Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: rozdział 13

Kilka dni później nadszedł czas na wyprowadzke Hailey. Wybrała mieszkanie, na którego zwiedzaniu była. Meble oraz dodatki zostały dowiezione dzień przed wprowadzka, ponieważ były one dołączone do mieszkania. Jak się okazało, pierwszy czynsz mogła zapłacić dopiero za miesiąc, a wynosił on niespełna trzysta dolarów, które Hailey miała już przygotowane. Dzieci nie chciały opuszczać Ranve, aczkolwiek po pożegnaniu już nie miały wyboru. Sam Ranve czuł żal w sercu, bo nie chciał, aby kobieta go opuszczała. Doskonale wiedział, że będzie przez to cierpiał. Żałował, że się do niej zbliżył. Że pozwolił uczuciu wrócić. Teraz ona odchodzi, a on pozostaje sam z cierpieniem, jakie będzie odczuwał przez samotność. Usiadł na kanapie i westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami. W mieszkaniu zrobiło się nieznośnie cicho i pusto. Ranve nie mógł wytrzymać tego echa, jakie odbijało się w jego głowie. Potrzebował się odciąć, upić i pogadać z kimś, kto by go wysłuchał. Zanim zdążył pomyśleć, już miał telefon przy uchu.

- Namyśliłeś się czy cię olała?-odezwał się głos po drugiej stronie.

- Wyprowadziła się.-powiedział smutnym tonem, na co Zack westchnął.

- Chciałbym powiedzieć "a nie mówiłem?", ale nie będę takim skurwielem.

- Zack?

- Za dziesięć minut w pubie.-powiedział i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.

Zgodnie z umówieniem, oboje spotkali się w pubie, w którym pracuje siostra Hailey.

- Cześć.-przywitał się Zack, przybijając żółwika z szatynem, który usiadł na stołku barowym obok mężczyzny.

W pubie nie było zbyt wielu osób, bo prawdziwe tłumy zbierają się dopiero po zmroku, dlatego przyjaciele mogli spokojnie porozmawiać przy drinku bezalkoholowym.

- To co? Hata wolna?

- Niestety.

- Stary, powiedz mi, ale tak szczerze. Czujesz coś do niej?

Ranve zamyślił się chwilę, ponieważ rzeczywiście coś czuł do Hailey, ale czy można było nazwać to czymś więcej niż zauroczeniem? Owszem, zależało mu na niej, ale nie był w stanie ocenić co to uczucie oznacza.

- Nie wiem. Znaczy... Tak, ale... Nie wiem.

- Nieźle się wpierdoliłeś.-stwierdził brunet, pociągając potem łyka napoju.- Ale to nie jest tak, że ona zniknęła, nie? Tylko się wyprowadziła.

- No tak, ale co z tego? Mam ją odwiedzać i udawać, że nic się nie stało?

- A co się miało stać?-zapytał marszcząc brwi, a szatyn spuścił wzrok na szklanke w swojej dłoni.- Nie. Nienienienie. Nie zrobiłeś tego.

- Zrobiłem.

- Nie.-zaprzeczył stanowczo, patrząc na szatyna jak surowy ojciec, który właśnie przyłapał swojego syna na ćpaniu.- Nie przeleciałeś jej.

- Przykro mi.

- Mi też. Kurwa. Przecież sam mówiłeś, że już się do niej nie zbliżysz!

- Starałem się, ale żebyś ty ją widział. Jej ciało, oczy, włosy...

- Totalnie zabujany.

- Wcale nie.-burknął marszcząc brwi.

- Wcale tak. Nie zaprzeczaj, bo im bardziej zaprzeczasz, tym bardziej potwierdzasz.

- Och psycholog się znalazł.-przewrócił oczami.- To było raz. Więcej się nie powtórzy.

W tym momencie spojrzał na niego jak na największego idiote na świecie.

- Na serio!

Popukał się palcem w czoło, za co dostał w ramię z pięści.

- Jeszcze zobaczysz, że będziecie małżeństwem.-westchnął, na co mężczyzna prychnął.

Ranve wieczorem postanowił odwiedzić swoje biuro, aby zająć myśli pracą i nie wspominać oczu blondynki, ani jej ciała... Ani... Dość. Nie mógł się rozpraszać. Nie teraz, gdy jego kariera nabierała rozpędu i wszystko szło dobrze.

- Proszę pana.-zagruchała sekretarka, wchodząc do biura, gdzie szatyn pracował na laptopie nad wykresami.

Mężczyzna uniósł na nią wzrok i przejechał spojrzeniem po jej ciele. Miała na nogach czarne szpilki oraz rajstopy w kolorze ciała. Jej ciało skryte było pod jasnymi jeansami i prześwitującą bluzką w kolorze różu, pod którą widać było biały stanik. Szatyn zagryzł warge usiłując skupić swoje spojrzenie na oczach kobiety, co nie wychodziło mu za dobrze.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogłabym w czymś panu pomóc? Bo zaraz wychodzę.

- Uh, w sumie, to mogłabyś mi zrobić kawę.-powiedział i uniósł kąciki swoich ust nieznacznie w górę.

- Tak jest.-odparła z uśmiechem i pokierowała się do drzwi, przy których jednak się zatrzymała i spojrzała na swojego szefa.- Czysta czarna, tak?-upewniła się, a Ranve dodatkowo kiwnął głową.

Chwilę to trwało zanim dostał swoją kawę, ale dla tego smaku warto było poczekać.

- Czy mogę w czymś jeszcze pomóc?

- Nie, dobranoc.-machnął obojętnie ręką.

- Dobranoc.-odparła, po czym wyszła z gabinety, pozostawiając szatyna samego z pracą.

Nagły dźwięk jego telefonu wyrwał go z transu i spowodował, że młody prezes aż podskoczyły w miejscu.

- Dajcie żyć.-jęknął będąc zmuszonym ponownie przerwać pracę i odebrać telefon.- Halo.-mruknął podtrzymując telefon przy uchu ramieniem, podczas gdy dalej wstukiwał prezentację na klawiszach.- Haaalo.-przedłużył, gdy po chwili nikt się nie odezwał.

- Ranve...-usłyszał kobiecy szloch po drugiej stronie słuchawki i natychmiast zmarszczył brwi.

- Hailey?-zapytał podejrzewając kto może być właścicielem tego numeru.

- On tu jest.

- Kto?

- Mój mąż... Jest tu... W mieszkaniu.

- Jak to w mieszkaniu?-burknął odchylając się na krześle i wlepiając wzrok w przestrzeń.

- Błagam cię, pomóż mi. On ma dzieci.-zapłakała ledwo wyraźnie.

- Jak to ma dzieci? A ty gdzie jesteś?-mruknął wstając z krzesła.

- W łazience, zamknęłam się, ale on dzieciom nic nie zrobi.-zapewniła, podczas gdy młody prezes już był w windzie i zjeżdżał na dół.

- Jesteś bezpieczna?

- Nie, on... O-on dobija się do drzwi. Ranve, boję się...

- Już, ja już jadę. Wytrzymaj jeszcze chwilę.

W słuchawce dało się usłyszeć trzask, jakby ktoś wyłamał drzwi, a potem krzyk Hailey. Ranve aż poczuł igłę w klatce piersiowej, a jego włosy zdawały się poszarzeć ze strachu. Nie zawrzał na światła, czy na innych ludzi na drodze, po prostu jechał w stronę mieszkania Hailey. Omal nie spowodował wypadku przez wjechanie w maskę jeepa, ale nawet to nie zmusiło mężczyzny do zwolnienia prędkości, która była bliska stu kilometrów na godzinę.

- Zostaw mnie!-krzyknęła kobieta do słuchawki, a w jej głosie słychać było, że jest przerażona i bliska płaczu.- Puść!-wrzasnęła.

- Jeżeli zadzwoniłaś na policję, szmato, to...-połączenie urwało przez prawdopodobnie rozbicie telefonu przez męża Hailey.

Ranve zaraz po zatrzymaniu samochodu, wyskoczył z niego i pobiegł do wnętrza budynku, w którym zaatakował winde, ale potem wpadł na pomysł, że jednak pobiegnie schodami. Jako że Hailey mieszkała na czwartym piętrze, to mężczyzna nawet nie dostał zadyszki. Odnalazł numer drzwi mieszkania blondynki i wywarzył je barkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro