Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: rozdział 13

Ranve's P.O.V

Spojrzałem we wsteczne lusterko, nie zauważając niczego podejrzanego, jednak miałem to znajome uczucie, że coś jest nie tak. Wiele razy odczuwałem ten dziwny niepokój w czasach szczenięcych. To było to samo. Dodatkowo strach o Hailey. Wiedziałem, że nie powinienem jej zostawiać samej, ale w naszym domu; praktycznie na każdym kroku schowana była broń, z której blondynka umie korzystać na tyle, żeby móc się obronić w razie czego. Wcale nie chciałem jechać do Bone'a i zostawiać jej samej, ale on powiedział, że przez telefon nie będzie gadać. Zaparkowałem pod domem przyjaciela i wyskoczyłem z samochodu, nie mogąc oprzeć się poczuciu, że ktoś mnie obserwuje. Rozejrzałem się w ciemności. Zarys krzaków, żywopłotu, domu, ogrodzenia sąsiadów. Nic nadzwyczajnego. Tak samo cisza, przeszywana pojedynczym szczekaniem owczarka sąsiadki. 

- Wydaje ci się.-szepnąłem do siebie, ale gdzieś w tyle głowy miałem to, że jeszcze nigdy moja intuicja mnie nie zawiodła. Czemu miała by teraz? Fakt, od dawna nie używałem jej do czegoś związanego z gangsterką, aczkolwiek i tak pozostawała ćwiczona na giełdach i aukcjach. 

Udałem się do drzwi, nie zwracając uwagi na ciągłe ujadanie kundla. Nie zdążyłem zapukać, a drzwi otwarł mi mój kumpel, od razu wciągając mnie za koszulę do środka. Rozejrzał się jeszcze i zamknął drzwi. W progu kuchni stała Ariana, żona Bone'a. Mężczyzna spojrzał na mnie nie zrozumiale, tak samo jak ja na niego. Aż w końcu Ariana przecięła ciszę.

- Gdzie Hailey?

- Co?-spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami. Po co miałbym tu przyprowadzać Hailey?

- Hailey.-powiedział Bone, więc na niego spojrzałem.- Czemu jej nie ma?

- Jest w domu.

- JAK TO W DOMU?!-krzyknął- JAK W DOMU?! CZEMU ONA JEST KURWA W DOMU?!

- A gdzie miała by być?!-również uniosłem głos.

- Z tobą?!-spojrzał na mnie jak na idiotę.- Przecież... Nie pamiętasz już co się robi w sytuacjach takich, jak ta?! Pilnuje się swoich!

- Jaka sytuacja?! 

- Zamknijcie się bo...-urwała Ariana, kiedy ze schodów zeszła mała dziewczynka w wieku może dziesięciu lat. Była w żółtej pidżamce z nadrukiem żyraf. Miała kasztanowe włosy długie do połowy pleców. Wyglądała prawie identycznie, jak Bone. Bez wątpienia jego córka. 

- Mamusiu, co się dzieję?-zapytała zaspanym głosem, pewnie nic nie rozumiejąc z tej sytuacji. I lepiej dla niej. Przynajmniej ona będzie miała normalne dzieciństwo bez narkotyków, alkoholu, uciekania przed policją i innych rzeczy, które są zabronione. 

Ariana westchnęła. 

- Nic, kochanie, wracaj do pokoju.-uśmiechnęła się, ale w jej oczach można było wyraźnie zobaczyć niepokój. 

Mała spojrzała na mnie badawczym wzrokiem, ale potem odwróciła się i pognała na górę. Niedługo potem można było usłyszeć trzask drzwi, zapewne od jej pokoju. Spojrzałem na Bone'a, który przeczesywał włosy palcami.

- O co tu chodzi?-zapytałem, chcąc w końcu poznać prawdę i całą tą chorą sytuację wyjaśnić.

- Sam jeszcze do końca nie wiem.-przyznał.- Wiem tylko, że ktoś na ciebie poluje i to nie jest zabawa, stary.

- Poluje? Czy ja wyglądam na jakiegoś łosia?

- Chłopaki!-wtrąca Ariana, która chyba jest już zdrowo zniecierpliwiona naszym zachowaniem w obecnej sytuacji. Automatycznie zwracamy na nią swoje spojrzenia, oczekują odpowiedzi.- Wy tu gadu gadu, a Hailey tym czasem jest sama w domu i pewnie w niebezpieczeństwie! 

Cholera, miała rację. Musiałem się tam dostać i to szybko, inaczej mogło by się stać coś, czego nie chciałbym nawet w koszmarze. Bone uparł się, że jedzie ze mną, ale Arianie dał jedną ze swoich broni. Byłem szczerze zaskoczony, kiedy pocałował ją czule i przyrzekł, że wróci. Dopiero wtedy uderzyło mnie to, iż Bone jest teraz normalnym ojcem i mężem, który codziennie wychodząc do pracy musi uspokajać swoją ukochaną. Ma normalne życie jak my wszyscy, ale czy da się z niego w pełni korzystać, mając za sobą taką przeszłość, jak my? 

- Czekaj.-zatrzymał mnie, kiedy chciałem wysiąść z samochodu i pokierować się do mojego własnego domu, w którym Hailey pewnie siedzi przestraszona, czekając na powrót swojego przyszłego męża. Nie jest świadoma tego, że jej narzeczony stoi pod domem, chcąc przytulić ją do siebie i wyszeptać, że już jest dobrze.

- Co?

- Jesteś celem i chcesz wysiąść z auta, tym samym wystawiając się jak świnia w rzeźni?-uświadomił mi stopień ryzyka jakiego chciałem się podjąć w akcie desperacji. Mogłem zginąć, gdyby mnie nie powstrzymał. 

- Racja.-westchnąłem.

- Ja pójdę.-powiedział, odpinając pasy, a ja spojrzałem na niego jak na kogoś, kto właśnie wbił sobie nóż w serce.- Mnie nie postrzeli, bo i po co?-prychnął.

- Może cię ze mną pomylić.-zauważyłem, będąc przestraszonym wizją straty przyjaciela i obowiązkiem uspokajania jego żony oraz córek, kiedy będą opłakiwali głowę rodziny.- Nie, Bone, to za duże ryzyko.

- Lepiej, żebyś ty poszedł i żeby cię postrzelili po sekundzie, czy żebym ja spróbował i został puszczony do domu?

Byłem bezsilny wobec jego argumentów, więc poddałem się, ale osłaniałem go, przeczesując teren wzrokiem i trzymając w dłoni glocka 22. Poręczna broń i moja ulubienica wśród cudów nowoczesnej techniki obronnej. Nigdy się z nią nie rozstawałem. Nawet, gdy z Emily byłem na basenie, to miałem glocka w torbie.

Widziałem, jak Bone rozgląda się wokoło, będąc tuż przy drzwiach. Nie zadzwonił, ale od razu wszedł do środka, co mnie zaniepokoiło. 

Drzwi powinny być zamknięte.

Ze zduszonym oddechem i sercem bijącym  poza pierś czekałem na jakikolwiek znak od przyjaciela lub mojej ukochanej, ale na taki musiałem czekać dobre kilka minut. W końcu jednak mój telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawił się napis "Perełka" oznaczony serduszkiem. Ulżyło mi, bo po odebraniu usłyszałem jej piękny, melodyjny głos. Było to dla mnie błogosławieństwem.

- Ranve, nie opuszczaj samochodu.-rozkazała, przybierając poważny, ostro ton głosu, który nie znosił sprzeciwu i zwykle używany był na dzieciach, gdy nie chciały czegoś zrobić bądź po prostu były nie posłuszne.

- Wiem, maleńka, nic ci nie jest?-zapytałem, chcąc mieć pełny obraz sytuacji i wiedzę, że pomimo mojej nie uwagi, nic większego się jej nie stało.

- Nie, ale on nie jest sam, Ranve. Ich jest więcej.

- Skąd wiesz?

- Bo widział co robię, a jednocześnie zrobił ci zdjęcie, więc raczej się nie rozdwoił, żeby być w dwóch miejscach na raz.

- Więc co zrobimy?

Chwilowa cisza w słuchawce i jakieś szmery przyprawiły mnie prawie o zawał, bo w tamtej chwili dosłownie wszystko stanowiło zagrożenie.

- Bone dzwoni po ekipę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro