Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: rozdział 16

- Nie, to nie może być prawda - panikowała przerażona blondynka, łapiąc się za włosy, podczas gdy Bone starał się zgubić pościg na autostradzie. - To tylko mój sen, tak?  - mówiła sama do siebie, przez co Sophia spojrzała wymownie na szatyna.

Ten przeszedł na tyły, oddając broń Sophi, która zajęła się ostrzeliwaniem pogoni. 

- Kochanie, Hailey - złapał jej ramiona, ale ona pomimo tego, że na niego patrzyła, nie umiała się uspokoić. Była za delikatna na takie rzeczy. - Patrz na mnie - nakierował jej podbródek tak, żeby musiała zawiesić na nim swoje oczy. - Wszystko będzie dobrze.

Może i by uwierzyła w te słowa, gdyby nie to, że mocne uderzenie w bok samochodu powaliło Ranve na podłogę. 

- O Boże!  - zasłoniła twarz dłońmi, chcąc obudzić się z tego koszmaru, który wydawał się trwać wieczność.

- Kurwa, Ranve! - krzyknął rozwścieczony Bone, skręcając w zjazd z autostrady. Kilku motorzystów nie zdążyło wykręcić lub wyhamować i pojechali dalej, ale trzech pozostało, jadąc za vanem. - Nie wyleguj się, tylko mi pomóż!

- Daj mi jeszcze pięć minut - mruknął szatyn, wstając powoli z podłogi.

- Ty krwawisz! - zauważyła Hailey, wskazując na brew mężczyzny, z której sączyła się czerwona ciecz.

- To nic - zlekceważył ból, sięgając po broń od Sophi, ale dziewczyna nie chciała mu jej dać, dlatego zmuszony był podjąć się radykalnych środków. Wyciągnął z kabury pistolet Bone'a i przeszedł na tył pędzącego vana, kopniakiem otwierając tylne drzwi. 

Kucnął, celując w przeciwników, ale niestety też mieli czym strzelać, więc musiał uważać na pociski. Kilka z nich trafiło tuż obok niego, wywołując charakterystyczny huk i smród prochy strzelniczego. Przeciwnicy niestety byli dobrze opancerzeni, co znacznie utrudniało ranienie ich pociskami. Jednak mężczyzna starał się nie poddawać i wyładował cały magazynek na próbę przebicia kasku jednego z napastników.

- To nic nie da - stwierdził w końcu, przekrzykując warkot silników i odgłosy strzałów.

- Trzeba gdzieś zjechać - dodała Sophia, szukając kolejnego magazynka. Nic nie znalazłam, przez co przeklęła pod nosem.

- Mam plan - stwierdził Bone, przez co wszyscy spojrzeli na niego z zaciekawieniem, a Ranve jako jedyny z przerażeniem.

- Chyba nie chcesz...

- Trzymajcie się - zalecił, wykonując nagły skręt kierownicą, dzięki czemu opony zapiszczały, a auto skręciło w prawo na kamienistą dróżkę, prowadzącą gdzieś w dół pod most.

- Bone, nie! - szatyn starał się go powstrzymać, ale było za późno na jakąkolwiek reakcję.

Ich oczom pokazała się porywista rzeka.

- Ale ja nie umiem pływać! - Hailey zdążyła krzyknąć, a potem van wyskoczył z uskoku i wpadł do wody z wielkim pluskiem. Nurt rzeki porwał go w dół, dzięki czemu motorzyści byli zmuszeni jechać ścieżką obok wody.

- Trzymaj się mnie - rozkazał szatyn, łapiąc swoją ukochaną w pasie. Oplotła go nogami w pasie, jak kotka, która nienawidziła wody, a była zmuszona się wykąpać.

- Gdzie Sophia? - zapytał Bone, przedostając się na tyły samochodu, który nabierał ody przez otwarte, tylne drzwi.

- Tutaj jestem! - krzyk rozniósł się po samochodzie, jednak wypatrzenie jej zajęło im trochę czasu. W końcu zobaczyli jej posturę, trzymającą się tylnego skrzydła drzwi. - Pomoże ki ktoś, czy będziecie się gapić?!

- A tak - Bone ruszył na pomoc, ale nurt był tak silny, że musiał bardzo uważać, aby go nie porwało, bo to byłby wyrok śmierci dla bruneta. - Podaj rękę - wyciągnął dłoń do dziewczyny, drugą ręką łapiąc się wystającej barierki we wnętrzu vana.

Udało się wciągnąć dziewczynę do środka. 

- Ja nie chcę nic mówić - zaczął Ranve, patrząc pod swoje nogi, które po kolana były zatopione w wodzie. - ale toniemy - stwierdził.

- Musimy się przedostać na dach - podsunęła Hailey, nadal kurczowo trzymając się swojego niedoszłego męża.

- Rozstrzelają nas jak tylko wystawimy rękę - stwierdził Bone. - Musimy ich zdezorientować, żeby odjechali.

- Jak chcesz to zrobić? - Sophia zmarszczyła na niego brwi. - Wejść pod samochód i udawać, że nas nie ma? - prychnęła, ale Ranve i Bone spojrzeli na nią, a potem na siebie i się uśmiechnęli tak, jak to robili za szczenięcych lat.

- NIGDY CI TEGO NIE WYBACZĘ, OBIECUJĘ CI TO! SŁYSZYSZ RANVE?! OBIECUJĘ! - wydarła się Hailey, gdy nadeszła jej kolej, aby zejść pod wodę i złapać się spodu auta.

- Też cię kocham - cmoknął szatyn, śmiejąc się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro