Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: rozdział 3

Ranve's P.O.V

Zgodnie z poleceniem krawca odwróciłem się do lustra tak, aby mężczyzna mógł skończyć poprawki.

To niesamowite i wciąż nie mogę uwierzyć, że za trzy miesiące Hailey będzie w końcu oficjalnie moja.

Pani Collins.

Ranve i Hailey Collins.

Pięknie to brzmi, prawda?

Przyjaciółki mojej przyszłej żony zadbały, żebym jej na oczy nie zobaczył w sukni ślubnej. Pamiętam, jak miesiąc temu niechcący wszedłem do naszej sypialni, kiedy przymierzała suknie. Dostałem w łeb już nawet nie wiem czym...

Ale nic nie widziałem!

Zapytacie czemu dopiero teraz się pobieramy? Cóż... Nasz związek potrzebował czasu, aby stać się stabilnym. Dzieci nie pomagały w opanowaniu sytaucji. Trzeba było im poświęcać uwagę, więc nie mieliśmy czasu na wspólne wieczory czy coś w tym stylu. Ale daliśmy radę.

Ed miał największe problemy z zaufaniem mi jako ojcu, ale w końcu poddał się w swojej zaborczości. Emily za to nie miała z tym problemów. Jako pierwsza powiedziała do mnie "tato". Pamiętam ten dzień doskonale. Siedziała mi na kolanach, a ja plotłem warkocza z jej długich do pasa włosów.

- A umiesz robić kłosa?-spytała bawiąc się różową frotką.

- Możliwe.-odparłem, starając się jej nie poplątać włosów.

- Zrobisz mi?

- Kochanie...

- Proszę, tatusiu!

Poczułem się wtedy tak... Dziwnie? Ale przyjemnie. Tatusiu...

- Czy tak dobrze, sir?-spytał, przykładając do mojej piersi granatowy krawat.

- Nie, nie chcę mieć krawata.-odwróciłem się i zszedłem z platformy.

- Muszka?-podążył za mną do przebieralni.

- Nie.

- Ale...

- Sama koszula, biała.-powiedziałem i nie czekając na jego odpowiedź, zasłoniłem kotare.

Szybko się przebrałem i wyszedłem z salonu, kierując się do samochodu. W domu byłem około godziny dwudziestej. Odwiesiłem marynarkę na wieszak i podciągnąłem rękawy koszuli do łokci.

- Tatuś?-blond główka wysunęła się zza rogu ściany, a ja się uśmiechnąłem.- Tatuś!-krzyknęła radośnie, podbiegając do mnie.

Chwyciłem ją w swoje ramiona i ucałowałem jej skroń oraz czoło. Uwielbiałem to, jaka była mała i urocza. Często przyłapywałem ją w łazience, malującą się kosmetykami mamy, albo chodzącą po domu w jej obcasach.

- Jak było w szkole?-spytałem idąc z małą do kuchni, bo nie ukrywajmy, że sześć godzin bez jedzenia działa na człowieka.

- Fajnie.-odparła zdawkowo, wskakując na stołek. Wskazała na mnie palcem. - Masz koszule mamy.-zachichotała, a ja odruchowo spojrzałem w dół.

- Co ty mówisz? To moja koszula.

- Ale mama w niej rano chodziła.

Otwarłem usta, aczkolwiek równie szybko je zamknąłem. Prawda, że Hailey lubiła chodzić w moich rzeczach i często się zdarzało, że robiła to rano, kiedy ja jeszcze chodziłem w dresach. To było miłe uczycie ubrać koszule, którą moja narzeczona wcześniej nosiła. W ten sposób nieco niwelowałem tesknotę do niej podczas pracy.

- Wiesz jak mama lubi mi kraść rzeczy.-zaśmiałem się akurat kiedy blondynka weszła do domu.

- Jestem!

- Słychać!-odkrzyknąłem, a zaraz mogłem zobaczyć jej piękną personę. Zagryzłem wargę obserwując zgrabne ruchy bioder, szczupłą talię oraz moje perełki ukryte w staniku.

- Hej.-przywitała się z córką, czochrając jej włosy, a mnie spotkał zaszczyt dotknięcia jej ust moimi własnymi.

Kochałem tą kobietę.

- Jak po przymiarkach?-spytała, sięgając do półki po szklankę. Nalała sobie soku porzeczkowego, za którym przepadała. Tak samo jak Emily.

- Jak na razie w porządku.-odparłem, patrząc na moją blond pociechę bawiącą się łyżeczką.

- Krawat czy muszka?-objęła moją szyję od tyłu i cmoknęła mój kark, na co zamruczałem.

- Koszula.

- Jak to?-czułem jak jej mięśnie się spinają. Hailey miała fioła na punkcie naszego ślubu i chciała mieć nad wszystkim kontrolę i wszystko wiedzieć. Najmniejszy błąd kogokolwiek, kto pracował przy naszym ślubie mógł skończyć się ochrzanem z jej strony.

- W krawacie wyglądam jakbym szedł do pracy, a to nie praca tylko nasz ślub!-rzuciłem, obracając się na krześle w jej stronę.- A w muszce wyglądam lamersko.

- Jak?-zaśmiała się.

- No głupio. Jak laluś.-wyjaśniłem.- Wolę być w samej koszuli i marynarce. Tak będzie moim zdaniem najlepiej.

- No dobrze.-stanęła między moimi nogami i przeczesała moje włosy palcami.- To teraz mam do ciebie kilka pytań.

- Słucham uważnie.-wyprostowałem się, będąc gotowym na morze pytań.

- Suknia biała czy perłowa?-zapytała z uśmiechem i tym błyskiem ekscytacji w oczach. Moje zdanie było dla niej bardzo ważne. Z resztą wszystkich zdanie brała pod uwagę.

- Białą ubierają dziewice, a ty masz dwoje dzieci.-zauważyłem, a ona przytaknęła i zapisała coś na telefonie.

- Czyli perłowa?-spojrzała na mnie spod rzęs.- Bo jest jeszcze kremowa, mleczna, w kolorze piany morskiej...

- Dla mnie tylko kremowa się wyróżnia.-wtraciłem. Nawet nie miałem pojęcia, że takie kolory istnieją.

- Ale... No dobra. Perłowa?

- Niech będzie.-westchnąłem, bojąc się następnych pytań.

- Jaki krój?-spojrzała na mnie a ja rzuciłem jej oczywiste spojrzenie, więc mi wytłumaczyła.- No jak ma wyglądać? Ma być przyległa do ciała czy puszysta? Może ma mieć tiulu?

- Nie wiem co to jest tiulu, ale myślę, że chciałbym cię zobaczyć w tej, co miałaś na początku.

- Skąd wiesz jaką miałam na początku?-rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.

- Brook mi ją opisał.-wzruszyłem ramieniem.- Ładna, blado biała z rozkloszowaniem od pasa w dół.

- Och. Mówisz o tej? To był tylko szkic sukni. Taka próba, ale mi się nie spodobała.

- A ta druga?-wtrąciła Emily nagle pojawiając się obok nas. Wziąłem ją na jedno kolano, a Hailey zajęła miejsce na drugim.

- Ta z klejnotami svarovskiego?-zapytała moja przyszła małżonka. Słowo "kleojnot" kojarzyło mi się z czymś niewyobrażalnie pięknym, ale i drogim.

- I krojem syrenki.-dodała młoda. Syrenki? Że ogon będzie miała?

- Skarbie, wytłumacz tacie.-powiedziała przez śmiech, kiedy zobaczyła mój wzrok.

- Taka obcisła i długa.-mruknęła blondyneczka.

- Och.

- Można jeszcze pomyśleć nad trzecią.-rzuciła Hailey.

- Tą balową?-spytała Emily.

A ja siedziałem i nic nie rozumiałem.

Kiedy siedziałem w swoim gabinecie domowym,odrabiając zaległe dokumenty, usłyszałem jakieś odbijania. Zmrużyłem oczy starając się zidentyfikować co to, ale nie było to do niczego podobne... Wstałem zaciekawiony i zszedłem na dół. Cały dom spał, aczkolwiek na tylnim tarasie było zapalone światło. Uniosłem brwi orientując się, że stamtąd dochodzi ten dźwięk. Rozsunąłem szklane drzwi, przechodząc na zewnątrz. Ed grał w kosza, który był zawieszony na ścianie domu.

- Cześć młody.-rzuciłem, zasuwając za sobą drzwi, żeby nie zbudzić nikogo z domowników.

- Cześć.-odparł smętnie, nie przerywając swojej gry.

Wlożyłem dłonie w kieszenie swoich dresów i patrzyłem jak gra. Nie był jakimś profesjonalistą, ale grał lepiej niż nie jeden zawodowiec.

- Nie możesz spać?-odezwałem się w końcu. Wzruszył ramieniem i skrzelił czystego za dwa punkty.- Powiesz mi co się dzieje?

- Nic.

- Jasne.-parsknąłem.- Eddie jutro szkoła.-upomniałem go, bo było coś koło pierwszej w nocy.

- Nie idę jutro do szkoły.-stwierdził, a ja uniosłem brwi.

- Jak to nie idziesz?

- Po prostu.

- Eddie Drew Parker. Mów co się dzieje.-chwyciłem w locie jego piłkę i wrzuciłem ją do basenu.

Skrzywił się, ale w końcu na mnie spojrzał. Co prawda z niesmakiem i żalem, azkolwiek miałem zamiar się ich wyzbyć z mojego syna.

- Nie chcę o tym gadać.-kopnął jakiś kamień. Denerwował się?

- Przecież gadamy o wszystkim.

- Ale nigdy o tym.

- O czym?

- Niczym.

- Eddie...

- Jestem gejem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro