Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: rozdział 8

- Eddie.-upomniałem chłopca, kiedy nie chciał odejść od półki, na której stały poukładane pluszowe miniony.

Cóż, zbliżała się godzina czternasta, a ja nadal siedziałem w sklepie z dzieciakami, ponieważ co krok im coś wpadało w oko i uznawały,.że koniecznie im to jest do życia potrzebne.

- Plose.-sapnął przytulając pluszaka do swojej piersi. Posłał mi minke szczeniaczka, dzięki czemu zmiękłem.

- Wasza mama mnie zabije za takie zakupy.-stwierdziłem przy płaceniu.

Wróciliśmy do domu przebijając się jakimś cudem przez uliczne korki, jakie panowały na nowojorskich drogach. Hailey, tak jak jej kazałem, odpoczywała na kanapie, czytając jedną z moich książek. Zauważyłem, że leki jakie jej dałem przez wyjazdem do sklepu zadziałały, bo odzyskała swoje kolory na twarzy i teraz zamiast być bladą jak marmur, była zdrowo zaróżowiona na buzi.

- Jezu.-sapnęła zaraz po naszym wejściu do mieszkania.

No tak. Emily trzymała w rączkach dwie lalki Barbie, na które mnie naciągnęła, a Eddie pluszowego miniona oraz figurke Transformersa.

- Nic nie mów, zostałem brutalnie naciągnięty i wykorzystany przez te małe bestie.-powiedziałem odkładając na bok trzy torby z zakupami.

Zamknąłem drzwi do mieszkania, po czym oparłem się o nie tyłem, patrząc jak Eddie i Emily bawią się swoimi zabawkami.

- Piękne.-mruknęła nagle blondynka, a gdy na nią spojrzałem, zobaczyłem łzy w jej oczach.

- Hej, dzieciaki.-powiedziałem, na co oboje spojrzeli w moją stronę.- Podobają wam się zabawki?

- Bardzo! Dziękuję!-zawołał chłopiec bawiąc się figurką.

- Dzienkuje.-wymamrotała dziewczynka aktualnie będąc zajętą wykrzykiwaniem rąk lalki w bardzo dziwny sposób.

- To może idziecie się pobawić w sypialni, co? Chcę pogadać z mamą.-poprosiłem, a dzieciaki grzecznie przeniosły zabawę do drugiego pokoju.- Hailey.-kucnąłem przy kobiecie.- Co się dzieje?-zapytałem widząc, że podtrzymuje się od płaczu.

- Nie, nic, tylko...-urwała patrząc na sufit i pociągając nosem.- Dzieci od tak dawna się nie uśmiechały i teraz... Dziękuję, że to dla nich robisz, na prawdę ci dziękuję.-powiedziała i rozpłakała się, chowając twarz w dłonie.

Poczułem się jednocześnie dobrze i źle, przez co moje serce zakuło mnie lekko. Zagryzłem warge bijąc się z myślami. W końcu jednak wziąłem blondynkę w objęcia, a ta wtuliła się we mnie jakby tylko czekała aż w końcu ją przytule. Nadal nie byłem pewien czy powinienem robić coś względem niej. Miałem tą świadomość, że jeżeli za bardzo się z nią spoufale, to będę cierpiał, ponieważ prędzej czy później ona odejdzie. A ja nie miałem chęci przechodzić przez to wszystko od nowa.

- Nie płacz.-szepnąłem głaskając blond włosy kobiety, która trzęsła się w moich ramionach z emocji.- Hailey, nie chodzi tylko o dzieci, prawda?

- N-nie.-wyszlochała, odchylając się ode mnie trochę, dzięki czemu mogła spojrzeć w moje oczy.

- To o co?-westchnąłem zakładając jej włosy za ucho, na co lekko się wzdrygnęła, a ja zmarszczyłem brwi przez ten odruch.- Hailey.-przypomniałem.

- Bo... Nie, ja nie chcę cię w to wciągać.-zdecydowała, na co mogłem tylko westchnąć.

- Skoro tak chcesz.-powiedziałem wstając.- Jutro z rana idę do pracy, więc nie będzie mnie do wieczora.-oznajmiłem.

- Fajnie, że się ustabilizowałeś.-wychrypiała podkurczając kolana do piersi.

- Staram się.

- Gdzie pracujesz?

- Kierownik stacji paliw.-powiedziałem, a ona się uśmiechnęła.

- Nieźle.-pochwaliła, po czym oparła policzek na kolanie.

- A ty? Praca? Czy się uczysz.

- Ta.-prychnęła.- Chyba jak gary zmywać.

- Czyli siedzisz w domu.-stwierdziłem siadając obok niej.

-Niestety. Chciałabym pracować czy się pouczyć, ale... Peter woli jak siedze w domu i...-urwała, kiedy głos zaczął się jej łamać.

- Jeżeli chcesz, to możesz mi się wygadać.-powiedziałem nie mogąc dłużej patrzeć jak trzyma to w sobie.

- Ja już po prostu nie chcę płakać.-powiedziała zagryzając warge.

- Ale najpierw trzeba się wywrócił żeby nauczyć się jeździć na rowerze.

- Czyli mam ci się wypłakać na ramieniu i potem już nie będę płakać?

- Chyba tak to działa.

- Ale nie chcę.

-  Ale potrzebujesz.

Patrzyła na mnie przez chwilę, aczkolwiek szybko się złamała i rozpłakała, wyciągając rączki do mnie, żebym ją przytulił.

- Dokładnie tak, malutka.-mruknąłem biorąc ją w swoje ramiona, dzięki czemu usiadła mi bokiem na kolach i przytuliła się do mojej piersi.- Czemu on cię leje, co?

- B-bo on ma pro-problemy z agresją, a-a ja próbuje go uspokajać, kiedy dzieci są niegrzeczne.

- I przez to obrywasz.-domyśliłem się, ale ona pozostała cicha.- Bije też dzieciaki?

- Raz... Raz uderzył Eddiego.

Poczułem złość, przez co zacisnąłem pięści oraz zęby.

Opanuj się, Collins.

- Czemu... Jak to się w ogóle stało, że z nim skończyłaś?

- Tata po tym jak nas przyłapał w łóżku, postanowił, że sam znajdzie dla mnie chłopaka i to takiego wychowanego, odpowiedniego.

- Mhm, jest kurwa odpowiedni.

- Na początku było okej, trochę się złościł, ale to jego natura plus dwuletni pobyt w wojsku. A potem, kiedy się do niego wprowadziłam, to zaczął na nas krzyczeć i bić.

- Czemu nikomu o tym nie mówiłaś?

- Bałam się, że mi nie uwierzą, a on się wkurzy za to, że na niego doniosłam.

- No tak.-westchnąłem.- Eddie to jego dziecko?

- Tak, a Emily...-urwała odchylając się ode mnie.

- Emily?-zapytałem unosząc brew.

- Adoptowana.-powiedziała, jednak wyczułem wahanie w jej głosie. Postanowiłem tego nie drążyć.

- Jadłaś coś?-zapytałem i znów spróbowałem założyć jej włosy za ucho, ale ponownie spotkałem się ze wzdrygnięciem kobiety.- Hailey, czemu tak reagujesz? Nie robię nic złego, robię?

- Nie, tylko...-westchnęła i sama sobie założyła kosmyk włosów za ucho.- Peter mi tak robi zawsze kiedy mnie przeprasza, że uniósł na mnie rękę.

- Och, nie miałem pojęcia, przepraszam. Już nie będę.-zapewniłem z cieniem uśmiechu na ustach.- Wracając, jadłaś coś?

Pokręciła głową.

- To może coś zamówimy?-zaproponowałem.- Dzieci chyba nie jedzą często pizzy, co?-zapytałem z uśmiechem, którym kobieta się ode mnie zaraziła.

- Cóż, jeżeli dzieci tego chcą.-powiedziała nieśmiało, aczkolwiek ja już wiedziałem, że ona tak samo miała ochotę na taki przysmak.

- Więc od tej pory jesteś dzieckiem.-stwierdziłem, na co trzepnęła moje ramię, a ja się zaśmiałem.

Dziaciaki zaczęły niemożliwe piszczeć w momencie, kiedy zawołałem "pizza". Wieczór zakończył się tym, że nasze żołądki były po brzegi wypchane pizzą, a my leżeliśmy na kanapie oglądając Garfielda. Ja siedziałem na środku, a Hailey obok mnie wtulona w mój bok. Za to Eddie leżał na moim brzuchu, przez co serio myślałem czy się zrżygam i kiedy to nastąpi. Emily zajęła miejsce po mojej drugiej stronie i również przykleiła się do mojego boku. Pomimo, że byłem wypchany serem i innymi dodatkami, było mi duszno z powodu tych wszystkich przylepów przyklejonych do mojego ciała i że czułem się osaczony... To było mi na prawdę miło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro