2: rozdział 16
- Nie, to nie może być prawda - panikowała przerażona blondynka, łapiąc się za włosy, podczas gdy Bone starał się zgubić pościg na autostradzie. - To tylko mój sen, tak? - mówiła sama do siebie, przez co Sophia spojrzała wymownie na szatyna.
Ten przeszedł na tyły, oddając broń Sophi, która zajęła się ostrzeliwaniem pogoni.
- Kochanie, Hailey - złapał jej ramiona, ale ona pomimo tego, że na niego patrzyła, nie umiała się uspokoić. Była za delikatna na takie rzeczy. - Patrz na mnie - nakierował jej podbródek tak, żeby musiała zawiesić na nim swoje oczy. - Wszystko będzie dobrze.
Może i by uwierzyła w te słowa, gdyby nie to, że mocne uderzenie w bok samochodu powaliło Ranve na podłogę.
- O Boże! - zasłoniła twarz dłońmi, chcąc obudzić się z tego koszmaru, który wydawał się trwać wieczność.
- Kurwa, Ranve! - krzyknął rozwścieczony Bone, skręcając w zjazd z autostrady. Kilku motorzystów nie zdążyło wykręcić lub wyhamować i pojechali dalej, ale trzech pozostało, jadąc za vanem. - Nie wyleguj się, tylko mi pomóż!
- Daj mi jeszcze pięć minut - mruknął szatyn, wstając powoli z podłogi.
- Ty krwawisz! - zauważyła Hailey, wskazując na brew mężczyzny, z której sączyła się czerwona ciecz.
- To nic - zlekceważył ból, sięgając po broń od Sophi, ale dziewczyna nie chciała mu jej dać, dlatego zmuszony był podjąć się radykalnych środków. Wyciągnął z kabury pistolet Bone'a i przeszedł na tył pędzącego vana, kopniakiem otwierając tylne drzwi.
Kucnął, celując w przeciwników, ale niestety też mieli czym strzelać, więc musiał uważać na pociski. Kilka z nich trafiło tuż obok niego, wywołując charakterystyczny huk i smród prochy strzelniczego. Przeciwnicy niestety byli dobrze opancerzeni, co znacznie utrudniało ranienie ich pociskami. Jednak mężczyzna starał się nie poddawać i wyładował cały magazynek na próbę przebicia kasku jednego z napastników.
- To nic nie da - stwierdził w końcu, przekrzykując warkot silników i odgłosy strzałów.
- Trzeba gdzieś zjechać - dodała Sophia, szukając kolejnego magazynka. Nic nie znalazłam, przez co przeklęła pod nosem.
- Mam plan - stwierdził Bone, przez co wszyscy spojrzeli na niego z zaciekawieniem, a Ranve jako jedyny z przerażeniem.
- Chyba nie chcesz...
- Trzymajcie się - zalecił, wykonując nagły skręt kierownicą, dzięki czemu opony zapiszczały, a auto skręciło w prawo na kamienistą dróżkę, prowadzącą gdzieś w dół pod most.
- Bone, nie! - szatyn starał się go powstrzymać, ale było za późno na jakąkolwiek reakcję.
Ich oczom pokazała się porywista rzeka.
- Ale ja nie umiem pływać! - Hailey zdążyła krzyknąć, a potem van wyskoczył z uskoku i wpadł do wody z wielkim pluskiem. Nurt rzeki porwał go w dół, dzięki czemu motorzyści byli zmuszeni jechać ścieżką obok wody.
- Trzymaj się mnie - rozkazał szatyn, łapiąc swoją ukochaną w pasie. Oplotła go nogami w pasie, jak kotka, która nienawidziła wody, a była zmuszona się wykąpać.
- Gdzie Sophia? - zapytał Bone, przedostając się na tyły samochodu, który nabierał ody przez otwarte, tylne drzwi.
- Tutaj jestem! - krzyk rozniósł się po samochodzie, jednak wypatrzenie jej zajęło im trochę czasu. W końcu zobaczyli jej posturę, trzymającą się tylnego skrzydła drzwi. - Pomoże ki ktoś, czy będziecie się gapić?!
- A tak - Bone ruszył na pomoc, ale nurt był tak silny, że musiał bardzo uważać, aby go nie porwało, bo to byłby wyrok śmierci dla bruneta. - Podaj rękę - wyciągnął dłoń do dziewczyny, drugą ręką łapiąc się wystającej barierki we wnętrzu vana.
Udało się wciągnąć dziewczynę do środka.
- Ja nie chcę nic mówić - zaczął Ranve, patrząc pod swoje nogi, które po kolana były zatopione w wodzie. - ale toniemy - stwierdził.
- Musimy się przedostać na dach - podsunęła Hailey, nadal kurczowo trzymając się swojego niedoszłego męża.
- Rozstrzelają nas jak tylko wystawimy rękę - stwierdził Bone. - Musimy ich zdezorientować, żeby odjechali.
- Jak chcesz to zrobić? - Sophia zmarszczyła na niego brwi. - Wejść pod samochód i udawać, że nas nie ma? - prychnęła, ale Ranve i Bone spojrzeli na nią, a potem na siebie i się uśmiechnęli tak, jak to robili za szczenięcych lat.
- NIGDY CI TEGO NIE WYBACZĘ, OBIECUJĘ CI TO! SŁYSZYSZ RANVE?! OBIECUJĘ! - wydarła się Hailey, gdy nadeszła jej kolej, aby zejść pod wodę i złapać się spodu auta.
- Też cię kocham - cmoknął szatyn, śmiejąc się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro