Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 XII 2019

Nigdy, ale to nigdy nie dajcie sobie wmówić, że oglądanie serialu z postacią, która nazwa się jak wy, to dobry pomysł. NIGDY.

Jestem właśnie po obejrzeniu Penny Dreadful. Kilkudniowy maraton z Lily i Klausem to również nie był dobry pomysł. O ironio mój związek z Lily oraz związek tamtego Victora z jego Lily to dość podobne historie. Oraz od dziś nienawidzę każdego, kto nazywa się Dorian. Jak można skrzywdzić dziecko?

To jednak nie wszystko. Wznów piszę przed snem, a Klaus narzeka, żebym zgasił światło, bo nie może spać. Co z tego, że używam telefonu jako lampki i to nawet nie latarki. I tak wiem, dziś jest już dwunasty grudnia, jak to piszę, ale nie wyrobiłem się przed północą. Mogę to trochę nagiąć.

Tuż po skończeniu serialu, nie miałem, co ze sobą zrobić. Nauka? Właściwie nie miałem czego. Następnego serialu też niezbyt zacząć. Postanowiłem się, więc przejść po kampusie.

Jednak z moimi dość niestabilnymi myślami nie był to dobry pomysł. W niedzielę pod koniec dnia odpisałem Jaimiemu, jakieś nic niemówiące nikomu pierdoły, ale zajęły tyle miejsca, że nie drążył dalej tematu zbyt długo. Niestety mało z tego było prawdą, którą chcę głosić. Bardziej tą, przez którą mogę mieć w przyszłości problemy. Ta, która pakuję się w związek, który nie jest mi potrzebny. Półtora roku proszenia o atencję... Jakbym zaczął wmawiać mu, że tego nie chcę, wyszedłbym na hipokrytę. Jeszcze większego niż jestem.

Mój spacer zakończył się tym, czego nigdy bym się nie spodziewał. Przypadkiem natrafiłem na Alchemika. Siedział w świetlne lampy ulicznej i sprawdzał prace uczniów. Chciałem udać, że go nie widzę, a później zwalić winę na to, że wszędzie chodzę ze słuchawkami, ale zauważył mnie i spytał, czy usiądę obok niego. Musiałem się zgodzić. Odłożył papiery na bok.

– Z tego, co zauważyłem, większość studentów o tej porze dnia już śpi albo spędza czas na tajemniczych imprezach w środku tygodnia.

– Zadziwiającą część ich się uczy.

– Z tego, co widzę, nie należysz do żadnej z tej grup.

Myślicie, że jestem taki mądry, to z łatwością przychodzą mi rozmowy z profesorami?

– To prawda. Śpię za mało, piję tylko w weekendy, a nawet jeśli chciałbym się uczyć, to nie będę wyprzedzał materiału.

Spojrzał na mnie ze zrozumieniem.

– Jestem w stanie to zrozumieć.

Niezręczność, jaką czułem, była niedopisania.

– Powiedz mi, Victorze... Ostatnio dużo myślę nad swoimi uczniami. Tymi, z którymi od lat spędzam najwięcej czasu i jedna rzecz nie daje mi spokoju. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, jaki niesamowity posiadasz w sobie potencjał, jak również oboje wiemy, że go nie wykorzystujesz.

Wiedziałem, do czego zmierza. Po prostu wiedziałem.

– Jeśli chce się pan zapytać, czemu tego nie robię, prawdopodobnie nie będę znać odpowiedzi na to pytanie.

– Dobrze, że nie o to chciałem zapytać.

Mógłbym pominąć tę całą rozmowę. Mógłbym. I tak czuję, że za mało piszę, a już prawie weszło mi to w nawyk, że nie mogę jej nie opisać.

– W takim razie, o co?

Pamiętam to dziwne uczucie niepewności, kiedy nie odpowiadał przez kilkanaście sekund. Czułem się, jakbym ukrywał coś poważnego, a teraz ktoś to odkrył. Niestety moją ostatnią wielką tajemnicą była relacja z Jaimim. Która nawet tajemnicą nie była.

– Musisz zdawać sobie sprawę, że jesteś sensacją wśród wszystkich. Posiadasz zadatki na wspaniałego lekarza, z twoją wiedzą i naturalnymi zdolnościami, mógłbyś osiągnąć karierę, o której marzy większość osób na twoim wydziale. Jednak ty... Sprawiasz wrażenie, jakbyś tego wszystkiego nie chciał.

– Musiałem wybrać jakiś kierunek na studia. Ostatnio do mnie doszło, że cokolwiek bym nie robił, nie sprawia mi to takiej przyjemności, jaką powinno mi to sprawiać.

Nigdy nie sądziłem, że znajdę się na medycynie. Właściwie to nigdy nie miałem pomysłu na siebie. Nadal nie mam. A dobrym lekarzem to ja nie będę, brakuje mi ludzkiego pierwiastka, który nakazywałby mi ratować ludzi. Może trochę wyolbrzymiam, ale wciąż.

– Pewnie cię to zdziwi, ale byłem kiedyś na twoim miejscu. Miałem marzenie, by zostać wspaniałym architektem. Jednak z czasem to zanikło, a moje zainteresowanie przeniosło się, jak widać głównie na fizykę. I po tylu latach ciężko zliczyć wszystkie dyplomy. Ostatecznie nie oddałbym tego, gdzie jestem teraz.

Chciałabym najpierw wiedzieć, gdzie sam jestem. W sumie to samo mu odpowiedziałem. Co by nie mówić, nie przekaże tego, o czym tu rozmawiamy dalej, dopóki nie przejawie objawów samobójcy.

– Chciałbym najpierw wiedzieć, gdzie sam jestem. Tkwię w tym od początku studiów.

– Cokolwiek nie wybierzesz, służę pomocą, jeśli tylko będziesz jej potrzebował.

– Będę pamiętać.

Poprosił jeszcze, żebym mu pomógł w zaniesieniu papierów, chyba do samochodu. Miał z trzy teczki tego i to nie tak, że potrzebował mojej pomocy. Moja odmowa byłby źle widziana. Problem w tym, że parę minut po naszym wstaniu, zaczął lać deszcz. Nie miałem ochoty moknąć, a w momencie jak o tym wtedy pomyślałem, on wskazał na coś na łamach baru i kawiarni do nocnego uczenia się. Schroniliśmy się tam. Już byłem cały przemoczony, a włosy od tego zaczęły żyć własnym życiem, tak że mogłem przypominać potwora Frankensteina.

Nieśmieszne to było jednak. Nie wyszło mi to nawiązanie, nieważne.

Alchemik usiadł na jednej z kanap i kazał mi odłożyć teczki na podłogę. Zrobiłem to. Po czym zaproponował, że kupi nam herbatę, on dla smaku, ja, żebym się tylko nie przeziębił. Mój sprzeciw nic nie dał. Kilka minut później siedziałem na fotelu przy oknie z kubkiem czarnej słodzonej herbaty. Nie najgorsza była. O i słuchając historii o tym, że pomagał projektować (ze swoich niespełnionych marzeń architektura) to miejsce. To był moment, w którym czułem, że nie czułem, że szybko wrócę do pokoju.

Mój wzrok krążył po pomieszczeniu, gdzie starałem się skupić na opowieści wyboru podłogi. Skończyło się na tym, że raz za długo zapatrzyłem się na fortepian, który stał na podwyższeniu.

– Grasz? – zapytał Alchemik. Miałem tylko chwile, żeby zdecydować czy powiedzieć prawdę, czy skłamać.

– Trochę. – Oczywiście, w takich sytuacjach nie do końca umiem kłamać, bo nie widzę celu, dla którego miałbym to robić. Najlepsze kłamstwa mi wychodzą, kiedy muszę ratować własną skórę.

– Widzę, że nudzą cię moje opowieści...

– Skąd, proszę tak nie myśleć. – To nie kłamstwo, to sarkazm na niewykrywalnym poziomie.

– Nie jestem jeszcze ślepy. Uznam, że mamy za sobą moment, w którym tłumaczysz się, że musisz iść, o ile zagrasz coś. Jestem zaintrygowany faktem, że się do tego przyznałaś.

Bardzo mi się nie chciało. Dawno tego nie robiłem. Uznałem jednak, że co mi szkodzi.

Wypiłem do reszty herbatę, wstałem z fotela, odruchowo poprawiłem włosy i podszedłem do instrumentu. Nacisnąłem na jeden klawisz, żeby zobaczyć czy gra. Niestety dźwięk się wydobył. Usiadłem przy nim i zacząłem myśleć o piosence. Teraz mi przyszła lepsza do głowy, którą mogłem zagrać. Wtedy było to Dying in LA. Teraz chyba myślę, że Death of a Bachelor byłoby lepszym pomysłem.

Po tym, jak wyszło Pray of the Wicked, tak długo katowałem cały album, że znam go na pamięć. Tekst i główną linię melodyczną. To nie był problem, żeby zagrać. Przez swoją głupotę i przyzwyczajenie, zacząłem też śpiewać. Oczywiście nie dorównuje talentowi Brendonowi Urie, ale nikt też nie uciekł. Całe trzy minuty i czterdzieści dziewięć sekund pięknej piosenki o umieraniu wnętrza. Chyba dla mnie nawet za łatwo.

Wracając do tego, co się działo. Jak już skończyłem grać, rozległo się ciche klaskanie. Budujące nie powiem. Moją uwagę jednak przykuła obecność Timothy'ego. Z jakąś dziewczyną. Którą zdecydowanie nie była Lily. Przy stoliku. Bardzo blisko siebie.

Nie znam go na tyle, żeby stwierdzić, kto to jest albo jak zachowuje się wśród znajomych. Jednak to wydało mi się podejrzane.

I tak minęło od tego czasu może z czterdzieści minut i tak myślę, co z tym zrobić. Oczywiście nie chce robić dramy tam, gdzie jej nie ma, ale nie do końca mu po tym ufam. Nawet jeśli tylko dopisuje sobie fakty.

Muszę się z tym przespać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro