Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: rozdział 24

- Skarbie, śpisz?-szepnął Peter do ucha kobiety, którą przytulał na łyżeczki.

Nie odpowiedziała, więc uznał, że śpi. Powoli i delikatnie się od niej odsunął, po czym wstał i upewnił się, że kobieta śpi. Poszedł do salonu, gdzie torebka blondynki położona była na kanapie. Nie wiele myśląc zajrzał do torebki, skąd wyciągnął skórzany portfel w kolorze różu. Spojrzał w kierunku drzwi i jeszcze raz sprawdził, czy Hailey nie idzie. Wyciągnął kartę kredytową, którą schował sobie do kieszeni dresów. Już miał odkładać portfel na miejsce, ale zauważył, że na dnie torebki leży telefon blondynki. Zagryzł warge myśląc czy to dobry pomysł. Ostatecznie i tak sięgnął po urządzenie, które odblokował bez problemu, gdyż od zawsze hasłem była data urodzenia Eddiego. Ściągnął brwi widząc, że Hailey dość często SMS-uje z Ranve. Kliknął na ich konwersację i poczytał nieco.

- Tęsknie za tobą.-przeczytał na głos.- Szczerze? To ja za tobą też.-zacytował kolejną wiadomość.- Suka jedna.-warknął rzucając telefonem o podłogę.

Poczuł, że traci kontrolę, którą przejmuje furia oraz gniew. Niepohamowane siły niszczycielskie.

- Ja ci kurwa dam romanse!-krzyknął, kierując się do sypialni, gdzie zastał Hailey przecierającą oczy.

- Peter? Co się dzieje?-zapytała wciąż będąc w lekkim śnie, ale doskonale widziała przed sobą jego postać. Zbliżał się, a ona nieświadoma niczego siedziała na łóżku.

- Ty dziwko!-złapał ją za włosy i szarpnął nimi, przez co kobieta krzyknęła z bólu.- Tak się zabawiasz?! Ja ci pokaże prawdziwą zabawę!

- O co ci chodzi?-załkała widząc w jego oczach to dobrze jej znane odbicie.

- Ranve, to z nim się pieprzysz za moimi plecami, tak?!

- Mamusiu?

Oboje spojrzeli w stronę drzwi, gdzie Eddi stał wpatrzony w tą scenę.

- Eddie, idź do pokoju.-polecił ojciec patrząc w oczy przerażonej blondynki.

- Co robis mamusi?-krzyknął podbiegając do ojca, którego nogi zaczął okładać piąstkami.

- Wypieprzaj do pokoju!-brunet odepchnął chłopca, w wyniku czego ten upadł na podłogę i zalał się łzami.

- Zostaw go!-warknęła matka wstając z łóżka, żeby stawić czoła swojemu mężowi.

Złapał ją za nadgarstki i ścisnął je bardzo mocno, patrząc w jej oczy.

- Peter...-szepnęła mając nadzieję, że może jakoś wpłynie na jego emocje i uspokoi go, ale jak się potem okazało, nadzieja matką głupich.

Eddie krzyknął, gdy pięść ojca zetknęła się z brzuchem mamy. Blondynka zawyła i opadła na kolana, aczkolwiek brunet nie puścił jej nadgarstków. Podłoga zaskrzypiała przez małe stupki chłopczyka, który desperacko biegł do salonu, gdzie miał zamiar przechwycić telefon rodzicielki.

- Peter, błagam...-zaakszlała krwią, przez co Peter zacisnął szczękę jeszcze mocniej.

- Collins.-mruknął Ranve po odebraniu telefonu od swojego ulubieńca, który zapłakany patrzył jak ojciec podnosi jego mamusię.- Halo?-upomniał się.

- Ranve!-szepnął chłopiec.

- Kto mówi?

- Ja, Eddie.

- Eddie?-zapytał zszokowany i momentalnie wyprostował się w krześle.

- Tatuś bije mamusię!

- Słucham!?

- Idzie tu!-krzyknął przerażony widząc, jak ojciec stawia ku niemu kroki.

- Eddie! Gdzie jesteście?!

- Marble...-urwało połączenie, kiedy ojciec przejął telefon i rzucił nim o panele.

Ranve nie musiał się długo zastanawiać. Marble Street. Pokierował się tam nie zważając na nic i na nikogo.

- Ty mały gnojku.-brunet podniósł chłopca pod pachami, a kiedy ten zaczął kopać, złapał jedną ręką jego kostki.

Przerażony chłopiec był bliski płaczu, o czym świadczyła jego drżąca warga.

- Co zrobiłeś mamusi?

- To samo, co zrobię tobie.

Ranve jechał tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu. Był na siebie zły, że pozwolił Hailey wrócić do Petera. Mógł temu zapobiec, ale tego nie zrobił. Piskiem opon oznajmił całemu osiedlu, że zahamował na krawężniku. Nawet nie zamykał auta, tylko wystrzelił jak torpeda do wnętrza budybku. Dopadł windę, ale nie mógł pozwolić sobie na czekanie, więc rzucił się do schodów. Pomimo jego kondycji, i tak złapał zadyszke. Nie dochodziło go to. Chciał już mieć Hailey w ramionach i pragnął wykrzyczeć jej to wszystko, co w nim siedziało. Wstrząs przeszedł przez jego ciało, gdy pomyślał co Peter może zrobić z kruchymi ciałkami dzieci. Dopadł drzwi, które nie były zamknięte, dlatego bezproblemowo dostał się do mieszkania. Widok, który go przywitał, wymusił w nim łzy.

- Chory popierdoleńcu!-wrzasnął, przez co Peter zatrzymał się w kopaniu chłopczyka po brzuchu.

Ranve nie myślał wiele i to był jedyny raz, gdy nie próbował powstrzymać swoich emocji. Wymierzył pierwszy cios, a za nim drugi, trzeci i następny. Zero pohamowania. Peter ostygł z nerwów, ale Ranve dopiero zaczynał swój pokaz siły. Kiedy był pewny, że Peter nie wstanie z podłogi, wstał i spojrzał na niego. Zakrwawiona twarz, pęknięty łuk brwiowy, rozcięta dolna warga i złamane żebro. Zamknięte oczy i spokojny oddech dawały wrażenie, że brunet nie żyje, ale Ranve wiedział jak pobić, żeby nie zabić. Obrócił głowę w bok, a widok nieprzytomnego chłopca poruszył nim, dzięki czemu przestał on myśleć o agresji, a znacząco zmiękł. Ukucnął obok chłopczyka, biorąc go na swoje kolana i tuląc do swej piersi. Zapłakał wyczuwając, że serce jak i płuca malucha jeszcze pracują. Nie ukrywał, że kochał Eddiego jak własnego syna. Tak samo z Emily. Do tego wszystkiego się przyznawał. Jedyne w czym się oszukiwał, to do uczuć względem Hailey.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro