2: rozdział 5
Hailey's P.O.V
Przewróciłam oczami, gdy Emily po raz kolejny odrzuciła sukienkę, która do mnie pasowała. Miała swoje zdanie, okej, szanuję to, ale nie musiała odrzucać wszystkiego, co tylko założyłam.
- Och to możemy zdjąć.-mruknęła konsultantka, odpinając koronkowy pasek z diamentami, który opinał moją talię.
Sukienka, jaką teraz miałam na sobie, była kroju syrenki. Diamenciki, koronka, paciorki i inne błyskotki ozdabiały suknie, sprawiając, że przyciągała uwagę, która jest przecież tak ważna w tym dniu.
- Lepiej?-uśmiechnęła się miło do mojej córki, która jednak zmarszczyła nos i pokręciła głową.
Ja i konsultantka westchnęłyśmy z bezradności.
- W takim razie ja już nie mam pomysłów.-przyznała konsultantka.
- Czyli dzisiejsze przymiarki się skończyły niepowodzeniem.-stwierdziłam i poszłam razem z pomocnicą do przebieralni, skąd wyszłam ubrana w swoje zwykłe ubrania.
- Zapraszamy na wizytę za tydzień. Będziemy mieć nowe sukienki i na pewno któraś przypadnie do gustu naszej małej juri.-uszczypała policzki Emily, a ta przewróciła oczami i udała się do wyjścia.
- Juri, ale jaka zaciekła.-zakpiłam.- Dobrze, dziękuję Georgia za twoją cierpliwość.-ucałowałam jej policzki, co ona zrobiła też z moimi.
- Zawsze do usług kochanie.-zachichotała.- Pozdrowienia dla przyszłego męża.
- Dzięki, papa!-pokierowałam się do wyjścia, gdzie moja córka stała już przy samochodzie.
- No maleńka jedziemy do domu.-zagruchałam, po czym odblokowałam auto, dzięki czemu obie mogłyśmy wsiąść.
- A moja sukienka kiedy?-zapytała po chwili drogi i słuchania Ariany Grande w radiu. Mała szalała za nią.
- Jeszcze jest czas kochanie. Na razie garnitur tatusia, suknia mamusi, sala weselna i suknie druhen.-westchnęłam podsumowując wszystkie sprawy jak na razie.
- Ale tatuś ma garnitur.-zauważyła, na co skinęłam głową notując to sobie w głowie.- Czyli będziemy mógłby pojechać po moją sukienkę?
- No dobrze.-westchnęłam zmęczona.- Zadzwonię do taty, że nie będzie nas trochę dłużej.-kliknęłam odpowiednie przyciski na panelu samochodu, dzięki czemu zaraz usłyszałam głos ukochanego.
- Hej baby, co tam?-pierwsze, co powiedział po odebraniu słuchawki.
- Emily chce jechać po sukienkę na nasz ślub. Poradzisz sobie jeszcze chwilę?
- Jestem dużym chłopcem.-miałam pewność, że przewrócił oczami.
- Dobrze, skarbie. Pa.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się, a mała zapiszczała podekscytowana. Chwilę potem byłyśmy w prestiżowym sklepie z sukienkami od Armaniego.
Odkąd nas stać, pozwalamy sobie na więcej niż kiedyś. Firma Ranve dobrze prosperuje, a dochody pną się w górę. Za to ja zastanawiam się nad sprzedaniem własności mojej firmy. Mam ku temu powód, ale na razie wiem tylko ja. Nie wiem kiedy powiem komukolwiek, ale myślę, że niebawem, bo jak tego nie zrobię, samo się ujawni.
- Taka?
Ocknęłam się, gdy córka wystąpiła przede mną w lazurowej sukience długości za kostki. Miała falbanki i ogólnie była bardzo wykiczowana. Nie podobała mi się, dlatego pokazałam kciuk w dół. Młoda wydęła wargi i zeszła z podestu do przebieralni. Potem było jeszcze kilka sukienek; białe, zielone, różowe a nawet jedna foliowa... Ale żadna nie przypadła nam do gustu.
- No nic Emi.-westchnęłam, podnosząc się z białej kanapy, na której siedziałam.- Wpadniemy kiedy indziej.-przeczesałam jej włoski.
Miała smutną minkę, a mnie się serce krajało na ten widok. Chciałam moim dzieciom zapewnić to, czego mieć nie mogły w czasach rządów Petera. Ranve też tego dla nich pragnął, aczkolwiek czasami tak się po prostu nie dało.
- Będziesz miała swoją sukienkę.-powiedziałam, kiedy szłyśmy do wyjścia. Nie chciałam oglądać jej smutnej, a taka pewnie by była przez cały następny tydzień, gdyby nie to, że jeden z pracowników tego sklepu nas zatrzymał tuż przed drzwiami, twierdząc, że ma coś, co na pewno spodoba się i mnie i młodej.
Zdecydowałyśmy, że może warto przymierzyć, dlatego z powrotem usiadłam na sofie, a moja córeczka poszła przymierzać kreację, którą wybrał ekspedient. Byłam bardzo ciekawa co tym razem zakładała na siebie dziewczynka, ale miała szczere nadzieję, że spodoba się jej i będziemy mogły odhaczyć kupno jej sukienki z listy "Do zrobienia przed ślubem". Niedługo potem wyszła moja mała królewna, a mnie łzy stanęły w oczach na jej widok. Sukienka sięgała jej do ziemi, była biała, z delikatnego materiału i posiadała błękitną wstęgę obkręconą przez jej talię. Tego samego koloru kokarda widniała z boku sukienki i to wszystko było po prostu och.
- I jak?-spytała rozkładając ramiona i okręciła się wokół własnej osi.
- Przepiękna, kochanie.-zachwaliłam zgodnie z prawdą, na co moja córka pisnęła uradowana. Ja też byłam szczęśliwa, bo kupno tej sukienki, to był kolejny krok, który przybliżał nas do tego najważniejszego dnia.
Godzinę później weszłyśmy do domu, w którym było dziwnie cicho, ale zawsze tak było, gdy Ed szedł do szkoły, a Ranve zaszywał się w swoim biurze na piętrze.
- Idź do pokoju i powieś sukienkę gdzieś, gdzie będzie bezpieczna.-rozkazałam, a mała pognała na piętro z pudełkiem w dłoniach.
Rozejrzałam się po salonie i coś było nie tak. Zmrużyłam oczy, podchodząc do kanapy, gdzie zobaczyłam telefon Eda. Dziwne, nigdy się z nim nie rozstawał. Nawet do łazienki go ze sobą brał, a tu jeszcze był odblokowany... To nie było normalne. Wzięłam go do ręki i postanowiłam zobaczyć co jest grane. Przeglądałam ekran główny, gdy nagle wyskoczył mi dymek czatu z messengera.
Zmarszczyłam brwi i chcąc nie chcąc kliknęłam w dymek, tym samym wchodząc w całą konwersację.
Ojciec wie? Ale co wie? Że Ranve? I że mnie czegoś nie powiedział... Jakich nas? Spojrzałam na rozmówcę, z którym Ed prowadził rozmowę i... Damon Ewans? Kto to? Zaniepokojona ruszyłam do biura przyszłego męża, żeby go o to wypytać. Nawet nie zapukałam, tylko weszłam do środka, przerywając mu rozmowę telefoniczną.
- Tak panie inwestorze.-mruknął do telefonu, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Ja za to patrzyłam na niego z wyrzutem. Czego mi nie mówi?- Zajmę się tym jak tylko przylecę do Egiptu. Tak, mhm.-przewrócił oczami.- Dziękuję, do usłyszenia.-rzucił, rozłączając się. Schował telefon do kieszeni i spojrzał na mnie z jakimś niepokojem? Czyżby bał się mojego wzroku? Jego oczy powędrowały na telefon Eda, który trzymałam w dłoni.- To telefon Eda?-wskazał na urządzenie palcem.
- Tak.-powiedziałam podchodząc do niego.- Ojciec wie, ale mamie muszę powiedzieć.-zacytowała jedną z wiadomości naszego syna.- O czym wiesz i co chcecie mi powiedzieć?-popatrzyłam na niego poirytowana jakimiś tajemnicami.
- Skarbie.-westchnął, przymykając na sekundę oczy.- To delikatna sprawa.-szepnął, a ja zmarszczyłam brwi, przechylając głowę do boku. Jawnie dałam mu znać, że ma mi powiedzieć wszystko bez wyjątku.- No dobrze.-ominął mnie i zamknął drzwi na klucz.- Ale nie mów Edowi, że wiesz.
- Na razie nie wiem.-stwierdziłam.
- Ed... on mi wczoraj powiedział, że... um, jest nieco inny niż wszyscy.-podszedł do mnie i jak to inny?
- To znaczy?
- Jest gejem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro