Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: rozdział 24

- Musisz zaakceptować fakt, że twoi starzy nie są 'zwyczajnymi' ludźmi - Jackson tłumaczył mi o co chodzi w sytuacji, w której znalazłem się nie wiedząc tak naprawdę w co się pakuję. Nic nie rozumiałem, muszę to przyznać. 

- To kim są? Odkąd pamiętam żyliśmy spokojnie. No... Oprócz sytuacji z moim bilogicznym ojcem.

Jackson usiadł na starej oponie opartej o ścianę. Wzruszył ramionami. 

- Ranve nigdy nie był grzecznym chłopcem - zaczął. - Tak naprawdę wiele mu brakowało do aniołka. 

- Wiem - wciąłem. Doskonale znałem historię, w której tata wagarował, narkotyzował się, alkoholizował i zaliczał wszystko, co się ruszało. I nie miałem ochoty słuchać tego jeszcze raz. 

- Nie wiesz - spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Poczułem się dziwnie, a na moich rękach zagościła gęsia skórka. - Ed, słyszałeś kiedyś opowieść o trzech chłopakach, którzy w nastoletnim wieku zawładnęli miastem, które do tej pory uznaje ich za największy gang narkotykowy w historii?

Zmarszczyłem brwi  i pokręciłem głową. 

- Do czego pijesz? - zapytałem, a ona wstał. Patrzyłem za nim jak baranek za psem pasterskim. 

- A do tego, że twój tatuś, ja i taki jeden o nazwie Bone byliśmy królami! Rządziliśmy! - wyrzucił ręce ku górze. - Każdy się nas bał, a ci, co byli na tyle odważni, starali się dostać do naszej grupy. Ale tylko nieliczni mogli wiedzieć o tym, co się dzieje wewnątrz nas. 

- Czekaj - pokazałem mu gest dłonią i przetarłem czoło. - Mówisz... - wystawiłem palec wskazujacy. - ...że mój ojczym był zamieszany w szajkę narkotykową... I na dodatek był jednym z trzech króli betonowego tronu?

- Skąd wiesz jak się to nazywa? 

- Dużo o tym czytałem - oblizałem usta. - Czemu tata mi o tym nigdy nie mówił?

- A czemu miałby? - przechylił głowę do boku. Od nowa zaczynał mnie wkurwiać, a już prawie mu wybaczyłem. 

- Nie wiem... Może, żebym wiedział jakiego mam ojca?!

- Młody, twoja mama wcale nie była lepsza - prychnął. Okej, co? - No co ty? - zaśmiał się pod nosem. - Tego też nie wiesz? No oczywiście - przewrócił oczami. 

- Wytłumacz mi to! Od początku - nigdy w życiu nie byłem tak ciekawy historii jak w tametej chwili. Żeby móc działać z nimi, musiałem wiedzieć. Wszystko, każdy szczegół, cokolwiek, co mogło przyczynić się do tego, co wtedy się działo.

- Zasadniczo nie jest to trudna i długa historia - wzruszył ramionami. - Dowodziłem całym tym pierdolnikiem, Bone był od narkotyków, a Ranve od... Ekhem... Załatwiania żywego towaru - podrapał się w kark.

- Żywego? - uniosłem brew. - Nie gadaj, że handlowaliście zwierzętami - prychnąłem. - Jakże pasuje do złych chłopców. - zaśmiałem się. 

- W zasadzie to dziewczynami. 

Zatrzymałem się w ruchu i moje serce chyba mi potowarzyszyło przez sekundę. Dosłownie czułem gorąc uderzający w moje czoło. 

- Jak... Dziewczynami?

- Napalonych nastolatek na świecie nie brakuje. Tym bardziej w internecie - wyrzucił kawałek słomy, którą się bawił. - Ranve wyszukiwał je, zdobywał ich zaufanie. Nie raz trwało to miesiące, ale skubany miał łeb do takich rzeczy. Potrafił pisać jednocześnie z pięcioma laskami na raz i nie pomylić ich imion - wzniósł palec wskazujący, podkreślając słowa. A ja słuchałem i nie mogłem uwierzyć. 

- I-i co się działo, gdy je... Gdy mu ufały? 

- No jak to co? - prychnał prześmiewczo, zupełnie tak, jakbym znał się na tym biznesie i zadał to głupie pytanie. - Umawiał się z nimi na spotkanie w hotelu. Zawsze tym samym.

- A co z obsługą? Przecież chyba ktoś się musiał zorientować, że dziewczyny spotykają się z tym samym kolesiem!

- Tak, dlatego mieliśmy tak swoich ludzi. Spokojnie, wszystko zawsze było dobrze przemyślane. 

- Dobra - westchnąłem. Głowa mnie bolała od nadmiaru informacji. Do tego cały czas nie mogłem zaakceptować, że to wszystko... To się działo. W dodatku głównymi bohaterami byli moi rodzice. 

To tak, jakbyś nagle dowiedział się, że twoja mama w młodości pracowała dla jakichś tajnych służb i uczestniczyła w strzelaninach oraz innych takich gównach. Szok, nie?

- Spotykał się z nimi i co? Od razu je... Zabierał? A one za nim tak po prostu szły, czy co?

- Tak, buch w łeb i do wora - popatrzył na mnie z 'większym idiotą się nie da być' miną.

- Nie znam się na tym, okej?!

- Młody, teraz wierzę, że nie jesteś jego synem - pokręcił głową z żalem. - Gangsty by z ciebie nie było. 

- Chwała Bogu...

- Przelatywał je, potem... W zasadzie nie wiem. Miał swoje sposoby, ale zawsze przywoził je nieprzytomne, więc pewnie zapodawał im jakieś GW albo traktował nasączoną szmatą. 

- Jezu... - wyplułem z obrzydzeniem. 

- No, ale z tego się żyło.

- Nie rozumiem po co to wszystko... Przecież wiadomo było, że prędzej czy później was złapią albo to wszystko pójdzie w diabły.

- Tak, ale przynajmniej Ranve poznał miłość swoje życia. 

- Co? Co ty pierdolisz? 

- Twoja matka była jedną z napalonych dziewczyn, które przeleciał. 



✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄


Dziękuję za taką wyrozumiałość i tyle wyświetleń pomimo wielu niedociągnięć i niedopowiedzeń <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro