliwili niejednokrotnie. Mam nadzieję, że Ameryka pozwoli mu zostawić przeszłość za sobą i rozpocząć nowe życie. Naprawdę pragnę dla niego tego, co najlepsze. Kto jak nie on na to zasługuje?
Teraz tak sobie myślę, jak moje życie mogłoby być proste, gdyby rozum wybrał, a nie serce.
22.04.2004 Sobota
Widziałam się dzisiaj z Igorem na mieście. Nie było to przypadkowe spotkanie. Napisał do mnie wczoraj z prośbą o spotkanie i, mimo że dość długo wahałam się co zrobić, nie wiem, co mnie pokusiło, ale ostatecznie uległam.
Weszłam do naszej (już nie naszej) jeszcze do niedawna ulubionej kawiarni przy rynku, a on czekał już na mnie przy naszym (już nie naszym) ulubionym stoliczku przy oknie. Gdy się zbliżyłam, wstał, próbując mnie przytulić, ale szybko się odsunęłam. Usiadł zmieszany, kelner (który zna nas już bardzo dobrze) przyniósł nam dwie kawy i jeden serniczek z dwoma widelczykami. Zrobiło się niezręcznie, Igor domówił drugą porcję, na szczęście kelner miał na tyle taktu, że żartując na temat swojej „oszczędności", pomógł nam trochę rozładować napięcie.
– Chciałeś porozmawiać, w takim razie słucham? – Spojrzałam na niego znad filiżanki gorącego napoju. Nie wyglądał dobrze. Miał cienie pod oczami i poszarzałą skórę, zarost już nie tak idealnie przystrzyżony, jak lubiłam. Ale może ona taki lubi...
– Słyszałem, że wyjeżdżasz do Londynu – zaczął niepewnie. Nawet jego głos nie brzmiał już jak jego. Może to i dobrze, łatwiej było mi pozornie trzymać się w ryzach.
Skinęłam potwierdzająco.
– O tym chciałeś porozmawiać? – Uniosłam jedną brew. Emocje kotłowały się we mnie, ale grałam obojętną, co pomagało mi się jakoś trzymać.
– Chciałem Ci wytłumaczyć, dlaczego muszę to zrobić. Muszę z nią zostać, muszę zająć się dzieckiem...nie wiem, czy weźmiemy ślub....
– To nie moja sprawa – ucięłam krótko. Samo jej imię, mówienie o niej, fakt, że coś z nią planował, to bolało tak niemiłosiernie. Boli nadal.
– Ana, ja nienawidzę siebie za to, jak nas zniszczyłem. Nie kocham jej, nie chcę jej. Chcę tylko Ciebie. I chociaż wiem, że nigdy mi nie wybaczysz, gdyby nie dziecko walczyłbym o Ciebie, bo wiem, że życie bez Ciebie będzie nic niewarte. – Załamany schował twarz w dłoniach. Czekałam, nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu podniósł ku mnie oczy.
– Wtedy z Agatą – głośno przełknął ślinę. – Zniszczyłem ją. Nie mogę teraz zrobić tego Sarze. Już mam krew na rękach i to będzie ciągnąć się za mną do śmierci, nie wiem, czy dałbym radę, gdyby coś podobnego stało się teraz. Gdyby moje dziecko...
– Igor – przerwałam mu, czując, że ledwo się trzymam. – Mam nadzieję, chociaż teraz ciężko mi to powiedzieć z przekonaniem. To jednak chcę wierzyć, że gdzieś tam w środku jesteś dobrym facetem. I może właśnie to, co robisz, przekona mnie, że jednak nie myliłam się tak bardzo co do Ciebie, może to pozwoli mi uwierzyć, że nie byłam totalną idiotką, wierząc w każde Twoje słowo. Ufając Ci!
– Ana ja...
– Nie potrzebuję Twoich tłumaczeń, a Ty nie wiem, czego oczekujesz, zrozumienia, przebaczenia? – Zapytałam, ale nie odpowiedział. – Rozumiem, czemu to robisz, ale nie wybaczę Ci nigdy tego, jak mnie potraktowałeś, jak mnie traktowałeś przez cały nasz związek. Właściwie mogę mieć żal głównie do siebie, że tak po prostu ci ufałam. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego, nie chcę słuchać Twoich tłumaczeń, patrzeć na Ciebie. Nie wiem, po co mnie tu dzisiaj ściągnąłeś ani nie wiem, czemu się zgodziłam. Ale dotarło do mnie teraz jedno. Nie chcę Cię znać. Jeśli cokolwiek do mnie czujesz, cokolwiek między nami było prawdziwe, to zostaw mnie w spokoju.
– Ana, ja nie mogę...
– Daj mi możliwość bycia szczęśliwą! Nie rozumiesz, ja z Tobą nie mogę być, a bez ciebie nie chcę, ale ułatw mi to i zostaw mnie w spokoju!
Nie powiedział już nic, patrzył na mnie załamany, zniszczony człowiek. Tylko że sama jestem za bardzo poharatana, by mnie to teraz obchodziło.
Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam.
25.05.2004 Wtorek
Bilety już kupione.
Walizki prawie spakowane.
Wylatujemy w sobotę wieczorem.
Byłam jeszcze dzisiaj na mieście odebrać potrzebne mi dokumenty na wyjazd, a także kilka przekładów angielskojęzycznych. Dokupiłam też rozmówki angielsko-polskie.
Powoli zaczyna docierać do mnie, co robię. Na szczęście po tej dziwnej rozmowie z Igorem czuję się wymyta z emocji. W tej chwili to bardzo pomaga mi przeżyć.
28.05.2004 Piątek
Leżę już w łóżku, jest dosyć późno i zdecydowanie powinnam już spać. Jak mówi babcia, muszę teraz bardzo uważać i dbać nie tylko o siebie, ale i o dziecko. Stres, brak snu i smutek nie są najlepsze dla ciężarnej, a ostatnio to wszystko stało się moją codziennością.
Za dwadzieścia cztery godziny będę już w samolocie.
Dzisiaj miałam małą „imprezę" pożegnalną z Patrycją, Destiny i babką. Nigdy patrząc na to, co się działo, nie nazwałabym tego imprezą, szybciej stypą, ale nie chciałam zabierać im radości. Było dużo jedzenia, prezenty pożegnalne, łzy i uśmiechy. Mój śmiech był wymuszony, ale zmusiłam się, by grać dla nich jak najlepiej.
Babka jest przerażona, że lecę tam bez niej, chociaż pani Rozalia przekonywała ją wielokrotnie już, że zaopiekuje się mną, niczym własnym dzieckiem. Oczywiście babka zapewniła mnie, że nie da mi spokoju i z tego, co wiem, od Patrycji zamówiła już jej i sobie bilety do Londynu na końcówkę lipca.
Destiny na początku sierpnia dowie się, jak wyglądają sprawy z Berlinem i jak to powiedziała „wtedy mój świat też zacznie się walić". Bo jeśli dostanie się na studia, czeka ją zupełnie nowe życie, co prawda będzie bliżej rodziców, ale zostawi tutaj wszystko, co zna i kocha w tym Adama i swoją schorowaną babkę.
Ja właściwie nie mam żadnych planów, nie wiem, co będzie za miesiąc, za pół roku, za rok. Nie wiem, co będzie ze mną, ze studiami, z dzieckiem.
Cieszę się, że babka jest na tyle hojna, że mogę sobie pozwolić na ten wyjazd. Mogę uciec, chociaż na kilka miesięcy, by wymyślić co dalej...
29.05.2004 Sobota
Jestem już na lotnisku, razem z Panią Rozalią po odprawie czekamy na swój lot. Jest całkiem sporo ludzi. W końcu zaczynają się wakacje. Młodzież jedzie się bawić, zwiedzać, doświadczać. Ja jadę ułożyć swoje życie na nowo.
Oczywiście los mi nie ułatwia, po drodze na lotnisko minęliśmy mieszkanie Igora, który właśnie wychodził z niego z Sarą. Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić. On, oni...muszę zamknąć ten rozdział.
Tylko może pozwolę sobie jeszcze na kilka łez, a później obiecuję już zapomnieć.
06.06.2004 Niedziela
Od kilku dni jestem już w Londynie. Pani Rozalia ugościła mnie ciepło w swoim mieszkaniu. Jestem jej dozgonnie wdzięczna za wszystko.
Piszę tu, siedząc na małym balkoniku, który mam w pokoju obserwując przedmieścia Londynu. Jest tu naprawdę pięknie, kamienice wyglądają na bardziej zadbane niż w Polsce, samochody jeżdżące po ulicach są zdecydowanie droższe, a ludzie wydają się bardziej kolorowi i żywi. A może to tylko moje wyobrażenie. Staram się tutaj poczuć jak w domu, wiem, że będzie to wymagało wiele pracy. Na razie czuję, jakby każdy kolejny wschód słońca zabierał mi trochę energii.
Rozglądam się za swoim mieszkaniem (babka zaproponowała, że wynajmie mi tu jakiś własny kąt), co prawda pani Rozalia zostanie w Londynie do końca sierpnia, powiedziała mi też, że mogę tu mieszkać, jak długo zechcę, tym bardziej, gdy pod jej nieobecność mieszkanie stoi puste. Mimo wszystko wolałabym jednak zacząć budować coś swojego. Ciężko mi tu cokolwiek stworzyć, nie mogę iść do szkoły ani pracy, bo czuję się średnio, ale codziennie przychodzi do mnie Maria (dziewczyna troszkę starsza ode mnie, która mieszka tutaj całe życie) i uczy mnie angielskiego. Cieszę się, że Pani Rozalia nakłoniła mnie do tego, bo dzięki Marii, chociaż na kilka godzin odcinam się od natrętnych myśli atakujących moją głowę. Wczoraj zabrała mnie na spacer, poznałam też już kilku jej znajomych i choć emocje, których używam w stosunku do każdego, są sztuczne i wymuszone (bo w domu, gdy już zrzucam maskę, pozwalam sobie na łzy, smutek i załamanie) to wiem, że muszę się do nich zmuszać, bo muszę żyć dalej. Choć by tylko dla tego serduszka rosnącego pod moim.
GRACE
Patrycja wpadła na świetny pomysł, żebyśmy spędzili święta razem w Polsce. Skoro już w Polsce to zaproponowałam kamienicę babci. No właściwie mamy. No właściwie teraz już moją. I tak chciałam tam polecieć na sylwestra z Isabelle i jej chłopakiem.
Przylecieliśmy z Natem tydzień przed świętami, przyszykowaliśmy cały dom. Wyjęliśmy z piwnicy stare ozdoby prababci, dokupili trochę nowych. Kupiliśmy też wielką żywą choinkę, stawiając ją na środku głównego salonu.
Pani Dorota była szczęśliwa jak małe dziecko, w kółko powtarzając, jak się cieszy, że dom wreszcie odżył. Dzień przed wigilią wpadła Patrycja pomóc nam w przygotowaniach, chociaż Pani Dorota zapewniała, że z wszystkim sobie poradzi, uzbierało się nas tyle, że trzeba było przygotować kolację na dziewięć osób.
Tata przyjechał wieczorem, pojechałam po niego na lotnisko, chcąc pobyć z nim trochę sama, bo dom zapełnił się już gośćmi.
– Naprawdę cieszę się, że tu jestem – zapewnił mnie po raz setny. – Wiem, że się o mnie martwisz, ale ruszyłem dalej, boli i tego bólu nie da się pozbyć, ale z czasem można się przyzwyczaić.
Wiedziałam już, że zaczął żyć, co prawda nadal często łapałam go, gdy w głębokim zamyśleniu ze smutkiem patrzył gdzieś daleko przed siebie. Wiedziałam, że myśli wtedy o mamie. Na szczęście zaczął wychodzić do ludzi, wrócił z jego kumplem do gry w squasha, przestał spędzać całe dnie przed TV. Nie wyobrażam sobie po tylu latach życia z kimś, małżeństwa, partnerstwa, przyjacielstwa (nie wiem już kim oni dla siebie byli) zacząć żyć na nowo w pojedynkę. Strasznie chciałabym ulżyć w tym ojcu. Samej mi ciężko, chociaż ten najgorszy czas żałoby nienawidziłam mamy i tak za nią tęskniłam. Z czasem przebaczyłam jej kłamstwa, nie mogę jej zrozumieć, chociaż próbowałam wielokrotnie. Mimo wszystko tęsknię za nią niemiłosiernie. Najczęściej łapię się na tym, gdy coś się wydarzy i chwytam za telefon, żeby jej o tym powiedzieć (bo tak miałyśmy w zwyczaju) wtedy czuję taki okropny uścisk w klatce i łzy cisnące się do oczu.
Gdy przejeżdżaliśmy obok kamienicy Igora, właśnie wychodził z auta, zagapiłam się o chwilę za długo i tata to zauważył.
– Wiesz, że nie będę na Ciebie zły, jeśli zdecydujesz się mu powiedzieć prawdę i zechcesz go wpuścić do swojego życia – uścisnął moje ramię. – To Twój ojciec, macie tę samą krew...
– Ty jesteś moim ojcem – wtrąciłam, ale on jakby nie usłyszał, ciągnąc dalej.
– Był złym człowiekiem, ale ludzie się zmieniają. Ja na jego miejscu chciałbym wiedzieć, a na Twoim miejscu chciałbym go poznać.
A ja nie byłam pewna czy chcę go bliżej poznać, czasami o tym myślałam. Ale ostatecznie zawsze odpuszczałam. Jednak będąc znowu w Krakowie, widząc go kilka razy gdzieś w oddali, chciałam podejść i się przywitać. Tylko część mnie ta lojalna w stosunku do taty, chyba nie chciała doprowadzić do tego właśnie, bym zapragnęła powiedzieć mu wszystko.
***
Stałam pod jego mieszkaniem od kilku godzin, zamieć śnieżna już prawie zasypała moje auto. Pogoda nie sprzyjała moim wyczynom. Rankiem straszliwy mróz, przez który ledwo odpaliłam silnik, później intensywne opady śniegu. Spędziłam kilka godzin w aucie z dużym termosem kawy, od śmierci głodowej uratował mnie szybki obiad z budki z kebabami, która stała tuż przy aucie. Tam też po zostawieniu dużego napiwku oraz dzięki uprzejmości właściciela, choć wydaje mi się, że to jednak pieniądze przeważyły na moją korzyść, cały dzień uzupełniałam zapas kawy w termosie i regularnie chodziłam do toalety.
Nie wiem, na co czekałam. Miałam tylko wyjść i zadzwonić na dzwonek umieszczony obok srebrnej tabuli z wyrytym adresem i imieniem właściciela: Igor Wysocki. Zamiast tego stałam pod kamienicą już tyle godzin. Zastanawiałam się jakim cudem nikt nie zgłosił mnie na policję.
Minęły kolejne godziny, wokół auta na dobre rozgościł się mrok. Budka z kebabem została zamknięta, a ulice opustoszały. Była wigilia większość ludzi była z bliskimi. Na mnie też czekali.
Powinnam wracać, ale wiedziałam, że ktoś jest w kamienicy, bo czasami zapalały się i gasły światła w różnych pomieszczeniach. Rozum mówił mi, że powinnam odjechać. Kolejny sms-es od Nate ponaglający mnie.
Wahałam się. Byłam zła na siebie, że nie mam dość odwagi, ale może tak miało być, skoro przez dwadzieścia lat żył w nieświadomości to może powinnam to tak zostawić. Auto trochę strajkowało, ale w końcu niechętnie odpaliło. Wyjechałam na ulice, kierując się do mieszkania mamy. Gdy w lusterku zobaczyłam, jak otwiera się brama. Wyszedł z niej właściciel. Zahamowałam gwałtownie i bez namysłu otworzyłam drzwi, zostawiając auto na środku drogi. Nie było ruchu, ale i tak moja bezmyślność wołała o pomstę. Śnieg zaczął sypać jak szalony, ale w tamtej chwili wygrywało serce.
– Igor – krzyknęłam na niego, był jakieś pięć metrów przede mną.
– Hej Igor! – Ponowiłam wołanie, aż w końcu odwrócił się. Ta scena musiała wyglądać komicznie. Obca dziewczyna zmarznięta na kość w Wigilijny wieczór biegnie na przekór śnieżycy, bez konkretnej przyczyny wołając obcego mężczyznę. Tylko że my nie byliśmy sobie obcy.
– Dzień dobry, właściwie dobry wieczór – przywitałam się zdyszana, zatrzymując się naprzeciwko niego.
– Część – uśmiechnął się, ale widać było na jego twarzy niemałe zaskoczenie. – Co Ty tutaj robisz?
– Właściwie...
Zapadła niezręczna cisza.
– Właśnie wychodziłem, ale chcesz wejść na kawę? – Spojrzał na swój prezent, a później na moje zapalone na środku ulicy auto.
– A może się przejedziemy? – Zapytałam. Zdziwienie i zmieszanie na jego twarzy było chyba równomierne z moim, gdy się zgodził. Skierowaliśmy się w stronę auta. – Przepraszam ja, przeszkodziłam Ci w czymś, gdzieś się wybierałeś, nie powinnam tak przyjeżdżać...dziś Wigilia...
– To nie problem – spojrzał na mnie i zatrzymał się, wymuszając tym i moje zatrzymanie. – Szedłem do znajomych na kolacje, ale to nic ważnego. Bardziej zastanawia i martwi mnie co Ciebie tu sprowadza właśnie dziś.
– Mam urodziny – nie wiem, dlaczego z tym wypaliłam.
– Faktycznie Twoja mama wspominała, że byłaś jej prezentem.
Wpatrywałam się w niego, szukając odpowiedzi. Miałam mętlik w głowie. Czy powinnam mu powiedzieć? Czy on chciałby poznać prawdę?
– Miałam być waszym prezentem – ledwie to z siebie wydusiłam, uniósł wysoko brwi. Wydawało mi się, jakby nie zrozumiał, co powiedziałam i nagle spoważniał.
– Jestem Twoją córką – wyjąkałam to z siebie i nie było już odwrotu.
20.06.2004 Niedziela
Dzisiaj mija dokładnie rok, gdy zapisałam pierwsze słowa w tym pamiętniku. Wracam teraz do tych początkowych wpisów i ledwo poznaję dziewczynę, jaką byłam. Czuję, jakbym czytała słowa kogoś innego. Kto mógł się spodziewać, że te dwanaście miesięcy tak wszystko zmieni. Czy gdybym mogła cofnąć czas, zostałabym w Wysokiej, nie poszła do jego klubu, nie chwyciła jego ratującej mnie dłoni, nie zatańczyłabym z nim, nie poszła do szkoły tańca, nie pozwoliłabym mu na ten pierwszy pocałunek...
Prawdopodobnie, gdyby jedna z tych rzeczy się nie wydarzyła, nie siedziałabym teraz sama, w obcym kraju, ze złamanym sercem i drugim rosnącym mi na ratunek.
Gdyby jedna z tych rzeczy się nie wydarzyła, prawdopodobnie byłabym szczęśliwą przyszłą studentką.
Moje życie mogłoby przypominać, chociaż pozornie to które sobie zaplanowałam i wymarzyłam kilka lat temu.
Gdyby, prawdopodobnie, mogłoby..., a może coś i tak by nas połączyło.
W końcu jak powiedział Alex, jeśli dwoje ludzi ma być razem, to niebo i piekło się połączą...
Nie mogę napisać, że chciałabym cofnąć czas, że chciałabym pozmieniać moje wybory, bo choć może jedna inna decyzja uchroniłaby mnie przed złamanym sercem, pozbawiłaby mnie też ona zdobycia miłości mojego życia, której serce rośnie teraz, pod moim i swoim biciem leczy powstałą tam pustkę.
Nie planuję już nic, nie jestem w stanie wyobrazić sobie teraz mojej przyszłości, czuję jakbym, żadnej nie miała, ale wiem, że muszę dać sobie radę dla tej małej istotki.
Czasami leżąc nocą w łóżku, zastanawiam się, czy nie popełniam największego w życiu błędu. Czy nie powinnam walczyć o naszą miłość, nie powinnam walczyć o naszą przyszłość, o rodzinę, którą mogliśmy stworzyć?
Wtedy wracają do mnie wspomnienia jego zapachu otumaniającego moje zmysły, jego dużych pełnych ust często krzywiących się w zuchwałym uśmiechu, ust, które tak idealnie pasowały do moich, jego dotyku rozgrzewającego każdy centymetr mojego ciała. Wspomnienia naszego pierwszego dotyku, pierwszego tańca, pierwszego pocałunku. Najczęściej jednak wraca do mnie wspomnienie, na które najbardziej mi źle wspomnienie naszego ostatniego pocałunku na turnieju tuż przed ostatnim tańcem. Szybki byle jaki pocałunek, bo miało ich być tak wiele, gdybym wiedziała, że będzie ostatnim... chciałabym go poprawić, chciałabym, żeby był tym wielkim pożegnalnym pocałunkiem, ale wtedy nie wiedziałam. Nie mogę sobie wybaczyć, że był taki zwykły, niespecjalny...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro