1: rozdział 8
- Eddie.-upomniałem chłopca, kiedy nie chciał odejść od półki, na której stały poukładane pluszowe miniony.
Cóż, zbliżała się godzina czternasta, a ja nadal siedziałem w sklepie z dzieciakami, ponieważ co krok im coś wpadało w oko i uznawały,.że koniecznie im to jest do życia potrzebne.
- Plose.-sapnął przytulając pluszaka do swojej piersi. Posłał mi minke szczeniaczka, dzięki czemu zmiękłem.
- Wasza mama mnie zabije za takie zakupy.-stwierdziłem przy płaceniu.
Wróciliśmy do domu przebijając się jakimś cudem przez uliczne korki, jakie panowały na nowojorskich drogach. Hailey, tak jak jej kazałem, odpoczywała na kanapie, czytając jedną z moich książek. Zauważyłem, że leki jakie jej dałem przez wyjazdem do sklepu zadziałały, bo odzyskała swoje kolory na twarzy i teraz zamiast być bladą jak marmur, była zdrowo zaróżowiona na buzi.
- Jezu.-sapnęła zaraz po naszym wejściu do mieszkania.
No tak. Emily trzymała w rączkach dwie lalki Barbie, na które mnie naciągnęła, a Eddie pluszowego miniona oraz figurke Transformersa.
- Nic nie mów, zostałem brutalnie naciągnięty i wykorzystany przez te małe bestie.-powiedziałem odkładając na bok trzy torby z zakupami.
Zamknąłem drzwi do mieszkania, po czym oparłem się o nie tyłem, patrząc jak Eddie i Emily bawią się swoimi zabawkami.
- Piękne.-mruknęła nagle blondynka, a gdy na nią spojrzałem, zobaczyłem łzy w jej oczach.
- Hej, dzieciaki.-powiedziałem, na co oboje spojrzeli w moją stronę.- Podobają wam się zabawki?
- Bardzo! Dziękuję!-zawołał chłopiec bawiąc się figurką.
- Dzienkuje.-wymamrotała dziewczynka aktualnie będąc zajętą wykrzykiwaniem rąk lalki w bardzo dziwny sposób.
- To może idziecie się pobawić w sypialni, co? Chcę pogadać z mamą.-poprosiłem, a dzieciaki grzecznie przeniosły zabawę do drugiego pokoju.- Hailey.-kucnąłem przy kobiecie.- Co się dzieje?-zapytałem widząc, że podtrzymuje się od płaczu.
- Nie, nic, tylko...-urwała patrząc na sufit i pociągając nosem.- Dzieci od tak dawna się nie uśmiechały i teraz... Dziękuję, że to dla nich robisz, na prawdę ci dziękuję.-powiedziała i rozpłakała się, chowając twarz w dłonie.
Poczułem się jednocześnie dobrze i źle, przez co moje serce zakuło mnie lekko. Zagryzłem warge bijąc się z myślami. W końcu jednak wziąłem blondynkę w objęcia, a ta wtuliła się we mnie jakby tylko czekała aż w końcu ją przytule. Nadal nie byłem pewien czy powinienem robić coś względem niej. Miałem tą świadomość, że jeżeli za bardzo się z nią spoufale, to będę cierpiał, ponieważ prędzej czy później ona odejdzie. A ja nie miałem chęci przechodzić przez to wszystko od nowa.
- Nie płacz.-szepnąłem głaskając blond włosy kobiety, która trzęsła się w moich ramionach z emocji.- Hailey, nie chodzi tylko o dzieci, prawda?
- N-nie.-wyszlochała, odchylając się ode mnie trochę, dzięki czemu mogła spojrzeć w moje oczy.
- To o co?-westchnąłem zakładając jej włosy za ucho, na co lekko się wzdrygnęła, a ja zmarszczyłem brwi przez ten odruch.- Hailey.-przypomniałem.
- Bo... Nie, ja nie chcę cię w to wciągać.-zdecydowała, na co mogłem tylko westchnąć.
- Skoro tak chcesz.-powiedziałem wstając.- Jutro z rana idę do pracy, więc nie będzie mnie do wieczora.-oznajmiłem.
- Fajnie, że się ustabilizowałeś.-wychrypiała podkurczając kolana do piersi.
- Staram się.
- Gdzie pracujesz?
- Kierownik stacji paliw.-powiedziałem, a ona się uśmiechnęła.
- Nieźle.-pochwaliła, po czym oparła policzek na kolanie.
- A ty? Praca? Czy się uczysz.
- Ta.-prychnęła.- Chyba jak gary zmywać.
- Czyli siedzisz w domu.-stwierdziłem siadając obok niej.
-Niestety. Chciałabym pracować czy się pouczyć, ale... Peter woli jak siedze w domu i...-urwała, kiedy głos zaczął się jej łamać.
- Jeżeli chcesz, to możesz mi się wygadać.-powiedziałem nie mogąc dłużej patrzeć jak trzyma to w sobie.
- Ja już po prostu nie chcę płakać.-powiedziała zagryzając warge.
- Ale najpierw trzeba się wywrócił żeby nauczyć się jeździć na rowerze.
- Czyli mam ci się wypłakać na ramieniu i potem już nie będę płakać?
- Chyba tak to działa.
- Ale nie chcę.
- Ale potrzebujesz.
Patrzyła na mnie przez chwilę, aczkolwiek szybko się złamała i rozpłakała, wyciągając rączki do mnie, żebym ją przytulił.
- Dokładnie tak, malutka.-mruknąłem biorąc ją w swoje ramiona, dzięki czemu usiadła mi bokiem na kolach i przytuliła się do mojej piersi.- Czemu on cię leje, co?
- B-bo on ma pro-problemy z agresją, a-a ja próbuje go uspokajać, kiedy dzieci są niegrzeczne.
- I przez to obrywasz.-domyśliłem się, ale ona pozostała cicha.- Bije też dzieciaki?
- Raz... Raz uderzył Eddiego.
Poczułem złość, przez co zacisnąłem pięści oraz zęby.
Opanuj się, Collins.
- Czemu... Jak to się w ogóle stało, że z nim skończyłaś?
- Tata po tym jak nas przyłapał w łóżku, postanowił, że sam znajdzie dla mnie chłopaka i to takiego wychowanego, odpowiedniego.
- Mhm, jest kurwa odpowiedni.
- Na początku było okej, trochę się złościł, ale to jego natura plus dwuletni pobyt w wojsku. A potem, kiedy się do niego wprowadziłam, to zaczął na nas krzyczeć i bić.
- Czemu nikomu o tym nie mówiłaś?
- Bałam się, że mi nie uwierzą, a on się wkurzy za to, że na niego doniosłam.
- No tak.-westchnąłem.- Eddie to jego dziecko?
- Tak, a Emily...-urwała odchylając się ode mnie.
- Emily?-zapytałem unosząc brew.
- Adoptowana.-powiedziała, jednak wyczułem wahanie w jej głosie. Postanowiłem tego nie drążyć.
- Jadłaś coś?-zapytałem i znów spróbowałem założyć jej włosy za ucho, ale ponownie spotkałem się ze wzdrygnięciem kobiety.- Hailey, czemu tak reagujesz? Nie robię nic złego, robię?
- Nie, tylko...-westchnęła i sama sobie założyła kosmyk włosów za ucho.- Peter mi tak robi zawsze kiedy mnie przeprasza, że uniósł na mnie rękę.
- Och, nie miałem pojęcia, przepraszam. Już nie będę.-zapewniłem z cieniem uśmiechu na ustach.- Wracając, jadłaś coś?
Pokręciła głową.
- To może coś zamówimy?-zaproponowałem.- Dzieci chyba nie jedzą często pizzy, co?-zapytałem z uśmiechem, którym kobieta się ode mnie zaraziła.
- Cóż, jeżeli dzieci tego chcą.-powiedziała nieśmiało, aczkolwiek ja już wiedziałem, że ona tak samo miała ochotę na taki przysmak.
- Więc od tej pory jesteś dzieckiem.-stwierdziłem, na co trzepnęła moje ramię, a ja się zaśmiałem.
Dziaciaki zaczęły niemożliwe piszczeć w momencie, kiedy zawołałem "pizza". Wieczór zakończył się tym, że nasze żołądki były po brzegi wypchane pizzą, a my leżeliśmy na kanapie oglądając Garfielda. Ja siedziałem na środku, a Hailey obok mnie wtulona w mój bok. Za to Eddie leżał na moim brzuchu, przez co serio myślałem czy się zrżygam i kiedy to nastąpi. Emily zajęła miejsce po mojej drugiej stronie i również przykleiła się do mojego boku. Pomimo, że byłem wypchany serem i innymi dodatkami, było mi duszno z powodu tych wszystkich przylepów przyklejonych do mojego ciała i że czułem się osaczony... To było mi na prawdę miło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro