24 czerwca 2005, piątek, Zakończenie Roku Szkolnego
24 czerwca 2005, piątek, Zakończenie Roku Szkolnego
Rano przeczytałam kolejną wiadomość od Czecha. Wysłał ją wczoraj później, gdy nie odpisałam.
Czech: Ej smrodku, przysnęłaś?
Westchnęłam. Pomyślałam, że chyba jestem ostatnią osobą, którą powinno się prosić o radę w sprawach sercowych.
Muszę iść do szkoły na zakończenie roku. Będzie tam Michał... Ja nie dam rady!
Boże.
Muszę wstać i się zebrać.
po zakończeniu roku
Już po apelu na zakończenie roku. Daliśmy nauczycielom wiązanki z gerber.
Jak już kiedyś mówiłam, gerbery to najlepsze kwiaty, ponieważ są najbardziej wytrzymałe.
Nie mam świadectwa z czerwonym paskiem. Ale nie jest takie złe. Cieszę się, że już są wakacje i nie będę musiała przez jakiś czas myśleć o wszystkich znienawidzonych przedmiotach.
W Superklasie zwyciężyła IB, czyli klasa Michała.
Przywitaliśmy się z nim zupełnie normalnie. Chwilę pogadaliśmy, jak gdyby nigdy nic.
Marcela i Marta wypytywały mnie, jak poszła nasza rozmowa, ale powiedziałam im, że opowiem im później, poza terenem szkoły.
Na apelu chór śpiewał piosenki "To już jest koniec", "Ale to już było" i inne tego typu, sentymentalne. Dziewczyny z trzeciej klasy strasznie płakały. Rozumiem to, bo sama ryczałam w zeszłym roku, gdy kończyliśmy podstawówkę.
Pomyślałam sobie, że to może być ostatni raz, kiedy widzę Michała. Ale po raz pierwszy zamiast żalu czułam ulgę.
Pytałam Czecha, czy jest mu smutno, że skończył już gimnazjum.
–Trochę jest –przyznał. –Najbardziej będę tęsknić za tobą, Martusią i Sonią.
To było miłe!
Gdy opuściliśmy mury szkoły i poczułam na policzkach słońce, poczułam się wolna.
wieczorem
Byłam na spacerku z Martą i Marcelą. Wszystko im opowiedziałam. Były w szoku, że zdobyłam się na taką szczerość. Powiedziały, że same chyba nigdy by tego nie zrobiły. Wyraziły również współczucie z powodu mojego złamanego serca i pocieszały mnie. Są najlepsze!
później
Właśnie dzwonił Adrian Czech. Żalił się, że dał w końcu Soni tego Jigglypuffa, a ona w ogóle nie podziękowała.
–I znowu zrobiłem z siebie debila – podsumował.
Uśmiechnęłam się.
–Daj spokój, nie martw się tym – powiedziałam. –Jak nie umie docenić prezentu, to jej strata.
–Dzięki, Adusia – usłyszałam w słuchawce. –Następnego pluszaka kupię dla ciebie. Dużo większego i ładniejszego.
Roześmiałam się.
–No jeśli nie szkoda ci kasy!
A on odparł:
–Nie szkoda, dla takiego małego brudaska jak ty.
***
Gdy już trochę ochłonęłam, myślę sobie, że życie wcale nie jest takie złe.
Nie trzeba dramatyzować...
Nie ma co się załamywać.
Wczoraj byłam tak roztrzęsiona, że ledwo trzymałam pióro, jak smutna, że łzy same cisnęły mi się do oczu, tak przytłoczona, że chciałam tylko iść spać.
A dzisiaj sobie myślę.
Mam co prawda złamane serce, ale nadal żyję.
Myślałam, że od czegoś takiego się umiera, a ja jednak cały czas oddycham.
Myślałam, że tego nie wytrzymam, ale wytrzymałam.
I wierzę w to, że jeszcze będzie dobrze.
Dzisiaj mogę już z całą pewnością powiedzieć – pierwsza miłość w moim życiu była nieszczęśliwa. I to boli straszliwie. Boli jak cholera.
Ale to NIE jest koniec świata.
Nie przytrafiła mi się historia rodem ze "Szkoły uczuć", ani żadnej innej komedii romantycznej.
Ale to MOJA historia i wierzę w to, że nie wydarzyła się bez przyczyny.
Wierzę w to, że i mnie spotka kiedyś odwzajemniona miłość.
I nie tylko to!
Spotka mnie jeszcze masa dobrych rzeczy.
Czekają mnie w życiu piękne chwile. Jestem o tym absolutnie przekonana.
Biorę głęboki oddech, patrzę przed siebie i myślę sobie.
Nie ma się czego bać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro