1: rozdział 22
- Ranve, nogi mnie bolą, weź mnie na barana.-zachichotała blondynka po dziesięciu minutach spaceru w towarzystwie szatyna, który prowadził ją do miejscowej winiarni, gdzie miała się odbyć ich wspólna degustacja wina francuskiego.
- Wziąłem cię na misjonarza.-przewrócił oczami rozbawiony, kiedy ta trzepnęła jego ramię.- Po co zakładałaś szpilki? Na spacer szpilki?
- Nie zwykły spacer, tylko spacer po Francji.-wytknęła.- To różnica.-uśmiechnęła się półgębkiem.
- No faktycznie.-prychnął.
Po dotarciu do winnicy Grace była szczerze zaskoczona, przerażona ale i rozweselona. Ranve nie miał pojęcia, na której z jej emocji się skupić, dlatego zignorował kobietę, skaczącą wesoło pomiędzy korytarzami. Pokręcił rozbawiony głową. Jeszcze nigdy nie widział jej tak uradowanej i to z czego? Z alkoholu. Nie, nie zwyczajnego. Francuskiego. Grace zaraz by mu to wytknęła.
- Grace.-zaśmiał się widząc, że kobieta po raz setny przegląda daty na stojakach z winami.
- Przepraszam, ale tu jest tak ciekawie i w ogóle fantastycznie, że nie mogę się powstrzymać no.-zachichotała podchodząc do niego, aby wsunąć rękę pomiędzy bok talii a łokieć mężczyzny.- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.-uśmiechnęła się do niego szczerze, co szatyn odwzajemnił.
- S'il vous plaît indiquer.
Ranve spojrzał przez swoje ramie, aby zobaczyć, że starszy mężczyzna podąża w ich kierunku. Wiedział, że to ich przewodnik, więc uśmiechnął się do niego ciepło.
- Vous en tournée?-zapytał, a szatyn szybko skinął głową.
Blondynka wydawała się być iście zachwycona tym, co opowiadał przewodnik, natomiast Ranve interesowały głównie smaki alkoholi. No i francuskie kobiety zwiedzające winnice. Ich wycieczka po korytarzach przestarzałej winnicy trwała aż do pory obiadowej, kiedy to przyjaciele postanowili wybrać się na miasto, które było kilkaset metrów dalej. Hailey w tym samym czasie weszła do mieszkania na czwartym piętrze którego drzwi otwarł jej mąż. Peter wpatrzony był w profil kobiety, która z dystansem weszła do wnętrza pustego pomieszczenia, które wyglądało jej na salon. Rozglądała się, uważnie śledząc każdy kąt, każdy cień i rozbryzg farby na ścianach. Brunet zagryzł warge nie odciągając spojrzenia od swojej żony. Zamknął za sobą drzwi jak najciszej mógł, ale mimo to Hailey podskoczyła w miejscu i spojrzał przez ramię na mężczyzne.
- Przepraszam.
Zamrugała, obracając się przodem do męża. Objęła swoje ramiona będąc niepewną każdego kroku i słowa. Podszedł do niej powoli, uważając, aby nie wystraszyć jej jeszcze bardziej. Stanął przed nią, przez co czubki jego Reeboków oraz jej balerinek się stykały. Patrzyła na niego do góry, a on na nią w dół. Nie uśmiechali się. Nic nie mówili, a jedynie patrzyli. Czuła się, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem, ale nie chciała się przed nim rozpłakać. Powoli uniósł dłoń i jeszcze delikatniej przyłożył ją do policzka blondynki.
- Już wszystko będzie dobrze.-szepnął patrząc w szklane oczy blondynki.- Obiecuje.-dodał.
Nie wytrzymała. Rozpłakała się spuszczając głowę w dół i zasłaniając usta drżącą dłonią. Peter uśmiechnął się widząc, że to łzy wzruszenia. Przygarnął ją w swe ramiona, a ona go zaskoczyła obejmując jego tors.
- Naprawię to, co spieprzyłem, a potem oboje zbudujemy nowy związek między nami, dobrze?
Pokiwała głową nie mogąc nic wydusić przez łzy cieknące po jej zaczerwienionych policzkach, nawilżając je. Peter trzymał ją w swoich objęciach bardzo szczelnie. Jakby chciał ją obronić przed całym złem na tym świecie. W tamtym momencie Hailey poczuła przy nim coś, czego nie czuła od dwóch lat. Od czasu, gdy Ranve zniknął z jej życia na siedemset trzydzieści dni.
Bezpieczeństwo.
Pociągnęła nosem tuląc policzek w pierś męża, który z kolei ułożył podbródek na ramieniu blondynki. Grace popchnęła Ranve na łóżko, gdy ten śmiał się z jej wyglądu, gdyż dopiero co wrócili do hotelu z miasta, gdzie bardzo mocno wiało, a blondynka nie miała kaptura ani choćby czapki, żeby zakryć swoje włosy przed rozwianiem im we wszystkie strony świata. Dlatego właśnie wyglądała tak, jak wyglądała. I to było powodem śmiechu podpitego szatyna, który rozłożył się na łóżku.
- Jesteś niemożliwy.-mruknęła podchodząc do łóżka, żeby wspiąć się na nie jak kocica.
Przeszła na czworaka na uda mężczyzny, który wpatrywał się w jej oczy przepełnione pożądaniem. Ona też nie była bez kropli alkoholu, dlatego emocje w niej buzowały. Wystarczyło, że mężczyzna uniósł brew, a ona już poczuła mrowienie między nogami. Usiadła na jego kroczu, dzięki czemu poczuła, że on również odczuwał podniecenie.
- To co, panie prezesie?-nachyliła się nad nim, kładąc dłonie na jego piersi.- Jak zakończymy ten wieczór?-oblizała lubieżnie usta.
- Nie zamierzam go jeszcze kończyć.-ułożył dłoń na plecach kobiety, gdy przekładał ich tak, aby to ona była na dole.
Nachylił się i spojrzał w jej oczy, a następnie na usta. Dotknął swoimi wargami jej ust i w tym momencie zadzwonił jego telefon.
- Ugh.-jęknęła zrezygnowana blondynka, kiedy szatyn się odsunął, i wstał po swój telefon, który był podłączony i leżał na komodzie po przeciwnej stronie łóżka.
Zmrużył oczy i ściągnął brwi widząc na wyświetlaczu imię swojej byłej.
- Tak?-zapytał przykładając telefon do ucha.
- Uh, Ranve? Nie przeszkadzam albo coś?-odezwała się, a szatyn pokazał Grace na migi, że wchodzi i udał się na korytarz.
- Nie, nie przeszkadzasz. Co się stało?
- Um, wiesz... Bo... Ja chciałam ci powiedzieć, że to co zaraz powiem, to może cię zdenerwować... A-ale...
- Hailey, mów do mnie z sensem, zwłaszcza, że piłem trochę.-przetarł dłonią twarz odczuwając efekty tego, że alkohol przestaje działać, a zastępuje go zmęczenie i ból głowy.
- Och, to... No... Przeprowadzam się z dziećmi i Peterem do nowego mieszkania.
Nie wiedział czemu. Z jakiego powodu. Ani co to oznaczało, ale wyraźnie czuł ukłucie w swoim sercu.
- Ranve, odezwij się.-powiedziała po dłuższej chwili, kiedy szatyn nie oddzywał się.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.-wydusił.
- Wiem, że to zaskoczenie, ale on naprawdę się zmienił. Naprawdę.-zarzekała się.
- Hailey...
- Ranve...
- Nie przerywaj mi.-warknął.- Słuchaj mnie. Nie obchodzi mnie on. Ten sukinsyn mógł by nawet zdechnąć, a mnie by nawet warga nie drgnęła.-przyznał i doczekał chwilę, jednak blondynka nie odezwała się czekając na ciąg dalszy monologu szatyna.- Chodzi mi o ciebie, Hailey.-westchnął.- Nie chcę żeby historia zatoczyła koło. Byłaś taka szczęśliwa. Widziałem twoje iskierki w oczach, a tego nie było, kiedy on cię bił.-przygryzł warge.- Nie powiem "Nie dzwoń do mnie, kiedy cię pobije" ani "Nie przychodź do mnie z płaczem", bo to by był błąd. Zawsze ci pomogę. Tylko zrozum, że jak go potem dorwe, to zabije, rozumiesz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro