2: rozdział 6
Hailey's P.O.V
Patrzyłam na swojego narzeczonego jak na jakiegoś idiotę, który właśnie powiedział mi, że nasz syn jest homoseksualny.
- Co?-tylko o to mogłam i byłam w stanie wtedy zapytać, bo dowiedzieć się o tym w takiej chwili? Tuż przed ślubem!
- Ed jest gejem.-powtórzył, aczkolwiek i tym razem to do mnie nie doszło i prychnęłam.
To na pewno jest jakiś pieprzony żart...
- Żartujesz, tak?-spojrzałam na niego z nadzieją, ale wcale nie wyglądał, jakby żartował.
- Hailey, to nie żart.-westchnął.- Ed jest gejem, homoseksualistą, lubi chłopaków.-wytłumaczył mi jak małemu dziecku, na co przewróciłam oczami.
- Wiem co to gej, ale Ed? Nie, on przecież...
- Jest gejem.-wtrącił.- Czy tego chcemy czy nie, jest homoseksualny i kropka. Teraz to nie ważne. Jest naszym synem, tak?
- Tak, ale czemu akurat teraz się do tego przyznał i czemu ja wiem tak późno?!-zaczęłam się wściekać.
- Bo się bał mi powiedzieć, a ja bałem się powiedzieć tobie, okej?-uniósł brwi patrząc na mnie oczywistym spojrzeniem, przez co poczułam się strasznie mała i taka... Nie wiem... Po prostu malutka.- Ważne, żeby go nie traktować jak odmieńca, bo to przecież wciąż jest Eddie.
- Ja wiem.-podeszłam bliżej niego, żeby stworzyć między nami więź wspólnej strony.- Przecież to ja go urodziłam.-spojrzałam mu prosto w oczy.
- A ja go z tobą wychowałem. Co prawda nie jestem jego ojcem, ale jednak go wychowałem.
Zagryzłam wargę bijąc się z myślami, co robiłam przez całe te kilkanaście lat.
Powiedzieć mu czy nie? Znaczy muszę to kiedyś zrobić, ale kiedy? To duża sprawa...
- No co?-spytał, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Skojarzyłam, że cały czas patrzyłam mu w twarz nieobecnym wzrokiem, co było dość straszne.
- Um, nic.-zaczesałam kosmyk włosów za ucho, uśmiechając się przy tym niezręcznie.
- Ty coś kombinujesz.-stwierdził, mrużąc na mnie oczy, przez co wyglądał jak chińczyk.
- Wydaje ci się.-prychnęłam, otwierając drzwi od biura, ale nie zdążyłam ich nawet dobrze otworzyć, a jego dłoń skutecznie uniemożliwiła mi wyjście, zamykając drzwi.
Obrócił mnie tak, żebym plecami przylegała do drzwi, a sam oparł się rękami po bokach mojej głowy. Patrzył na mnie wzrokiem, który posiadał mieszankę podniecenia, irytacji oraz pewności siebie. Jego oczy przybrały barwę hebanu, a moje zapewne pociemniały do zjawiskowego szafiru, co zawsze się działo, gdy tylko byłam w pobliżu mojego mężczyzny, który jednym spojrzeniem potrafił powalić mnie na kolana i zmusić, żebym...
Padłam przed nim na kolana, cały czas mając wzrok wlepiony w jego piekielnie rozpalone oczy.
- Moja maleńka.-ujął mój policzek jedną dłonią, a drugą cały czas podtrzymywał się drzwi, podczas gdy ja rozpinałam skórzany pas od jego spodni.
Dawno tego nie robiłam, bo nie mieliśmy czasu na takie rzeczy, ale myślę, że to jedna z tych spraw, o których się nie zapomina.
Jak jazda na rowerze, tylko zamiast roweru jest penis...
Uwolniłam w końcu jego biodra od spodni, które luźno opadły mu do połowy ud. To mi w pełni wystarczyło, żeby móc zobaczyć jego dość sporą erekcję uwięzioną pod czarnym materiałem bokserek. Zamruczał gardłowo, gdy przejechałam po nim opuszkami palców, przy czym zahaczyłam go również paznokciami. Musiało mu się spodobać, bo drgnął biodrami w moją stronę. Uśmiechnęłam się znacząco i ponowiłam czynność, na co zareagował podobnie. Ściągnęłam mu bokserki do linii, gdzie spodnie wisiały mu na biodrach, po czym wzięłam w rączkę jego penisa i zaczęłam go obkręcać w mojej pięści. Spojrzałam na niego z pod rzęs, chcąc zobaczyć jego reakcję. Patrzył na mnie jakby na coś czekał, ale jednocześnie cieszył się tym, co mu dawałam.
- Och nie pierdol się ze mną.-rzucił i drgnął biodrami do moich ust. Otwarłam je jak posłuszna suka i powitałam swojego Pana językiem.
Jęknął zmysłowo, co spowodowało wylew u mnie, tam na dole. Omal mnie mie udusił, wpychając swojego penisa w moje gardło, ale przeniosłam swoją dłoń na nasadę penisa tak, żeby dalej nie mógł go posunąć i tak mi było lepiej się nim zająć. Lizałam jego żołądź, podgryzałam delikatną skórę napletka i od czasu do czasu go połykałam. Myślałam, że zaraz padnie albo wyrwie się ode mnie. Skomlał, jakbym mu robiła krzywdę, ale po jego minie dało się stwierdzić, że to tylko i wyłącznie rozkosz nim teraz włada. Miał zamknięte oczy, jakby skupiał się na odczuciu, zaciśniętą szczękę oraz zmarszczone brwi. Był blisko, gdy poraz kolejny go połknęłam, ale ja nie miałam zamiaru na tym kończyć naszego spotkania.
Za długo na to czekałam.
Wstałam i jak gdyby nigdy nic otarłam kąciki ust. Otwarł oczy, a kiedy odnalazł moje oczy, spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co?-spytałem niewinnie.
- Dlaczego przestałaś?-wysapał wciąż dysząc z wysiłku. Och ja miałam zdecydowanie cięższą pracę do zrobienia, książę.
- Tak mi się podobało.-uśmiechnęłam się do niego uroczo i och tak. Ten jego wzrok. Był zirytowany i to było to, co właśnie chciałam osiągnąć.
- Tak ci się podobało?-uniósł brwi, po czym przygwoźdźił moje ciało swoim do zimnych drzwi. Czułam jego erekcję na swoim podbrzuszu, co dodatkowo mnie pobudziło i cholera... Chciałam go już mieć. Teraz i natychmiast. Ale nie. On musiał się ze mną droczyć.- A tak mnie się podoba.-odwrócił mnie tyłem do siebie, więc teraz mój brzuch jak i policzek przylegały do zimnego dębu. Jednak ja byłam na tyle rozpalona, że nie czułam tego chłodu, a jedynie żar jego dłoni, podwijających mi sukienkę. Zagryzłam wargę czując jego wzrok na moich pośladkach. Zapewne cieszył go fakt, że nie miałam na sobie majtek... Ani stanika. Ale o tym drugim jeszcze nie wiedział.- Zdecydowanie mi się podoba.-przejechał nosem po moim karku, powodując przyjemny dreszcz, który swój finał miał między moimi nogami, gdzie poczułam uścisk jego dłoni.
Och mój...
- Co teraz, malutka?-zamruczał mając nade mną władzę kompletną. Byłam zależna tylko od niego. Tak miało być.
Drażnił palcami moją łechtaczkę, a kciukiem napierał na ten mały guziczek pomiędzy wargami. Starałam się nie wydawać żadnych dźwięków, ale nie byłam w stanie powstrzymać mojej ekstazy. Poruszyłam się niespokojnie na nogach, a ona to wykorzystał, wsuwając kolano pomiędzy nie. Jego usta znalazły miejsce na mojej szyi, z czego oboje się cieszyliśmy.
- Ktoś tu się cieszy.-zanucił cicho do mojego ucha, stykając się swoim żołędziem z moimi skarbami na dole. Uniosłam dłoń i zacisnęłam ją w jego hebanowych włosach. Było mi tak dobrze...- Cieszysz się, maleńka?-ponownie mnie zapytał, a ja skinęłam głową. Ale to mu nie wystarczyło.- Odpowiedz mi!-uderzył mnie w tyłek tak mocno, że aż podskoczyłam.
- Cieszę.-jęknęłam, rozpaczliwie szukając tarcia pomiędzy mną a nim, ale na szczęście sam postanowił się tym zająć i wsunął się we mnie.
Miałam tylko nadzieję, że nikt nie słyszy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro