Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🗡️Krew Na Podłodze🗝️

- Raisa -

Niamiałam pojęcia gdzie się podziwiali Mike i Faith, ale się niemartwiłam... No bo, co mogłoby się im stać?

[08.05.1994]

Z samego rana poczułam na karku gorący oddech... Odwróciłam się. Michael spał jak dziecko

- Gdzie byłeś? - zapytałam całując go w usta

- Siostra Faith miała oprerację... Wybacz, ale nie miałem głowy dzwonić...

- Nic się nie stało, ale odebrać to byś mógł...

- Sory... Chcę adoptować siostrę Faith. Rodzeństwa nie można roździelać.

- Ale ta dyrektorka mówiła, że Faith nie ma rodzeństwa...

- Ale mówiła też, że potrzebujemy ślubu do adopcji. Nie potrzebowaliśmy, a Faith ma siostrę. Tylko, że ta dyrektorka chce tylko krzywdy dla tych dzieci... One jej nieobchodzą. Nawet nie chodziły do szkoły... Cholera! Rose dalej tam siedzi!

- Michael -

Wpadłem do Domu Dziecka.

- Wybacz Rose... Siostra Faith miała operację... Mogła umrzeć... Musiałem zostać z Faith

- Wporządku Mike... Tylko weź ich popilnuj z godzinkę... Zdrzemnę się.

Ja zaopiekowałem się dzieciakami, a Rose poszła poszukać jakiegoś miejsca, żeby się zdrzemnąć. Nagle w budynku rozległ się jej krzyk... Pobiegłem w jego kierunku. Rose stała nad kałużą krwi wyciekającą spod drzwi jednego z pokoi.

Chciałem otworzyć drzwi, ale się zawachałem... Jednak otworzyłem drzwi. To miejsce... To była raczej sala tortur. Przy samych drzwiach była tylko plama, ale w głębi pokoju na sianie leżała zakrwawiona dziewczyna mniej-więcej w wieku Faith.

- Rose zadzwoń po pomoc... - zwóciłem się do Rose, a sam poszedłem za chwilę do dzieci - które z was jest najstarsze? - zapytałem

- Ja. Mam 11 lat - odparł chłopiec

- Przypilnuj proszę tej zgraji. Ja muszę pomóc Rose. To potrwa tylko chwilkę.

- Dobrze - odparł chłopiec

***

Rose rozmawiała z CPR przez telefon gdy wróciłem.

Musiałem wynieść dziewczynę w pokoju, niszcząc jak najmniej śladów, które mógłby się przydać policji. Ja miałem ratować życie tej dziewczyny... Miała sporą ranę na nodze. W tamtej chwili, zasadniczo miałem gdzieś swoje dobro. Zdjąłem swoją koszulę i opatrzyłem nią ranę dziewczyny. Dziewczyna trafiła do szpitala, Rose wysłałem z moim kierowcą do domu. Sam znów pilnowałem dzieciaków.

***

Ale ktoś musiał ich popilnować gdy mnie nie będzie, bo Rose nie może ciągle u nich siedzieć...

***
[9.05.1994]

Znaleźliśmy rozwiązanie. Dzieci na jakiś czas trafiły do najpierw na badania do szpitala, a potem do innego domu dziecka. Sam, gdy dzieci już niebyło przeszedłem się po Domu z Faith. To był szok. Miała rację. Spali na sianie... Gdy staliśmy w jej dawnym pokoju, nagle powiedziała coś, co mnie zszokowało

- Ta dyrektorka, to moja ciotka. To jest jej dom... A te wszystkie dzieci... To moja rodzina. Prawdziwa rodzina. Jesteśmy spokrewnieni. Ona przygarniała każde, które ktoś jej podrzucił... Miała córkę rok młodszą ode mnie, ale Suzanne nagle zniknęła...

- Faith, poznałabyś ją teraz?

- Chyba tak... Czemu pytasz?

- Chodź

Pojechałem z nią do szpitala, gdzie trafiła ta dziewczyna, którą znaleźliśmy z Rose... Okazało się, że to jest ta Suzanne...

- Tato, ja wiem, że już zrobiłeś dla mnie dużo, I że adoptowałeś mnie i Agnes, i że adoptujesz Camillę... Ale proszę... Zrób coś, żeby Suzanne nietrafiła do ludzi podobnych do dyrektorki

- Zobaczę co da się zrobić...

- Dziękuję tato... - przytuliła się do mnie

- Proszę córeczko...

***

Faith miała lekcje z prywatnym nauczycielem, a ja Raisa i Agnes jeździliśmy między szpitalami. Od Camilli do Suzanne i od Suzanne do Camilli.

[16.05.1994]

Udało mi się adoptować i Camillę. I ona i Suzanne jak narazie potrzebowały psychologa po tym co przeszły...

Suzanne, gdy na mnie spojrzała pierwszy raz powiedziała coś co całkiem zbiło mnie w tropu

- Pan chodził z moją siostrą?

- A jak się nazywała?

- Ola... Ona nieżyje. Ale moja, pożal się Boże, matka miała kiedyś zdjęcia... Oli z Panem, ale gdy Ola zmarła, ja miałam wtedy 3 lata... Matka najpierw nic z nimi nie robiła... Później mi opowiadała i pokazała te zdjęcia...kazała mi uważać na, jak to nazwała, "czernego faceta, który chodził z moją siostrą"

- Masz na nazwisko Ray?

- Tak...

- Suzanne, coś ci powiem, Ola była moją dziewczyną... Mieliśmy mieć dziecko... Ola najpierw poroniła, a potem zginęła...

- Ja niechcę wracać do matki - położyła swoją dłoń na mojej - niechcę. Niech pan coś zrobi

- Zrobię. - wziąłem ją za rękę - nizostawię cię na łaskę tej wariatki. Ona i tak pójdzie siedzieć. Masz dziadków? Albo innych krewnych?

- Nie. Mam tylko matkę

- Czyli, tak właściwie jestem twoją najbliższą rodziną. Byłem partnerem twojej siostry i ojcem jej nienarodzonego dziecka.

- Chce mnie pan przygarnąć?

- Tak. I niemów do mnie Pan. Jestem Michael.

- Michael zrobiłbyś to dla mnie?

- Jesteś siostrą Oli. Nie zostawię cię na łaskę innych ludzi. Adoptuję cię, ale umówmy się, że mówisz mi po imieniu. Traktujemy się tak, jakbym wziął ślub z Olą.

- Matka mnie biła. Nawet próbowała zabić. Zobacz - pokazała ślady duszenia na szyi - Uratowałeś mi życie. Mało brakowało, a matka by mnie zagłodziła.

- U mnie z głodu nie umrzesz. Nawet jeśli kiedyś upadlibyśmy tak nisko, że zaczęło by nam brakować nawet na jedzenie, to odjąłbym sobie od ust, żebyście wy się najadły. Napozwolę, żebyście cierpiały.

- Michael, Ola by niechciała, żebyś mnie przyjmował z litości.

- Nierobię tego z litości, tylko z miłości. Jesteś moją niedoszłą szwagierką. Nie zostawię cię w potrzebie.

- Michael, to matka dała Oli leki poronne i ona ją zabiła. Ona jest chora...

- Wasza matka zabiła Olę i nasze dziecko?

- Tak. Widziałam, jak wsypywała do szklanki z wodą jakiś lek... Powiedziała mi, że to witaminy, ale kilka minut potem, Ola zaczęła krzyczeć, że boli ją brzuch... Poroniła. Przyjechałeś do niej. Pamiętam... I kilka dni potem, matka upozorowała włamanie... Jesteś sławny, więc motyw potencjalnych włamywaczy był prosty... Matka zabiła Olę. Słyszałam krzyki Oli... Błagała, żeby matka... Żeby jej nie zabijała...że nie zerwie z tobą i... Że chcecie wziąść ślub... - płakała - że po ślubie wprowadzi się do... Do ciebie i... Że zabiera mnie... Matka biła Olę od zawsze...

- Nie płacz... Zamieszkasz u mnie i już nikt cię nie skrzywdzi... I tak muszę znaleść psychologa dla Camilli i Faith, więc i tobie znajdę pomoc... Pomoże wam...

[20.05.1994]

Udało mi się adoptować Suzanne

[16.06.1994]

Miałem istny zapieprz. Treningi z Raisą, rozmowy z psychologiem Camilli, Suzanne i Faith, gdzie bardziej byłem jako opiekun prawny, ale mimo to... Samo słuchanie co przeszły bolało. Przypominało to, to jak traktował nas Joseph gdy byliśmy dziećmi...(Słuchając co to dyrektorka robiła, miałem ochotę pójść do Joe i dziękować mu, że miałem lepiej niż Faith, Camilla, czy Suzanne... ) później jechałem do Suzanne, do szpitala. Wracałem, czytałem bajkę Camilli, spędzałem chociaż chwilę z Faith, potem z Raisą...

***

Ale tego dnia Suzanne zamieszkała u mnie, więc odzyskałem tak około 2-3 godzin, które normalnie spędzałem w szpitalu... Zasadniczo miałem teraz czworo dzieci, ale naprawdę troje, bo Suzanne... Ani ona nienazywała mnie ojcem, ani ja jej córką. Była moją niedoszłą szwagierką. I tak też się traktowaliśmy.

***

- Jesteś cudowny - powiedziała Raisa przytulając się do mnie wieczorem - przyjąłeś pod dach mnie, moją córkę i inne dzieci z Domu Dziecka...

- Każde z nas, może poza Agnes, miało jakieś traumatyczne przeżycie...mnie bił Joseph, później Lisa, ciebie Adnan, a te dzieci... Dyrektorka Domu Dziecka jest nienormalna - odparłem bawiąc się jej włosami

- Nikt na tym świecie nie jest normalny...

- Raisa - usiadłem i pociągnąłem ją za sobą - Obiecaj mi, że mnie nie opuścisz

- Uratowałeś mnie. Nie mogłabym Ci złamać serca

- Strasznie cię kocham... Poczekaj. Pójdę sprawdzić, czy dziewczyny śpią.

Wstałem i poszedłem sprawdzić czy rzeczywiście śpią. Kiedy zajrzałem do pokoju Suzanne, zobaczyłem, że płacze... Podszedłem do niej ją przytuliłem

- Czemu płaczesz? - zapytałem

- Przyśnił mi się tamten dzień, gdy matka zabiła Olę... Ja nadal się boję, że mnie zabije

- Najpierw musiała by zabić mnie. Niedam nikomu krzywdzić żadnej z was

- Ja widziałam jej śmierć... Widziałam jak się wykrwawiała...

- Czemu nic nie powiedziałaś, nigdy?

- Matka mi zabroniła. Powiedziała, że jeśli się wyglądam, to skończę tak samo...

- Ja wiem, że to, o co teraz zapytam, jest trudne dla ciebie, ale muszę... Czy Ola coś ci powiedziała przed śmiercią?

- Kazała mi uciekać... Uciekać jak najdalej od matki, a przynajmniej do ciebie.

- Mogłaś... Nie wiem... Zadzwonić z jej telefonu do mnie?

- Dzwoniłyśmy... Ale nie odebrałeś...

- Boże jaki byłem głupi... Pewnie gdybym odebrał, to by żyła...

- Obiecaj mi, że zemścisz się na mojej matce

- Z chęcią, ale ma za swoje. Pójdzie siedzieć. Za znęcanie się nad tobą i dzieciakami z Domu Dziecka, za to, że prawie zabiła Camillę i za nielegalny Dom Dziecka.

- Ja się boję, że ona mnie zabije

- Nic Ci nie zrobi. Przecież moi ochroniarze nikogo nie wypuszczają bez mojej zgody. Ona tu nie wejdzie, spokojnie.

***

Po rozmowie z Suzanne zajrzałem do Faith... Spała przytulona do Donut'a... Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w policzek

- Dobranoc córeczko...

Kiedy wracałem do swojej sypialni, cichy, niepewny i lekko przestraszony głos Camilli mnie zatrzymał

- Tato... Bo ja miałam zły sen...

- A co ci się śniło? - zapytałem biorąc ją na ręce

- Jak pani dyrektor kazała woźnemu przejechać tego pieska... A potem jak chciała mnie zabić

- No, już spokojnie... - odparłem przytulając ją do siebie mocnej - tutaj cię nie skrzywdzi już nikt. Będę was chronić do ostatniej kropli krwi. I nie martw się. Dyrektorka już cię nietknie. Mogę cię o coś zapytać? Co się stało z twoją matką?

- Śpi

- Jak to? Gdzie?

- W szpitalu. Miała wypadek dwa lata temu

- Jest w śpiączce?

- Tak... Możemy ją odwiedzić? Niebyłam u niej od dwóch lat

- Jasne. Nawet jutro. W którym szpitalu?

- Tam gdzie byłam ja

- Dobrze. Jutro pojedziemy. Ale musisz mi coś obiecać, weźmiemy też Faith, Suzanne, Agnes i Raisę. Pobawimy się w przebieranki. Nikt nie może nas poznać.

- A czemu?

- Bo nas zgniątą. W sumie, to jeśli mnie nie poznają, to będzie dobrze.

***

Przeczytałem Camilli bajkę na dobranoc i wróciłem do Raisy. Spała. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 1:30. Położyłem się obok Raisy i spróbowałem zasnąć, jednak gdy tylko zamknąłem oczy widziałem i czułem swoje dzieciństwo, którego tak w zasadzie nie miałem. Czułem każde uderzenie, chociaż teraz to był tylko sen... Zerwałem się i spojrzałem na zegar... 1:35... Znów zamknąłem oczy. Zjów ten sam sen. Zerwałem się 1:45... Zdesperowany zszedłem do kuchni i podgrzałem sobie mleko. Wypiłem dwie szklanki i wróciłem na górę o 2:00. Spróbowałem zasnąć... Ten sam sen. Zerwałem się. 2:20

- Ja się wykończę... - powiedziałem sam do siebie.

W drzwiach stanęła Suzanne

- Michael, śpisz?

- A wyglądam?

- Nie

- Co jest?

- Śmierć Oli mi się śniła... Możemy pogadać?

- Tak... Wiesz co? Weźmiemy jakieś koce i pójdziemy posiedzieć na dachu.

Poszliśmy na dach i i usiedliśmy pod kocem

- Michael, jaka ona była?

- Kto?

- Ola...

- Cudowna... - momentalnie miałem przed oczami obraz płaczącej ze szczęścia Oli gdy jej testy ciążowe wyszły pozytywnie... Łzy podeszłym mi do oczu - zawsze się uśmiechała... Była kochana... - zacząłem płakać - Była śliczna... I o-obiecała mi... Że-że nigdy mnie nie zostawi, na-nawet jak się-się zestarzejemy...

- Nie płacz...

- Twoja siostra była jedną z dwóch najkochańszych kobiet, jakie spotkałem poza swoją rodziną... Po kochałem ją nad życie... Ale po jej śmierci... Po śmierci naszego dziecka, zrozumiałem, że niemogę pozwolić, żeby inni tak cierpieli... Zająłem się filantropią... Pomocą chorym dzieciom... Zacząłem fundować operacje, które ratowały im życie... Wszystko po to, żeby inni nie musieli przechodzić tego co ja... Śmierć dziecka, to najgorszy, co może spotkać rodzica...

- Od tamtego czasu nie masz biologicznych dzieci... - wyszeptała - Michael, nie płacz...

- Do czegoś ci się przyznam... Od czasu śmierci dziecka i Oli... Boję się przywiązać do kogoś... Do Raisy... Do Agnes... Do Faith i Camilli... Nawet do Donut'a... Do psa, rozumiesz? - rozpłakałem się

- Raisa -

Stałam w wyjściu na dach i słuchał ich rozmowy... Szokująca była prawda o Michaelu... Bał się przywiązania? Nawet do psa?

Podeszłam do niego

- Michael, nie płacz... Obiecuję Ci... Będę przy tobie zawsze... - przytuliłam się do niego

- Nigdy nie będę prawdziwym ojcem... Raisa, znajdź kogoś, kogo pokochasz...

- Ja kocham ciebie... - pocałowałam go w usta

- A co zrobisz, gdy będę stary? Ty jesteś śliczna, młodziutka... Znajdź sobie kogoś...

- Choćbym miała ci na starość zmieniać pieluchy, jak dziecku, to ja zostaję przy tobie.

- Ja też - dodała Suzanne

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro