1: rozdział 17
Ranve wrócił do domu około godziny północnej i od razu wskoczył po gorący, długi prysznic. Uwielbiał po pracy się tak rozluźnić i zapomnieć o tych stertach papierków i dokumentów. Potem ubrał na siebie dresowe spodnie, a następnie udał się do salonu zaopiekować się pupilami. Usiadł na kanapie z telefonem w ręku, w którym zaczął wystukiwać smsy do Zacka.
Szatyn uśmiechnął się, blokując telefon. Odchylił się na oparciu kanapy, ale coś nie pozwoliło mu się wyluzować. Odkąd zobaczył imię Hailey na jednym z kontaktów w telefonie, nie mógł przestać o tym myśleć.
- Ah, pieprzyć to.-mruknął biorąc ponownie telefon w rękę. Wszedł w kontakt z blondynką, aczkolwiek zawahał się zagryzając wargę.
Kobieta akurat siedziała na kanapie oglądając film, podczas gdy jej maż poszedł do łazienki. Chwyciła telefon w rękę, a jej serce zabiło mocniej i szybciej, kiedy zobaczyła kto jest adresatem wiadomości. Trzęsącymi się palcami wystukała odpowiedź, po czym zagryzła swojego kciuka w poddenerwowaniu.
Poniekąd uważała za słodkie, że mężczyzna tak się nią przejmuje, ale jednak nie zapomniała o tym, co stało się tydzień temu.
Zmarszczyła brwi na to pytanie ze strony szatyna.
Szatyn nie wahał się ani chwilę przy przyciskaniu zielonego guzika do wybrania kontaktu Hailey. Kilka sygnałów minęło zanim blondynka zdecydowała się odebrać połączenie.
- Cześć, malutka.-mruknął, a uśmiech wtargnął mu na usta, tak jak z resztą kobiecie po drugiej stronie słuchawki.
- Hej.-zamruczała słodko, co wyszło jej zupełnie nie planowanie, ale Ranve zagryzł wargę wyłapując jej ton.
- Co porabiasz?
- Siedzę. Oglądam film.
- Sama?-zapytał i spotkał się z chwilową ciszą.- Hailey?-dopytał.
- Z Peterem.-wyznała obawiając się reakcji szatyna, który tylko westchnął.
- I pozwala ci ze mną gadać?
- Jest w toalecie.
- Och, oczywiście.
- Co to miało znaczyć?
- Nic, tylko mogłem się domyślić, że on nic nie wie o mnie, bo gdyby tak było, zapewne zabroniłby ci się ze mną kontaktować.
- Nie jestem jego uległą.-burknęła z oburzeniem.
- Nie, ale boisz się go i jak tylko by ci coś rozkazał, spełniła byś to bez wahania.
- Nie boję się go.
- Poczekaj aż znowu cię uderzy.
- Ranve...-westchnęła.- Nie chcę się z tobą kłócić.-powiedziała łagodniej.
- Ja też, ale nie mogę słuchać jak ponownie zaczynasz mu ulegać, księżniczko.
- Nie ulegnę mu.-odpowiedziała pomimo motylków w brzuchu wywołanych przez jego urocze przezwisko.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Dobrze.
- Muszę kończyć.
- Zadzwonię rano, okej?
- Mhm, pa.
- Pa.-mruknął, ale już kiedy słychać było przerywane sygnały.
Zablokował telefon i patrzył chwile w czarny ekran. Nie podobało mu się, że Hailey tak się mu oddaje. Ponownie. Nie mógł dać jej się ponownie pogrążyć, nie zniósł by tego. Nie teraz, gdy znów zobaczył jej śliczny, uroczy uśmiech, gdy jej oczy ponownie zaczęły się świecić oraz błyszczeć barwą błękitu, nie teraz, kiedy życie w niej odżyło.
- Nie pozwolę ci się zniszczyć.-powiedział sam do siebie, wstając z kanapy.
Pokierował się do swojej garderoby, a kiedy ubierał na siebie koszulkę, wybrał numer do swojego szefa. Po kilku sygnałach usłyszał ciężki, zachrypnięty głos mężczyzny.
- Collins, jest pierwsza w nocy, a t mnie obudziłeś.-fuknął ospałym głosem.
- Przepraszam szefie, ale czy na te podróż do Francji mogę zabrać osobę towarzyszącą?
- Że co?
- No towarzyszkę.
- A, młodemu się marzy seks na wieży Eiffla, co?-mruknął rozbawiony, na co szatyn przewrócił oczami.
- Coś w tym stylu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro