7 marca 2005, poniedziałek
7 marca 2005, poniedziałek
Wreszcie wróciłam do szkoły.
Nie żebym tak tęskniła za nauką, ale muszę przyznać, że nasze gimnazjum jest dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji.
Poza tym w domu nie można wytrzymać, bo robotnicy cały czas hałasują na górze. Ale to są już ostatnie chwile... Wszystko powinno być gotowe w najbliższych dniach i najprawdopodobniej mamy się przeprowadzić na pierwsze piętro do własnych pokoi już w TEN WEEKEND.
To będzie spełnienie jednego z moich największych marzeń...!
***
Niektóre marzenia się spełniają. Inne na zawsze pozostaną tylko marzeniami...
Michał podszedł do mnie dzisiaj i przywitał się ciepło.
–Mam dla ciebie płytę – powiedział.
–Dzięki... – uśmiechnęłam się.
Staliśmy tak i gadaliśmy całą przerwę. Pomyślałam, że jeżeli będziemy się kumplować, to to czy ma dziewczynę totalnie mi zwisa!
Niech tylko zostanie tak, jak jest...
Teraz marzę już tylko o tym, żebyśmy na zawsze zostali przyjaciółmi. To dużo cenniejsze od nastoletnich zauroczeń, które i tak przeminą...!
8 marca 2005, wtorek, Dzień Kobiet
Z samego rana tata i Tomek obdarowali mnie i mamę tulipanami. Raczej niczego więcej się już nie spodziewam, chociaż próbowałam im dać delikatnie do zrozumienia, że dzisiaj wychodzi płyta Verby pod tytułem "8 marca"...
W szkole od chłopaków z klasy również dostałyśmy kwiaty... To było bardzo miłe!
Ale i tak żadna z nas nie dostała tyle kwiatów, co Sonia.
Adrian Czech przyniósł jej cały bukiet tulipanów!
Głupio mi to mówić, bo wiem, że ona nie jest nim zainteresowana, ale trochę jej zazdroszczę, że ma takie powodzenie. Nie dość, że ma chłopaka, to jeszcze ugania się za nią jakiś koleś i robi z siebie dla niej debila!
po angielskim
Od chłopaków na angielskim dostałyśmy kolorowe lizaki w kształcie kwiatków...! To było mega słodkie!
Ja i Michał pisaliśmy trochę liściki. Najpierw narysował mi na kartce tulipany. Oto i one:
Odpisałam:
Ja: Czadowe! Powieszę je sobie w pokoju, dzięki! Narysuj mi coś jeszcze!
Michał: Nie umiem nic więcej. To jest szczyt moich możliwości. Nie mam takiego talentu jak ty!
Ja: Narysuj Bułkę :)
Po czym on narysował:
Ja: Miałam na myśli twojego psa!
Michał: Aaa...! Nie umiem jej narysować! Jest za skomplikowana.
Ja: A to szkoda. A jak tam u niej?
Michał: Wszystko dobrze. Dużo rozrabia. Możecie przyjść w weekend z Tomkiem i zobaczyć ją znowu, jak chcecie.
Zdębiałam. Szczerze mówiąc, zupełnie się tego nie spodziewałam.
Ja: Nie myślałam, że mnie jeszcze kiedyś zaprosisz po tym, co ostatnio odwaliłam...
Michał: Nie gadajmy o tym! Było, minęło. Już nawet o tym nie pamiętam! To przyjdziecie?
Ja: Chętnie, ale nie jestem pewna, czy będziemy mieli czas. W weekend mamy się przeprowadzać na górę. Od teraz będziemy mieli już osobne pokoje!!!
Michał: Wow, super!
Ja: Jak już się przeprowadzimy, to też możesz do nas wpaść. :)
Michał: Pewnie, bardzo chętnie! :)
***
Cóż. Wychodzi na to, że Michał już chyba naprawdę mi wybaczył... Cieszę się, że nie jest pamiętliwy!
Ciężko jest żyć z myślą, że wyrządziło się komuś krzywdę. Gdy ktoś ci wybaczy, jest tak jakoś lżej na sercu...
9 marca 2005, środa
Byłam na spacerze z Martą i Marcelką. Obie wmawiały mi, że nie wierzą, że Michał już mi się nie podoba. Zaklinałam się, że nie mają racji.
Teraz widzę w nim tylko i wyłącznie kumpla.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro