Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 czerwca 2005, środa, po wycieczce

Już mi brakuje słów do tego wszystkiego!

Ale po kolei.

Czech na początku wycieczki był trochę dziwny. Gdy przyjechałam z tatą i bratem pod szkołę, nie odezwał się do mnie ani słowem. Nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał, jakby ani trochę nie cieszył się, że czeka go wycieczka. Stał sam, ze spuszczoną głową, niczym jakiś winowajca.

Ignorował mnie aż do wejścia do Domu Papieskiego.

–Psst – popukał mnie w plecy. –Myślałaś kiedyś, żeby iść do zakonu, Adusia? Jakbyś chciała, to te zakonnice cię mogą poduczyć.

I zaczął się głupio śmiać. Jakby było z czego.

W życiu trzeba być przejrzystym, więc od razu zapytałam go:

–Dlaczego do tej pory się do mnie nie odzywałeś?

Na co on:

–Aaa, bo pokłóciłem się z Martusią, więc nie wiedziałem, czy z tobą mogę gadać.

Myślałam, że tam PADNĘ!

Ej, sorry!

–No fajnie – skomentowałam. –Miło, że pokłóciłeś się z nią, a mnie też zlewasz! Wiesz, że ja i ona nie jesteśmy jedną osobą?

Trochę pogadaliśmy i jakoś doszliśmy do porozumienia.

Później chodziliśmy razem prawie przez pół dnia, wygłupialiśmy się i jak zwykle mnie rozśmieszał.

W pewnym momencie, gdy staliśmy koło autokaru, podszedł do Marty, żeby wyciągnąć do niej rękę na zgodę. Ta odwróciła się na pięcie, mówiąc głośno:

–Czy na każdej wycieczce zawsze musi się znaleźć jakiś frajer?!

Pytałam ją, co się stało, a ona że nic konkretnego, ale że wkurza ją on już po prostu tymi swoimi głupimi tekstami.

Wieczorem Czech znowu nie miał humoru. Zauważyłam to, gdy poszłam pożyczyć ładowarkę od Tomka (byli razem w pokoju). Kiedy tam byłam, cały czas siedział na łóżku ze skwaszoną miną i nic a nic się nie odezwał.

Siedziałyśmy sobie z dziewczynami, plotkowałyśmy i grałyśmy w karty, kiedy Sonia nagle dostała SMS–a.

–Adrian chce pogadać – westchnęła.

Zacisnęłam zęby.

–Powiedz mu prosto z serca, jak czujesz i tyle – poradziłam jej. –To będzie dla niego ciężkie, ale nie masz obowiązku odwzajemniać niczyich uczuć... Nie musisz się czuć z tym źle.

Dziewczyny przyznały mi rację.

–Wiem... – powiedziała Sonia. –Ale to jest takie przykre, kiedy musisz dać komuś kosza.

–Daj spokój – pocieszałyśmy ją. –Dasz radę! Będzie dobrze. Jesteśmy po twojej stronie.

–Dzięki dziewczyny – powiedziała.

I poszła.

***

Gdy wróciła, wszystko nam opowiedziała.

Umówili się z Czechem koło automatu z batonikami. Podobno patrzył w podłogę i mówił bardzo cicho, niewyraźnie i mamrotał pod nosem, że się w niej zabujał i takie tam.

O Jezu.

Ciężko mi to sobie w ogóle wyobrazić. On? Ten Adrian Czech, który zawsze gada jakieś totalne głupoty i sypie nieśmiesznymi żartami, z których i tak wszyscy się śmieją? Ten, który do wszystkich zagaduje i każdego rozwesela? On się tak zachowywał?!

Ona odpowiedziała mu, że nic z tego nie będzie (chyba po raz setny) i że mogą być tylko i wyłącznie przyjaciółmi.

Trudna sytuacja. Z jednej strony współczuję Czechowi, a z drugiej jak Sonia ma robić coś wbrew własnej woli?! Rozumiem ich oboje.

Jakiś czas później dostałam od niego SMS–a:


Czech: Ups! Chyba niepotrzebnie jechałem na tę wycieczkę. Najpierw Marta mnie nazwała frajerem, a teraz rozmawiałem z panią Hulaj... Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak źle. Nie mów o tym nikomu, proszę. Dała mi decydującego kosza. Pewnie wam opowiadała. Marta ma rację. Faktycznie jestem frajerem. A na pewno tak się czuję. Jak ostatni frajer.


Biedny chłopak.


Ja: Nie jesteś frajerem! Nie mów tak o sobie! Nie można zmusić kogoś do odwzajemniania naszych uczuć. Ale jesteś super i na pewno jeszcze spotkasz kogoś, kto je odwzajemni! Śpij dobrze.


Odpisał:


Czech: Nie zasnę dzisiaj. Muszę z kimś pogadać. Spotkamy się przy automatach z batonikami, gówniarzyku?


Było już grubo po 22:00, więc obowiązywała cisza nocna. Zawahałam się. Co powiem koleżankom? Sonia nie będzie pocieszona, jak się dowie, że idę z nim rozmawiać.

W końcu jednak napisałam:


Ja: Okej. Spotkajmy się tam za 10 minut. Ale tylko na chwilę.


Dziewczynom powiedziałam, że idę do łazienki i wyszłam z pokoju.

Adrian był bardzo, ale to bardzo przybity.

Cały czas powtarzał, że jest frajerem.

–Nie jesteś!– pocieszałam go. –A tak w ogóle... Wiesz, co znaczy po czesku "frajer"?

–Nie wiem – przyznał.

–Serio? – roześmiałam się. –Jesteś w końcu Czechem, więc powinieneś wiedzieć takie rzeczy!

–Ja ogólnie mało wiem – powiedział. –Właśnie dlatego, że jestem frajerem.

–"Frajer" to po czesku komplement! – wyjaśniłam.

Tak niedawno wyczytałam w gazecie.

–Jak to?

–Ma wiele znaczeń, ale wszystkie są pozytywne. Może oznaczać "przystojnego kolesia", albo "podziwianego mężczyznę." Śmiesznie, co?

–Serio?

–No!

–Ale jaja.

–Widzisz – śmiałam się. –Nawet bycie frajerem nie zawsze musi być takie złe!

Trochę się rozweselił.

–A tak poza tym – kontynuowałam. –Podziwiam cię za to, że powiedziałeś Soni, jak się czujesz. Nie każdego stać na taką odwagę. Ja nie wiem, czy kiedykolwiek bym się na coś takiego zdobyła. Myślę, że możesz być z siebie dumny. Powinno się zawsze mówić o tym, co się czuje. Inaczej będzie się żałować do końca życia, że się tego nie zrobiło.

Gdybym tylko potrafiła słuchać swoich własnych rad, dodałam w myślach.

Czech pokiwał głową, uśmiechając się i westchnął głęboko.

–Masz rację, Adusia. Ja wiem. Ja to wszystko wiem. Ale jest mi po prostu ciężko.

–Wiem, Adrian. Rozumiem to. Ale będzie lepiej. Uwierz mi, naprawdę, będzie lepiej. Muszę iść. Śpij dobrze!

Pokiwał głową ze zrozumieniem.

–Ty też, gówniarzyku – uśmiechnął się. –Dziękuję ci!

–Nie ma sprawy – powiedziałam i zmyłam się stamtąd.

***

Niestety kolejnego dnia Czech znowu mnie męczył.

Chodziliśmy po mieście, a on mi truł, że chce wiedzieć, co Sonia mówiła nam o ich rozmowie. Jakie to ma znaczenie, skoro i tak dała mu kosza?!

W autokarze cały czas mnie wołał, żeby z nim usiadła.

W końcu prawie się przez to wszystko popłakałam, bo czułam się jakbym była między młotem a kowadłem. Sonia mi coś mówiła, ale prosiła, żeby nie mówić Czechowi. Czech też mi coś mówił i prosił, żeby nie mówić Soni. Mimo to oboje chcieli wiedzieć, co mówiło drugie.

Czułam się rozdarta.

W pewnym momencie zatrzymaliśmy się na przerwę koło McDonalda. Gdy wyszliśmy z autokaru, usłyszałam Czecha:

–Aduś, pożyczysz mi dyszkę?

Wkurzyłam się i zawołałam:

–Nie dostaniesz ode mnie kasy na to wycinające lasy deszczowe ścierwo! A tak w ogóle, rozwaliłeś mi cały humor!

Zrobił głupią minę i zapytał:

–Co... Co ci rozwaliłem?

–HUMOR!!! Kompletnie zepsułeś mi humor! – oświadczyłam i poszłam do McDonalda.

Oczywiście tylko do toalety. Nie jem tych śmieci. Nie jestem śmietnikiem i nie można do mnie wrzucać wszystkiego, co popadnie.

Wsiadłam do autokaru nieco przybita. W końcu wrócił też Czech z shakiem w ręce i zapytał:

–Aduś, czym cię tak wkurzam?

–Tym, że chcesz wiedzieć wszystko o Soni, a ja po prostu NIE MOGĘ ci tego powiedzieć! To nie jest w porządku wobec niej!

–Dobrze, już nie będę.

Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, po czym zapytałam:

–Od kogo wyłudziłeś forsę?

–Od tego blondyna, nie wiem jak się nazywa, chyba Orzechowski.

–Acha.

Postawił shake'a na mini–półeczce przed sobą.

–Nie będę cię już męczył w sprawie Soni.

–Mówmy szyfrem – zaproponowałam.

–Okej... Tylko jakim?

–Może... Shake!

–Oooo! – pomysł wyraźnie mu się spodobał.

–Lubisz pić Shake'a? – zapytałam.

–No i to jak... Jest pyszny! – podłapał od razu.

–A nie przejadł ci się już?

–Troszeczkę, ale chyba się uzależniłem.

Patrzyliśmy razem na biały kubek z McDonalda.

–Ten Shake ma takie ładne, okrągłe kształty – uśmiechnął się Czech.

–Hahaha! – śmiałam się. –A myślisz, że inni też lubią Shake'a?

–Chłopaki z mojej klasy mówią, że ma mordę jak koń.

–Jak Shake może mieć mordę?! – powstrzymałam go, żeby gadał bardziej zaszyfrowanym językiem, bo ktoś może domyślić się, o co chodzi.

–A podoba ci się nowe opakowanie Shake'a?

Odwrócił się, by spojrzeć na Sonię. Ostatnio zmieniła fryzurę. Teraz ma taką słodką grzywkę i wygląda jak Ciara.

–Pewnie, każe opakowanie zawsze mi się podobało. Lubię jak przychodzi do szkoły w takim biało–niebieskim sweterku.

Shake w sweterku!!! Trochę przeginał!

–Hahaha! To Shak'i chodzą? – śmiałam się.

Chwilę milczeliśmy.

–Wiesz co mi się jeszcze podoba w Shak'u?

–No...

–Jest taki bezbronny...

A więc to prawda!!! Chłopaki naprawdę lecą na bezbronne istotki. To doświadczenie – bycie kumpelą Czecha – pomaga mi ich lepiej zrozumieć.

–No tak – pokiwałam głową. –Jak Shake'a raz się wyleje, to już koniec. Na nowo nie wleje się go do kubka.

–No, jest taki delikatny...

–A ty taki koksu! – śmiałam się. Czech regularnie bywa na siłowni. Ma dużo mięśni i jest bardzo silny.

–No właśnie, obronię ją! Będzie się przy mnie czuła bezpiecznie.

Zawahałam się.

–Tylko problem w tym, że ona nie chce.

Czech pokiwał głową ze zrozumieniem.

–Zdaje mi się, że im więcej piję tego Shake'a, tym mniej on mnie lubi. A im mniej on mnie lubi, tym większą mam ochotę, by go pić.

JEZU!!! Następna rzecz z babskiej gazety o chłopakach, która się sprawdziła!

Mimo wszystko ucieszyłam się, gdy dojechaliśmy w końcu do Tulipka. Czech bywa jednak męczący. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro