Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: rozdział 22

- Ranve, nogi mnie bolą, weź mnie na barana.-zachichotała blondynka po dziesięciu minutach spaceru w towarzystwie szatyna, który prowadził ją do miejscowej winiarni, gdzie miała się odbyć ich wspólna degustacja wina francuskiego.

- Wziąłem cię na misjonarza.-przewrócił oczami rozbawiony, kiedy ta trzepnęła jego ramię.- Po co zakładałaś szpilki? Na spacer szpilki?

- Nie zwykły spacer, tylko spacer po Francji.-wytknęła.- To różnica.-uśmiechnęła się półgębkiem.

- No faktycznie.-prychnął.

Po dotarciu do winnicy Grace była szczerze zaskoczona, przerażona ale i rozweselona. Ranve nie miał pojęcia, na której z jej emocji się skupić, dlatego zignorował kobietę, skaczącą wesoło pomiędzy korytarzami. Pokręcił rozbawiony głową. Jeszcze nigdy nie widział jej tak uradowanej i to z czego? Z alkoholu. Nie, nie zwyczajnego. Francuskiego. Grace zaraz by mu to wytknęła.

- Grace.-zaśmiał się widząc, że kobieta po raz setny przegląda daty na stojakach z winami.

- Przepraszam, ale tu jest tak ciekawie i w ogóle fantastycznie, że nie mogę się powstrzymać no.-zachichotała podchodząc do niego, aby wsunąć rękę pomiędzy bok talii a łokieć mężczyzny.- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.-uśmiechnęła się do niego szczerze, co szatyn odwzajemnił.

- S'il vous plaît indiquer.

Ranve spojrzał przez swoje ramie, aby zobaczyć, że starszy mężczyzna podąża w ich kierunku. Wiedział, że to ich przewodnik, więc uśmiechnął się do niego ciepło.

- Vous en tournée?-zapytał, a szatyn szybko skinął głową.

Blondynka wydawała się być iście zachwycona tym, co opowiadał przewodnik, natomiast Ranve interesowały głównie smaki alkoholi. No i francuskie kobiety zwiedzające winnice. Ich wycieczka po korytarzach przestarzałej winnicy trwała aż do pory obiadowej, kiedy to przyjaciele postanowili wybrać się na miasto, które było kilkaset metrów dalej. Hailey w tym samym czasie weszła do mieszkania na czwartym piętrze którego drzwi otwarł jej mąż. Peter wpatrzony był w profil kobiety, która z dystansem weszła do wnętrza pustego pomieszczenia, które wyglądało jej na salon. Rozglądała się, uważnie śledząc każdy kąt, każdy cień i rozbryzg farby na ścianach. Brunet zagryzł warge nie odciągając spojrzenia od swojej żony. Zamknął za sobą drzwi jak najciszej mógł, ale mimo to Hailey podskoczyła w miejscu i spojrzał przez ramię na mężczyzne.

- Przepraszam.

Zamrugała, obracając się przodem do męża. Objęła swoje ramiona będąc niepewną każdego kroku i słowa. Podszedł do niej powoli, uważając, aby nie wystraszyć jej jeszcze bardziej. Stanął przed nią, przez co czubki jego Reeboków oraz jej balerinek się stykały. Patrzyła na niego do góry, a on na nią w dół. Nie uśmiechali się. Nic nie mówili, a jedynie patrzyli. Czuła się, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem, ale nie chciała się przed nim rozpłakać. Powoli uniósł dłoń i jeszcze delikatniej przyłożył ją do policzka blondynki.

- Już wszystko będzie dobrze.-szepnął patrząc w szklane oczy blondynki.- Obiecuje.-dodał.

Nie wytrzymała. Rozpłakała się spuszczając głowę w dół i zasłaniając usta drżącą dłonią. Peter uśmiechnął się widząc, że to łzy wzruszenia. Przygarnął ją w swe ramiona, a ona go zaskoczyła obejmując jego tors.

- Naprawię to, co spieprzyłem, a potem oboje zbudujemy nowy związek między nami, dobrze?

Pokiwała głową nie mogąc nic wydusić przez łzy cieknące po jej zaczerwienionych policzkach, nawilżając je. Peter trzymał ją w swoich objęciach bardzo szczelnie. Jakby chciał ją obronić przed całym złem na tym świecie. W tamtym momencie Hailey poczuła przy nim coś, czego nie czuła od dwóch lat. Od czasu, gdy Ranve zniknął z jej życia na siedemset trzydzieści dni.

Bezpieczeństwo.

Pociągnęła nosem tuląc policzek w pierś męża, który z kolei ułożył podbródek na ramieniu blondynki. Grace popchnęła Ranve na łóżko, gdy ten śmiał się z jej wyglądu, gdyż dopiero co wrócili do hotelu z miasta, gdzie bardzo mocno wiało, a blondynka nie miała kaptura ani choćby czapki, żeby zakryć swoje włosy przed rozwianiem im we wszystkie strony świata. Dlatego właśnie wyglądała tak, jak wyglądała. I to było powodem śmiechu podpitego szatyna, który rozłożył się na łóżku.

- Jesteś niemożliwy.-mruknęła podchodząc do łóżka, żeby wspiąć się na nie jak kocica.

Przeszła na czworaka na uda mężczyzny, który wpatrywał się w jej oczy przepełnione pożądaniem. Ona też nie była bez kropli alkoholu, dlatego emocje w niej buzowały. Wystarczyło, że mężczyzna uniósł brew, a ona już poczuła mrowienie między nogami. Usiadła na jego kroczu, dzięki czemu poczuła, że on również odczuwał podniecenie.

- To co, panie prezesie?-nachyliła się nad nim, kładąc dłonie na jego piersi.- Jak zakończymy ten wieczór?-oblizała lubieżnie usta.

- Nie zamierzam go jeszcze kończyć.-ułożył dłoń na plecach kobiety, gdy przekładał ich tak, aby to ona była na dole.

Nachylił się i spojrzał w jej oczy, a następnie na usta. Dotknął swoimi wargami jej ust i w tym momencie zadzwonił jego telefon.

- Ugh.-jęknęła zrezygnowana blondynka, kiedy szatyn się odsunął, i wstał po swój telefon, który był podłączony i leżał na komodzie po przeciwnej stronie łóżka.

Zmrużył oczy i ściągnął brwi widząc na wyświetlaczu imię swojej byłej.

- Tak?-zapytał przykładając telefon do ucha.

- Uh, Ranve? Nie przeszkadzam albo coś?-odezwała się, a szatyn pokazał Grace na migi, że wchodzi i udał się na korytarz.

- Nie, nie przeszkadzasz. Co się stało?

- Um, wiesz... Bo... Ja chciałam ci powiedzieć, że to co zaraz powiem, to może cię zdenerwować... A-ale...

- Hailey, mów do mnie z sensem, zwłaszcza, że piłem trochę.-przetarł dłonią twarz odczuwając efekty tego, że alkohol przestaje działać, a zastępuje go zmęczenie i ból głowy.

- Och, to... No... Przeprowadzam się z dziećmi i Peterem do nowego mieszkania.

Nie wiedział czemu. Z jakiego powodu. Ani co to oznaczało, ale wyraźnie czuł ukłucie w swoim sercu.

- Ranve, odezwij się.-powiedziała po dłuższej chwili, kiedy szatyn nie oddzywał się.

- Ja... Nie wiem co powiedzieć.-wydusił.

- Wiem, że to zaskoczenie, ale on naprawdę się zmienił. Naprawdę.-zarzekała się.

- Hailey...

- Ranve...

- Nie przerywaj mi.-warknął.- Słuchaj mnie. Nie obchodzi mnie on. Ten sukinsyn mógł by nawet zdechnąć, a mnie by nawet warga nie drgnęła.-przyznał i doczekał chwilę, jednak blondynka nie odezwała się czekając na ciąg dalszy monologu szatyna.- Chodzi mi o ciebie, Hailey.-westchnął.- Nie chcę żeby historia zatoczyła koło. Byłaś taka szczęśliwa. Widziałem twoje iskierki w oczach, a tego nie było, kiedy on cię bił.-przygryzł warge.- Nie powiem "Nie dzwoń do mnie, kiedy cię pobije" ani "Nie przychodź do mnie z płaczem", bo to by był błąd. Zawsze ci pomogę. Tylko zrozum, że jak go potem dorwe, to zabije, rozumiesz?





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro