Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: rozdział 4

Ed's P.O.V

- Nie mów mamie.-powiedziałem jeszcze zanim on zdążył się odezwać.

Bałem się mu to powiedzieć, bo to jest jednak delikatna sprawa. Zwłaszcza dla mnie. Wiedziałem, że nigdy by mnie nie odrzucili z powodu orientacji ani w ogóle żadnego powodu, ale gdzieś z tyłu głowy miałem strach i to, że będą na mnie inaczej patrzeć.

Kto o tym wie?

Rick.

I tylko on.

No i teraz ojciec, który nadal patrzył na mnie z niedowierzaniem, przerażeniem, zrozumieniem i jeszcze paroma innymi emocjami.

- Ed...-westchnął, ale mu przerwałem własnym monologiem.

- Wiem, wiem. Możesz mnie już wydziedziczyć. Właściwe to sam się wyprowadzę. Tak będzie najlepiej...

- Dzieciaku.-złapał mnie za ramiona i mną potrząsnął, przez co się zamknąłem.- O czym ty do mnie mówisz? Jakie wydziedzenie? Za co? Że jesteś homoseksualny?

Patrzyłem na niego z nadzieją, ale byłem też jakby przerażony. Co by było, gdyby ktoś ze szkoły się o tym dowiedział? Zjedliby mnie żywcem.

- Jesteś moim synem, Ed. Poza tym mamy XXI wiek. Geje są wszędzie i są akceptowani przez większość ludzi.

- Przez większość. A ta reszta nimi gardzi.-powiedziałem trochę z wyrzutem do tych ludzi.

- Ta reszta to dupki.-stwierdził, a ja spojrzałem na niego spod rzęs.- Skąd wiesz, że jesteś gejem?

- Bo... Byłem miesiąc temu w kinie z Kyle. I pocałowała mnie, ale ja nie czułem, że to coś specjalnego. Czułem się dziwnie. Potem spotkałem się z Rickiem, żeby mu o tym powiedzieć.-mówiłem spokojnie i jak najwyraźniej, aczkolwiek z trudem mi to przyszło.- Zaproponował, że jestem homo.-przeniosłem wzrok na ziemię.- Pocałował mnie, żeby to sprawdzić i... Spodobało mi się.

Uniosłem wzrok na ojca. Stał i patrzył. Tym razem w oczach miał niepokój. Tylko niepokój.

- Ed, ja muszę o tym powiedzieć mamie.-powiedział, a ja jęknąłem.

- Musisz?

- Nie mam przed nią tajemnic i nie zamierzam jej okłamywać. Nie masz się czego bać. Wiesz, że mama jest tolerancyjna.

- Ale to kobieta!

Zmarszczył czoło na mój argument.

- I co z tego?

- Nie zrozumie.

- Uwierz mi, że zrozumie, a teraz idź spać i jutro do szkoły.-klepnął mój bark i pokierował się do drzwi, które otwarł.

- Mogę jutro nie iść do szkoły?-zagryzłem wargę mając nadzieję, że może mi dopuści. No niestety.

- Idziesz do szkoły.-zadecydował, a ja wiedziałem, że nic nie da się zrobić, żeby go przekonać. Mogłem tylko zaakceptować jego decyzję.

Tak jak kazał poszedłem się położyć, a rano pojechałem do szkoły na deskorolce. Wpakowałem ją do swojej szafki, którą zamknąłem.

- Yo, Pallins!

Uśmiechnąłem się słysząc głos Ricka, który zawsze mnie tak przezywał.

Parker i Collins. Pallins.

Przybiłem z nim piątkę, ale nie taką zwykłą. Wyćwiczyliśmy specjalną kombinację, która składała się z normalnego żółwika, piątki, potem przybicia kciuków i na koniec braterski uścisk.

Robiliśmy wrażenie.

- Siemasz?-rzuciłem idąc z nim ramię w ramię na szkolne boisko, gdzie mieliśmy mieć za chwilę wychowanie fizyczne.

Wzruszył ramionami, chowając ręce w kieszenie koszykarskich spodenek.

- Nic nowego. A ty?-spojrzał na mnie, a ja wiedziałem jaki temat poruszy.- Mówiłeś ojcu?

Skinąłem głową, siadając na trawniku. W miejscu, gdzie miałem dogodny widok na rozgrzewkę starszych.

- I co mówił?-spytał siadając obok mnie. Patrzył na mnie cały czas, a gdy ja chciałem to samo zrobić z nim, mój wzrok zjechał na jego usta.

Szybko odwróciłem wzrok na trawnik i udawałem, że nic się nie stało. Miałem nadzieję, że nie zauważył.

Kurwa. Ten pocałunek "sprawdzający" zadziałał na mnie mocniej niż myślałem. A to przecież mój przyjaciel!

- Uh, że to jest okej i w ogóle, żebym się nie martwił, bo mama na bank mnie zaakceptuje i tak.

- No widzisz?-rozkraczył i zgiął nogi w kolanach, opierając się rękami o trawnik za sobą.- A ty tak świrujesz.-przewrócił oczami.

- A... Ty nie masz ze mną problemu?

- Żartujesz?-spojrzał na mnie jak na idiotę.- Mógłbyś nawet w sukienkach mamusi chodzić, a ja bym nadal widział w tobie mojego Eda.

Twojego Eda...

Co?

O czym ja myślę?!

- Ej.-rzucił nagle.- A jak to jest? W sensie zamiast patrzeć na tyłki dziewczyna patrzysz na tyłki chłopaków?-spytał.

- Um, ja jeszcze nie... Znaczy... Raczej na...-jąkałem się nie wiedząc nagle jak się zachowywać przy kumplu, którego znam przecież od tak dawna.

- Ed, to jest dla mnie normalne, więc nie masz się co wstydzić.-powiedział.- Tak samo mój temat. Widziałem jak patrzysz mi na usta i nie mam problemu, żebyś mnie całował.

- Serio?-spojrzałem na niego z niedowierzaniem i zadowoleniem, ponieważ zdecydowanie chciałem się z nim całować.

- Czemu nie? Tylko się we mnie nie zakochaj.-rzucił z rozbawieniem, a ja spojrzałem na niego z kpiną.

Nigdy bym się w nim nie zabujał.
Lekcja rozpoczęła się rozgrzewką w postaci dziesięcio minutowego biegu okrążając boisko. Nie powiem, miałem dobrą kondycję, aczkolwiek ten dzień był jednym z tych upalnych, a my byliśmy na pełnym słońcu. W pewnym momencie jeden z chłopaków, Damon, zajął koszulkę. Nie mogłem od niego odciągnąć wzroku. Miał wyrobione mięśnie brzucha, piersi i rąk. Ogólnie był dość przystojny. Spojrzał na mnie i dokładnie w tym momencie poczułem uderzenie w ramię.

- Au.-spojrzałem morderczo na Ricka, a on na mnie jakbym coś zrobił i to było niezgodne z prawem.- Co?-spytałem.

- Nie gap się tak na niego. Wiesz co ci zrobi, gdy się dowie o twojej orientacji?

- No co?

- Będzie się z ciebie śmiał.-powiedział, na co ja przejrzałem na oczy i spojrzałem w ziemię.

- Dzięki.-mruknąłem.

- Będę musiał cię przypilnować z tymi paczałami.-pociągnął mnie na zbiórkę.

Dzisiaj mieliśmy grać w piłkę nożną. Trafiłem do drużyny z Ramonem-latynosem z wymiany i paroma innymi chłopakami. Rick był przeciwko nam, a naszej drużynie przewodził-o mój Boże-Damon.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro