2: rozdział 24
- Musisz zaakceptować fakt, że twoi starzy nie są 'zwyczajnymi' ludźmi - Jackson tłumaczył mi o co chodzi w sytuacji, w której znalazłem się nie wiedząc tak naprawdę w co się pakuję. Nic nie rozumiałem, muszę to przyznać.
- To kim są? Odkąd pamiętam żyliśmy spokojnie. No... Oprócz sytuacji z moim bilogicznym ojcem.
Jackson usiadł na starej oponie opartej o ścianę. Wzruszył ramionami.
- Ranve nigdy nie był grzecznym chłopcem - zaczął. - Tak naprawdę wiele mu brakowało do aniołka.
- Wiem - wciąłem. Doskonale znałem historię, w której tata wagarował, narkotyzował się, alkoholizował i zaliczał wszystko, co się ruszało. I nie miałem ochoty słuchać tego jeszcze raz.
- Nie wiesz - spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Poczułem się dziwnie, a na moich rękach zagościła gęsia skórka. - Ed, słyszałeś kiedyś opowieść o trzech chłopakach, którzy w nastoletnim wieku zawładnęli miastem, które do tej pory uznaje ich za największy gang narkotykowy w historii?
Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową.
- Do czego pijesz? - zapytałem, a ona wstał. Patrzyłem za nim jak baranek za psem pasterskim.
- A do tego, że twój tatuś, ja i taki jeden o nazwie Bone byliśmy królami! Rządziliśmy! - wyrzucił ręce ku górze. - Każdy się nas bał, a ci, co byli na tyle odważni, starali się dostać do naszej grupy. Ale tylko nieliczni mogli wiedzieć o tym, co się dzieje wewnątrz nas.
- Czekaj - pokazałem mu gest dłonią i przetarłem czoło. - Mówisz... - wystawiłem palec wskazujacy. - ...że mój ojczym był zamieszany w szajkę narkotykową... I na dodatek był jednym z trzech króli betonowego tronu?
- Skąd wiesz jak się to nazywa?
- Dużo o tym czytałem - oblizałem usta. - Czemu tata mi o tym nigdy nie mówił?
- A czemu miałby? - przechylił głowę do boku. Od nowa zaczynał mnie wkurwiać, a już prawie mu wybaczyłem.
- Nie wiem... Może, żebym wiedział jakiego mam ojca?!
- Młody, twoja mama wcale nie była lepsza - prychnął. Okej, co? - No co ty? - zaśmiał się pod nosem. - Tego też nie wiesz? No oczywiście - przewrócił oczami.
- Wytłumacz mi to! Od początku - nigdy w życiu nie byłem tak ciekawy historii jak w tametej chwili. Żeby móc działać z nimi, musiałem wiedzieć. Wszystko, każdy szczegół, cokolwiek, co mogło przyczynić się do tego, co wtedy się działo.
- Zasadniczo nie jest to trudna i długa historia - wzruszył ramionami. - Dowodziłem całym tym pierdolnikiem, Bone był od narkotyków, a Ranve od... Ekhem... Załatwiania żywego towaru - podrapał się w kark.
- Żywego? - uniosłem brew. - Nie gadaj, że handlowaliście zwierzętami - prychnąłem. - Jakże pasuje do złych chłopców. - zaśmiałem się.
- W zasadzie to dziewczynami.
Zatrzymałem się w ruchu i moje serce chyba mi potowarzyszyło przez sekundę. Dosłownie czułem gorąc uderzający w moje czoło.
- Jak... Dziewczynami?
- Napalonych nastolatek na świecie nie brakuje. Tym bardziej w internecie - wyrzucił kawałek słomy, którą się bawił. - Ranve wyszukiwał je, zdobywał ich zaufanie. Nie raz trwało to miesiące, ale skubany miał łeb do takich rzeczy. Potrafił pisać jednocześnie z pięcioma laskami na raz i nie pomylić ich imion - wzniósł palec wskazujący, podkreślając słowa. A ja słuchałem i nie mogłem uwierzyć.
- I-i co się działo, gdy je... Gdy mu ufały?
- No jak to co? - prychnał prześmiewczo, zupełnie tak, jakbym znał się na tym biznesie i zadał to głupie pytanie. - Umawiał się z nimi na spotkanie w hotelu. Zawsze tym samym.
- A co z obsługą? Przecież chyba ktoś się musiał zorientować, że dziewczyny spotykają się z tym samym kolesiem!
- Tak, dlatego mieliśmy tak swoich ludzi. Spokojnie, wszystko zawsze było dobrze przemyślane.
- Dobra - westchnąłem. Głowa mnie bolała od nadmiaru informacji. Do tego cały czas nie mogłem zaakceptować, że to wszystko... To się działo. W dodatku głównymi bohaterami byli moi rodzice.
To tak, jakbyś nagle dowiedział się, że twoja mama w młodości pracowała dla jakichś tajnych służb i uczestniczyła w strzelaninach oraz innych takich gównach. Szok, nie?
- Spotykał się z nimi i co? Od razu je... Zabierał? A one za nim tak po prostu szły, czy co?
- Tak, buch w łeb i do wora - popatrzył na mnie z 'większym idiotą się nie da być' miną.
- Nie znam się na tym, okej?!
- Młody, teraz wierzę, że nie jesteś jego synem - pokręcił głową z żalem. - Gangsty by z ciebie nie było.
- Chwała Bogu...
- Przelatywał je, potem... W zasadzie nie wiem. Miał swoje sposoby, ale zawsze przywoził je nieprzytomne, więc pewnie zapodawał im jakieś GW albo traktował nasączoną szmatą.
- Jezu... - wyplułem z obrzydzeniem.
- No, ale z tego się żyło.
- Nie rozumiem po co to wszystko... Przecież wiadomo było, że prędzej czy później was złapią albo to wszystko pójdzie w diabły.
- Tak, ale przynajmniej Ranve poznał miłość swoje życia.
- Co? Co ty pierdolisz?
- Twoja matka była jedną z napalonych dziewczyn, które przeleciał.
✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄
Dziękuję za taką wyrozumiałość i tyle wyświetleń pomimo wielu niedociągnięć i niedopowiedzeń <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro