Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: rozdział 22

- Co to kurwa jest? 

Za drzwiami, jak się okazało, stała zaparkowana wywrotka. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpaść na kawałki. Zardzewiałe drzwi, zakurzone szyby, krzywe zderzaki. Nie było mowy, że to właśnie tym się chciał pochwalić Jackson, więc rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu... Sam nie wiem... Broni? Wojska? Czegokolwiek, tylko nie tego?!

- To, mój mały kurwiszonku, jest przyszłość twoich starych - objął mnie ramieniem i klepnął mój bark. Po mojej minie mógł wywnioskować, że zdecydowanie nie tego się spodziewałem. 

- Przejechaliśmy pół pustyni dla tony rdzy i czterech opon?

- Co ty pierdolisz?! - krzyknął, aż sam się wystraszyłem, a co dopiero te kaczki, czy tam gołębie, które odleciały zlęknione. Przy okazji udekorowały pięknie maskę tego rzęcha. 

Skrzywiłem się. Błeh. 

- To Tatra! Wojskowa laleczka! Nie ma sobie równych - podszedł do ośmiokołowca żwawym krokiem i wskoczył na urywający się przedni zderzak. Już miałem krzyknąć, żeby tego nie robił, ale jego głupota była szybsza od moich słów. - Kurwa - usłyszałem, gdy tylko wylądował na ziemi razem z tym zderzakiem. 

Nie zaśmiej się. Ed, nie śmiej się. 

- Nie ma mowy, że do tego wsiądę - pokręciłem głową, śmiejąc się pod nosem, gdy Jackson zbierał resztki godności z podłogi. 

- Wsiądziesz, inaczej Ci utnę dupę u samej szyi.

Uchyliłem usta. To nie miało sensu czy nie miało sensu?

- Trzeba ją trochę odświeżyć... - spojrzał na wywrotkę i podrapał się po głowie. - To się... Przyklei - kopnął zderzak.  - I... Trochę odkurzy. I będzie jak nowa!

Rozejrzałem się w poszukiwaniu ukrytych kamer. Nie ma bata, to musiało być 'mamy cię!' albo inny telewizyjny program o wkręcaniu ludzi. 

- Chyba nie łudzisz się, że to coś odpali? - uniosłem brew. - Spójrz na to! Przecież z daleka widać, że nikt tego nie ruszał od 10 lat! W ogóle na co to jeździ? Na rzepak?

- Na benzynę, geniuszu. 

- Jeszcze lepiej - prychnąłem, podchodząc do tego złomu. Trochę się obawiałem jakiegoś wybuchu. - Skąd weźmiesz benzynę na środku piaskownicy?

- Jest zatankowana - wskoczył na przednią oponę, po czym spróbował otworzyć drzwi, ale mu nie poszło. - Co jest kurwa? - westchnąłem. 

- Tracimy czas, a moi rodzice tam walczą o życie...

- Stul pysk młody.

Okej. Jasne.

Patrzyłem na niego w milczeniu, gdy podszedł do jakiegoś stanowiska warsztatowego. Nie mniej zakurzonego niż wywrotka. Pociągnął za sznureczek od żarówki, dzięki czemu ta zapaliła się i mogłem zobaczyć całkiem pokaźną kolekcję narzędzi, części motoryzacyjnych i innych takich rzeczy. 

Jackson chyba znalazł to, czego szukał, bo powrócił do drzwi pojazdu. Klucze, to były klucze. Otworzył drzwi wywrotki, a ja byłem w szoku. Dobra, nie spodziewałem się tego. 

- I co? - spojrzał na mnie z 'i kto tu jest idiotą?' miną. 

- Skąd wiesz, że jest zatankowana?

- Bo taką ją tu zostawiliśmy - zasiadł na fotelu kierowcy.

- 'My'? Czyli kto? 

- Ja, twój ojciec i paru naszych kolegów.

Byłem pewny, że zaraz będę musiał zbierać szczękę z podłogi. 

- O tym też ci tatuś nie mówił? - prychnął, a zaraz potem włożył klucze do stacyjki i... 

Wywrotka zacharczała, chwilę się dusiła, aż w końcu ryknęła tak, że wszystko wokół zatrzęsło się.

- ŁUHU! - krzyknął Jackson. - YEAH BABY! TO JEST TO! MOJA LALUNIA!

Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Ten gruchot naprawę odpalił...


*



Jackson nie chciał mnie dopuścić bliżej niż metr od 'laluni', więc gdy on naprawiał zderzaki i sprawdzał powietrze w kołach, ja siedziałem przy drzwiach, patrząc na jego poczynania. 

Nadal nie znałem planu na uratowanie rodziców. Wiedziałem tylko, że ma nam do tego posłużyć ta wywrotka. Byłem pewny, że gdyby w nią kopnąć, rozsypałaby się. 

Tym bardziej nie wyobrażałem sobie pojechać nią na misję 'ratunkową'.

Do tego nie kojarzyłem co z tym wszystkim ma wspólnego mój ojciec. I kim dla niego był Jackson? 

Skoro tata, Jackson i 'kilku kolegów' wiedzieli o tej wywrotce i całym tym budynku, to czemu nigdy mi o tym nie powiedział? Przecież mówiliśmy sobie wszystko. I co ważne - czy mama o tym wiedziała? 

- Te! Ziemia do kurwiszonka! 

Otrząsnąłem się i spojrzałem na Jacksona.

- Coś przyćpał?

- Nic przecież - uniosłem brew. 

- Ta? W takim razie to też masz po tacie. 

- Co?

- Przyćpany wzrok.

- Niczego nie mam po tacie - zmarszczyłem brwi. Zaczynał mnie wkurwiać.

- Twój ojciec też tak mówił o swoim ojc...

- Przestaniesz?!

Echo rozniosło mój krzyk na cały garaż i jeszcze dalej, a Jackson znieruchomiał. Uważnie mi się przyjrzał zanim znowu otworzył gębę. 

- O co ci chodzi?

- Ranve to nie jest mój biologiczny ojciec - wstałem z ziemi. Nie miałem ochoty dłużej przebywac z nim w tym samym pomieszczeniu.

- Jak to nie? - pierwszy raz słyszałem w jego głosie niepewność i zaskoczenie. 

- Nie, moim biologicznym ojcem był pijak i kobiecy bokser. Nie wiem gdzie jest, nie chcę wiedzieć, a Ranve to mój ojczym, więc nie ma sposobu, żebym coś po nim odziedziczył... A szkoda.

Potem wyszedłem.


✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄

Hej! <3
Następny rozdział będzie nosił tytuł 'fakty' i w nim zawarte będzie wszystko, co was nurtuje, a co ja pomieszałam... Czy Ranve jest biologicznym ojcem Eda? Kto to Ed, a kto to Ranve? I inne tego typu kwestie. Rozdział wyjaśni wszystko.

I dziękuję, że zwracaliście mi uwagę na te błędy i niedociągnięcia... Tak się dzieje, gdy nie trzymasz się wcześniej wymyślonego scenariusza :(

Ale poprawię się ^^

Jeszcze raz dzięki i do następnego❤ 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro