2: rozdział 13
Ranve's P.O.V
Spojrzałem we wsteczne lusterko, nie zauważając niczego podejrzanego, jednak miałem to znajome uczucie, że coś jest nie tak. Wiele razy odczuwałem ten dziwny niepokój w czasach szczenięcych. To było to samo. Dodatkowo strach o Hailey. Wiedziałem, że nie powinienem jej zostawiać samej, ale w naszym domu; praktycznie na każdym kroku schowana była broń, z której blondynka umie korzystać na tyle, żeby móc się obronić w razie czego. Wcale nie chciałem jechać do Bone'a i zostawiać jej samej, ale on powiedział, że przez telefon nie będzie gadać. Zaparkowałem pod domem przyjaciela i wyskoczyłem z samochodu, nie mogąc oprzeć się poczuciu, że ktoś mnie obserwuje. Rozejrzałem się w ciemności. Zarys krzaków, żywopłotu, domu, ogrodzenia sąsiadów. Nic nadzwyczajnego. Tak samo cisza, przeszywana pojedynczym szczekaniem owczarka sąsiadki.
- Wydaje ci się.-szepnąłem do siebie, ale gdzieś w tyle głowy miałem to, że jeszcze nigdy moja intuicja mnie nie zawiodła. Czemu miała by teraz? Fakt, od dawna nie używałem jej do czegoś związanego z gangsterką, aczkolwiek i tak pozostawała ćwiczona na giełdach i aukcjach.
Udałem się do drzwi, nie zwracając uwagi na ciągłe ujadanie kundla. Nie zdążyłem zapukać, a drzwi otwarł mi mój kumpel, od razu wciągając mnie za koszulę do środka. Rozejrzał się jeszcze i zamknął drzwi. W progu kuchni stała Ariana, żona Bone'a. Mężczyzna spojrzał na mnie nie zrozumiale, tak samo jak ja na niego. Aż w końcu Ariana przecięła ciszę.
- Gdzie Hailey?
- Co?-spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami. Po co miałbym tu przyprowadzać Hailey?
- Hailey.-powiedział Bone, więc na niego spojrzałem.- Czemu jej nie ma?
- Jest w domu.
- JAK TO W DOMU?!-krzyknął- JAK W DOMU?! CZEMU ONA JEST KURWA W DOMU?!
- A gdzie miała by być?!-również uniosłem głos.
- Z tobą?!-spojrzał na mnie jak na idiotę.- Przecież... Nie pamiętasz już co się robi w sytuacjach takich, jak ta?! Pilnuje się swoich!
- Jaka sytuacja?!
- Zamknijcie się bo...-urwała Ariana, kiedy ze schodów zeszła mała dziewczynka w wieku może dziesięciu lat. Była w żółtej pidżamce z nadrukiem żyraf. Miała kasztanowe włosy długie do połowy pleców. Wyglądała prawie identycznie, jak Bone. Bez wątpienia jego córka.
- Mamusiu, co się dzieję?-zapytała zaspanym głosem, pewnie nic nie rozumiejąc z tej sytuacji. I lepiej dla niej. Przynajmniej ona będzie miała normalne dzieciństwo bez narkotyków, alkoholu, uciekania przed policją i innych rzeczy, które są zabronione.
Ariana westchnęła.
- Nic, kochanie, wracaj do pokoju.-uśmiechnęła się, ale w jej oczach można było wyraźnie zobaczyć niepokój.
Mała spojrzała na mnie badawczym wzrokiem, ale potem odwróciła się i pognała na górę. Niedługo potem można było usłyszeć trzask drzwi, zapewne od jej pokoju. Spojrzałem na Bone'a, który przeczesywał włosy palcami.
- O co tu chodzi?-zapytałem, chcąc w końcu poznać prawdę i całą tą chorą sytuację wyjaśnić.
- Sam jeszcze do końca nie wiem.-przyznał.- Wiem tylko, że ktoś na ciebie poluje i to nie jest zabawa, stary.
- Poluje? Czy ja wyglądam na jakiegoś łosia?
- Chłopaki!-wtrąca Ariana, która chyba jest już zdrowo zniecierpliwiona naszym zachowaniem w obecnej sytuacji. Automatycznie zwracamy na nią swoje spojrzenia, oczekują odpowiedzi.- Wy tu gadu gadu, a Hailey tym czasem jest sama w domu i pewnie w niebezpieczeństwie!
Cholera, miała rację. Musiałem się tam dostać i to szybko, inaczej mogło by się stać coś, czego nie chciałbym nawet w koszmarze. Bone uparł się, że jedzie ze mną, ale Arianie dał jedną ze swoich broni. Byłem szczerze zaskoczony, kiedy pocałował ją czule i przyrzekł, że wróci. Dopiero wtedy uderzyło mnie to, iż Bone jest teraz normalnym ojcem i mężem, który codziennie wychodząc do pracy musi uspokajać swoją ukochaną. Ma normalne życie jak my wszyscy, ale czy da się z niego w pełni korzystać, mając za sobą taką przeszłość, jak my?
- Czekaj.-zatrzymał mnie, kiedy chciałem wysiąść z samochodu i pokierować się do mojego własnego domu, w którym Hailey pewnie siedzi przestraszona, czekając na powrót swojego przyszłego męża. Nie jest świadoma tego, że jej narzeczony stoi pod domem, chcąc przytulić ją do siebie i wyszeptać, że już jest dobrze.
- Co?
- Jesteś celem i chcesz wysiąść z auta, tym samym wystawiając się jak świnia w rzeźni?-uświadomił mi stopień ryzyka jakiego chciałem się podjąć w akcie desperacji. Mogłem zginąć, gdyby mnie nie powstrzymał.
- Racja.-westchnąłem.
- Ja pójdę.-powiedział, odpinając pasy, a ja spojrzałem na niego jak na kogoś, kto właśnie wbił sobie nóż w serce.- Mnie nie postrzeli, bo i po co?-prychnął.
- Może cię ze mną pomylić.-zauważyłem, będąc przestraszonym wizją straty przyjaciela i obowiązkiem uspokajania jego żony oraz córek, kiedy będą opłakiwali głowę rodziny.- Nie, Bone, to za duże ryzyko.
- Lepiej, żebyś ty poszedł i żeby cię postrzelili po sekundzie, czy żebym ja spróbował i został puszczony do domu?
Byłem bezsilny wobec jego argumentów, więc poddałem się, ale osłaniałem go, przeczesując teren wzrokiem i trzymając w dłoni glocka 22. Poręczna broń i moja ulubienica wśród cudów nowoczesnej techniki obronnej. Nigdy się z nią nie rozstawałem. Nawet, gdy z Emily byłem na basenie, to miałem glocka w torbie.
Widziałem, jak Bone rozgląda się wokoło, będąc tuż przy drzwiach. Nie zadzwonił, ale od razu wszedł do środka, co mnie zaniepokoiło.
Drzwi powinny być zamknięte.
Ze zduszonym oddechem i sercem bijącym poza pierś czekałem na jakikolwiek znak od przyjaciela lub mojej ukochanej, ale na taki musiałem czekać dobre kilka minut. W końcu jednak mój telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawił się napis "Perełka" oznaczony serduszkiem. Ulżyło mi, bo po odebraniu usłyszałem jej piękny, melodyjny głos. Było to dla mnie błogosławieństwem.
- Ranve, nie opuszczaj samochodu.-rozkazała, przybierając poważny, ostro ton głosu, który nie znosił sprzeciwu i zwykle używany był na dzieciach, gdy nie chciały czegoś zrobić bądź po prostu były nie posłuszne.
- Wiem, maleńka, nic ci nie jest?-zapytałem, chcąc mieć pełny obraz sytuacji i wiedzę, że pomimo mojej nie uwagi, nic większego się jej nie stało.
- Nie, ale on nie jest sam, Ranve. Ich jest więcej.
- Skąd wiesz?
- Bo widział co robię, a jednocześnie zrobił ci zdjęcie, więc raczej się nie rozdwoił, żeby być w dwóch miejscach na raz.
- Więc co zrobimy?
Chwilowa cisza w słuchawce i jakieś szmery przyprawiły mnie prawie o zawał, bo w tamtej chwili dosłownie wszystko stanowiło zagrożenie.
- Bone dzwoni po ekipę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro